Europolis. Jak Wrocław stał się europejską metropolią
Dziesięć lat to krótki okres, by dojść do siebie po sześciu dziesięcioleciach wojny, dyktatury i zaniedbania. Zdrowy rozsądek podpowiada, że naprawienie spustoszeń poczynionych przez komunizm może trwać równie długo, jak samo dzieło zniszczenia.
.W początkowej fazie przechodzenia od komunizmu do demokracji Wrocław znalazł się w tej samej dwuznacznej sytuacji co reszta Polski. W 1989 roku w Warszawie powstał zdominowany przez „Solidarność” rząd Mazowieckiego, a kontrolę nad państwem zachowały instytucje podległe prezydentowi Jaruzelskiemu; we Wrocławiu główne urzędy miejskie przeszły w ręce „Solidarności” w 1990 roku – zanim jeszcze partia wypuściła ster z ręki. Wybory lokalne z czerwca 1990 roku dokończyły dzieła – kandydaci „Solidarności” wzięli wszystko. Nowo wybrany przewodniczący Rady Miasta opisał stan Wrocławia jako „zły”, nowy prezydent miasta, Bogdan Zdrojewski (ur. 1957) – jako „tragiczny”. W czasach PRL-u urzędnicy takiego szczebla mogli pochodzić tylko z zamkniętej listy partyjnej i podlegali lokalnej hierarchii PZPR. Ostatni sekretarz partii we Wrocławiu, Bogusław Kędzia, utrzymał się na swoim stołku do 1990 roku, ale jego głos przestał się liczyć. Wydaje się jednak, że nowy ustrój mógł się wyłonić w pełni dopiero po rozwiązaniu PZPR. W Warszawie generał Jaruzelski trzymał się kurczowo prezydentury do listopada 1990 roku. We Wrocławiu historyczny dzień nadszedł w styczniu, gdy towarzysze – niczym szczury uciekające z tonącego okrętu – spakowali manatki i wynieśli się z Domu Partii. (Ten gmach, który nie był własnością partii, został przejęty przez uniwersytet). Od tego momentu prezydent Zdrojewski miał wolną rękę. Wybierany dwukrotnie na to stanowisko, miał być główną siłą sprawczą w wyzwolonym Wrocławiu do końca tysiąclecia.
Nowy ustrój wymagał wprowadzenia dwóch fundamentalnych zmian – uruchomienia gospodarki wolnorynkowej i powstania nie tylko demokratycznych instytucji, ale przede wszystkim społeczeństwa obywatelskiego, które sprawowałoby nad nimi pieczę. Wrocław, choć znajdował się w głębokiej zapaści, miał łatwiejszą drogę niż wiele innych miast ukształtowanych przez system komunistyczny. Po pierwsze, nie był przytłoczony przez dinozaury przemysłu ciężkiego, gdyż miał również całą gamę bardziej nowoczesnych przedsiębiorstw, które mogły się teraz szybko rozwijać. Po drugie, jak pokazała historia bardzo żywotnej „Solidarności” wrocławskiej, miasto dysponowało najcenniejszym z towarów: młodą, dynamiczną i wykwalifikowaną populacją, która nie została nadmiernie spaczona przez stary ustrój. A wreszcie, dzięki położeniu w pobliżu Republiki Czeskiej i świeżo zjednoczonych Niemiec, Wrocław miał szansę odegrać istotną rolę w rozwoju tego dotychczas zacofanego regionu europejskiego. Wcześniej czy później bliskość wolnej Pragi i wolnego Berlina musiała przynieść istotne i nieprzewidziane zyski.
.Przezwyciężenie kryzysu gospodarczego zależało po części od inicjatyw lokalnych – w szczególności od modernizacji zrujnowanej infrastruktury – a po części od przyciągnięcia zagranicznych inwestycji. Znacznym postępem było zbilansowanie budżetu miasta. który po okresie chaosu w latach 1991–1992 – kiedy szalała hiperinflacja i restrukturyzowano finanse – znalazł się zasadniczo w gestii lokalnych władz. Ponieważ fundusze z kasy centralnej pozostawały na nieproporcjonalnie niskim poziomie, miasto musiało wykazać się dyscypliną i polegać na własnych siłach.
