Nie blokujmy marszu, organizujmy własny
Dlaczego lewica nie mogłaby zorganizować własnego Marszu Niepodległości i uwypuklić w nim tego, co dla środowiska najcenniejsze – niepodległości, sprawiedliwości społecznej, demokracji, konstytucji, tolerancji? – pyta Przemysław PREKIEL
Dzień 11 listopada to święto wszystkich Polek i Polaków. Od wielu lat ten dzień stał się domeną ruchów narodowych. Na lewicy wywoływał konsternację. Rasistowskie hasła nie mają miejsca w przestrzeni publicznej. To słuszne oburzenie. Ze zdziwieniem jednak obserwuję, że lewica narzeka prawie wyłącznie na przebieg marszu, co powinno być domeną policji i innych służb. Zamiast narzekać, powinna zorganizować własny.
Polska młodzież jest dziś niemal wyłącznie prawicowa. Tak wynika chociażby z badania Instytutu Spraw Publicznych i Kantar Public. Najwięcej zwolenników mają Kukiz 15 oraz „Wolność” Janusza Korwin-Mikkego. Te dwa ugrupowania mają równocześnie najmniejszy elektorat negatywny wśród młodych wyborców. Czy to na lewicy się podoba, czy nie. Ma na to wpływ wiele czynników. Jednym z nich jest z pewnością tzw. polityka historyczna – na Zachodzie nazywana „polityką pamięci” – którą prawica konsekwentnie narzuca całemu społeczeństwu poprzez swoje instytucje, zdolności organizacyjne i intelektualne oraz wizje.
Kilkanaście lat temu politycy prawicowi zrozumieli, że „ten, kto kontroluje przeszłość, ma władzę nad przyszłością”. Lewica dopiero teraz zaczyna rozumieć, że pamięć historyczna odgrywa w Polsce ogromną rolę. Nie tylko buduje tożsamość narodową, ale również ideową.
Lewica nie ma absolutnie żadnych powodów, aby się wstydzić swojej przeszłości.
To tradycja Tadeusza Kościuszki, powstań narodowych, rewolucji 1905 roku, tradycja Legionów oraz POW. To także walka z komunizmem. To nie tylko udział Ignacego Daszyńskiego w Rządzie Obrony Narodowej, w którym był wicepremierem, ale również powołanie Robotniczego Komitetu Obrony Warszawy oraz własnego Wydziału Wojskowego. Działo się to wszystko w bardzo napiętej atmosferze, kiedy morale w wojsku słabło. Co więcej, udział socjalistów w tym rządzie miał być przede wszystkim przełamaniem bolszewickiej propagandy – w Polsce można tak ułożyć stosunki społeczne, że robotnicy będą się czuli we własnym państwie jako gospodarze, odrzucając komunistyczną retorykę. Żadna partia polityczna nie podjęła wówczas takiego wysiłku organizacyjnego. Za dwa lata – w stulecie wielkiej polskiej wiktorii, zwycięstwa nad bolszewikami w 1920 roku – lewica musi przypomnieć swój wkład. Jeśli tego nie zrobi, beneficjentem po raz kolejny będzie prawica.
Dlaczego lewica nie mogłaby zorganizować własnego Marszu Niepodległości i uwypuklić w nim tego, co dla środowiska najcenniejsze – niepodległości, sprawiedliwości społecznej, demokracji, konstytucji, tolerancji? Być może pierwszy taki marsz nie miałby wielkiej liczby uczestników, ale czy w pierwszym Marszu Niepodległości organizowanym przez prawicę wzięło udział tak wiele osób jak dziś? Może trzeba pokazać wszystko to, co głosi prawica, z innej strony? I w ten sposób podjąć walkę o rząd dusz młodego pokolenia?
W 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości Prezydent RP Andrzej Duda odznaczył dwóch socjalistów, Ignacego Daszyńskiego i Jędrzeja Moraczewskiego – dwóch pierwszych premierów wolnej II Rzeczypospolitej – Orderem Orła Białego. 13 listopada 1918 roku podczas demonstracji organizowanej przez PPS zatknięto na Zamku Królewskim w Warszawie czerwony sztandar PPS. Wszystko za zgodą Naczelnika Państwa, Józefa Piłsudskiego. Był to wyraz wdzięczności i czci dla polskiego proletariatu za jego nieugiętą postawę wobec zaborców, a także wyraz wdzięczności za walkę o niepodległość.
To rząd Jędrzeja Moraczewskiego – którego próbował pozbawić władzy prawicowy zamach ze stycznia 1919 r. – przygotował historyczne w Polsce wybory do Sejmu Ustawodawczego. Lewica te wybory przegrała, ale uszanowała demokratyczny werdykt wyborców. Wybrała parlamentarną drogę do socjalizmu – poprzez tworzenie własnych instytucji oświatowych, kulturalnych i sportowych, takich jak: Czerwone Harcerstwo, Organizacja Młodzieży Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego, Zrzeszenie Prawników Socjalistów, Związek Robotniczych Stowarzyszeń Sportowych i wielu innych. Dorobek międzywojennej PPS to nie tylko historia. To powinien być drogowskaz dla dzisiejszej lewicy. Słabej, rozproszonej i pozbawionej wiarygodności. Wierzę, że tę lekcję lewica odrobi i słowu „patriotyzm” nada właściwe znaczenie – troski o dobro człowieka.
Przemysław Prekiel