Putin nie ma wielkich międzynarodowych celów. Wszystko, co go interesuje, to możliwości monetyzowania międzynarodowej pozycji Rosji – pisze Władisław INOZIEMCEW
Trudno sobie wyobrazić współczesną Rosję bez Władimira Putina. System władzy stał się z nim bardzo silnie personalnie powiązany. Od początku XXI wieku Rosja przypomina Hiszpanię za czasów generała Franco, Portugalię pod rządami Antónia de Oliveiry Salazara czy Paragwaj za reżimu Alfreda Stroessnera – czyli państw, w których władza została skupiona w jednych rękach w sposób absolutny.
W tak stworzonym systemie nie występuje nawet partia sprawująca władzę, której przywódcy co jakiś czas się zmieniają. W takim układzie jest tylko jeden lider, który nie może po prostu oddać władzy. Jego wycofanie się mogłoby się okazać bardzo niebezpieczne dla systemu. Dlatego Putin wystartuje w wyborach prezydenckich w 2024 r. i będzie utrzymywał się na szczycie tak długo, jak to możliwe. Choćby po to, żeby zabezpieczyć interesy skupionych wokół siebie oligarchów.
Co to jest oligarchia Putina? To grupa ludzi, którzy w czasach jego rządów doszli do ogromnego majątku. Nikt nawet nie zadawał pytań, w jaki sposób się wzbogacili, czy stało się to zgodnie z rosyjskimi zasadami i prawem, czy nie. Faktem jest, że gdy rządzi Putin, nikt nie zadaje im niewygodnych pytań o źródło ich majątku. To osoby, które są bardzo zainteresowane tym, by ich fundusze zostały zalegalizowane w Rosji, by mieć gwarancję bezpieczeństwa we własnym kraju. Owszem, rosyjscy oligarchowie chętnie przenoszą pieniądze do Europy, o wielu inwestycjach Aliszera Usmanowa, Michaiła Prochorowa czy Romana Abramowicza było głośno na całym świecie. Ale w ostatnich latach najlepiej czują się w Rosji. Z prostej przyczyny. Wiele osób powiązanych z oligarchami objęto sankcjami, są niemile widziane w Europie czy Stanach Zjednoczonych. Coraz trudniej im funkcjonować poza własnym krajem. Dlatego tak bardzo zależy im na zakonserwowaniu obecnego systemu władzy. A najpełniejszą gwarancją tego jest sprawowanie władzy przez Putina. Tylko wtedy mogą całkowicie legalnie mieszkać w Rosji i wydawać pieniądze.
Utrzymanie status quo jest dla nich ważne także dlatego, że wiele z tych osób czerpało – lub nadal czerpie – zyski z kontraktów państwowych, pracy w służbie publicznej. Tymczasem rosyjska opozycja, głównie Aleksiej Nawalny, głośno wysuwa postulaty walki z korupcją. Pod takimi hasłami bardzo trudno jest w Rosji przejąć władzę, ponieważ przeciwko realizacji tych postulatów natychmiast opowiedzą się najważniejsze osoby w państwie, elity polityczne i gospodarcze. Tych ludzi nie interesuje współpraca z nikim innym niż Putin.
Rosjanie może nie są zadowoleni z tego, co się dzieje w kraju, ale generalnie nie będą ryzykować, by doprowadzić do zmian. Wprawdzie w 2020 roku dochody rosyjskiego budżetu spadły – głównie z powodu niskich cen ropy i gazu – ale szybko wróciły do poziomu satysfakcjonującego Kreml. Pamiętajmy też, że dla Rosjan ważniejsze od wpływów do budżetu są ich własne dochody. W 2020 r. w kraju była dość wysoka inflacja, ceny wielu produktów rosły dużo szybciej niż pensje. Ale już rok 2021 zaczął się dla Rosji dobrze. Rosyjski budżet jest tworzony przy założeniu, że cena ropy wynosi 40 dolarów za baryłkę – tymczasem od początku tego roku ta cena kształtowała się na wyższym poziomie. To pozwoli rządowi zrównoważyć budżet czy nawet zrekompensować obywatelom wyższe koszty życia wywołane inflacją. Pewnie przed wyborami w 2024 roku będziemy świadkami takich sytuacji.
