Prof. Stephan LEHNSTAEDT: Niemcy traktują Ukrainę jako przynależną Rosji

Niemcy traktują Ukrainę jako przynależną Rosji

Photo of Prof. Stephan LEHNSTAEDT

Prof. Stephan LEHNSTAEDT

Niemiecki historyk i profesor w Touro College w Berlinie. Doktorat uzyskał na Ludwig-Maximilians-Universität München, habilitację obronił na Technische Universität Chemnitz. Zatrudniony w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie w latach 2010-2016. Wykładał na uniwersytecie w Monachium, na Humboldt-Universität w Berlinie oraz w Londyn School of Economics.

zobacz inne teksty Autora

Tak naprawdę nie da się mówić o niemieckiej polityce odnoszącej się do Ukrainy. Jest to co najwyżej element polityki prowadzonej w stosunku do Rosji – pisze prof. Stephan LEHNSTAEDT

„Półwysep Krymski już przepadł, nigdy nie wróci do Ukrainy, to jest fakt”. Te słowa kosztowały Kay-Achima Schönbacha stanowisko dowódcy i wiceadmirała niemieckiej marynarki wojennej. Według oficjalnej narracji rosyjska aneksja Krymu nie została uznana przez inne państwa i jest traktowana jako naruszenie prawa międzynarodowego.

Tyle że Kay-Achim Schönbach jedynie wyartykułował to, co myśli wielu Niemców. I twierdzeniu temu nie można odmówić pewnego realizmu, szczególnie że Europa nie ma praktycznie żadnej możliwości, aby wymusić zwrot półwyspu.

Problem ma już swoją nazwę: Russlandversteher (ang. Russia understander) – oznaczającą sympatyków Rosji. Tak określane są w Niemczech osoby, które z dużą dozą sympatii i zrozumienia spoglądają na politykę Rosji, niezależnie od tego, co robi Putin. Przekonują, że Władimir Putin chce przecież tylko szacunku, na który (zdaniem Schönbacha) „zasługuje”.

Ta empatia jest bardzo rozpowszechniona w Niemczech i tylko w niewielkim stopniu wyjaśnia ją podziw dla rosyjskiej kultury. Korzenie tego przyjaznego stosunku do Rosji wyrastają z jednej strony z wdzięczności za przyczynienie się Gorbaczowa do zjednoczenia Niemiec w latach 1989–90, a z drugiej strony z poczucia historycznej winy za II wojnę światową i zbrodnie popełnione na okupowanych terytoriach, w tym należących do Związku Radzieckiego. Ale właśnie ta percepcja uwypukla jednoczesną ignorancję w stosunku do innych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Ani ich kultura, ani ich historia nie są w Niemczech postrzegane w odpowiedni sposób.

Rosja jest utożsamiana ze Związkiem Radzieckim. Nie jest to z pewnością błędne, szczególnie w odniesieniu do polityki do roku 1990, ale w kontekście niemieckich zbrodni podczas II wojny światowej jest raczej wątpliwe – dotyczyły one ludności żydowskiej i nieżydowskiej i miały miejsce przede wszystkim na terenach dzisiejszych Ukrainy i Białorusi. Sowieckie zbrodnie w tych krajach – jak Hołodomor – w takiej percepcji znikają zupełnie z pola widzenia.

Niemcy traktują Ukrainę jako w pewnym sensie rosyjską, czego symbolem są choćby cyrylica i podobnie brzmiący język. Fakt, że Ukraina do XVIII wieku była częścią Rzeczypospolitej, jest znany niewielu osobom, a o krótkim okresie suwerenności 1918–1920 właściwie się nie mówi. Ruchy niepodległościowe podczas I wojny światowej były dla ówczesnych niemieckich polityków jedynie środkiem do osiągnięcia celu, aby osłabić Rosję i zapewnić sobie dostęp do „spichlerza Ukrainy”. To, że kraj stał się później sowiecki, wydaje się dla Niemców naturalną konsekwencją.

