Adrian GAJ: "Jak w 30 dni na Facebooku odwołaliśmy burmistrza"

"Jak w 30 dni na Facebooku odwołaliśmy burmistrza"

Photo of Adrian GAJ

Adrian GAJ

Pracownik samorządowy administracji regionalnej. W praktyce i naukowo zajmuje się nowymi mediami. Twórca i działacz organizacji pozarządowych.

zobacz inne teksty Autora

W miesiąc udało się stworzyć społeczność, która zadecydowała o wyniku lokalnego referendum — dzięki sile mediów społecznościowych w Chrzanowie w środku grudnia ponad 7,5 tys. osób postanowiło zagłosować w sprawie odwołania burmistrza. To pierwsze w Polsce udane referendum lokalne w mieście tej wielkości.

.Gdy nieco ponad miesiąc przed dniem referendum wyznaczonym na 13 grudnia zostałem poproszony o „ogarnięcie internetów”, nie spodziewałem się siły, jaką już dzisiaj ma Facebook w mniejszych miejscowościach. Co prawda pisałem wcześniej o potrzebie funkcjonowania lokalnych liderów w mediach społecznościowych, ale te kilkadziesiąt dni pokazało, że od tego kierunku — przeniesienia lokalnej debaty do internetu — nie ma już odwrotu.

Próg wymagany do tego, aby referendum było ważne, został z łatwością (o ponad tysiąc głosów) przekroczony właśnie dzięki temu, co działo się na Facebooku. I to niemal za darmo.

.W Chrzanowie wokół — było nie było — politycznego wydarzenia udało się stworzyć społeczność, która żywo komentowała i od razu reagowała na wszelkie wydarzenia związane z tematem referendum.

Przestrzeń fanpage’a i wydarzenia zorganizowane na tę okoliczność miały dwie podstawowe przewagi nad tradycyjną formą kampanii: w przeciwieństwie do plakatów czy bilbordów były niezniszczalne i generowały debatę konkretnych osób, które prezentowały swoje zdanie. Ku mojemu zaskoczeniu w prowadzeniu fanpage’a (którego zasięg organiczny sięgał w najlepszych momentach ponad 25 tys. osób!) nie potrzebowałem pomocy przy moderacji — na palcach dwóch rąk mogę wymienić osoby zablokowane, które zajmowały się spamowaniem lub obrażaniem pozostałych debatujących. Przyjęty i konsekwentnie stosowany system ostrzegających „żółtych kartek” już po tygodniu zaowocował żywą, ale w miarę kulturalną wymianą zdań.

I mimo że prowadzony przeze mnie fanpage opowiadał się oficjalnie za odwołaniem burmistrza, oczywiste dla mnie było, że także ci nieprzekonani powinni mieć prawo do wypowiedzi, o ile tylko nie obrażają innych. To właśnie dzięki tym wątpiącym i pytającym debaty były żywe, a powiadomienia o nowych aktywnościach co chwilę pojawiały się na moim telefonie.

Całość debaty referendalnej udało się przenieść na Facebooka — wszystkie ważniejsze artykuły i medialne wzmianki były publikowane na stronie wydarzenia lub fanpage’a nie tylko przeze mnie, ale w znacznej części przez samych mieszkańców. Na początku grudnia nie musiałem nawet prowadzić medialnego researchu — użytkownicy, zwykli mieszkańcy miasta, sami dostarczali treści, które potem żywo komentowali. Tak rodzili się nowi liderzy rozmów, nowi wiodący komentatorzy lokalnego życia politycznego, którzy swoimi spostrzeżeniami oddziaływali na masę lajkujących czy „tylko” czytających posty.

W chrzanowskim internecie ucieleśniła się idea starogreckiej agory, gdzie ci najciekawsi i najlepiej argumentujący zyskiwali uznanie i zainteresowanie słuchaczy.

.Jednak poza agregacją treści dziennikarskich równie ważne było tworzenie własnych informacji: zarówno tych tłumaczących w prostej infografice powody referendum, kontrargumentujących informacje drugiej strony, jak i tych edukujących, gdzie i w jaki sposób poprawnie zagłosować. Osobną grupę stanowiły memy lub najróżniejsze wariacje graficzne nawiązujące do lokalnych wydarzeń. Od końca listopada codziennie odbierałem rysunki, które stanowiły nieodłączną część kampanii. Domorośli lub profesjonalni lokalni graficy tworzyli nie tylko satyryczne obrazki, ale także nawiązywali do popkultury, czy to w memie z Kevinem Samym w Domu, czy z prezydentem Kwaśniewskim. Uniwersalny język internetu zbłądził pod strzechy lokalnej polityki i sądząc po liczbie interakcji, świetnie się tam odnalazł.

Fanpage stał się także źródłem informacji dla dziennikarzy — temat opublikowanego filmu z monitoringu czy rozprawy sądowej w trybie wyborczym był podchwytywany przez media, także te ogólnopolskie, właśnie za sprawą fanpage’a i interakcji setek użytkowników.

Fanpage funkcjonował więc w ścisłej symbiozie z lokalnymi mediami i był to układ korzystny dla obydwóch stron, a jednocześnie poszerzający pole dyskusji o zdanie innych.

Na kilka dni przed „godziną 0” pochwaliłem się publicznie statystykami fanpage’a — imponujące przeszło 25 tys. zasięgu organicznego (za który nie zapłaciłem ani grosza), setki lajków i komentarzy, dziesiątki prywatnych wiadomości osób chcących się zaangażować. Pokazałem, że powstała społeczność, której siła sprawi, że „wspólnie nam się uda”. I właśnie ten pozytywny przekaz w formie infografiki, podanej dalej przez kilkaset osób, stanowił o sile, która kilka dni później pomimo deszczu i zimna zmieniła miasto.

.Na tydzień przed referendum tylko podejrzewałem, że siła mediów społecznościowych w małych miastach jest duża. Po 13 grudnia nie mam wątpliwości, że to na Facebooku mieszkańcy Chrzanowa wybiorą nowego burmistrza. A o swoim wyborze powiadomią w marcu, oddając swój głos w przyspieszonych wyborach.

Adrian Gaj

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 grudnia 2015
Fot. Shutterstock