Roland MASZKA: Reforma i logika. Jeszcze raz o reformie edukacji

Reforma i logika.
Jeszcze raz o reformie edukacji

Photo of Roland MASZKA

Roland MASZKA

Polonista. Absolwent gedanistyki. Współautor podręczników szkolnych. Pasjonat teatru i tradycyjnej książki, siebie zalicza do epoki Gutenberga. Inicjator dobrych praktyk w szkole.

zobacz inne teksty Autora

Zapewne pamiętamy słynną Gombrowiczowską scenę z lekcji języka polskiego, kiedy to uczeń Gałkiewicz otrzymuje pałkę, to jest ocenę niedostateczną, gdyż według nauczyciela nie zdaje sobie sprawy z tego, co mówi. Poezja Słowackiego przecież zachwyca! I nie może być inaczej! Nauczyciel tłumaczył to tysiąc razy! Wielka poezja, będąc wielką i będąc poezją nie może nie zachwycać nas, a więc zachwyca. Ale ucznia Gałkiewicza nie zachwyciła. I nie przemówił do niego argument nauczyciela, że Słowacki wielkim poetą był. Uparcie twierdzi, że ta poezja nikogo nie zachwyca. Bo jak może, skoro nikt jej nie czyta, prócz zmuszanych do tego uczniów. Jak pamiętamy, nauczyciel odwołuje się w końcu do sumienia i litości ucznia, pokazując fotografię rodziny: Gałkiewicz, ja mam żonę i dziecko. Niech Gałkiewicz nad dzieckiem się przynajmniej ulituje! Uczeń jednak nie może zrozumieć, dlaczego poezja Słowackiego ma zachwycać, a nauczyciel nie może zrozumieć, dlaczego ucznia nie zachwyca, skoro powinna. Ogólna niemożność… Zdaje się wciąż obecna. Zwłaszcza w szkole.

Reforma edukacji nas nie zachwyca. A przecież ośmioklasowa szkoła od sześcioklasowej lepszą jest! Więc powinna zachwycać. Ale niektórych nudzą, jak Gombrowiczowskich uczniów powtarzane frazesy.

Zmiana ustroju szkolnego stała się faktem. Od września ruszają ośmioklasowe szkoły podstawowe i czteroletnie licea wskrzeszone mocą reformy. Dotychczasowe gimnazja i trzyletnie licea ogólnokształcące stopniowo wygaszane za dwa lata mają zupełnie zniknąć z pejzażu edukacyjnego. Powrót do przeszłości staje się możliwy. Proponowany ustrój szkolny funkcjonował już z drobnymi zmianami od powojnia do czasów ustrojowej transformacji w 1989 roku. Jak słychać z ambon i wież – był lepszy od ustępującego, lepiej kształcił i przygotowywał… Bo tamten system lepszym był! Czy zatem pomysł ośmioletniej szkoły podstawowej i czteroletniego liceum wzbudza zachwyt? Wraz ze zmianą rozpoczął się proces naboru do nowego typu szkół.

Gimnazja przekształcające się w szkoły podstawowe lub licea rozpoczęły działania zmierzające do pozyskania uczniów, a gminy, czyli organy prowadzące placówki oświatowe, podjęły czynności zmierzające do równomiernego rozłożenia naboru uczniów. Jednym szkłom ogranicza się liczbę oddziałów, tak by ilość klas tworzona w innej mogła być wyższa. Zwłaszcza jeśli szkoły tego samego typu sąsiadują w dużej bliskości. Chodzi w tym nie tylko o równowagę demograficzną, ale też higienę nauki i utrzymanie miejsc pracy dla nauczycieli.