Po upadku komunizmu rozpad „Solidarności” był nieuchronny. Ruch, który miał na celu przeciwstawienie się totalitarnemu państwu, nie mógł powstrzymać koniecznych podziałów związanych z konfliktem interesów – zjawiskiem naturalnym w demokracji. Była to jednak bolesna lekcja. We Wrocławiu, tak jak gdzie indziej, mnożyły się efemeryczne ugrupowania w rodzaju ROAD Frasyniuka (który połączył się z Unią Demokratyczną) czy Partii Wolności (która powstała na bazie „Solidarności Walczącej”). Część ruchu powróciła do działalności czysto związkowej, podczas gdy większość jego byłych zwolenników rozeszła się w różne strony. Po dwóch czy trzech latach podziały i fuzje nie były już tak częste, ale prawe skrzydło pozostało podzielone aż do pojawienia się Akcji Wyborczej Solidarność w 1997 roku. Tymczasem na lewicy SLD, kierowane przez na poły zreformowanych eks-komunistów, zdobywało coraz większe poparcie.
We Wrocławiu wprowadzono ważne zmiany w sferze symbolicznej. Już w czerwcu 1990 roku przywrócono miastu herb, który niegdyś przyznał mu cesarz Karol V. Ponownie wzięła się do pracy komisja od nazw ulic, zastępując nazwiska sowieckich dygnitarzy i komunistycznych figurantów zakazanymi wcześniej imionami bohaterów narodowych: Piłsudskiego, Dmowskiego, Andersa, Okulickiego czy Orląt Lwowskich.
.Kiedy upadła komunistyczna cenzura, we Wrocławiu zaczęły się też pojawiać tablice pamiątkowe – przede wszystkim na zachodniej ścianie kościoła św. Elżbiety. Wszystkie były poświęcone – indywidualnie bądź zbiorowo – ludziom zamordowanym przez sowieckie bądź polskie władze komunistyczne:
- „Jaworzniakom” – młodocianym ofiarom terroru stalinowskiego w latach 1944–1956,
- żołnierzom i górnikom torturowanym i zamordowanym w latach 1949–1959,
- harcerzom z Szarych Szeregów torturowanym i zamordowanym w latach 1939–1956,
- Polakom torturowanym i zamordowanym we Wrocławiu w latach 1945–1956,
- ofiarom z Armii Krajowej i WiN z 27 września 1948,
- Batalionom Chłopskim, 1940–1956,
- Polskim Siłom Zbrojnym na Zachodzie,
- ofiarom dwóch okupacji z Narodowych Sił Zbrojnych,
- żołnierzom podziemnego ruchu oporu i więźniom reżimu komunistycznego,
- Maciejowi Kalenkiewiczowi-Kotwiczowi, dowódcy AK na Nowogródczyźnie,
- Aleksandrowi Krzyżanowskiemu (1895–1951), dowódcy AK na Wileńszczyźnie.
.Szczególnie nieprzyjemny problem pojawił się na Cmentarzu Osobowickim. Nieoznaczone kwatery więźniów politycznych zamordowanych w latach czterdziestych i pięćdziesiątych znajdowały się w bezpośrednim sąsiedztwie „alei zasłużonych”, zarezerwowanej dla partyjnych dygnitarzy. Dzięki życzliwości pracowników cmentarza krewni „politycznych” wiedzieli, gdzie znajdują się mogiły ich bliskich. Byli jednak bezradni, kiedy pod koniec lat osiemdziesiątych władze bez ceregieli zrównały z ziemią kwatery ofiar. by przedłużyć aleję zasłużonych towarzyszy. Komuniści z równą pogardą traktowali żywych, jak i umarłych.
Kolejny problem powstał w związku z pomnikiem, który postawiono nad Odrą ku czci Polaków zamordowanych w czasie wojny przez „ukraińskich nacjonalistów”. Pomnik – zdaniem niektórych — nosił niesmaczną inskrypcję i został wzniesiony bez oficjalnego pozwolenia. Stoi nadal, choć już bez nieudolnie usuniętego napisu.
W wyzwolonej Polsce z wyjątkowym zaangażowaniem zajęto się zaniedbanymi obszarami historii. We Wrocławiu, który łączyły szczególne więzi z kresami wschodnimi, wiele energii poświęcono analizie tragicznych relacji Polski z Rosją i Związkiem Sowieckim. Z większą otwartością podjęto też takie tematy, jak wielonarodowa przeszłość Śląska i katastrofa komunizmu, a także drażliwą kwestię niemieckiego i żydowskiego dziedzictwa miasta. W jednym z nielicznych artykułów na temat Wrocławia, które wydrukował na pierwszej stronie „New York Times”, zwrócono uwagę na zmiany w świadomości historycznej. Dobrze poinformowany wrocławianin zauważył: „Dokonaliśmy zwrotu o 180 stopni. Nie ma już moralnej schizofrenii. Możemy badać i przedstawiać prawdziwą historię Wrocławia. [ … ] Żaden okres dziejów nie pozwalał na całkowitą swobodę, ale w przypadku historii współczesnej istniał bezpośredni nadzór partii: [ … ] albo wierutne kłamstwa, albo głuche milczenie”[1].
