Tomasz ALEKSANDROWICZ: "Źródła polityki Putina"

"Źródła polityki Putina"

Photo of Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Profesor nadzw. Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Ekspert zarządzania informacją z Centrum Badań nad Terroryzmem. Współtworzy Instytut Analizy Informacji Collegium Civitas.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Agresja Rosji na Ukrainę wywołała – poza wszystkim innym – lawinę pytań o strategiczne cele Putina. Dlaczego zaryzykował? W imię czego położył na szalę stosunki ze Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską? Osłabił rosyjską gospodarkę? Co nim kieruje, do czego dąży, na co liczy, co chce osiągnąć? Odpowiedzi było wiele; w większości przypadków koncentrowały się one jednak na kwestiach tak naprawdę taktycznych. Opisywano strategiczne znaczenie Krymu, wzmocnienie image’u silnej władzy dbającej o godność Rosji, podkreślano chęć powrotu Rosji do bycia supermocarstwem… To wszystko prawda, jednak – niecała. Polityka Putina w sprawie Ukrainy wpisuje się w przyjętą przez rosyjski establishment ideę, która w założeniu ma zastąpić sowiecką wersję komunizmu.

Rosja zawsze potrzebowała idei i zawsze ją miała. Nawet nie „idei”, lecz „swierchidei”, idei nadrzędnej, wszechogarniającej, często graniczącej z mistycyzmem. Realizacja takiej idei to legitymizacja władzy, jej ideologiczne spoiwo, cel, do którego Rosja dąży i w imię którego wiele poświęca, który jest przedmiotem zazdrości innych.

Brak takiej idei oznacza okres smuty – rozkładu państwa, jego niemocy, niezdolności do działania, braku drogowskazu. Taką ideą była koncepcja Moskwy jako Trzeciego Rzymu i triumfu prawosławia, taką ideą był sowiecki komunizm. Swierchidee głosili myśliciele, czasem uznawani za nawiedzonych, niekiedy wręcz szaleńców, ekscentrycy, na pozór nieliczący się w życiu politycznym i społecznym. Bezpośredniego wpływu na proces sprawowania władzy istotnie – poza kilkoma wyjątkami – nie mieli, jak jednak podkreślają badacze historii myśli rosyjskiej, stanowili elitę intelektualną państwa, ich głosy docierały do kremlowskich komnat, tworzyły intelektualne zaczyny w głowach rządzących, którzy potem przekuwali te myśli w czyn. To Rosja.

Historia ostatniego ćwierćwiecza potwierdza te obserwacje. Po upadku bloku socjalistycznego i rozpadzie ZSRR Rosja została rzucona na kolana. Zachód wyprzedzał ją pod każdym względem – politycznym, społecznym, gospodarczym, technologicznym, wojskowym, atrakcyjności w oczach ludzi (zwłaszcza młodych), zamożności społeczeństwa, warunków życia… Listę tych przewag można wydłużać dowoli. Rosja przegrywała polityczne zmagania, czuła upokorzenie, państwo niemal nie funkcjonowało, majątek narodowy trafiał za bezcen w prywatne ręce, a pieniądze oligarchów na konta w bankach zachodnich. Przywódca – bohater broniący nowej demokratycznej Rosji przed ostatnimi konwulsjami sowieckiego establishmentu (z którego sam się zresztą wywodził) – okazał się rychło człowiekiem słabym i chorym. System się rozpadł, państwo się rozpadało. Nie było swierchidei. Nastąpił czas wielkiej smuty.

Aż pojawił się Władimir Władimirowicz Putin. I zaczęła kształtować się swierchidea. Początkowo ograniczona, z czasem coraz bardziej rozbudowana i coraz bardziej konkretna. Idea przybierająca wymiar geopolityczny i geostrategiczny, której ślady znajdujemy w pracach rosyjskich myślicieli, politologów, socjologów, publicystów, w wystąpieniach samego Putina. Ta swierchidea nie jest tak naprawdę nowa – znajdziemy w niej myśli Piotra Pierwszego, Lwa Tołstoja, Józefa Stalina, Aleksandra Sołżenicyna. Dziś ma twarz Aleksandra Dugina – złośliwi wskazują na jego fizyczne podobieństwo do Rasputina czy do Sołżenicyna właśnie.

