
Wrocław. Piastowska twierdza na szlaku między światami
Historia ekspansji pierwszych Piastów łączy się z historią Wrocławia. Kiedyś uważano, że powstanie najstarszej części miasta, grodu na Ostrowie Tumskim, wiąże się z Czechami, że sama nazwa pochodzi od czeskiego księcia Wratysłwa – pisze Antoni OPALIŃSKI
.„Bardzo mało ludzi – pustkowia, które ku zachodowi, ku północy, ku wschodowi ogarniają coraz większe, niezmierzone przestrzenie i wreszcie pokrywają wszystko” – taki pejzaż Zachodu ok. roku 1000 rysował jeden z klasyków europejskiej mediewistyki, francuski historyk Georges Duby.
Oczywiście pejzaż to niepełny, gdzieniegdzie wyrastają już przecież romańskie katedry, wielcy tego świata budują pałace i fundują klasztory, a na targowych skrzyżowaniach dróg widać już zarysy miejskiej cywilizacji średniowiecza. Ale autor Czasów katedr miał rację.
Około roku 1000 świat łaciński jest w większości biedny. Bogactwa są gdzie indziej – w przeżywających swój cywilizacyjny szczyt krajach islamu czy we wciąż potężnym, choć nieco zastygłym w rytualnym geście świecie Bizancjum. I oczywiście w dalekich Chinach, bajecznie bogatych i jak zawsze wahających się między ideałem „Jednego Cesarza pod Sklepieniem Nieba” a kolejnymi epokami „walczących królestw”. O Chinach mało kto słyszał, to jeszcze nie jest czas Marca Polo, za to ze wschodu przybywają do Europy kolejne fale koczowników – Awarowie, Protobułgarzy, Węgrzy, Pieczyngowie, Połowcy… Jedni przyjdą i przeminą, pozostawiając po sobie trochę „militarnych innowacji” i wspomnienie niebywałego nawet jak na standardy epoki okrucieństwa. Inni – jak Bułgarzy i Madziarowie – wniosą swój własny wkład w powstający państwowy kształt Europy. Pewnego dnia – ale dopiero dwa stulecia później – pojawią się Mongołowie i na historyczną chwilę stworzą prawdziwe transkontynentalne imperium. Ale to już będzie inna epoka.
Tymczasem kończy się „długi wiek X” (określenie Henryka Samsonowicza). Dla naszej części Europy równie ważny jak epoka karolińska dla Francji i Niemiec. To właśnie wtedy z plemiennej mozaiki wyłaniają się polityczne byty, z których wyrosną istniejące do dziś państwa narodowe – Polska, Czechy, Węgry, Ruś (tu spór o korzenie i prawo do dziedzictwa jest nieco bardziej skomplikowany i do dziś znaczony krwią). Epoka wielkich władców – założycieli i chrystianizatorów, jak Święty Stefan Węgierski, Święty Włodzimierz Kijowski czy nasi Mieszko i Bolesław. Również na północy z chaosu wypraw wikingów powstaną istniejące do dziś królestwa (nadal królestwa!) Danii, Szwecji i Norwegii.
Nowy świat nie powstaje bez trudu. Na zmianę wodzowskich watah w aparat państwa i budowę kamiennych katedr potrzeba środków. Środki przynosi wojna – łupy, ziemię i ludzi. Tak było zawsze. Ta fascynująca epoka świętych królów jest wciąż epoką niewolnictwa. Wojnę prowadzi się po to, by zdobyć ludzi – osadzić ich na pustkowiach, by uprawiali dla władcy ziemię, albo jeszcze lepiej, sprzedać ich tam, gdzie dobrze zapłacą, czyli do krajów arabskich. Bez Mahometa nie byłoby Karola Wielkiego – taką tezę postawił kiedyś inny wielki historyk Henri Pirenne. Wydaje się, że nie byłoby również ani cesarzy Ottonów ani Mieszka I. Nie na darmo Święty Wojciech rzucał gromy na księcia Czech. Nie za to, że zarabiał na handlu ludźmi, tylko za to, że sprzedawał również chrześcijan. Kościół wraz z całą cywilizacją, którą stworzył, będzie potrzebował jeszcze trochę czasu, by w pełni otrząsnąć się z tego odziedziczonego po starożytności barbarzyństwa. A że królowie, którzy przynosili swoim ludom światło wiary i budowali nowy świat, bywali równocześnie chciwymi i bezwzględnymi okrutnikami? Prawdziwa historia to jest zawsze opowieść dla dorosłych.
Handel i wojna wymagają dróg i komunikacji. Elity wieków średnich nie znały jeszcze modnego dziś terminu „connectivity” i nie słyszały o „strategicznych przepływach”, ale istotę problemu tamci ludzie rozumieli tak jak my. Handel, kontrola nad szlakami handlowymi, cła i zyski z targów – to wszystko źródła bogactwa i władzy. Zwłaszcza dla królestw leżących na pograniczach i rozstajach.
I tu dochodzimy do Wrocławia. To właśnie wzdłuż Odry, przez ziemie śląskie wiódł fragment wielkiej drogi, którą wędrowcy i kupcy podążali z dalekiej Nadrenii w stronę Krakowa, Kijowa, a potem w stronę czarnomorskich, zakładanych jeszcze przez Greków emporiów handlowych i dalej w bezkresy wschodu.