.Kilka miejscowych instytucji energicznie wzięło się do nadrabiania zaległości. Do pionierów należało Muzeum Historyczne, którego dyrektor Maciej Łagiewski zrobił bardzo wiele w zakresie badania dziejów niemieckich i żydowskich[2]. Historycy uniwersyteccy poświęcili wiele wysiłku na badanie białych plam w historii miasta, zwłaszcza w okresie bezpośrednio powojennym i stalinowskim[3]. Przedstawili też pełny opis wspaniałych – ale zasadniczo niepolskich – dziejów uniwersytetu. Ossolineum zaczęło wydawać nowe pismo poświęcone lokalnej historii: „Rocznik Wrocławski”[4]. Wydawnictwo Dolnośląskie – główna oficyna miasta – opublikowało kilka bogato ilustrowanych książek, na które od dawna czekano. Należały do nich: kompletny przewodnik historyczny, świetny przewodnik turystyczny, wysokiej klasy zarys dziejów miasta od czasów najdawniejszych do 1997 roku oraz Encyklopedia Wrocławia [5]. Autorzy zarysu oświadczyli: „Pragnęliśmy [ … ] przedstawić Wrocław jako wspólne dziedzictwo tych, którzy współtworzyli jego kulturową, gospodarczą i polityczną tkankę” [6]. Amen.
Upadek komunizmu usunął też barierę, która od dawna oddzielała Polskę od Czechosłowacji. Zamknięcie w 1968 roku granicy biegnącej przez Sudety było ostatnim z długiej serii zdarzeń, które odizolowały od siebie Polaków i Czechów, zajętych swoimi sprawami we własnych, osobnych klatkach. Czeski pisarz Vladimir Macura (1945–1999) podjął świadomą próbę zbudowania mostu między obydwoma narodami. Rozpoczął cykl pięciu powieści „śląskich”, których akcja toczy się w Breslau w połowie XIX wieku w kręgu Ćelakovskiego. Kolejne tomy to: Informátor (1993), Komandant (1994) i Guvernantka (1997). W rozmowie z polskim krytykiem Macura wyjaśnił, że tło historyczne jest „drugorzędne”. Breslau w roku 1848 – w okresie Wiosny Ludów – jest na poły fikcyjnym odpowiednikiem Pragi z roku 1968 – z okresu „praskiej wiosny”. „Postacie historyczne moich powieści to my sami”[7]. Macura zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że żelazna kurtyna oddzielała również sąsiadów w obrębie bloku radzieckiego. W powieści Guvernantka ta kwestia pada wyraźnie: „Jedziemy wśród pól, obok ściernisk ciepło pachnących uprzątniętym zbożem. Patrzę z powozu. Vratislav za nami jak zakotwiczony statek z gęstwą żagli. [ … ] W parku na stawie łabędzie, tak samo jak w mieście na fosie wodnej. [ … ] Na pagórku patrzymy w kierunku Czech, jest jasno i daleko widać sylwetkę góry. Jak zawsze zastanawiamy się. czy już za tą górą są Czechy. Ale boimy się zapytać. Bo powiedzieliby nam, że nie. Że Czechy są o wiele, wiele dalej [8]„.
O niewyrównanych rachunkach historycznych przypominały jednak wrocławianom najlepiej liczne artykuły prasowe poświęcone tematom, które przed nimi długo skrywano. Żądania zwrotu dzieł sztuki wywiezionych przez komunistyczne władze do warszawskich muzeów zyskały powszechne poparcie. Chodziło m.in. o piętnastowieczny Tryptyk Warrenburski zabrany z katedry i ozdobne średniowieczne tarcze straży miejskiej [9]. Z kolei roszczenia dotyczące zwrotu majątku należącego niegdyś do Żydów często wywoływały konsternację. Koniec końców, większość wrocławian to potomkowie ludzi, którzy na skutek wojny stracili niemal wszystko i nie mieli żadnej nadziei na odzyskanie dawnej własności. Mimo to Peter Koppenheim z Manchesteru (ur. 1931) postanowił walczyć o swoje. Jego dom rodzinny w Breslau przepadł w lutym 1939 roku, kiedy wraz z rodziną musiał uciekać z Niemiec po prześladowaniach gestapo. Według relacji uzyskanej przez powoda od wrocławskiego taksówkarza, dom został zniszczony w 1945 roku przez Rosjan. Koppenheim domagał się wielu milionów funtów rekompensaty od rządu polskiego, który – jak miał powiedzieć – „przez 54 lata [prowadził] politykę czystek etnicznych [ … ] i wymordował tysiące polskich Żydów [10].