Kreml uważnie obserwuje rozwój sytuacji na Białorusi. Putin to bardzo pojętny uczeń Łukaszenki, korzysta z wielu rozwiązań, które białoruski prezydent wprowadził w swoim kraju. Ostatnią zmianą wyraźnie inspirowaną przykładem Białorusi było wprowadzenie poprawek w konstytucji, które pozwalają Putinowi sprawować władzę właściwie dożywotnio. Bardzo podobne zmiany w białoruskiej ustawie zasadniczej wcześniej przeforsował Łukaszenka.
Z protestów, które trwają na ulicach Białorusi, Kreml na pewno wyciąga wnioski. Sam fakt, że przeciwko prezydentowi protestuje regularnie kilkaset tysięcy obywateli, musi niepokoić. Ale Putin widzi też, że Łukaszenka nie stracił z tego powodu władzy. A w Moskwie duże protesty trudniej zorganizować niż w Mińsku – stolica Rosji jest dużo większa niż stolica Białorusi. Ukazuje się też kluczowa różnica między obecnymi protestami białoruskimi i tymi, które doprowadziły do obalenia Wiktora Janukowycza na Ukrainie. W Kijowie obóz władzy był podzielony, istniały konkurujące ze sobą frakcje, koterie, partie polityczne. Było wielu oligarchów prowadzących własną politykę. W konsekwencji Janukowycz musiał uciekać z kraju, a władzę na Ukrainie przejął Petro Poroszenko.
Inaczej jest na Białorusi. Tam obóz władzy jest skonsolidowany wokół jednego lidera – i dlatego nawet półmilionowe protesty na ulicach Mińska nie są w stanie zmusić go do ustąpienia. To dla Putina ważna obserwacja. Co zresztą wcale nie oznacza, że będzie za wszelką cenę dążył do tego, żeby Łukaszenka utrzymał władzę. Kreml widzi, że w wyniku protestów Łukaszenka bardzo osłabł. Pytanie, jaką strategię wobec niego przyjmie Putin: czy uzna, że powinien zostać, czy też lepiej by było, gdyby zastąpił go ktoś nastawiony na bliższą współpracę z Moskwą. Wydaje się, że będziemy świadkami drugiego scenariusza. Czas Łukaszenki się raczej skończył, pewnie jeszcze w 2021 roku zostanie zastąpiony przez kogoś innego.
Gdy przyglądamy się protestom na Białorusi, w Rosji czy wcześniej na Ukrainie, rzuca się w oczy jeszcze jedno, szersze zjawisko – fakt, że problemy gospodarcze przestały być impulsem do protestów. W latach komunizmu było inaczej. Przecież aksamitna rewolucja w Europie Środkowej miała miejsce w dużej mierze z powodu problemów ekonomicznych. Podobnie było z rozpadem Związku Radzieckiego. Dziś jest inaczej.
Właściwie od 1993 roku nie było żadnego wielkiego protestu społecznego, który był motywowany względami ekonomicznymi. Wystarczy przyjrzeć się tzw. kolorowym rewolucjom m.in. w Gruzji, Kirgizji, na Ukrainie. Każdy wielki protest dotyczył polityki, postulatów gospodarczych w ich trakcie nie przedstawiano. Co jest źródłem tej zmiany? Sklepy. Puste półki były sygnałem, że system państwowy działa nieprawidłowo – i to było doświadczenie wspólnotowe, wszyscy obywatele odbierali to w ten sam sposób. Teraz w sklepach jest wszystko. Oddzielna sprawa, na co kogo stać. Dziś produkty są dużo droższe, wielu osób zwyczajnie nie stać na zakupy. Ale to już jest doświadczenie indywidualne. Obowiązuje przekonanie: gdy kogoś na coś nie stać, to znaczy, że nie jest wystarczająco zaradny. Każdy na ten problem patrzy przez pryzmat własnych doświadczeń, nie da się wokół niego zbudować zbiorowych emocji wywołujących masowe demonstracje. Dlatego też znikły protesty na tle ekonomicznym. Dziś doprowadza do nich polityka.