Budujący swoje państwo książęta, nazwani później Piastami, wcześnie zwrócili uwagę na strategiczne znaczenie ziem zamieszkałych przez zapomniane dziś plemiona tych wszystkich Ślężan, Dziadoszan czy Gołęszyców. Od początku też toczyła się o nadodrzańską prowincję rywalizacja z sąsiadami z południa. Historyczna tradycja wskazywała, że Śląsk razem z ziemią krakowską był w orbicie wpływów wielkomorawskich, a potem czeskich. Wedle tej tradycji Mieszko I miał zdobyć te obszary pod koniec swego panowania, wywołując gniewne słowa czeskiego kronikarza o „zrabowanym królestwie”. Dziś historycy i archeologowie patrzą na ten obraz z większą krytyką i spierają się o zakres i czas czeskich wpływów na Śląsku. Wiadomo jednak, że ta prowincja była przedmiotem sporu i że ostatecznie obok Wielkopolski (Starszej Polski), Małopolski, Mazowsza i idącego często własną drogą Pomorza weszła w skład pierwotnego, chciałoby się powiedzieć „core’owego” trzonu historycznych prowincji wczesnego państwa.
A państwo powstało szybko, dynamicznie, w ciągu życia dosłownie jednego pokolenia. Postęp, który dokonał się w ostatnich pokoleniach w archeologii pozwolił zmienić dawną teorię długiego, ewolucyjnego procesu powstawania państwa pierwszych Piastów. Dendrochronologia, naukowa technologia umożliwiająca precyzyjnie określenie czasu ścięcia użytych do budowy grodów drzew, pozwoliła odkryć, kiedy powstały najważniejsze grody. Gniezno, Poznań, Ostrów Lednicki i inne główne ośrodki władzy powstały w ciągu ok. 40 lat, między rokiem 920 a 960. Potężne Gniezno powstało ok. roku 940 – ćwierć wieku przed chrztem Mieszka. Jednym z niewielu starszych grodów w wielkopolskim centrum państwa okazał się Giecz. Dlatego niektórzy uczeni widzą w tym ośrodku pierwotną siedzibę dynastii. Czyżby Polska wyrosła z położonego wśród zielonych wielkopolskich łąk Giecza? Temat dla filmowca.
Kto tego dokonał? Kim był ten nieznany nam ojciec, a może dziad wielkiego Mieszka, jakiś Siemomysł czy Lestek, który okazał się pierwszym twórcą państwa? Kim byli jego ludzie? Skąd wiedzieli, jak na tej położonej wśród puszcz prowincji zbudować sprawny aparat władzy, w jaki sposób wychowali dynastię, która po kilkudziesięciu latach za czasów Chrobrego odważy się na walkę i grę z Cesarstwem? A potem, gdy przyjdą lata upadku, odnajdzie w sobie dość siły, by wrócić i zbudować wszystko jeszcze raz. Trudno było uwierzyć, że ta siła wyszła stąd, z własnego plemienia. Stąd powracające teorie o zewnętrznym impulsie, może normańskim, a może wielkomorawskim. Wszystko to hipotezy bardzo ciekawe, ale nieznajdujące jak dotąd dostatecznej podstawy źródłowej.
Historia ekspansji pierwszych Piastów łączy się z historią Wrocławia. Kiedyś uważano, że powstanie najstarszej części miasta, grodu na Ostrowie Tumskim, wiąże się z Czechami, że sama nazwa pochodzi od czeskiego księcia Wratysłwa. Językoznawcy wskazują dziś, że ten trop chyba nie jest prawdziwy. Nazwa wywodzi się raczej od nieznanego nam Wrocisława, być może zarządcy grodu. I bez względu na moment przyłączenia Śląska do władztwa Piastów, powstały gdzieś między 940 a 960 rokiem gród na Ostrowie Tumskim, pierwotnie strażnica na kupieckim szlaku, dzięki Piastom osiągnął znaczenie jako jeden z głównych grodów monarchii i siedziba biskupstwa.
.Prawdziwe wejście miasta nad Odrą do historii zaczyna się wraz ze Zjazdem Gnieźnieńskim i związaniem Wrocławia z historią Kościoła w Polsce. Wraz z powstaniem niezależnej metropolii kościelnej, opartej na charyzmacie Świętego Wojciecha, wspartej przez cesarza wizjonera Ottona III i autorytet papieskiego Rzymu, powstała ledwo kilkadziesiąt lat wcześniej monarchia osiągnęła dojrzałość i znalazła swoje miejsce wśród innych, również potężniejszych królestw. Wrocław, w którym właśnie wtedy zaczęto budować jedną z pierwszych polskich katedr, uczestniczył w tym procesie. Z grodu zbudowanego, by pilnować handlu, stał się jednym z głównych miast królestwa. Pewnie nigdy się nie dowiemy, kim był powołany na Zjeździe (Synodzie) Gnieźnieńskim „Johannes Wrotizlaensis episcopus”, ale to on jest pierwszym wrocławianinem uczestniczącym w historii. To jednak już materia do innej opowieści.