Svetlana DIMITROVA: Europa wobec „innych”. Pora uwolnić się od dominującego modelu

Europa wobec „innych”. Pora uwolnić się od dominującego modelu

Photo of Svetlana DIMITROVA

Svetlana DIMITROVA

Doktor socjologii, absolwentka Uniwersytetu w Sofii oraz paryskiej École des hautes études en sciences sociales (EHESS). Zajmuje się przemianami społeczeństw „postsocjalistycznych”. Prowadzi wykłady w IÉSEG School of Management, na uniwersytecie Paris 1 oraz w IRTS Île-de-France.

zobacz inne teksty Autorki

Gdyby wzięli Państwo udział we Francji w konferencji „tematycznej” i chcieli mówić o jednym tylko z krajów zwanych „wschodnimi”, z dużym prawdopodobieństwem przypisano by Państwa do podgrupy „inne”, gdzie omawia się przypadki empiryczne inne niż francuskie. Państwa wystąpienie znalazłoby się gdzieś między refleksjami na temat Burkina Faso i Argentyny – pisze Svetlana DIMITROVA

Potępianie innego wpisuje się zarówno w hierarchiczny model społeczny (zasymilowani barbarzyńcy stają się niewolnikami), jak i w demokrację oraz egalitaryzm: stawiamy siebie ponad innymi, ponieważ osądzamy ich, w najlepszym przypadku, według kryteriów, które stosujemy do siebie.
Tzvetan Todorov

.Nikt nie może podważać faktu, że upadek Muru Berlińskiego przyczynił się do zacieśnienia kontaktów wewnątrz Unii Europejskiej. I choć jej ambicją było zjednoczenie Europy, to wciąż daje się odczuć, że do spotkania między „starymi” a „nowymi” krajami nie doszło. Kto zawinił? Czy winny jest brak wiedzy o kulturze tych „nowych przybyszów”? A może stało się tak dlatego, że ustrojowe i gospodarcze imperatywy odsunęły na drugi plan wymiar „ludzki” czy też „duchowy” tego spotkania po latach? Naukowcy, analitycy, dziennikarze mają rację, gdy piętnują brak zainteresowania kulturą innych. Zdają się jednak zapominać, że sami stanowią część tej rzeczywistości. Czy musielibyśmy wciąż borykać się z tym problemem, gdyby nie współudział tych „zawodowców słowa”?

Porównujący i porównywany

.Na początku lat 90. XX wieku kraje wydobywające się z socjalizmu były analizowane przez pryzmat tranzytologii. Spojrzenie to, wywodzące się z ducha studiów nad demokratyzacją, wzmacniało podział na Wschód i Zachód, wyznaczało bowiem „krajom demokratyzującym się” cel, którym była konsolidacja. Ta deterministyczna perspektywa sprawiała, że wartością nadrzędną stawała się przyszłość, ale realizowana tylko w jednym określonym kierunku, bez możliwego zawahania czy odstępstwa od wyznaczonej trasy.

Ten finalistyczny charakter tranzytologii spotkał się z krytyką, ponieważ zakładał nie tylko istnienie punktu wyjścia i punktu dojścia, a także czasu na wykonanie tej operacji, ale również determinował a priori obowiązkowe dotarcie do celu. Po tranzytologii obowiązującym paradygmatem stała się koncepcja path dependence: chodziło o niuansowanie „przejścia do demokracji” poprzez wiązanie poszczególnych „ścieżek” z konkretnym kontekstem historycznym. Choć podejście to było bardziej przekonujące, również zostało poddane krytyce. Dlaczego aż tak dużą wagę przywiązywano do imitacji i inwolucji, tj. pojęć wynikających z determinacji prospektywnej (według wizji głoszonej przez tranzytologię) i retrospektywnej (według wizji path dependence)? Rezultatem takiego podejścia było skazanie na wiele lat krajów wychodzących z socjalizmu na przestrzeń mentalną gdzieś między Zachodem (cel normatywny, do którego powinny dążyć) a ich własną przeszłością (ciężar, który musiały nieść). Inaczej mówiąc, kraje te zostały wyobrażone jako zamknięte w monolitycznych całościach na podobieństwo „cywilizacji”. Na drodze, którą miały do pokonania, musiały wciąż mierzyć się ze schematem „porównujący – porównywany”. Ale to porównanie, z natury zakładające istnienie porównującego i porównywanego, skrywało tak naprawdę ewaluację (ocenę) istniejących modeli.

