Pandemia uderzyła zwłaszcza w przedstawicieli klasy dominującej i społeczeństwa krajów rozwiniętego kapitalizmu. A zmiany klimatu są problemem przede wszystkim dla drugiej połowy planety – pisze Bruno MAÇÃES
W książce opublikowanej zaledwie kilka miesięcy po wybuchu epidemii wirusa COVID-19, pod koniec 2019 roku, naukowiec i aktywista klimatyczny prof. Andreas Malm postawił intrygujące pytanie: „Dlaczego państwa globalnej Północy podjęły działania w sprawie koronawirusa, ale nie w sprawie zmian klimatu?”. Po wybuchu pandemii wprowadzono bowiem środki mające na celu ograniczenie przenoszenia się wirusa, m.in. skłaniające obywateli do pozostania w domach; niemalże jednocześnie wprowadzono rozróżnienie między niezbędną i nieistotną działalnością gospodarczą. Producenci samochodów wyłączyli swoje linie montażowe, a niektórzy przebranżowili się i zajęli produkcją wentylatorów. Jak zauważa prof. Malm, zasada, o której nigdy wcześniej nie myślano, została nagle wprowadzona w życie: „Niektóre dziedziny produkcji i handlu zaspokajają podstawowe ludzkie potrzeby, podczas gdy inne mogą zostać natychmiast zamknięte”.
W kwestii zmian klimatu reakcja polityczna jest jednak znacznie bardziej stonowana. Z czego wynika ta różnica? Przede wszystkim wiele zależy od tego, jak ją zinterpretujemy. We wspomnianej książce Malm nie zgadza się na przykład z tym, że pandemia jest większym i pilniejszym zagrożeniem niż zmiany klimatu, przytaczając dane, z których wynika, że już teraz możemy mieć do czynienia ze 150 000 zgonów rocznie, które są powodowane właśnie zmianami klimatycznymi. A swoją książkę pisał on przecież w pierwszym roku pandemii. Od tego czasu jednak ci, którzy ostrzegali przed tragicznymi kosztami pandemii, mieli rację. Do lata 2021 roku zmarło co najmniej 4 miliony ludzi, a liczba ta z pewnością jest znacznie zaniżona. W analizie opublikowanej w maju 2021 roku podniesiono tę liczbę do 6,9 miliona ofiar śmiertelnych na całym świecie. „The Economist” zasugerował, że na koronawirusa mogło już umrzeć nawet 10 milionów ludzi. Ponieważ pandemia nadal szaleje w regionach o dużej liczbie ludności, a oficjalne dane liczbowe nadal są podważane, nie można wykluczyć, że dojdziemy do ostatecznej liczby zgonów wynoszącej 20 milionów lub więcej. Co wydarzyłoby się w sytuacji, w której nie podjęto by żadnych działań?
Niezależnie od tych oczywistych faktów Malm uważa, że wszystko sprowadza się do tożsamości ofiar. Pandemia uderzyła bowiem zwłaszcza w dostojnych przedstawicieli klasy dominującej i ludność krajów rozwiniętego kapitalizmu. A klimat jest problemem przede wszystkim dla drugiej połowy planety, domeną globalnego Południa. Czy to może być wyjaśnienie? Tłumienie wirusa o wiele lepiej pasuje do schematów politycznych. Mogą to realizować państwa narodowe, nawet z pobudek nacjonalistycznych, podczas gdy ograniczenie emisji w celu ratowania planety przyniosłoby korzyści całemu światu. Wymaga to jednak działań wspólnych.
Można sobie wyobrazić, że globalna katastrofa zdrowotna jest jak wojna, którą możemy wygrać, i to wygrać zdecydowanie. Całkowita mobilizacja, której byliśmy świadkami w pierwszym roku pandemii, była możliwa, ponieważ wszyscy interpretowali ją jako tymczasowy wysiłek, po którym można było oczekiwać powrotu do normalności, nawet jeśli normalność miałaby oznaczać coś zupełnie innego niż to, co uważaliśmy za normalność wcześniej. W przypadku zmian klimatycznych rewolucja w życiu społecznym i gospodarczym, o której wszyscy słyszymy, że jest konieczna, ma być mniej lub bardziej trwała. Trudno się dziwić, że państwa i społeczeństwa wciąż się wahają lub wątpią w swoją zdolność do wykonania tego skoku.
Nie ma powodu, aby sądzić, że geopolityka związana ze zmianami klimatycznymi zerwie z modelem narodowym krytykowanym przez aktywistów klimatycznych. Gdy sytuacja kryzysowa stanie się nieunikniona, państwa narodowe będą się nią zajmować na tym samym gruncie rywalizacji i konkurencji. Jak ujął to amerykański sekretarz stanu Antony Blinken tuż przed wirtualnym szczytem klimatycznym w Białym Domu, „trudno sobie wyobrazić, że Stany Zjednoczone wygrają długoterminową strategiczną rywalizację z Chinami, jeśli nie będziemy w stanie przewodzić rewolucji w dziedzinie energii odnawialnej”. Różnica w stosunku do pandemii jest tutaj tylko taka, że walka ze zmianami klimatycznymi nie skończy się w ciągu dwóch czy trzech lat. Klimat jest na zawsze.
Pomocne może tu być jednak wyobrażenie sobie, że walka ze zmianami klimatycznymi to odpowiednik powstrzymywania wirusa, a dekarbonizacja to odpowiednik szczepionki. Gdyby udało się skrócić długi i trudny proces opracowywania szczepionki do mniej niż roku, można by spróbować czegoś podobnego w przypadku infrastruktury energetycznej i transportowej. Jednak to, co widzieliśmy podczas pandemii i co być może zaszokowało wielu z nas, to fakt, że poszczególne kraje przyjęły bezlitośnie egoistyczne podejście do kwestii powstrzymywania epidemii. Przyjęły też logikę wyścigu z każdym innym krajem, nawet jeśli w wyścigu tym inni mieli przegrać. „Niech tak będzie”, twierdzili polityczni decydenci. Na przykład we wczesnych stadiach pandemii maseczki i respiratory były gromadzone przez tych, którzy mogli sobie na to pozwolić.