Osią jest – jak zawsze – wyjątkowa siła Rosji i konieczność jej odbudowy, wzmocnienia i zachowania. Jak to osiągnąć? Świat – powiada Aleksander Dugin w swoim głównym dziele „Podstawy geopolityki. Geopolityczna przyszłość Rosji” – dzieli się w gruncie rzeczy na dwie cywilizacje: lądową, której symbolem i opoką jest Rosja i morską (atlantycką), którą reprezentują Stany Zjednoczone i Europa Zachodnia. Są to cywilizacje sobie przeciwstawne: Rosja to barbarzyństwo, wiara w siłę, tradycję i duchowość, kolektywizm i rządy autorytarne; Zachód to racjonalizm i indywidualizm, konformizm, kapitalizm, demokracja i materializm. Upadek komunizmu spowodował osłabienie Rosji, co Zachód wykorzystał do narzucania swojego modelu życia całemu światu.

Co zatem powinna czynić Rosja? Stworzyć „kontynentalne imperium eurazjańskie” wypierając USA z Europy, Azji i Afryki Północnej. Imperium rosyjskie musi mieć – co oczywiste – coś w rodzaju „bliskiej zagranicy”, a więc Imperium Pacyficzne (z Japonią jako głównym podmiotem), Imperium Środkowoazjatyckie (z główną rolą Iranu) i – last not the least – Imperium Europejskie, którego podstawą byłyby Niemcy.

Dla Polski też znalazło się w wizji Dugina miejsce: razem z innymi państwami Europy Środkowo – Wschodniej musi być prorosyjska albo proniemiecka, tertium non datur.

Kłania się opcja Falina: ścisły sojusz niemiecko – rosyjski ponad głowami pozostałych państw; aż korci, żeby przypomnieć pakt Ribbentrop – Mołotow.

Brzmi jak mrzonka? Spójrzmy na realia: Wspólnota Niepodległych Państw, Unia Euroazjatycka, Wspólna Przestrzeń Gospodarcza, gdzieś na horyzoncie Wspólna Przestrzeń Wojskowa, rosyjskie poparcie dla Iranu…

Kto w Rosji ma realizować tę strategię? Oczywiście – elita, która już się ukształtowała, choć należy ją dalej wzmacniać i rozwijać. W komunistycznej Rosji były trzy filary władzy: KPZR, wojsko i służby specjalne. Pierwsze skrzypce grała, rzecz jasna, partia. Partia komunistyczna prze przetrwała upadku ZSRR, a wojsko uległo osłabieniu, jednak służby specjalne zachowały swoją siłę. Putin de facto odtworzył stary KGB – po okresie rozdrobnienia Federalna Służba Bezpieczeństwa ma już dziś wszystkie kompetencje swojego poprzednika poza wywiadem zagranicznym; stary Pierwszy Zarząd Główny KGB to dziś Służba Wywiadu Zagranicznego. Nie zmienił się nawet podstawowy kierunek zainteresowań: Stany Zjednoczone to nadal GP – Gławnyj Protiwnik. Służby specjalne stanowią zatem owa elitę Rosji, której działania wspierane są przez podporządkowanych Kremlowi oligarchów.

* * *

Próba rekonstrukcji rosyjskiej strategii wydaje się być gotowym materiałem do kolejnej książki z nurtu political fiction czy global conspiracy. Na pozór jednak. Nie bez przyczyny amerykański sekretarz stanu, John Foster Dulles, wczytywał się z angielskie tłumaczenie „Zagadnień leninizmu” Stalina. Ta lektura to nie był stracony czas.

Zarysowana powyżej koncepcja geopolitycznej przyszłości Rosji – dalekosiężnego planu Putina – to strategia obliczona na wiele lat. Rzecz nie w tym czy zostanie skutecznie zrealizowana, to rozstrzygnie przyszłość. Z naszego punktu widzenia istotne jest to, iż Putin podejmuje próby jej realizacji z widocznymi skutkami: Krym jest już rosyjski, Ukraina w ogniu, w Estonii zapanował niepokój, NATO zaczyna przypominać sobie o swoich podstawowych funkcjach. To są realia, nie luźne dywagacje rosyjskich myślicieli.

Wiele lat temu bodaj amerykański tygodnik TIME opublikował zdjęcie Michaiła Gorbaczowa opatrując je podpisem what makes Gorbatchev run? Dziś musimy zadać to samo pytanie patrząc na zdjęcie Władimira Putina. Od tego czy znajdziemy właściwą odpowiedź będzie zależeć w znacznej mierze przyszłość Europy.

Tomasz Aleksandrowicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 października 2014