Po 1989 roku kraje południowo-wschodniej Europy były więc rozpatrywane wyłącznie przez pryzmat zjawisk paradoksalnych, a także problemów towarzyszących procesom demokratyzacyjnym. Projekty badawcze organizacji pozarządowych w tamtym okresie były realizowane pod kątem konkretnych założeń, narzuconych przez oczekiwania instytucji międzynarodowych, ale także przez zapotrzebowanie społeczne. I tak na przykład starano się wpisywać w kontekst tych krajów takie zagadnienia, jak konflikty etniczne czy multikulturalizm, korzystając z faktu, że kraje te były niezwykle podatne na dyskurs „zachodni”. Ta perspektywa komponowała się z wizją Bałkanów definiowanych jako „przesunięcie względem Europy”. Maria Todorova wprowadziła pojęcie bałkanizmu w nawiązaniu do pojęcia orientalizmu, którego pomysłodawcą był Edward Saïd. Opierając się na rozmaitych tekstach w różnych językach, Todorova analizuje tworzenie się dyskursu opisującego rzeczywistość postrzeganą jako „bałkańską”[1]. Stereotypy pojawiają się w ciągu diachronicznym różnych dyskursów: od relacji europejskich podróżników w drugiej połowie XVIII wieku po zapiski wojskowych, dyplomatów, dziennikarzy i naukowców pod koniec XIX wieku. Zaszufladkowanie Bałkanów „wyobrażonych” w ten sposób zostanie na początku XX wieku zabarwione kolorytem „cywilizacyjnym”. W XX wieku Bałkany zajmują „predestynowane” miejsce na mapie wyobrażeń: są postrzegane jako „most” między Zachodem a Orientem.

Stawiać pytania

.Gdy zajrzy się do prac naukowych i doktoratów pisanych po francusku, a odnoszących się do krajów tak zwanej Europy Wschodniej, to we wstępie zawsze znajdziemy ramy teoretyczne. Ich zarys powstaje (niemal) wyłącznie w oparciu o zachodnie opracowania i nazwiska. Postaci z tej „innej” Europy pojawiają się później, a ich rolą jest dostarczanie materiału empirycznego.

Choć nie istnieje taka dziedzina naukowa jak „Europa Wschodnia” („Europa Środkowo-Wschodnia”, „Europa Środka”), to wielu badaczy w dalszym ciągu utożsamia obszar geograficzny z obszarem kulturowym. Takie podejście mogłoby się wydawać anachroniczne, gdyż odnosi się do konkretnych okresów i do właściwych im ideologii, ale jawi się jednak jako niezbędne, gdyż dzięki temu tematyka badawcza ma szansę zostać dostrzeżona. Gdyby wzięli Państwo udział we Francji w konferencji „tematycznej” i chcieli mówić o jednym tylko z krajów zwanych „wschodnimi”, z dużym prawdopodobieństwem przypisano by Państwa do podgrupy „inne”, gdzie omawia się przypadki empiryczne inne niż francuskie. Państwa wystąpienie znalazłoby się gdzieś między refleksjami na temat Burkina Faso i Argentyny.

Taka „globalizująca” perspektywa skłania coraz częściej te kraje, które zaznały ustroju socjalistycznego typu sowieckiego, do postrzegania siebie (wyobrażania siebie?) jako geograficznej, kulturowej i politycznej jedności, która nie istnieje. Nauki społeczne jeszcze wzmacniają to poczucie, choć z natury powinny być raczej zainteresowane jego dekonstrukcją. Paradoksalnie, nawet zwalczając hierarchiczny podział Wschód – Zachód, łatwo przychodzi go odtwarzać.

Jakie zatem należałoby stosować ramy dla analizy i refleksji? W jaki sposób socjolog bułgarski czy polski powinien formułować pytania, żeby nie odtwarzać tego hierarchicznego podziału i nie kierować w swoją stronę tego zniekształconego lustra? Elísio Macamo, pochodzący z Mozambiku socjolog afrykanista, wykładający w Bazylei, zastanawiał się, dlaczego nie istnieje socjologia afrykańska[2]. Próbował dociekać, jak wyglądałaby sytuacja, gdyby Max Weber był Afrykańczykiem. I kontynuując swój antyutopijny wywód, dodaje: najważniejszą dla niego kwestią nie byłoby z pewnością to, dlaczego kapitalizm zachodni rozwijał się tylko na Zachodzie, ale raczej dlaczego kapitalizm zachodni uniemożliwił rozwój kapitalizmu w Afryce, zakładając oczywiście, że wszyscy aspirujemy do kapitalizmu. Jest mało prawdopodobne, aby wspomniany wyżej polski czy też bułgarski socjolog mógł zadać dzisiaj takie pytanie w duchu tej samej, postkolonialnej krytyki. Aby opisać współczesną rzeczywistość, polski czy bułgarski socjolog potrzebuje – podobnie jak i socjolog francuski – wyobraźni socjologicznej, dzięki której byłby w stanie uwolnić się od patrzenia na świat przez pryzmat przynależności geograficznej.

Profesorowie i wszyscy ci, którzy zawodowo operują słowem, mogliby, jak sugeruje Maria Todorova, przyczynić się do „»deprowincjalizacji« Europy Zachodniej. Europa Zachodnia przejęła bowiem na wyłączność kategorię »Europa«, co ma konkretne moralne i polityczne konsekwencje”[3]. Rozwiązaniem mogłoby być analizowanie rzeczywistości socjohistorycznej bez zamykania jej w sztywnych ramach „cywilizacji”. W tym duchu ocenianie czy to życia, czy to upodobań innych, mierzenie dystansu, który został im do pokonania, oraz czasu, w którym powinni ten dystans pokonać, byłyby po prostu zbyteczne. Todorova wspomina swoją rozmowę z brytyjskim dziennikarzem Mishą Glennym, autorem wielu tekstów na temat Bałkanów. Gdy przeczytał Bałkany wyobrażone, spojrzał wstecz na swoje teksty i uzmysłowił sobie, jak bardzo przyczynił się do rozwoju i rozprzestrzeniania tego, co Todorova nazywa bałkanizmem. Jego słowa były największym uznaniem dla jej pracy. Najwyższa pora, byśmy zaczęli spoglądać w przyszłość.

Svetlana Dimitrova

[1] Maria Todorova, Imagining the Balkans, Nowy Jork, Oxford University Press 1997 (po francusku: L’imaginaire des Balkans [Imaginarium Bałkanów], Paris, Éditions de l’EHESS 2011). Proszę zauważyć różnicę w tłumaczeniu między językiem angielskim a francuskim. Czy nie mówi to wiele o różnicy w kontekstach i ich zdolności do uczestniczenia w dyskusji? Podobna zmiana znaczeniowa dotyczy książki Benedicta Andersona, gdzie tytuł ma kapitalne znaczenie: Imagined Communities, wydane w 1983 r., ukazało się we Francji w 1996 r. pod tytułem L’imaginaire national [Narodowe imaginarium]. W większości krajów Europy „Wschodniej” tytuł został przetłumaczony „poprawnie”. [Imaging the Balkans ukazało się w Polsce pod tytułem Bałkany wyobrażone – przyp. tłum.].[2] Elísio Macamo, „Pourquoi une sociologie africaine n’est-elle jamais apparue” [w:] Ivan Krastev (ed.), Sous la ligne, Sofia, Fakel express/Centre de stratégies libérales, s. 16 – 38. [3] Maria Todorova, op. cit., s. 291.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 24 listopada 2018
Fot. Shuttestock