Prof. Mieczysław RYBA: Kościół i państwo na Kresach południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej

Kościół i państwo na Kresach południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej

Photo of Prof. Mieczysław RYBA

Prof. Mieczysław RYBA

Historyk, pracownik naukowy Katolickiego Uniwersytetu Jana Pawła II. Członek Kapituły Orderu Odrodzenia Polski. Odznaczony przez prezydenta RP Andrzeja Dudę Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Skomplikowane relacje religijne i narodowościowe na Kresach Południowo-Wschodnich II Rzeczypospolitej w książce prof. Mieczysława RYBY. Autor przedstawia m.in. zróżnicowane postawy ukraińskich hierarchów Kościoła greckokatolickiego – metropolity Andrzeja Szeptyckiego i biskupa Grzegorza Chomyszyna wobec konfliktu z Polakami. Interesująca jest także korespondencja Szeptyckiego z arcybiskupem Józefem Bilczewskim, metropolitą lwowskim obrządku łacińskiego.

.Również na interwencje Bilczewskiego wobec przypadków bestialstwa armii ukraińskiej, Szeptycki odpowiadał zarzutami skierowanymi wobec Polaków. Wszystko to irytowało coraz bardziej biskupa łacińskiego. Po wyzwoleniu Lwowa przez Polaków doszło do osobistego spotkania obu hierarchów.  W „Dzienniku” Bilczewskiego mowa jest o motywach, którymi kierował się Szeptycki. Żywił on obawy, że w przypadku jego dwuznacznej postawy w czasie wojny, Ukraińcy oskarżyliby go o zdradę (o sympatie propolskie).

Szczególnie boleśnie Bilczewski przeżywał akty niszczenia miejsc kultu religijnego przez Ukraińców oraz szykany wobec duchownych łacińskich. Bierność Szeptyckiego wprawiała Bilczewskiego w coraz większy niepokój. Uwięzieni polscy kapłani nie mogli sprawować powinności duszpasterskich, co bolało niepomiernie metropolitę. W liście z 23 lutego 1919 r. pisał: „Z przedstawionego stanu rzeczy wynika, że wiele parafii jest zupełnie pozbawionych opieki duszpasterskiej. Ludzie umierają bez sakramentów, grzebią sami swoich zmarłych. Ekscelencja, jako biskup katolicki, nie możesz być na takie położenie obojętnym. […] Gdybyś Ekscelencjo i tym razem odmówił mej prośbie, czego nie chcę przypuszczać, wezwę Cię publicznie na sąd Boga, przed Trybunał Stolicy Świętej i całego cywilizowanego świata. Byłbym wilkiem a nie pasterzem, gdybym milczał tam, gdzie idzie o dusz zbawienie”. Bilczewski widząc prześladowania rzymskokatolickiego duchowieństwa i wiernych starał się ich podtrzymywać na duchu, napisał w tym celu specjalną odezwę adresowaną do swojego duchowieństwa.[…]

Biskup Grzegorz Chomyszyn podziwiał społeczeństwo polskie, w którym – jak pisał – życie duchowe kwitło. Widać to było po ogromnych rzeszach młodzieży garnącej się do stanu zakonnego, nawet z warstw najwyższych.

Pisał: „Pójdą więc szeregi polskie z modlitwą na ustach i z samoofiarą życia swego dla Boga, dla Kościoła i narodu swego, pójdą walczyć o najgłębsze i najsilniejsze zwycięstwo, jakie jest tylko możliwe między ludźmi i narodami na świecie. A my, odwróceni od Boga i św. Kościoła, zapatrzeni w miraż używania ziemskiego, w miejsce którego osiągniemy moralną i materialną nędzę – będziemy z nienawiścią w duszy i ze zgrzytem zębów patrzeć na to, jak Bóg błogosławi tym, którzy warci są błogosławieństwa i będziemy narzekać na swój los gorzki, aż dopóty do samego korzenia nie zgnije i nie strupieszeje ten pień, który rodzi takich, jak my. I nic nie pomogą nam nasze »chlubne« i »tradycyjne« formy, pełne martwoty”.

Widzimy, że Chomyszyn w swojej niezwykle głębokiej analizie duszpasterskiej nie szczędził krytyki własnemu narodowi. Kościół łaciński w Polsce był dla niego duszpasterskim wzorem, który w sposób przemożny wpływał na naród, wychowywał go. Wszystko to działo się w latach trzydziestych, kiedy mieliśmy w Polsce do czynienia z ogromnym ożywieniem życia religijnego, przede wszystkim wśród młodego pokolenia. Chomyszyn pragnął doprowadzić naród ukraiński do niepodległości, pragnął go osadzić na twardych podstawach w oparciu o kulturę katolicką, na silnym fundamencie wiary. Wszystko to wymagało odważnej konfrontacji z wpływami laickimi, tak jak to uczynił Kościół rzymskokatolicki w Polsce. Przy czym, o ile pod silnym wpływem oddziaływania Kościoła polskie życie publiczne się mocno katolicyzowało, o tyle wśród społeczeństwa ruskiego nawet duchowieństwo ulegało trendom liberalnym lub quasi pogańskim (widać to było szczególnie na przykładzie rosnących wpływów szowinistycznych).[…]

.W takich okolicznościach w sierpniu 1932 r. bp Chomyszyn napisał kolejny list pasterski zatytułowany Problem ukraiński. Wychwalał tu cnotę patriotyzmu, miłość własnego narodu, przeciwstawiając go nacjonalizmowi.