Ta czysto utylitarna polityka wobec Ukrainy była kontynuowana w czasie II wojny światowej. Wsparcie Stepana Bandery było mile widziane w roku 1939, ponieważ działał on przeciwko Polsce i Moskwie. Gdy jednak po wejściu niemieckich wojsk do Związku Radzieckiego ogłosił on suwerenność Ukrainy, został zatrzymany przez nazistów i był internowany do jesieni 1944 w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. Dopiero w obliczu nieodwracalnej klęski III Rzeszy został uwolniony. Jednak Bandera zdawał sobie sprawę z realiów i odmówił współpracy z hitlerowcami. Narodowo-socjalistyczna polityka w stosunku do Ukrainy stawiała wprawdzie na kolaborację, jednak w obliczu postulowanej hierarchii rasowej i planów germanizacji nie było to wprost adresowane do państwa ukraińskiego.

Warta uwagi jest powojenna historia uchodźstwa ukraińskiego, które w sposób nierozerwalny powiązane jest z Monachium. Tam ukrył się Bandera przed KGB, tam też został znaleziony w 1959 roku i zamordowany. Również Wolny Uniwersytet Ukraiński, założony w Pradze w 1921 roku, mógł przenieść się do stolicy Bawarii w roku 1945 i uzyskał tam wsparcie. Jego jakość była raczej przedmiotem kpin, jednak jako symbol wsparcia dla niekomunistycznej Ukrainy fakt istnienia uniwersytetu był nie do przecenienia.

Po roku 1991 jednak nic z tego nie wynikło. Rozpad Związku Radzieckiego doprowadził do zdezaktualizowania niemieckiej polityki wschodniej. 30 lat po zakończeniu zimnej wojny przeforsowano rozszerzenie UE i NATO, jednak bez udziału Ukrainy.

Koniec Czerwonego Imperium zniwelował pozornie wszelkie zagrożenia dla wolnej Europy, dotychczasowe szeroko zakrojone wsparcie dla Europy Wschodniej zostało zredukowane. Tragedią jest, że niemiecko-ukraińska komisja historyków została powołana przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Berlinie dopiero w roku 2014, po rosyjskiej aneksji Krymu. Greifswald jest jedynym miejscem ukrainistyki w Niemczech, a historię Ukrainy wykłada się na Uniwersytecie we Frankfurcie nad Odrą dopiero od czasu wspomnianych wydarzeń na Krymie. Niemcy oczywiście mają swoich ekspertów ds. Ukrainy, jednak jest to przez niemieckich naukowców uznawane, jako dziedzina bez najmniejszej przyszłości.

Problemem dzisiaj jest to, że tak naprawdę nie da się mówić o niemieckiej polityce dotyczącej Ukrainy. Jest to co najwyżej element polityki dotyczącej Rosji. Chcą to zmienić przedstawiciele Ukrainy w Niemczech, przede wszystkim ambasador Andrij Melnyk, którzy przykładają olbrzymią wagę do promowania ukraińskiej historii i krytykują muzeum Berlin-Karlshorst, które w dużej mierze znane jest jako muzeum niemiecko-rosyjskie, prezentujące historię niemieckiej okupacji Związku Radzieckiego. Jedynie Hołodomor musiał zostać uznany oficjalnie za ludobójstwo. A gdyby Berlin chciał ustanowić jakieś miejsce pamięci dotyczące Polaków, podobnie musiałby postąpić wobec Ukraińców.

Niemcy stają się w ten sposób sceną sporów z jednej strony ukraińsko-rosyjskich, a z drugiej ukraińsko-polskich dotyczących przeszłości. Bez wątpienia wywiera to presję na niemiecką politykę. Interesujące jest, że ukraińska historia jest obecna za granicą w sposób bardziej jednolity pod względem narodowościowym, niż ma to miejsce w dyskursie na Ukrainie, gdzie różnice między Lwowem, Kijowem i Charkowem są niezwykle wyraźne. Jednak wspólną narodową tożsamością na Ukrainie zajmuje się aktualnie przede wszystkim Władimir Putin.

.Dla Niemiec polityka zagraniczna jest przede wszystkim polityką gospodarczą. A Rosja jest po prostu partnerem większym niż Ukraina. Moskwa jest dziś zatem dla Berlina punktem odniesienia – tak jak w XX wieku. Jednak w kierującej się tymi wartościami niemieckiej polityce zagranicznej coraz bardziej są widoczne mankamenty. Obecnie można zaobserwować pewną zmianę, ale trzeba zaczekać, by móc stwierdzić, czy będzie ona długofalowa.

Stephan Lehnstaedt

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 4 lutego 2022
Fot. Valentyn OGIRENKO / Reuters / Forum