"Książki tak, buty tak!"
W mojej bibliotece, choć pozornie w niej chaos, sąsiadują w zgodzie: Noc i dzień Wirginii Voolf, Podróże z filozofią w tle ks. Michała Hellera, Irlandzka herbatka Ciarana Carsona, Miasto Śniących Książek Waltera Moersa, Dunaj Claudia Magrisa, Moja historia czytania Alberto Manguela czy Alchemia słowa Jana Parandowskiego. Jest ich znacznie więcej – Imię róży, Don Kichot, Biblioteka Babel czy Biblioteka XXI wieku Lema – i można by tak długo wymieniać. Łączy je jedno – przedmiot i motyw książki.
.Lubię twórczość o charakterze niejako autotelicznym i to w całej swej dosłowności; książki o książkach, o pisaniu, czytaniu, czytelnictwie; przyciągają mnie fabuły oparte o książkę, choć zachowuję tu krytycyzm, bowiem nie urzekł mnie Tajemniczy płomień królowej Loany U. Eco czy też Cień wiatru C.R. Zafóna; przychylniej przyjęłam za to Klub Dumas A. Péreza-Reverte. Wybieram tę dosłowność, skupioną wokół przedmiotu książki, choć przecież jestem świadoma, że każda książka jest powinowatą – pośrednio bądź bezpośrednio – całej swej wielkiej rodziny, w momencie lektury stanowiąc centrum tego świata (nawet zamkniętych na plebanii w Haworth sióstr Brontë). W tym jednym wypadku odczuwam nieco zrozumienia dla postmodernistycznej figury nieustannie referencyjnego systemu znaków, choć nie przejęłam – powinnam się wstydzić intelektualnej naiwności? – zagubienia dekonstrukcjonistów.
Nie odczuwam również lęku przed wpływem wielkich dzieł; choć, jak pisał H. Bloom, lęk ten głównie cechuje czytelnika, który jednocześnie jest pisarzem i musi przyjąć, że konfrontacja z Szekspirem jest walką z góry przegraną, gdyż „Mądrość jego przekracza granice pojmowania; mądrość innych mieści się w jego granicach. Zdolny czytelnik potrafi się do pewnego stopnia wżyć w mózg Platona i nim myśleć; nigdy natomiast w mózg Szekspira.” (Znam osoby, które się z „szekspirocentryzmem” zupełnie nie zgadzają, ale prawie zawsze uprzywilejowane miejsce jest zajęte: Mann, Balzac, Tołstoj, Broch). Wszystkie te walki zgadzam się przegrywać, a przegrana nie odbiera przyjemności lektury i prób odkrycia, co dla dociekliwych ukrył autor.
Praca pisarza bowiem jest – jeśli wierzyć samym autorom – trudem i sporym wysiłkiem. Wirginia Voolf nie może rozstać się z Pokojem Jakuba, niezadowolona z postępu prac. Morderczo pracowity Flaubert wykuwa frazę po frazie, realizując założenie Zoli „Nulla dies sine linea”, „żadnego dnia bez linii”, które ten ostatni miał przypięte nad biurkiem. Reymont przechorował część Chłopów dotyczącą wesela Boryny. A natchnienie? „Zależy od regularnych i smacznych posiłków” i „jest stanowczo bratem codziennej pracy” – oto wypowiedź Ch. Baudelaire`a; trzeba wierzyć poecie. Dlatego może Pan Tadeusz powstał tak szybko i sprawnie – rękopis jest prawie czysty! – jako że Adam Mickiewicz lubował się w życiu smacznym i wygodnym. Trzynastozgłoskowiec nie jest prostym wyzwaniem i samo natchnienie – z którego wieszcz był znany na wieczorkach improwizacji poetyckiej – nie mogło wystarczyć.
