
Siła Wrocławia
Siła Wrocławia bierze się z tego spotkania różnych doświadczeń oraz ostatecznie udanego procesu integracji społecznej, oswojenia miasta i jego odbudowy. Wypływa z historii powojennych dekad, w których punktem zwrotnym była Solidarność i działalność opozycyjna lat stanu wojennego – pisze Marek MUTOR
.Wrocław jest miastem cieszącym się opinią dobrego miejsca do życia i sporą, jak na polskie warunki, zasobnością. Jest też ważnym ośrodkiem akademickim. Wrocławianie postrzegają siebie na ogół jako społeczność otwartą, nastawioną na dialog. Nie unikamy, co prawda, ogólnej tendencji do banalizacji i tabloidyzacji debaty publicznej – niemniej we Wrocławiu nadal łatwiej niż w innych miastach Polski o konsensus w wielu aspektach lokalnej polityki. Przykład Wrocławia może być inspirujący dla całej Polski. To, co dobre, nie jest jednak dane raz na zawsze. Należy stale pytać o źródła siły i nieustannie je odnawiać – nie ulegać pokusie pogrążenia się w niezmąconej satysfakcji z tego, jak jest.
W ostatnim rankingu Oxford Economics Global Cities Index Wrocław zajął 96 pozycję w kategorii „jakość życia” na 1000 analizowanych metropolii z całego świata. Jest to jednocześnie najlepszy wynik z polskich miast. Wynik ogólny, który obejmuje wszystkie badane aspekty (prócz jakości życia są to: ekonomia, kapitał ludzki, środowisko, zarządzanie), jest gorszy – to pozycja 236 na świecie, trzecia w Polsce (po Warszawie i Poznaniu). Rankingi tego rodzaju bazują na dość ograniczonej liczbie kryteriów, ich miarodajność bywa więc podważana. Możemy jednak odczuwać satysfakcję. Wrocław ma opinię miasta, w którym żyje się w mniejszym pośpiechu niż w stolicy.
Stosunkowo wysoki – na tle „średniej krajowej” – poziom współpracy między lokalnymi politykami też jest atutem. Dobrym przykładem może być kwestia wzniesienia pomnika Żołnierzy Niezłomnych. Pomysł, który zgłosił Piotr Maryński z Prawa i Sprawiedliwości, został podjęty przez obóz kolejnych prezydentów: Rafała Dutkiewicza i Jacka Sutryka, których polityczne afiliacje dalekie są od politycznej prawicy. Mimo że w Radzie Miejskiej nie było jednomyślności, udało się zbudować szerokie poparcie dla idei pomnika, a droga do tego prowadziła przez liczne kompromisy (np. co do nazwy pomnika). W efekcie powstał piękny monument, który wygrywa międzynarodowe konkursy. Przywołuję przykład pomnika, ponieważ wiadomo, jak bardzo takie tematy potrafią napsuć krwi. We Wrocławiu – mimo że spór w tej sprawie toczył się i toczy nadal – udało się uniknąć nadmiernych emocji.
Istnieje przekonanie o wyjątkowości naszego miasta i bez wątpienia – z historycznego punktu widzenia – jest ono wyjątkowe. W wyniku II wojny światowej nastąpiła prawie całkowita wymiana ludności. Nowi mieszkańcy musieli mierzyć się z szeregiem trudności – od konieczności odbudowania całkowicie zrujnowanego miasta do problemów związanych z tożsamością i integracją społeczności przybyłej z wielu regionów. A działo się to za czasów komunistycznej dyktatury. Żadne tak duże miasto w Polsce nie przeszło podobnego procesu – z tak dobrym finałem. O sile społeczności Wrocławia w okresie powojennym przesądziło kilka czynników, ale jednym z najważniejszych był kapitał kulturowy zbudowany na micie przedwojennego Lwowa oraz na kontynuacji tradycji lwowskiej inteligencji.
.Lwów był jednym z najważniejszych ośrodków nauki i kultury polskiej przed II wojną światową. Osoby przesiedlone ze Lwowa i okolic (czy nawet z całych dawnych Kresów Wschodnich) stanowiły w powojennym Wrocławiu mniejszość (różne szacunki wskazują najwyżej kilkanaście procent populacji w okresie tuż po wojnie). Mimo braku większości to jednak lwowianie nadali ton miastu i stworzyli jeden z mitów założycielskich powojennego Wrocławia – „nowego Lwowa”.