Taka sytuacja napina relacje. Bo jeśli w promieniu kilometra będą funkcjonować cztery placówki tego samego typu, oczywistym staje się kryterium konkurencyjności. Rodzice mają jednak (mimo obowiązujących obwodów szkolnych) prawo wyboru. Od lat funkcjonujemy w rzeczywistości rynkowej, a marketing edukacyjny jest faktem od czasu – gdy funkcjonują gimnazja, a niż demograficzny wyraźnie wymógł batalię o ucznia. Zatem nikt nie zmusi rodzica, by zatrzymał dziecko po szóstej klasie w macierzystej szkole. Zwłaszcza jeśli likwidowane gimnazjum mające stać się szkołą podstawową tworzy oddziały klas siódmych z ofertą na tyle atrakcyjną, że i rodzic, i dziecko rozważają decyzję o zapisaniu ucznia do klasy siódmej w nowej szkole… Bo przecież istnieje potężny potencjał w gimnazjach – w te szkoły inwestowano od lat, mają niekiedy bardzo dobrą bazę i świetnie przygotowaną kadrę – właśnie do pracy w grupie wiekowej 13 – 16 lat, co nie jest bez znaczenia. Bo jeżeli w gimnazjum istniały na przykład klasy dwujęzyczne, po ukończeniu których dziecko biegle posługiwało się językiem hiszpańskim i angielskim albo francuskim; jeśli szkoła proponowała w ofercie cztery albo pięć języków obcych albo na przykład zajęcia sportowe zapewniające osiągnięcia na szczeblu ogólnopolskim albo międzynarodowym – rodzic – jeśli będzie miał dostęp do takiej informacji – rozważy taką ofertę. Ale wzbudzi to niepokój konkurencyjnych podstawówek, które zainteresowane zatrzymaniem swoich uczniów zaoferują stabilność – dziecko uczy się w zespole, który zna i z którym się zżyło, a także prowadzone jest przez nauczycieli, do których się przyzwyczaiło i ma do nich zaufanie – to kryterium bezpieczeństwa emocjonalnego. Czy jednak kryterium to kierowane jest do ucznia?

Kiedy rozmawiam z gimnazjalistami ostatnich klas i pytam wprost, czy nie żałują zmiany szkoły – wielu mówi, że był to dobry moment – po klasie szóstej, możliwość doświadczenia nowego środowiska rówieśniczego i nauczycieli – i przede wszystkim carte blanche dla tych, którzy mieli w podstawówce jakaś etykietę. Bo uczniowie mają świadomość etykietowania, dlatego też widzą konieczność zmiany. Ale widzą to dużo później – potrzebna jest perspektywa.

Zatem być może gimnazja będą jakiś czas wiodły swoje drugie życie? Być może daleko niektórym rodzicom obecnych szóstoklasistów do zachwytu nad ośmioklasową szkołą: jedną wychowawczynią, która prowadzi jedną klasę przez pięć albo sześć lat w jednym otoczeniu i jednym miejscu. Dzieci się przyzwyczajają, ale nie „uodparniają” na przemiany. A nasza rzeczywistość to ciągłe przeobrażenia. Być może dlatego są rodzice, którzy myślą o zmianie właśnie w kontekście reformy – o włączeniu dziecka w nurt rzeczywistości, tak by umiało sobie poradzić w innym środowisku i nowej sytuacji.

Na rozmowę o szkole podstawowej mającej pojawić się w miejscu dawnego gimnazjum pojawia się wielu rodziców i przyszłych kandydatów. Oglądają wnętrze gmachu, uczestniczą w niektórych zajęciach. Zajmuje ich oferta dwujęzyczności i to, że niektóre przedmioty prowadzone będą w dwóch językach przez nauczycieli obcokrajowców. Tego nie ma w sąsiednich szkołach! Jedna z matek pyta, co szczególnego prócz oferty, mogłaby usłyszeć, by przekonać ją do zapisania dziecka do klasy siódmej. Argument, że powinniśmy przygotowywać dzieci do rzeczywistości zmian, do niej nie przemawia. Żonę też można zmienić? – dodaje żartem. Trudno odmówić tej wypowiedzi logiki…

.Ale powracam do Gombrowicza: jak pamiętamy, nauczyciel języka polskiego, zwany Bladaczką, stwierdza, że uczeń Gałkiewicz nie może być inteligentny, skoro poezja Słowackiego go nie zachwyca, a wszystkich zachwyca. Jeżeli wszyscy twierdzą, że żyjemy w świecie zmian – to reforma jest przecież zmianą i powinna jeśli nie zachwycać to być aprobowana… Bo czyż ośmioklasowa szkoła nie jest lepsza od sześcioklasowej, a czteroletnie liceum od trzyletniego! To widać gołym okiem! Logiczne.

Roland Maszka

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 kwietnia 2017