Prof. Wojciech ROSZKOWSKI: Niepodległość sto lat temu i dziś okiem historyka

Niepodległość sto lat temu i dziś okiem historyka

Photo of Prof. Wojciech ROSZKOWSKI

Prof. Wojciech ROSZKOWSKI

Profesor zwyczajny nauk humanistycznych, nauczyciel akademicki, profesor Instytutu Studiów Politycznych PAN. Autor publikacji na temat historii Polski XX wieku. Kawaler Orderu Orła Białego.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Pamięć w dużej mierze określa priorytety narodowe. To, że jest ona tak różna w różnych krajach, nakłada na nas dziś, po stu latach od zakończenia I wojny światowej, obowiązek szczególnej troski o wyważanie racji. Od historii nie uciekniemy, a jeśli będziemy próbować o niej zapomnieć, w powstałą próżnię wkraść się mogą demony – pisze prof. Wojciech ROSZKOWSKI

Niepodległość jest dla narodu tym, czym wolność dla osoby. Tę banalną prawdę warto sobie uświadomić, gdy świętujemy stulecie zakończenia I wojny światowej i odzyskanie lub uzyskanie niepodległości przez szereg państw Europy Środkowej i Wschodniej, które w większości są dziś członkami Unii Europejskiej. Warto o tym wspomnieć także dlatego, że w państwach będących, jak Francja, europejskimi mocarstwami, nikła jest na ogół świadomość tego, czym była i jest niepodległość dla narodów, które były jej pozbawione. Przykład Polski, która niepodległości była pozbawiona przez cały XIX wiek i której losy w historii najnowszej określały w dużej mierze Niemcy i Rosja, jest nieco odmienny od Czech, Słowacji, Węgier, Rumunii, państw bałtyckich czy bałkańskich, ale dostrzec tu można cechy wspólne – dążenie do odtworzenia lub utworzenia własnego państwa na początku XX wieku. Można to dążenie nazwać pragnieniem wolności. Chodzi tu jednak nie o wolność anarchiczną, będącą zagrożeniem dla porządku międzynarodowego, ile o „wolność do” – pragnienie wzięcia swych losów we własne ręce i współudział w kształtowaniu bardziej sprawiedliwych stosunków międzynarodowych.

Pamiętać należy o konstruktywnej roli Francji i Stanów Zjednoczonych w budowaniu Europy wersalskiej po 1918 roku. Obu państwom zabrakło siły i determinacji, by dzieło to umocnić i obronić, ale pamiętać winniśmy o ich licznych wysiłkach, zwłaszcza z początku lat dwudziestych, łącznie z zapomnianym dziś nieco paktem Brianda-Kellogga z 1928 roku. Gdyby był on respektowany przez Niemcy i ZSRR, nie doszłoby do tragedii 1939 roku i II wojny światowej. Warto wspomnieć, że państwa Europy Środkowej i Wschodniej próbowały także na własną rękę umacniać swoją niepodległość. Wystarczy przypomnieć dramatyczną obronę Polski i Europy przed bolszewizmem przez armię polską w 1920 roku, opanowanie rewolucji komunistycznej przez armię węgierską w 1919 roku czy też wysiłki niewielkich państw bałtyckich skupionych w Entencie Bałtyckiej. Niestety, punkt widzenia poszczególnych państw tego regionu różnił się często dość znacznie, czego przykładem było fiasko Małej Ententy, czyli porozumienia Czechosłowacji, Rumunii i Jugosławii. Międzywojenna Polska nie pasowała do obu tych konfiguracji regionalnych ze względu na swoje problemy zarówno z Niemcami, jak i z ZSRR. Dla państw Małej Ententy byłoby to zbyteczne obciążenie, zważywszy, że Czechosłowacja obawiała się tylko Niemiec, Rumunia – Związku Sowieckiego, a Jugosławia – bardziej Włoch niż któregoś z tamtych dwóch mocarstw. Ponieważ zaś Mała Ententa skierowana była głównie przeciw Węgrom, Polska nie była też tam pożądana z powodu swych historycznie dobrych relacji z tym krajem. Graniczny konflikt z Litwą o Wileńszczyznę, notabene zamieszkałą wówczas w większości przez Polaków, uniemożliwiał też bliższe relacje Polski z państwami bałtyckimi.

Trzeba się pogodzić z faktem, że listopad 1918 roku oznacza w pamięci różnych narodów różne rzeczy. Dla Francuzów był to początek okresu ulgi i leczenia straszliwych ran zadanych przez działania wojenne. Dla Niemców był to okres upokorzenia, większego nawet niż klęska wojenna, a także początek niebezpiecznych reakcji rewizjonistycznych. Dla Rosjan był to początek wojny domowej, z której zwycięsko wyjść mieli bolszewicy ze swoimi planami rewolucyjnego imperializmu. Dla Węgrów był to okres niepewności, ostatecznie zakończony traktatem z Trianon, oznaczającym utratę ogromnej części przedwojennego terytorium. Dla Rumunów był to triumf może nawet nieco ponad stan. Dla Polaków, Czechów i Słowaków czy Estończyków było to przede wszystkim ziszczenie marzeń pokoleń. Dlatego też pamięć o roku 1918 jest w narodach europejskich tak różna. Jeśli we Francji czy Wielkiej Brytanii pamięta się głównie o hekatombie ofiar, które okupiły zwycięstwo, i o okropnościach walk pozycyjnych, w Polsce ofiary wojny wspomina się z szacunkiem jak bohaterów walki o wolność, zapominając czasem, jaka była ludzka cena tej wolności.

.Pamięć w dużej mierze określa priorytety narodowe. To, że jest ona tak różna w różnych krajach, nakłada na nas dziś, po stu latach od zakończenia I wojny światowej, obowiązek szczególnej troski o wyważanie racji. Od historii nie uciekniemy, a jeśli będziemy próbować o niej zapomnieć, w powstałą próżnię wkraść się mogą demony. Unikać musimy „konstruktywizmu”, czyli zgody na uleganie narodowym stereotypom, i „jedynie słusznych” interpretacji historii. Unia Europejska stanowi szansę pogodzenia tych różnych racji historycznych, pod warunkiem jednak, że stosować będziemy wszyscy prostą zasadę „nie czyń drugiemu, co tobie niemiło”.

Wojciech Roszkowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 10 listopada 2018