Do Wrocławia ze Lwowa przybyła przede wszystkim nauka. Lwowscy profesorowie organizowali życie akademickie we Wrocławiu już od pierwszych powojennych tygodni w zupełnie zniszczonym mieście. Pierwszy polski wykład wygłosił prof. Kazimierz Idaszewski na Politechnice Wrocławskiej 15 listopada 1945 roku. Uruchomieniem połączonych uczelni wrocławskich kierował rektor prof. Stanisław Kulczyński, który był przed wojną rektorem Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Trzon profesury wrocławskiej stanowili akademicy lwowscy. Wśród nich ludzie wybitni i znani w świecie, tacy jak choćby matematyk prof. Hugo Steinhaus, twórca lwowskiej szkoły matematycznej. Lwowscy profesorowie przywieźli do Wrocławia swój dorobek, ale też pamięć o kolegach zamordowanych w 1941 r. przez Niemców na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie (co było częścią prowadzonej przez okupantów akcji eksterminacji inteligencji polskiej). Przywieźli też rzecz mniej uchwytną – intelektualny klimat, który przyciągał innych.
Ze światem nauki do Wrocławia przeniosła się lwowska kultura. W mieście nad Odrą odtworzono Zakład Narodowy im. Ossolińskich, który – mimo strat wojennych oraz konieczności pozostawienia licznych kolekcji we Lwowie – pozostał nadal wyjątkową skarbnicą kultury polskiej z olbrzymim księgozbiorem, rękopisami najwybitniejszych polskich pisarzy, pamiątkami narodowymi. Symbolicznym momentem było postawienie w 1956 r. pomnika Aleksandra Fredry na wrocławskim Rynku. Monument ten, odsłonięty we Lwowie w 1897 r., trafił po wojnie do Polski (podobnie jak pomniki Jana III Sobieskiego i Kornela Ujejskiego). Po pewnych perypetiach dotarł do Wrocławia i zajął w nim centralne miejsce w przestrzeni publicznej. W konsekwencji pomnikowy Fredro stał się nie tylko istotnym elementem pejzażu miejskiego, ale także „towarzyszem losu” wielu polskich przesiedleńców z dawnych Kresów. Do Wrocławia przyjechała też Panorama Racławicka. Przez wiele lat jej eksponowanie uniemożliwiały komunistyczne władze. Dopiero po wydarzeniach sierpnia 1980 roku i powstaniu Solidarności projekt budowy rotundy ekspozycyjnej zyskał pozwolenie. Udostępnienie Panoramy Racławickiej zwiedzającym w 1985 r. było jednym z najważniejszych wydarzeń kulturalnych tego okresu. Do dziś Panorama Racławicka, oddział Muzeum Narodowego we Wrocławiu, cieszy się olbrzymim zainteresowaniem publiczności.
Pamięć Lwowa funkcjonowała w wielu powiedzeniach i anegdotach, a także opowieściach rodzinnych. „Pan z Wrocławia? Tak, a pan? Ja też ze Lwowa” – ot, taki wrocławski żarcik. Wzmacniana była przez przedstawicieli szczególnych zawodów – np. lwowskich tramwajarzy, dzięki którym gwara lwowska była słyszalna w pierwszych latach po wojnie na ulicach Wrocławia. Ważne miejsce zajmowała też w czasach komunistycznych nieoficjalna i zepchnięta do sfery prywatnej pamięć o martyrologii Polaków na wschodzie. Przykładem są zbierane przez lata w zabudowaniach parafii przy ul. Wittiga pamiątki rodzin katyńskich i sybiraków – ofiar sowieckich akcji antypolskich na Kresach.
.Tradycje Lwowa spotykały się we Wrocławiu z innymi doświadczeniami, przywożonymi przez nowych mieszkańców z innych regionów – głównie centralnej Polski. Do lwowskich akademików szybko dołączali wybitni profesorowie z innych „dzielnic”, jak choćby prof. Ludwik Hirszfeld, który jako pierwszy na świecie oznaczył grupy krwi, a w 1950 r. był nominowany do Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny. Lwowska elita i kulturowe tradycje były dobrym gruntem dla syntezy rozmaitych regionalnych doświadczeń. Lwów był przecież przed wojną wielokulturowym, wieloetnicznym miastem. Wielkie zasługi dla tej syntezy czy też integracji społecznej miał pochodzący ze Śląska biskup Bolesław Kominek, który kierował wrocławskim Kościołem od 1956 r. Opierał się on nie tylko na swoich wypróbowanych współpracownikach ze Śląska, ale także na księżach przybyłych ze Lwowa, m.in. czyniąc swoim kanclerzem wybitnego kapłana archidiecezji lwowskiej – