Chcemy uczyć zaangażowania, bo świat nie kończy się za naszym płotem
Jako Fundacja Społecznie Mocni chcemy działać w skali powiatu, pozyskiwać środki na te działania, prowadzić warsztaty i zajęcia zwłaszcza dla młodych ludzi.
.Kiedy zaszłam w ciążę, nie bardzo mogłam wracać na etat. Tak się złożyło, że mój syn ma orzeczenie o niepełnosprawności, co okazało się później, ale pewne trudności z nim były już od urodzenia. Zaczęłam mocno szukać swojego miejsca. Najpierw zaangażowałam się w działania stowarzyszenia „Polka potrafi” w Piasecznie, gdzie mieszkam, organizowałam warsztaty, Klub Mam, ale nic trwałego z tego nie wyszło.
W 2020 roku wzięłam udział w kampanii prezydenckiej Szymona Hołowni, bo większość jego wartości odzwierciedlało moje. Później zaangażowałam się w stowarzyszenie, które powstało po kampanii. Robiliśmy fajne charytatywne rzeczy o charakterze ekologicznym, społecznym i edukacyjnym. Później przyszedł też czas na partię polityczną. Zaczęły się kwestie polityki, prowadzenie kampanii, docieranie się ludzi. Kandydowałam w wyborach parlamentarnych, później do samorządu lokalnego i miałam bardzo dobry wynik, ale niestety moja lista nie zdobyła poparcia. Teraz nie działam już w stowarzyszeniu, postanowiłam skoncentrować się na działalności lokalnej, bliżej ludzi, bez obciążeń, które są codziennością w większych organizacjach.
Podjęliśmy z przyjaciółmi decyzję o założeniu fundacji. Na początku 2025 roku spotkamy się u notariusza i zarejestrujemy Fundację Społecznie Mocni. Planujemy zajmować się edukacją obywatelską, ekologiczną, chcemy również wspierać młodych ludzi pod kątem psychologicznym. Przede wszystkim chcemy uczyć zaangażowania, bo świat nie kończy się za naszym płotem. Jako fundacja zamierzamy działać w skali powiatu, pozyskiwać środki na te działania, prowadzić warsztaty i zajęcia zwłaszcza dla młodych ludzi.
Kiedy organizowaliśmy akcje pomocowe dla oddziału psychiatrii dziecięcej i młodzieżowej w Konstancinie-Jeziornie, zdałam sobie sprawę, jak ogromne są problemy i trudności systemowe, z jakimi mierzą się dzieci. Zrozumiałam, że następne pokolenia, które są naszą przyszłością, są w bardzo trudnej sytuacji psychicznej i społecznej. Chciałabym w przyszłości nieść im konkretną pomoc.
Doświadczenie w polityce pokazało mi, że przyciąga ona dosyć specyficzny rodzaj ludzi. Ci, którzy tak jak ja chcą działać nie dla jakichś konkretnych korzyści, ale z potrzeby realnych zmian, prędzej czy później rozczarowują się, zderzając się z betonem i stając przed nieakceptowalnymi kompromisami. Widziałam wielu młodych, fajnych i kompetentnych ludzi, którym organizacje polityczne podcinały skrzydła. W takim „systemie” każdy musi być dopasowany do konkretnego „pudełka”, ma swoje miejsce i byłoby najlepiej, gdyby się nie wychylał. W tym „pudełku” zostają w końcu osoby albo niezaangażowane, którym nic nie przeszkadza, albo osoby dążące do konkretnych osobistych korzyści. Ideologia gubi się wraz z odejściem ideowców. Nie wiem, czy jest jakieś lekarstwo czy metoda, by zmienić ten trwający od lat system.
Po kilku latach zmagań uważam, że nie należy marnować energii na jakieś wewnętrzne trudności czy rozgrywki. Trzeba iść za tym, co się czuje, co jest spójne z naszą naturą i potrzebami. Nawet jeśli to będą drobne działania. Waga tego, co się robi, to nie jest matematyka. Nie należy kłaść działań prospołecznych na wadze. Zadania nie muszą być spektakularne. Każdy niech robi co może, na miarę swoich możliwości, a każda, nawet drobna rzecz ma znaczenie i daje ogromną satysfakcję.
.Obecnie jestem przewodniczącą Rady Rodziców w szkole, do której chodzą moje dzieci. I to jest miejsce, gdzie mogę realnie pomóc, wspierać. To jest przestrzeń dobrych emocji i relacji, daleko od tych, jakie niesie ze sobą polityka. Od niedawna jestem uczestniczką Koła Gospodyń Wiejskich i to także jest wspaniałe, międzysąsiedzkie doświadczenie. No i planujemy pracę Fundacji, na co nie mogę się już doczekać!