Nie mniej niepokojące i nieco bardziej realistyczne były wezwania do rachunku sumienia w sprawie stosunków polsko-niemieckich, a w szczególności powojennego wypędzenia niewinnych Niemców. Epizod ten był wprawdzie konsekwencją wspólnej decyzji mocarstw sojuszniczych (zob. s. 448), ale wykonawcami były władze komunistyczne i liczni polscy cywile[11]. Na miejsce symbolicznego pojednania pomiędzy premierem Mazowieckim i kanclerzem Kohlem, do którego doszło 12 listopada 1989 roku, wybrano Krzyżową (Kreisau) pod Wrocławiem – siedzibę rodu von Moltke, w której zaplanowano zamach na Hitlera (zob. s. 437). (Spotkanie zostało przerwane po dotarciu z Berlina wiadomości o upadku muru). W owym czasie posiadłość w Krzyżowej znajdowała się w rękach upadającego PGR-u. Niebawem została pięknie odrestaurowana i przekształcona w centrum młodzieżowe mające służyć budowaniu porozumienia między narodami [12].
.W 1992 roku pojawiła się drobna kość niezgody między Polakami i Niemcami z powodu historycznego dokumentu sprzed ponad 700 lat. (Sporu nie zażegnano). Departament Stanu w Waszyngtonie ujawnił, że „pergamin” podarowany Bibliotece Kongresu Stanów Zjednoczonych przez amerykańskiego weterana około 1945 roku zidentyfikowano jako dokument biskupa Anzelma, pochodzący z klasztoru św. Wincentego we Wrotizli. Opatrzony datą 19 maja 1263 roku, zawiera nadany przez papieża przywilej udzielania 40-dniowego odpustu osobom nawiedzającym klasztor. Początkowo amerykańskie władze błędnie przypisywały ten dokument „Bratislavie”. Potem jednak chciały zwrócić go prawowitym właścicielom. Ale kim byli właściciele? Polscy archiwiści, powołując się na zasadę archiwalnej terytorialności, upierali się, aby powrócił on do Wrocławia. Nie bez słuszności wskazywali na to, że w 1263 roku Wrotizla była w Polsce. Niemieckie przepisy zaś przemawiały na korzyść roszczeń Pruskiej Fundacji Dziedzictwa Kulturalnego w Berlinie. Sprawa utknęła w martwym punkcie.
Do istotnych wydarzeń owego czasu należało przekształcenie statusu Ossolineum z instytucji państwowej w niezależną fundację. Nie wszyscy rozumieli znaczenie tego kroku – podobnie jak śmiałą decyzję dyrektora Ossolineum, by zakupić rękopis Pana Tadeusza, który od ponad 100 lat znajdował się w depozycie instytutu. Dla umysłów ukształtowanych przez poprzedni system wszystko było własnością wszystkich (a zwłaszcza partii) i nic nie należało do nikogo. W rzeczywistości jednak w nowym państwie prawa spadkobiercy depozytariuszy mogli zasadnie kwestionować sposób, w jaki wykorzystywano ich własność, a więc porozumienie stron było konieczne. W każdym razie należało pokazać społeczeństwu, że instytucji kulturalnych nie musi cechować pasywność charakterystyczna dla państwowej biurokracji. Ossolineum znajdowało się w rękach państwa przez ponad pół wieku. Jeszcze we Lwowie zostało w 1940 roku skonfiskowane przez władze sowieckie i przekazane Akademii Nauk Ukraińskiej SRR. Jej ówczesnym dyrektorem był Jerzy Borejsza (alias Goldberg, 1905–1952), który w powojennej Polsce miał zostać jednym z głównych komunistycznych ideologów; był też bratem Józefa Różańskiego, dyrektora Departamentu Śledczego MBP. Podczas wojny i bezpośrednio po jej zakończeniu bezcenne zbiory Ossolineum zostały złupione zarówno przez hitlerowców, jak i Sowietów. W rezultacie zaledwie 30 procent przedwojennego stanu posiadania przewieziono w 1946 roku do Polski, gdzie kolekcja została podzielona – część trafiła do Wrocławia (zob. s. 465). Większość zbiorów, w tym archiwa instytutu, pozostała na Ukrainie[13]. To, iż pierwszy w ustroju demokratycznym dyrektor Ossolineum. Adolf Juzwenko (ur. 1939), przybył do Wrocławia jako „repatriant” z terenów skazanych przez krąg Borejszy na ostateczne wcielenie do Związku Radzieckiego, można uznać za ironiczny komentarz historii.
