Prof. Michał KLEIBER: Zielony Ład wyzwaniem w epoce koronawirusa

Zielony Ład wyzwaniem w epoce koronawirusa

Photo of Prof. Michał KLEIBER

Prof. Michał KLEIBER

Redaktor naczelny "Wszystko Co Najważniejsze". Profesor zwyczajny w Polskiej Akademii Nauk. Prezes PAN 2007-2015, minister nauki i informatyzacji 2001-2005, w latach 2006–2010 doradca społeczny prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przewodniczący Polskiego Komitetu ds. UNESCO. Kawaler Orderu Orła Białego.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Pogodzenie wydatków na rozbudowany w ostatnich latach system świadczeń społecznych, restrukturyzację energetyki i walkę z pandemią koronawirusa będzie w Polsce niestety szczególnie trudnym wyzwaniem – pisze prof. Michał KLEIBER

Ważnym elementem w przeciwdziałaniu zmianom klimatycznym staną się z pewnością wysiłki rządów poszczególnych państw na rzecz uwzględniania w swych planach nowych i często zupełnie nieprzewidywalnych sytuacji, takich jak ekonomiczne konsekwencje pandemii koronawirusa. Zapowiadane w wielu krajach olbrzymie wydatki budżetowe chroniące przedsiębiorców i miejsca pracy w warunkach pewnego już, znacznego spowolnienia gospodarki ograniczą bowiem bez wątpienia możliwości finasowania planowanych działań proekologicznych.

Pocieszanie się, że spowolnienie gospodarcze skutkować będzie ograniczeniem emisji jest z gruntu błędne. Dalekosiężne skutki niedoinwestowania infrastruktury służącej ograniczaniu emisyjności energetyki, przemysłu i transportu osłabią skuteczność polityki prowadzonej na rzecz ochrony klimatu.

Potrzeba ograniczania emisji gazów jest dzisiaj powszechnie akceptowana, zdecydowana większość z nas zgadza się bowiem z coraz lepiej udokumentowanymi naukowymi opiniami dotyczącymi zachodzących zmian klimatycznych. Prowadzone od przeszło 100 lat naziemne obserwacje, pogłębione w ostatnich 40 latach wszechstronnymi pomiarami satelitarnymi, nie pozostawiają wątpliwości – temperatura na powierzchni globu rośnie, oceany magazynują coraz większe ilości ciepła, poziom mórz rośnie, zmniejsza się pokrywa arktycznego lodu, na całym świecie topnieją lodowce, rośnie w powietrzu koncentracja dwutlenku węgla i metanu. Nakłada się na to szybki globalny wzrost zapotrzebowania na energię oraz fakt, że obserwowane anomalie klimatyczne dodatkowo zwiększają jej zużycie.

Konsekwencją tej sytuacji musi więc być stwierdzenie, że globalne plany i obietnice redukcji emisji gazów cieplarnianych są dzisiaj niestety niewystarczające. Ocenia się bowiem, że zamiast nakreślonego w trakcie konferencji COP15 w Paryżu celu osiągnięcia pod koniec wieku ocieplenia nieprzewyższającego 2°C względem okresu przedindustrialnego zmierzamy nieuchronnie do osiągnięcia wartości znacznie wyższej, przekraczającej 3°C. Wobec stale rosnącej emisji (przeciętnie o 1,5 proc. rocznie w minionej dekadzie, w dodatku bez tendencji spadkowej, ponieważ w roku 2018 nastąpił wzrost o 1,7 proc.), nie do zrealizowania wydają się w szczególności wskazania dotyczące corocznej redukcji poziomu globalnej emisji o 2,7 proc. w ciągu nadchodzącej dekady. Opublikowany niedawno ONZ-owski dokument w tej sprawie stwierdza, że podobna koncentracja CO2 w atmosferze wystąpiła ostatnio aż parę milionów lat temu i towarzyszył jej wtedy poziom wód w oceanach o kilkanaście metrów wyższy niż obecnie! Konsekwencje podobnej sytuacji dzisiaj byłyby oczywiście tragiczne dla mieszkańców olbrzymich obszarów położonych wzdłuż wybrzeży oceanów, byłyby jednak także bardzo znaczące dla gospodarki całego świata.

Na podstawie bardzo złożonych modeli przewidywanego rozwoju sytuacji naukowcy z Uniwersytetu w Cambridge ogłosili, że niepowstrzymanie zmian klimatu skutkować będzie pod koniec wieku obniżeniem globalnego PKB o 7 proc.

