Rajmund KLONOWSKI: Operacja polska. Zapomniane ludobójstwo

Operacja polska. Zapomniane ludobójstwo

Photo of Rajmund KLONOWSKI

Rajmund KLONOWSKI

Urodził się w Wilnie i tam mieszka. Pisze do „Kuriera Wileńskiego” – jedynej polskiej gazety codziennej poza granicami Polski. W 2005 roku założył pierwszego polskiego bloga na Litwie. Jest współzałożycielem i byłym prezesem Wileńskiej Młodzieży Patriotycznej, działa w Związku Polaków na Litwie.

Operacja polska była pierwszą rubieżą Skrwawionych Ziem, jak określił dawne ziemie Rzeczypospolitej Timothy Snyder – pisze Rajmund KLONOWSKI

Dzień 11 sierpnia nie budzi w Polakach wielkich emocji. Jednak to tego właśnie dnia w roku 1937 szef rosyjskiej bezpieki Nikołaj Jeżow podpisał rozkaz nr 00485, rozpoczynający krwawe ludobójstwo Polaków. Ludobójstwo, które budzi wciąż wiele pytań i którego konsekwencje nadal czekają na pochylenie się nad nimi historyków i polityków.

Polacy w Związku Sowieckim okresu międzywojennego znaleźli się z różnych przyczyn. Większość żyła tam od stuleci – na ziemiach, które po rozbiorach I Rzeczypospolitej pod koniec XVIII wieku znalazły się w granicach Rosji. Wielu było też zesłańców politycznych z czasów carskich. Inni budowali koleje czy ujarzmiali Daleki Wschód. Liczną grupą byli też jeńcy polscy, którzy trafili do niewoli rosyjskiej podczas wojny polsko-bolszewickiej w latach 1919 – 1921, choć zwykle Sowieci jeńców nie brali. Poddających się żołnierzy po prostu mordowali. 

Brak rehabilitacji pomordowanych nie może dziwić, w końcu przestali istnieć, miała też zniknąć pamięć o nich.

Ludobójczy charakter operacji polskiej nie budzi wątpliwości. W rozkazie Nikołaja Jeżowa wymieniono grupy Polaków szczególnie podejrzane (jeńcy z wojny polsko-bolszewickiej, działacze polskiej mniejszości, duchowni). W praktyce kryteria doboru ofiar zawężono tak, że wystarczył w dokumentach wpis „Polak”. Przed czystką etniczną nie ustrzegli się nawet członkowie Komunistycznej Partii Polski, którzy wyemigrowali do sowieckiej Rosji, nie ustrzegły się jej także ich rodziny. Polskim komunistom, których podczas akcji zabito około 6 tysięcy, zarzucano poparcie dla zamachu stanu z 1926 roku, a Stalin w swoich pismach oskarżał ich, że są „chorzy na trockizm” i mają „odchylenie prawicowe”. Wyniszczono też, w większości polskie, duchowieństwo katolickie. Po zakończeniu operacji NKWD w całym ZSRR pozostało 10 księży i zaledwie dwa kościoły.

Funkcjonariusze NKWD otrzymali instrukcje nakazujące zmuszanie Polaków do dostarczania dowodów na swoją winę oraz obciążających inne osoby narodowości polskiej – oskarżano ich o szpiegostwo na rzecz Polski, działalność w Polskiej Organizacji Wojskowej (także tych, którzy na świat przyszli po rozwiązaniu POW!), antysowiecki spisek. „Współpracę” wymuszano torturami. Profesor Terry Martin z Harvard University obliczył, że w czasach Wielkiego Terroru lat 1936 – 1937 w odniesieniu do Polaków istniało 31 razy zwiększe  prawdopodobieństwo niż w przypadku przedstawicieli innych narodów, że zostanie się zamordowanymi . 

Jak wynika z dostępnych dokumentów, do których dotarło rosyjskie Stowarzyszenie „Memoriał”, w katowniach NKWD zamordowano 111 091 osób, czyli prawie jedną piątą wszystkich żyjących wówczas na terenie ZSRR Polaków. Pomordowani spoczęli w masowych grobach w Kuropatach na Białorusi i Bykowni na Ukrainie. W tym drugim miejscu Sowieci mordowali też później polskich oficerów z listy katyńskiej.