Wspólnota żydowska we Wrocławiu zaczęła się odradzać. Była wprawdzie ledwie cieniem dawnej gminy, ale liczba członków wzrosła z 40 w 1993 roku do około 200. Pojawiła się też sekcja młodzieżowa, a synagoga Pod Białym Bocianem przeszła długą renowację. Obszar wokół ulicy Włodkowica ogłoszono strefą tolerancji [14].
.W 1990 roku uchwalono kompleksowy plan rozwoju miasta. Na dobry początek ukończono szybko kilka znaczących przedsięwzięć metodą „plomb”, dzięki czemu uniknięto większych wyburzeń. Wśród innych projektów znalazło się gruntowne przekształcenie infrastruktury handlowej, całkowita modernizacja przestarzałych dróg i od dawna oczekiwane zakończenie odbudowy Starego Miasta. Restrukturyzacja handlu polegała na rozdzieleniu rynku hurtowego i detalicznego, zamknięciu „Goliata” – gigantycznego bazaru w namiocie cyrkowym na placu Grunwaldzkim – i budowie pierwszych podmiejskich hipermarketów: Marino, Hita i Billi. Modernizację systemu komunikacyjnego rozpoczęto od intensywnych remontów sieci wodno-kanalizacyjnej, gazowej i elektrycznej, a także od położenia nowej nawierzchni; w dalszym ciągu zamierzano wybudować sieć dróg, którą zaplanowano już w latach trzydziestych. Renowacja Starego Miasta wiązała się z całkowitą wymianą bruku na Rynku oraz starannym odrestaurowaniem wszystkich nieodnowionych gmachów. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych Wrocław mógł zacząć szczycić się pięknym centrum, które wprawdzie doprowadzano do porządku przez pół wieku. ale przynajmniej uniknięto przy tym pochopnej modernizacji – co przytrafiło się wielu miastom niemieckim. Wrocław dysponował teraz przestronną. wdzięczną i atrakcyjną areną życia miejskiego; turystom podróżującym po Europie Środkowej mógł się przedstawiać jako godny partner Krakowa i Pragi.
W rok po wizycie kanclerza Kohla w Krzyżowej Republika Federalna Niemiec formalnie uznała granicę na Odrze i Nysie. potwierdzając tym samym legalność włączenia Wrocławia do Polski. Ta długo odkładana decyzja była warunkiem uznania zjednoczonych Niemiec przez Stany Zjednoczone; postawienie go przypisuje się powszechnie wpływowi konsultanta Białego Domu do spraw Europy Środkowowschodniej i mediów międzynarodowych, Jana Nowaka-Jeziorańskiego (ur. 1913). Tego bohatera wojennego i byłego dyrektora Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa łączą z Wrocławiem ścisłe więzy. Należy on do rady nadzorczej Ossolineum i jest jedyną osobą, która otrzymała zarówno doktorat honoris causa uniwersytetu, jak i honorowe obywatelstwo miasta.
.W 1993 roku Wrocław zyskał kolejną gwarancję wolności i bezpieczeństwa w związku z ewakuacją byłego dowództwa zgrupowania wojsk Armii Radzieckiej w Legnicy. Ogromny garnizon tej bazy wojskowej, który stanowił zewnętrzną oznakę zależności Polski i był strażnikiem jeszcze większego garnizonu w Niemczech Wschodnich, powstał na rozkaz Stalina w 1945 roku. Przez niemal pół wieku kładł się cieniem na całym regionie, przypominając jego mieszkańcom – z którymi nikt się nie zamierzał bratać – o sowieckim panowaniu i degradując polskie oddziały ze Śląskiego Okręgu Wojskowego do roli pomocniczej. Przez dziesięciolecia. kiedy zmieniali się jego kolejni polityczni mocodawcy – od Breżniewa po Gorbaczowa –garnizon trwał i organizował spektakularne pokazy siły, jak ten z 1969 roku. Po zgonie Związku Radzieckiego okazał się jednak zbędny. Przez rok czy dwa żołnierze teraz już armii rosyjskiej przestępowali z nogi na nogę. kradli samochody, pracowali na czarno i czekali na powrót do domu. W końcu dostali rozkaz wyjazdu; spakowali sprzęt wojskowy i każdy kawałek wyposażenia. który udało im się oderwać, odrąbać czy odkręcić. W Legnicy pozostawili po sobie stan klęski ekologicznej. Nikt na Śląsku nie ronił po nich łez.