Czytamy: „Przedziwnej, świętej i szlachetnej miłości swego narodu przeciwstawia się nacjonalizm, wymysł czasów ostatnich, który uważa naród za najwyższego suwerena, detronizuje absolutny autorytet Boga, przeczy niezłomnym zasadom objawionej wiary nadprzyrodzonej, stawiając w ich miejsce swoje, przez ludzi wymyślone, mylne hasła, uważa je za dogmaty i niszczy nie tylko miłość Boga, ale i bliźnich; bo wprowadza gorączkę szowinizmu i nienawiści w stosunku do tych wszystkich, którzy nie podporządkowują się temu nacjonalizmowi. Nacjonalizm ten należy uważać za największą aberrację umysłu ludzkiego, za coś gorszego od pogaństwa. Jest on najstraszniejszą nowoczesną herezją”.

Autor wprost pokazywał, że ubóstwienie narodu musi doprowadzić do jego upadku i moralnego upodlenia. „W narodzie ogarniętym gorączką szowinizmu – czytamy – z upadkiem autorytetu Bożego upada również wszelki prawdziwy, prawny i sprawiedliwy autorytet ludzki, bez którego nie mogą istnieć wspólne, solidne i pozytywne dążenia moralne, mogące być uwieńczone trwałymi i korzystnymi wartościami. Natomiast występuje zgniły rozkład, nerwowa gorączka, która trawi i zabija wszelką żywotną siłę organizmu narodowego”. Taki stan prowadzi do pojawiania się ogromnej ilości demagogów, którzy wykorzystują sytuację tworząc różnego typu partie. „W narodzie, trawionym taką gorączką i zaślepionym szowinizmem, nacjonalizm jest najważniejszym i jedynym patentem na autorytet – »świętości narodowe« zastępują wszelką pozytywną moralność, a zbankrutowanych demagogów uważa się nieraz za »narodowych bohaterów i męczenników«”.

Zdaniem Chomyszyna ci wszelkiego typu wodzowie stają się z czasem renegatami, którzy, gdy coś nie idzie po ich myśli, plują na naród. „Cała ta jednak demagogia, cała ta anarchia – pisał – wszystkie te autorytety, wszystkie te partie, chociaż siebie wzajemnie i bezwzględnie zwalczają, to przecież w jednym są zgodne, a mianowicie w zaprzeczaniu autorytetu Boga, w podkopywaniu i niszczeniu wszelkiej moralności i religii”. Zatem władyce stanisławowskiemu nie chodziło tylko o jedną partię (w domyśle OUN), ale o różne byty polityczne, które głosząc ideę ukrainizmu pomijają Boga i chrześcijaństwo. Jest to zatem nacjonalizm o podłożu „religijnego liberalizmu”, gdzie hasło „naród nade wszystko” jest najważniejsze. Niegodziwe jest tutaj posługiwanie się prawdziwą religią do propagowania takich haseł. Wszystko to dzieje się bardzo często pod przykrywką, zaś wielu chrześcijan nie zdaje sobie sprawę z zagrożenia. „Dlatego nawet wierzący chrześcijanin, a nawet kapłan, a co więcej, nawet zakonnik, oszołomiony zatrutą atmosferą mylnie pojętego patriotyzmu i szowinizmu narodowego, może w praktyce wyrządzić sprawom Bożym większe szkody, aniżeli jawny i otwarty liberał, albo ateista”.

.Nauczanie Chomyszyna wpisywało się całkowicie w kontekst nauczania papieskiego, sprzeciwiającego się ideologii szowinizmu rozprzestrzeniającego się w Niemczech. Różnica była taka, że na ziemiach ruskich nacjonalizm pozornie nie występował wprost przeciwko Kościołowi. Szermował jakby hasłem miłości ojczyzny i w ten sposób przyciągnął wielu duchownych. W istocie zaś, zdaniem Chomyszyna, była to niezwykle groźna herezja.

Mieczysław Ryba
Fragment książki „Kościół i państwo na Kresach Południowo-Wschodnich II Rzeczypospolitej”, wyd. Instytutu Pamięci Narodowej [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 11 lutego 2022