Kolejnych 28 744 Polaków skazano na wieloletnią katorgę w gułagach. Pozostałych – dostępne dokumenty, które nie są kompletne, mówią o 100 – 200 tysiącach osób – deportowano na stepy Kazachstanu. Nikołaj Jeżow w rozkazie przewidział również karanie rodzin: zsyłano za samą przynależność do rodziny „wroga ludu”. Ludzi zabierano z mieszkań, jak stali – bez bagażu, ubrań wierzchnich, przedmiotów pierwszej potrzeby. Po podróży w bydlęcych wagonach byli wyganiani na step, który mieli „zasiedlać”. Ci, którzy zdążyli przed zimą wykopać ziemianki, przeżyli. Większa część umarła na skutek głodu i chorób, a niewyobrażalne dla Europejczyka połacie stepu pokryły cmentarze dzieci, które umierały jako pierwsze. 

W katowniach NKWD zamordowano 111 091 osób, czyli prawie jedną piątą wszystkich żyjących wówczas na terenie ZSRR Polaków. 

Tych ofiar Wielkiej Czystki nie objęła nigdy żadna amnestia ani destalinizacja,  a po drugiej wojnie światowej ludzie ci byli przez system traktowani na równi z jeńcami niemieckimi. Nie otrzymali, gdyż nawet nie mieli możliwości się o nie ubiegać, odszkodowań czy zwrotu skonfiskowanego mienia. Nigdy też żaden władca Rosji nie powiedział symbolicznego choćby „przepraszam”. Zgodnie z ideologią wielkoczystkowej jeżowszczyzny dla państwa rosyjskiego po prostu przestali istnieć. Co gorsza,  wymazano ich również z pamięci własnego narodu. Do dnia dzisiejszego żyją w Kazachstanie Polacy, którzy są potomkami ofiar dokonanego przez sowiecką Rosję ludobójstwa. Niektórzy wracają w ojczyste strony, znajdujące się obecnie w granicach Białorusi i Ukrainy. Kilka rodzin w latach 60-tych wyjechało do tworzonych na Wileńszczyźnie sowchozów – państwowych farm. Reszta została na stepie.

Brak rehabilitacji pomordowanych nie może dziwić, w końcu przestali istnieć, miała też zniknąć pamięć o nich. Znani z nazwisk prowodyrzy ludobójstwa, z Nikołajem Jeżowem na czele, sami sczeźli w Wielkim Terrorze i byli usuwani ze zdjęć. Taki sam los miał spotkać ich ofiary. Jak wspomina pochodząca z okolic Płoskirowa (obecnie Chmielnicki, Ukraina) Zofia Pawłowska, po jej wsi nie pozostał nawet ślad. Rosjanie „wyczyścili” te tereny z Polaków, by w latach wojny niszczenie żywej tkanki Rzeczypospolitej Obojga Narodów można było przenieść dalej na zachód: na Wołyń i do Małopolski. Operacja polska była pierwszą rubieżą Skrwawionych Ziem, jak określił dawne ziemie Rzeczypospolitej historyk i pisarz Timothy Snyder.

.Obecnie Rosja często próbuje oczyszczać się z odium zbrodni katyńskiej, rysując paralele do tego, iż po wojnie polsko-bolszewickiej państwo polskie rzekomo mordowało jeńców sowieckich. Znajduje się wielu – także w Polsce – dających się nabrać na ten chwyt. Potwierdza się przykry fakt, że Rosjanie znają polską historię lepiej od Polaków. Wykorzystuje to bezwzględnie propaganda Kremla. Jest tylko jeden sposób, by wytrącić jej z rąk ten atut: należy pamiętać i w tej prawdzie trwać. Od kilku lat podejmowane są inicjatywy szerzenia wiedzy o operacji polskiej i jej ofiarach. Jedna z nich zrodziła się  wśród Polaków na Litwie – polega na opatrywaniu materiałów w internecie hashtagiem #nr00485 i nauczaniu zwłaszcza młodzieży szkolnej o tych wydarzeniach.

Rajmund Klonowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 sierpnia 2018