Roland MASZKA: Pułapki tolerancji

Pułapki tolerancji

Photo of Roland MASZKA

Roland MASZKA

Polonista. Absolwent gedanistyki. Współautor podręczników szkolnych. Pasjonat teatru i tradycyjnej książki, siebie zalicza do epoki Gutenberga. Inicjator dobrych praktyk w szkole.

zobacz inne teksty Autora

Nauczyliśmy się myśleć o tolerancji w odniesieniu do odmienności politycznej, religijnej czy rasowej, mówimy o tolerancji w kontekście zmian demograficznych – i wciąż wydaje się nam, że tolerancję definiuje się jak prawo fizyki ujęte w ramkę i zaliczone na klasówce… O szkolnych odcieniach tolerancji pisze Roland MASZKA

Całkiem niedawno czytałem w czasie lekcji fragment Traktatu o tolerancji Woltera. Pomysł, że nietolerancja jest sprzeczna z prawem naturalnym i chrześcijaństwem przemówił do uczniów z siłą, z jaką przemawiają dziś zwolennicy i propagatorzy samej tolerancji. Nie ma we współczesnej szkole programu wychowawczego, który nie podnosiłby kwestii poszanowania odmienności.

Uznawanie innych niż własne poglądów, wierzeń czy upodobań – nabrało charakteru obowiązku… A jeśli tolerancja jest traktowana w kategoriach obowiązku, to jej brak pociąga za sobą konieczność sankcji… Czy wychowujemy do tolerancji, by z jednej strony budować społeczeństwo demokratyczne, z drugiej – unikać sankcji za nietolerancję?

Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło – pisze Wolter, wykazując, że żadne prawo ludzkie nie może się opierać na czymś innym niż na prawie naturalnym, rozumianym przez jednych jako nakaz rozumu, przez drugich jako wolę Boga. To sprytne wyjście z impasu, czym w ogóle jest prawo naturalne, godzi różne światopoglądy. Taki sposób pojmowania podoba się uczniom. Rzeczywiście Wolter propagował poszanowanie praw jednostki do własnych poglądów i czynów – tak bardzo, że stał się symbolem ruchu liberalnego… Może to i dobrze, że akcentował wolność człowieka i potrzebę ograniczenia władzy państwa nad nim… Nie wnikajmy w motywację francuskiego myśliciela. Być może jego atak na skostniałą strukturę społeczną XVIII-wiecznej Francji wynikał z upokorzeń, jakich doznał w młodości w sferach dworskich, do których przecież nie należał; i nie jest nieprawdopodobne, że zwrot przeciw religii był skutkiem wolnomularskiego ducha epoki. Dość, że stanowisko Woltera o nietolerancji wywołało temat presji, jaką szkoła wywiera na uczniu, który jest jej alumnem…

Bo jeśli szkoła jest w jakimś stopniu odzwierciedla państwa – pojawiają się ciekawe pytania… Na przykład to: Czy mamy akceptować coś, czego nie możemy zmienić? Nie mamy wpływu na ceny paliw, więc musimy je przyjąć. Nie mamy wpływu na to, czego i w jakim zakresie nas uczą – bo to reguluje system – więc musimy to albo zaakceptować, albo zrezygnować. Nie mamy wpływu na kanon lektur i podręczniki, z których się uczymy… Nie decydujemy nawet o tym, jak długo ma trwać lekcja, bo jej czas jest efektem sprawdzonego modelu… Sprawdzonym wzorcem jest przestrzeń sali lekcyjnej z rzędami ławek, tablicą, multimedialnym rzutnikiem i nieśmiertelnymi gazetkami… I gdyby nawet ktoś ją przeorganizował na jakiś czas, godzimy się z tym, ale potem wracamy do sprawdzonego zunifikowanego układu, w którym uczniowie patrzą na nauczyciela i plecy rówieśników… Nie mamy nawet wpływu na to, którym wejściem wchodzimy do szkoły i wychodzimy z niej, bo o tym decydują względy bezpieczeństwa i zarządzenie dyrektora.

Wbrew pozorom uczniowie rozumieją, jak bardzo ograniczone możliwości ma jednostka uwikłana w system… Więc akceptują to? A może tylko tolerują ten krótkotrwały stan, zanim podejmą dorosłe życie? Wokół tego problemu toczy się krótki pisemny dyskurs: Czy akceptacja jest ważniejsza od tolerancji? Ponieważ młodzi ludzie sięgają do definicji słownikowych, zakres znaczeniowy pojęć zostaje względnie doprecyzowany. I tu – co ciekawe – nie ma jednoznaczności. Część wypowiadających stawia akceptację przed tolerancją, część przeciwnie – uznaje prymat tolerancji nad akceptacją, jeszcze inni wykazują, że nie należy łączyć tych pojęć…

Ja tymczasem sięgam do kilku konspektów lekcji dotyczących tolerancji. Jakież tu bogactwo pomysłów i metod: burze mózgów, mapy mentalne, tworzenie własnych definicji, odwoływanie się do stereotypów, odgrywanie ról – wręcz spektakle lekcyjne obrazujące tolerancję i nietolerancję…

.Większość scenariuszy osadza się na zasadzie: naucz się tolerować „rzeczy małe” – wadę zgryzu, inny kolor włosów, czyjeś inne upodobania – a nauczysz się tolerancji w sprawach ważnych, takich jak odmienność polityczna, rasowa, religijna… Potem ewaluacja zajęć: po godzinnych albo dwugodzinnych zajęciach uczeń wie, co to jest tolerancja i nietolerancja, albo zaczyna dostrzegać problemy „inności”, oraz wartość, jaką niesie z sobą wyrozumiałość…

Wolter mówi tylko, że nietolerancja tworzy obłudników albo buntowników…

Roland Maszka

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 października 2018
Fot. Shuttestock