.Jakiekolwiek jednak metody stosowali pisarze i poeci – związane były one z gruntowną znajomością warsztatu: zasad metrum, tropów, periodów, brzmienia głosek; z całym arsenałem wiedzy, którym zajmowały się poetyki i traktaty retoryczne. Z tradycją literacką, której znajomość łączy Beniowskiego, Don Juana i Kwiaty polskie. Imperium retoryki – jak brzmi praca Ch. Perelmana – stanowiło jeden z fundamentów kształcenia w starożytności i średniowieczu, w tym ostatnim na poziomie trivium. To dlatego, do momentu ustanowienia państw narodowych, ale też i później, wspólny fundament kształcenia przyczyniał się do ustanowienia kultury europejskiej. W historycznej perspektywie pieczę nad edukacją, wiarą i obyczajem u zarania europejskich państw sprawowała władza duchowa, której autorytet uosabiał papież. Na przełomie XV i XVI wieku datuje się przejmowanie sprawowania kontroli nad wymienionymi dziedzinami przez władców świeckich, włączając je w zakres autorytetu państwa. Rozwijały się one nadal w oparciu o języki narodowe i indywidualne kultury narodowe, lecz istniały i istnieją silne więzi tak między sonetami Petrarki i Szekspirem, jak między Dantem i Janem Lechoniem.
Dziedzictwo ducha paidei – całościowego systemu kształcenia i edukacji – jest wciąż wyraźne nie tylko w pismach filozofów, jak L. Strauss czy T. S. Eliot, lecz przede wszystkim w książkach Galsworthy`ego, H. Jamesa, Dostojewskiego, Manna, Conrada i wielu wielu innych.Społeczeństwa trwają dzięki przekazywaniu wiedzy, tak twierdzi pragmatyczny John Dewey, zaś T. S. Eliot zwraca uwagę, że „edukacja dla każdego jest środkiem, z którego musimy skorzystać, aby na powrót scalić cywilizację.
Dopóty, dopóki pod słowem edukacja kryje się wszystko, co idzie w parze z ukształtowaniem się dobrego indywiduum i dobrego społeczeństwa, pozostajemy w zgodzie”. Integrująca wartość edukacji staje się bezcenna w obliczu kryzysów – a z takim mamy do czynienia od początku XX wieku.
Co więcej, kryzys ten – począwszy od odkryć w dziedzinie astronomii, psychologii – kwestionujących bezpieczny scjentyzm pozytywistyczny, przez silny głos Nietzschego – Imre Kertesz określa w następujący sposób: „Nie może być żadnych wątpliwości, że kryzys, a nawet rozłam, którego jesteśmy teraz świadkami w całej Europie, jest przede wszystkim natury kulturowej. Obecnie – podobnie jak w 1919 czy 1938 roku – Europa staje w obliczu zasadniczych pytań i podchodzi do nich w sposób równie niezdecydowany jak wtedy”(2007). Społeczeństwa istnieją i funkcjonują dzięki integrującej sile przekazu treści i wartości podtrzymujących trwałość cywilizacji. Stąd, nie powinno poświęcać się wiele miejsca na zasoby, które mają znaczenie wyłącznie dla archiwistów epoki. Nie powinno się zastępować dobrego słabszym, Kochanowskiego redukować do swawolnych fraszek a Pana Tadeusza do „wybranych fragmentów”.
.W znakach Zodiaku urzeka mnie pomysłowość ludzkiej myśli i nadanie firmamentowi pozoru ładu w postaci figur gwiezdnych. Kiedy widzę postać Łucznika, przypomina mi się twierdzenie Leibniza, dla którego rzeczywistość polegająca na nieustannym przezwyciężaniu uobecnia się w liniach naciągniętego łuku. Dlatego Jose Ortega y Gasset na kartach tytułowych hiszpańskich wydań umieszczał wizerunek dzikiego łucznika wypuszczającego strzałę. Co robić, gdy nie ma chęci do pracy? „Siedzieć”, odpowiadał Maeterlick, niezmiennie co dzień trzy godziny palący fajkę. W miarę możliwości w zabieganym współczesnym świecie: siedzieć i czytać.
Anna Makuch
*Tytuł niniejszego tekstu nawiązuje do wydarzenia opowiedzianego Alberto Manguelowi przez Borgesa: „(…) w 1950 roku podczas jednej z demonstracji, jakie rząd Perona organizował przeciwko opozycyjnym intelektualistom, tłum skandował: „Buty tak, książki nie!”. Nikogo nie przekonała riposta: „Buty tak, książki tak!”. Zawsze uważano, iż rzeczywistość – twarda, nieodzowna rzeczywistość – znajduje się w nierozwiązywalnym konflikcie z ulotnym światem marzeń zawartym w książkach.(…) Populistyczne reżimy chcą nam odebrać pamięć, zaliczają więc książki do zbytecznych luksusów.”