.Wrocław mógł się poszczycić długą tradycją festiwal i muzycznych. W 1991 roku narodziła się jednak zupełnie nowa inicjatywa – najpierw w Brzegu (Brieg), a potem we Wrocławiu i innych miastach śląskich. Międzynarodowy Śląski Festiwal Muzyczny, wspierany przez fundację „Nasz Śląsk – Nasza Europa”, miał na celu budowanie „mostów porozumienia” między narodami Europy Środkowej; przyjął nazwę: „Porozumienie – Verständigung”. Głównym patronem tego przedsięwzięcia został rodowity brzeżanin – maestro Kurt Masur, pierwszy dyrygent nowojorskich filharmoników.
W maju 1997 roku papież Jan Paweł II odwiedził ponownie Wrocław, tym razem z okazji Światowego Kongresu Eucharystycznego, który zgromadził 7 tysięcy gości. Wydarzenie to miało wyraźnie charakter ekumeniczny. Obecni byli wszyscy członkowie Polskiej Rady Ekumenicznej, a delegacji żydowskiej zgotowano gorące przyjęcie. Centralnym wątkiem homilii Ojca Świętego na temat statio orbis była „wolność”: Zwłaszcza tutaj. w tej części Europy [ … j samo słowo ,.wolność” wywołuje [ … j mocniejsze bicie serca. Znamy smak niewoli, smak wojny i niesprawiedliwości. Znają go także te kraje, które przeżyły podobnie jak my tragiczne doświadczenia braku wolności osobistej i społecznej. Dzisiaj cieszymy się z odzyskanej wolności. ale „wolności nie można tylko posiadać i używać. Trzeba ją stale zdobywać przez prawdę”[15] .
Z kolei w Legnicy Papieża powitał ogromny tłum wiernych zgromadzony na poradzieckim lotnisku.
.Wszystkim osiągnięciom tego dziesięciolecia zagroziła jednak wielka powódź z lipca 1997 roku. Na skutek wyjątkowo obfitych letnich opadów w Sudetach – w ciągu czterech dni spadło tam 41,5 cm deszczu, co stanowiło 250 procent średniej miesięcznej – zbiorniki retencyjne przepełniły się i potężna, błotnista fala ruszyła powoli z biegiem Odry. Zanim 12 lipca dotarła do Wrocławia, zdążyła zalać wiele terenów w Czechach i na Górnym Śląsku (światowe media zainteresowały się powodzią dopiero pod koniec miesiąca, kiedy fala dotarła na terytorium Niemiec i zbliżyła się do Berlina). W Oławie, powyżej Wrocławia, rzeka miała teraz 10 kilometrów szerokości i około 9 metrów głębokości. Jedynym sposobem powstrzymania wielkiej wody bądź osłabienia jej niszczycielskiej siły było wysadzenie wałów przed granicami miasta i zalanie okolicznych pól. Newralgiczne miejsca na wałach obsadzili jednak protestujący chłopi, a postkomunistyczne władze nie umiały sobie z nimi poradzić. Wrocław znalazł się więc pod wodą na całe osiem dni. Żołnierze i ochotnicy roznosili worki z piaskiem.
W takich instytucjach jak Ossolineum, które działały szybko, zdążono przenieść rzeczy wartościowe na wyższe piętra. Powódź oszczędziła Rynek i jego bezpośrednie otoczenie, lecz wiele ulic na południu, na wyspach i na przedmieściach przykryła woda. Odra zalała tysiące domów do pierwszego albo drugiego piętra i zatopiła jeszcze więcej samochodów – czasem z włączonymi reflektorami, które świeciły pod wodą niczym zjawy. Wielkie osiedle Kozanów, zbudowane bezmyślnie w latach siedemdziesiątych na północnych terenach zalewowych przygotowanych jeszcze przez Niemców, znalazło się teraz 10 metrów pod wodą. Odcięto gaz i prąd, a komunikację na obszarach niezatopionych utrudniały barykady z worków z piaskiem. Do wielu miejsc mogły dotrzeć tylko łodzie, pontony, wojskowe amfibie i śmigłowce. Mieszkańcom rozdawano racje żywnościowe.