Naturalne jest zatem oczekiwanie czegoś podobnego w przypadku kryzysu klimatycznego. Fale upałów można złagodzić dzięki powszechnemu stosowaniu klimatyzacji, praca zdalna wyeliminuje potrzebę stresujących dojazdów, a architektura krajobrazu sprawi, że miasta będą nadawały się do zamieszkania – oczywiście dla tych, którzy będą mogli sobie na takie środki zaradcze pozwolić. Wraz z podnoszeniem się poziomu mórz niektóre linie brzegowe zostaną opuszczone, ale miasta i kraje mogą również zdecydować się na budowę infrastruktury „obronnej”. Staten Island w Nowym Jorku planuje budowę wartego 615 milionów dolarów falochronu, który ma wytrzymać 300-letni sztorm. Ma to być kompleks barier, nasypów i falochronów rozciągających się na długości 5,3 mili od wschodniego wybrzeża Staten Island w sąsiedztwie Fort Wadsworth do Great Kills. Z kolei w grudniu 2020 r. chińska Rada Państwowa wydała okólnik określający środki na rzecz modyfikowania pogody. Zgodnie z tym dokumentem do 2025 roku Chiny będą miały rozwinięty system modyfikacji pogody – dzięki fundamentalnym badaniom w dziedzinie kluczowych technologii.
Logika adaptacji jest zgodna ze schematem, który zaobserwowaliśmy podczas pandemii, kiedy to kraje inwestowały w testy i infrastrukturę szpitalną, ufając własnym decyzjom politycznym bardziej niż jakiemukolwiek globalnemu podejściu. W sytuacji kryzysowej pojawia się bowiem pokusa, aby skupić się na przedsięwzięciach, które nie przynoszą korzyści innym podmiotom. Chodzi o ochronę szczególnych dóbr, w przypadku których podejmuje się odpowiednie działania.
Choć może się to wydawać szokujące, niektóre kraje mogą nawet oczekiwać, że skorzystają na chaosie. Jeśli niektóre miasta dysponują zasobami materialnymi i organizacją pozwalającą na ograniczenie wpływu zmian klimatycznych bardziej niż w konkurencyjnych metropoliach w innych krajach, mogą do nich przybywać firmy i wykwalifikowana siła robocza.
Zapomnijmy o kryzysie klimatycznym jako sposobie na przezwyciężenie nieubłaganych realiów geopolityki. Bardziej prawdopodobne jest to, że geopolityka w czasie zmian klimatycznych będzie obecna silniej niż kiedykolwiek. W debacie publicznej wiele uwagi poświęca się zwiększonej wydajności paneli słonecznych lub turbin wiatrowych, ale te technologie mają swoje własne łańcuchy przemysłowe. W związku z dekarbonizacją miedź, nikiel, kobalt, chrom i inne strategiczne minerały będą potrzebne w znacznie większych ilościach. Najważniejsze bogate złoża tych metali znajdują się zaś zwykle w miejscach niestabilnych politycznie. Jak zauważa John Dizard, „dla Europejczyków transformacje energetyczne będą prawie na pewno wymagały znacznie większego zaangażowania przemysłowego i wydatków socjalnych w Afryce”.
Jeśli chodzi o gospodarkę wodorową, będzie ona o wiele bardziej zależna od platyny z południowej Afryki niż przemysł naftowy od złóż w Zatoce Perskiej. We wrześniu 2020 roku Komisja Europejska ostrzegła państwa członkowskie, że niedobory pierwiastków wykorzystywanych do produkcji baterii i urządzeń do pozyskiwania energii odnawialnej zagrażają celom klimatycznym Unii Europejskiej, narażając jednocześnie Wspólnotę na presję podaży ze strony Chin, które dominują w przetwórstwie strontu i litu. W przypadku litu prawie cała podaż z Australii trafia do Chin. Jedną z możliwych strategii jest wykorzystanie satelity Copernicus „do poszukiwania nowych zasobów i zarządzania zasobami istniejącymi”. Problem dotyczący zasobów naturalnych przenosi nas o sto lat wstecz, do czasów, gdy potęga narodowa była mierzona terytorialnymi złożami surowców.
W ciągu najbliższych kilku dekad zapotrzebowanie na materiały wykorzystywane w panelach słonecznych wzrośnie co najmniej trzykrotnie, a zapotrzebowanie na składniki niezbędne przy produkcji akumulatorów, takie jak kobalt, lit i inne pierwiastki ziem rzadkich, będzie rosło tak szybko, że kraje będą zmuszone do walki o kontrolę nad określonymi obszarami geograficznymi.
.Jeśli kryzys klimatyczny ma doprowadzić do powstania nowego modelu gospodarczego i technologicznego, ostatnią rzeczą, której powinniśmy się spodziewać, jest to, że przemiana ta będzie miała pokojowy charakter. Historia uczy nas, że momenty transformacji niosą zarówno zagrożenia, jak i szanse, dzięki którym określone państwa mogą wzmocnić swoją pozycję. To dzięki rewolucji paliw kopalnych Anglia stała się globalnym imperium, a Stany Zjednoczone wykorzystały podobną szansę, przewodząc technologicznym przemianom drugiej rewolucji przemysłowej.
Bruno Maçāes
Tekst ukazał się w nr 36 miesięcznika opinii “Wszystko co Najważniejsze” [LINK].