Na przykład w Kanadzie byłoby to 13 proc., w Szwajcarii 12 proc., w USA 10,5 proc., w Japonii i Indiach 10 proc., w Rosji 9 proc. Główne straty dotyczyłyby zniszczenia infrastruktury w rejonach nadmorskich, wpływów pogarszającego się stanu środowiska naturalnego i problemów zdrowotnych ludności, ograniczeń w zakresie rybołówstwa. W analizie nie uwzględniono przy tym zagrożeń związanych z bardzo prawdopodobnymi masowymi migracjami ludności z terenów zagrożonych i możliwymi konfliktami militarnymi powodowanymi przez rosnące nierówności jakości życia wielkich grup społecznych, co oczywiście dodatkowo znacznie pogorszyłoby rezultaty otrzymane z symulacji.

Niezależnie od obecnej pandemii sytuację komplikuje fakt, że wokół niektórych inicjatyw uważanych za kluczowe dla niskoemisyjnej energetyki i transportu narastają poważne wątpliwości. W przypadku promowanych wszędzie elektrycznych samochodów okazuje się np., że w porównaniu z pojazdami benzynowymi i dieslowskimi bilans korzyści i szkód wyrównuje się dopiero po przejechaniu przez pojazdy elektryczne odpowiednio aż 80 tys. i 125 tys. kilometrów – produkcja i utylizacja baterii oraz ekologiczny koszt wydobycia niezbędnego dla nich litu i kobaltu dewastują środowisko bardziej od cieszących się przecież fatalną sławą silników spalinowych. A popularny dzisiaj transport samochodów elektrycznych z Japonii do Europy bądź USA oznacza dla jednego pojazdu około jednej tony najbrudniejszej ropy naftowej, spalonej i wydostającej się w postaci dymu do atmosfery przez transportujący je kontenerowiec.

Ciągle niepewna, choć stale deklarowana jako bardzo obiecująca pod względem ekologicznym jest przyszłość silników na wodór oraz ogniwa paliwowe. Rosną także wątpliwości co do korzyści z budowy morskich farm wiatrowych. Okazuje się, że niski ślad węglowy, generowany w trakcie ich eksploatacji, równoważony jest emisją powstającą przy skomplikowanej budowie niezbędnej infrastruktury podwodnej i potem przy jej likwidacji, koniecznej najczęściej już po 25 latach używania. Coraz częściej kwestionowana jest realność szerokiego wdrożenia skutecznych metod wychwytywania i magazynowania dwutlenku węgla.

Niechętnie szczególnie przez młodzież (na czele z 16-letnią Gretą Thunberg) dostrzeganą sprawą jest emisyjność towarzysząca wykorzystywaniu internetu.

Serwery przechowujące na świecie miliardy materiałów wideo i audio potrzebują gigantycznej energii do funkcjonowania i chłodzenia, emitując CO2 w ilościach przekraczających całkowitą emisję tego gazu w kraju o wielkości i potencjale gospodarczym Hiszpanii.

Cały przemysł cyfrowy, nawet z pominięciem kosztów produkcji i utylizacji sprzętu, generuje zaś według wiarygodnych ocen aż 4 proc. światowej emisji CO2, czyli więcej niż np. gwałtownie postponowany za to przemysł lotniczy. Wielkie niewiadome towarzyszą także aktualnym decyzjom o przyszłości energetyki jądrowej, na rzecz której trwają obecnie bardzo obiecujące prace, mogące całkowicie zniwelować jej niedostatki w zakresie utylizacji odpadów i bezpieczeństwa – mamy tu na myśli z jednej strony zalety małych reaktorów modułowych, a z drugiej całkowicie nową generację wysokotemperaturowych reaktorów bazujących na fuzji termojądrowej.

W obecnej sytuacji jedno wydaje się pewne – zamiast często chaotycznie formułowanych, katastroficznych apeli o całkowitą zmianę dotychczasowych zasad funkcjonowania światowej gospodarki potrzebujemy dogłębnie opracowanych analiz oceniających proponowane nowe rozwiązania pod kątem ekologiczności w całym cyklu ich użytkowania, od powstania aż do utylizacji. Ważne przy tym jest uwzględnienie kontekstu geopolitycznego, ponieważ nieuchronne i daleko idące zmiany na rynkach produkcji i dystrybucji pierwotnych źródeł energii będą z pewnością wywoływać najróżniejsze konflikty w skali globalnej.