Powszechnie uważa się, że w obliczu katastrofy rząd centralny sromotnie zawiódł, podczas gdy władze lokalne potrafiły działać szybko i skutecznie. Straty były gigantyczne; co gorsza, niewiele osób miało wykupione polisy ubezpieczeniowe; mieszkańcy biednych dzielnic jeszcze przez wiele miesięcy musieli przebywać w wilgotnych, cuchnących zgnilizną pomieszczeniach. Zdumiewające jest to, że nikt nie zginął. Efekty psychologiczne nie były wyłącznie negatywne – wrocławianie uświadomili sobie, jak wiele mają do stracenia [16]. W lipcu 1997 szkody oszacowano na 709 milionów 486 tysięcy złotych –niemal dokładnie tyle, ile wynosił roczny budżet miasta [17].
.Historykowi nasuwają się inne refleksje. Dlaczego Wrocław był tak nieprzygotowany? Przecież w ciągu stuleci Odra wielokrotnie zgotowała miastu podobne klęski – ostatnio w 1854 i 1903 roku. Wszyscy obwiniali peerelowskich urbanistów (którzy nie byli bez winy), ale istnieje też inne wyjaśnienie. Ludność Wrocławia nie mogła czerpać ze skarbca zbiorowej pamięci sięgającej dalej niż rok 1945 i dlatego nie była nawet w stanie wyobrazić sobie skali zagrożenia ze strony rozszalałej Odry.
Najnowsze dzieje Wrocławia dzielą się więc na okres przed powodzią i po powodzi. Na szczęście odbudowa przebiegała sprawnie; raport przygotowany w listopadzie 1998 roku przez młodą Amerykankę z University of Virginia był wyraźnie optymistyczny[18]. W sferze gospodarczej Wrocław skutecznie przyciągał kapitał zagraniczny. W mieście powstało ponad tysiąc spółek z udziałem zagranicznych inwestorów, z tego dwie trzecie w przemyśle wytwórczym. Najwięcej firm – 290 – otworzyli Niemcy. Pod względem ogólnej sumy inwestycji na pierwszym miejscu znalazła się jednak Wielka Brytania, za nią Niemcy, a na trzecim miejscu Szwecja. W krajobrazie Wrocławia pojawiły się słynne zagraniczne marki: Volvo, Cadbury, Siemens, Pilkington, Adtrans, Daimler-Benz, IKEA, Deutsche Bank, Tesco …
Dolnośląska Izba Handlowa nawiązała specjalne kontakty z Wiesbaden i Dreznem (Niemcy), Bredą (Holandia), Poitiers (Francja) i Charlotte (Stany Zjednoczone). N a podobną skalę prowadzono wymianę kulturalną. Wystawa poświęcona osobie Konrada Adenauera, którą w 1997 roku zorganizowało Ossolineum, stanowiła odzwierciedlenie nowego nastawienia do Niemiec. Różnorodne imprezy w ramach „Dni Saksonii we Wrocławiu” (czerwiec 1998) stanowiły kontynuację wymiany między Wrocławiem a Dreznem, która została rozpoczęta już w 1959 roku, ale dopiero teraz nabrała charakteru dobrowolnego. Celem deklarowanym przez organizatorów była „budowa naszej części wspólnego Europejskiego Domu”. W podobnym klimacie nawiązano szersze relacje między Berlinem-Brandenburgią a Śląskiem, o czym może świadczyć wspólna, dwujęzyczna publikacja: Wach auf, mein Herz, und denke / Przebudź się, serce moje, i pomyśl. Zważywszy na federalny ustrój Niemiec, podejście międzyregionalne okazało się owocne.
.W kwestii tożsamości miasta zauważono, iż Wrocław „staje się raczej miastem europejskim niż po prostu polskim [albo] po prostu polskim z niemieckimi korzeniami”. Jeden z respondentów mówił w tym kontekście o „Europolis – ośrodku stymulującym rozwój dużego regionu”[19]. Wrocław osiągnął pozycję, która jeszcze dziesięć lat wcześniej była niewyobrażalna – mógł zgłosić swoją kandydaturę na organizatora Targów Światowych Expo 2010[20].