Dziś obywatele czują się bardziej upodmiotowieni, bardziej niezależni. Uważają się za Europejczyków, którzy nie chcą żyć w azjatyckiej dyktaturze. Władze rosyjskie dostrzegają zresztą te zmiany aspiracji. Z tego powodu nie pozwalają kandydatom opozycji startować w wyborach. W zbliżających się wyborach do Dumy nie zostanie zarejestrowany nikt ze strony opozycyjnej.
Jaki pomysł na Rosję ma Władimir Putin? W dyskusjach o tym często przytacza się stary cytat z rosyjskiego prezydenta, który powiedział, że rozpad Związku Radzieckiego był największą katastrofą XX wieku. Ale wcale to nie znaczy, że jego nadrzędnym celem jest odbudowa ZSRR. W jego wyobrażeniu w świecie rosyjskim nie chodzi o podbicie Ukrainy, Białorusi, Kazachstanu czy innych państw, które wyłoniły się po rozpadzie Związku Radzieckiego. Jemu zależy na tym, by stworzyć wokół Rosji pas niestabilności. Temu służy wspieranie różnego rodzaju ruchów separatystycznych. Rosjanie mają nabrać przekonania, że tylko Putin jest gwarancją stabilności i przewidywalności – a gdyby go zabrakło, to w Rosji może być podobnie jak w innych państwach postsowieckich.
Ale próba opisu tego, jakim krajem ma być współczesna Rosja, w tym miejscu właściwie się kończy. Wyraźnie widać, że Putin nie jest zbyt ambitnym przywódcą. Nie jest jego celem, żeby rządzone przez niego państwo dorównywało pod względem tempa rozwoju Europie, Chinom czy Stanom Zjednoczonym. Pilnuje, żeby żaden kraj nie ingerował w wewnętrzne sprawy rosyjskie, i to wszystko. Putin nie ma wielkich międzynarodowych ambicji. Szuka jedynie możliwości monetyzowania międzynarodowej pozycji Rosji.
Właśnie w tym miejscu wielu zachodnich analityków popełnia kluczowy błąd, próbując zrozumieć istotę polityki Putina. Wychodzą z założenia, że przywódca, który rządzi krajem ponad 20 lat, myśli w kategoriach swojego dziedzictwa, tego, w jaki sposób zapisze się w historii swojego kraju. Patrzą na niego tak, jak się patrzyło się choćby na Józefa Piłsudskiego, Adolfa Hitlera, Benita Mussoliniego, Neville’a Chamberlaina czy innych polityków, którzy myśleli i działali w kategoriach państwa, narodu (bez względu na to, jak oceniamy te ich działania).
.W przypadku Putina sięganie do tego typu kategorii jest całkowicie nieuzasadnione. Rosja pod jego rządami przestała być państwem, stała się przedsięwzięciem komercyjnym. To jest klucz do współczesnej Rosji. Żeby zrozumieć istotę decyzji podejmowanych przez politycznych decydentów, należy patrzeć na pieniądze – w którą stronę one płyną, kto zyskuje na poszczególnych decyzjach. Putin zarządza krajem żelazną ręką i w ten sposób stał się najbogatszym człowiekiem na świecie. I to jest cel, który zawsze chciał osiągnąć. Nigdy nie miał innych ambicji. Swoje dziedzictwo mierzy wielkością swojego majątku. Nic innego nie ma dla niego znaczenia.
Władisław Inoziemcew
Tekst ukazał się w nr 27 miesięcznika idei „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].