W sytuacji coraz powszechniejszego identyfikowania zagrożeń klimatycznych jest oczywiście zrozumiałe, że z wielu stron padają deklaracje o zamiarach podejmowania zdecydowanych kroków ograniczających emisję. Najdalej idące są chyba zamiary Unii Europejskiej z jej deklarowaną strategią Zielonego Ładu, mającą do roku 2050 doprowadzić całą wspólnotę do tzw. neutralności klimatycznej. Pod terminem tym rozumiemy maksymalne ograniczenie emisji CO2 w przemyśle, transporcie i energetyce oraz zrównoważenie tej części emitowanych gazów, której nie udało się ograniczyć poprzez jej wychwytywanie i pochłanianie, np. dzięki sadzeniu drzew. Działania na rzecz tak rozumianej neutralności klimatycznej opisywane są takimi terminami, jak m.in. wyższa efektywność energetyczna, energetyka prosumencka, termomodernizacja budynków, wykorzystywanie ciepła generowanego w elektrowniach, energia ze źródeł odnawialnych, gospodarka o biegu zamkniętym, biogospodarka pochłaniająca w całości generowany dwutlenek węgla czy przechwytywanie i magazynowanie CO2.

W ramach strategii Zielonego Ładu Komisja Europejska przedstawiła niedawno projekt prawa klimatycznego ustanawiającego na rok 2050 cel osiągnięcia neutralności klimatycznej. Cel ten był wprawdzie politycznie uzgodniony już na szczycie unijnych przywódców pod koniec ubiegłego roku, ale teraz przybrał postać twardego prawa, niewymagającego w dodatku do zatwierdzenia jednomyślnego poparcia wszystkich państw członkowskich – potrzebna będzie tylko kwalifikowana większość w Radzie Unii składającej się z ministrów państw UE oraz większościowe poparcie w Europejskim Parlamencie. Proponowane prawo wyklucza także możliwość różnicowania zadań dla poszczególnych państw. W ramach proponowanej strategii KE będzie formułować cele do osiągnięcia w kolejnych latach – zamiast dotychczas uzgodnionej 40-procentowej redukcji na rok 2030 dyskutowana jest np. obecnie redukcja nawet o 55 proc.

Oczywiste jest pytanie, czy nasz kraj powinien poprzeć ten projekt. W istocie nie mamy tu wyjścia, ponieważ Trybunał Sprawiedliwości UE może na wniosek Komisji nałożyć na nas wysokie kary finansowe. Kluczowym elementem realizacji tej strategii pozostaje jednak finansowanie tego technologicznie niełatwego i społecznie bolesnego procesu.

Na osiągnięcie w połowie wieku zerowej emisyjności UE zamierza przeznaczać ze swego budżetu od 175 do 290 mld euro rocznie – i były to szacunki przed wybuchem pandemii.

Podział tych środków pomiędzy poszczególne państwa członkowskie będzie więc z pewnością tematem stałych, bardzo skomplikowanych negocjacji. Nie ulega wątpliwości, że kraje bogate, które w przeszłości najczęściej bezkarnie emitowały olbrzymie ilości CO2, budując swą gospodarczą potęgę, powinny wspierać kraje chcące dzisiaj osiągnąć podobne sukcesy. Polska, jako szybko rozwijający się kraj, mający 80-procentowy udział węgla w swym miksie energetycznym i ponad 100 tys. osób pracujących w elektrowniach węglowych i górnictwie, będzie więc miała w tych negocjacjach wiele do osiągnięcia. Kluczem do osiągnięcia społecznego konsensusu w sprawie transformacji energetycznej będzie zaś przekonująca prezentacja płynących z niej długookresowych korzyści oraz ponoszonych po drodze kosztów z jasnym wskazaniem ich społecznego rozłożenia.

.We wszystkich państwach członkowskich Unii, nie wyłączając Polski, rośnie zrozumienie dla konieczności działań na rzecz ochrony klimatu – skuteczność podejmowanych kroków zależeć będzie jednak od racjonalnego, solidarnego i konsekwentnego sposobu wdrażania tej polityki oraz, oczywiście, od możliwości finansowania niezbędnych działań. W naszym kraju pogodzenie wydatków na rozbudowany w ostatnich latach system świadczeń społecznych, restrukturyzację energetyki i walkę z pandemią koronawirusa będzie niestety z pewnością szczególnie trudnym wyzwaniem.

Michał Kleiber

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 24 marca 2020