Norman Davies
Roger Moorhouse
Fragment rozdziału„Wrocław. Feniks z popiołów, 1945–2000” książki „Mikrokosmos. Portret miasta środkowo-europejskiego” Normana Daviesa i Rogera Moorhouse’a w tłumaczeniu Andrzeja Pawelca, Wydawnictwo „Znak”, Kraków 2002; tytuł publikowanego fragmentu – redakcja Wszystko Co Najważniejsze.
[1] Prof. Karol Modzelewski, cyt. w: H. Kamm, Poland Reawakens: to its History as Communism’s Mirrors Shatters, „New York Times” 26 stycznia 1995. [2] Zob. Wratislavia – powrot sławy. Rozmowa z Maciejem Łagiewskim, 1998: Maciej Łagiewski, Macewy mówią. Wroclaw 1991: tenże, Wrocławscy żydzi, Wroclaw 1994. [3] O historiografii pisali zwłaszcza W. Wrzesiński i T. Suleja; o okresie stalinowskim – K. Szwagrzyk i M. Ordylowski; o kwestiach żydowskich – S. Bronsztejn, B. Szaynok, E. Waszkiewicz; o okresie powojennym – T. Kulak, J. Tyszkicwicz; o opozycji – W. Suleja [Stefański], A. Grocholski. Główne wrocławskie pisma historyczne to: „Acta Lniversitatis Wratislaviensis”, „Prace Historyczne”, „Sobótka”, „Odra”, “Rocznik Wrocławski”. Powstanie w 2001 wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej znacznie ułatwiło badania historyków nad okresem powojennym. [4] „Rocznik Wrocławski”, Wrocław: Towarzystwo Przyjaciół Ossolineum, Wrocław 1994. [5] T. Kulak, Wrocław: przewodnik historyczny, Wrocław 1997; J. Czerwiński, Wrocław: przewodnik turystyczny, Wrocław 1997; M. Kaczmarek i in., Wroclaw: dziedzictwo wieków, Wrocław 1997: Encyklopedia Wrocławia, Jan Harasimowicz i in. (red.), Wrocław 2000, s, 988. [6] Kaczmarek i in., dz. cyt., Wstęp, s. 5. [7] Vladimír Macura, Wrocław był bliżej Pragi (rozmowę przeprowadziła Zofia Tarajlo-Lipuwska), „Odra” 2000, nr 3, s, 56–59. [8] Vladimír Macura, Suknia po Marii, tłum. Zofia Tarajlo-Lipowska, „Odra” 2000, nr 3, s. 55. [9] Jakub Tyszkiewicz, Kto kocha Wrocław, kocha Warszawę, „Gazeta Dolnośląska” (lokalny dodatek „Gazety Wyborczej”) 2000, nr 140. [10] 11 Żydów skarży Polskę, „Gazeta Wyborcza” 3 sierpnia 1999, Holocaust Survivor sues Polish Government, „The Independent” 4 sierpnia 1999. [11] Anna Bogusz, Boguslaw Mazur, Rachunek krzvwd, „Wprost” 2000, nr 31, s. 28–30. [12] Fundacja „Krzyżowa” dla Porozumienia Europejskiego, ul. Ofiar Oświęcimskich 7/13, 50-069 Wrocław; także www.aede.org. [13] Doktor Maciej Matwijów, bibliotekarz w Fundacji Ossolineum. Wrocław. Raport: „Przypadek rozproszonej biblioteki”, 1997. [14] Bożena Szaynok. Żydzi we Wrocławiu po II wojnie światowej, „Rocznik Wrocławski” R. IV: 997. S. 173–190. [15] Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny. Przemowienia. homilie, Kraków 1999, s. 878, 889. [16] Wrocławskie powodzie, „Rocznik Wrocławski” R. IV: 1997, s. 8–130. [17] Wrocławska kronika wielkiej wody: 10 lipca–18 sierpnia – wstępny raport, Wojciech Wrzesiński (red.), Wrocław 1997, s. 139. [18] Alison T. Millett, University of Virginia. Raport zamówiony przez „Wrocław Project”, listopad 1998. Bieżące infonnacjc można znaleźć pod adresem: www.wroclaw.com. [19] Za: „Wrocław Economic Review, wydany przez Radę Miejską, Wrocław 1998. [20] K. Bzowska, Expo 2010 we Wrocławiu, „Dziennik Polski” (London) 21 listopada 2000.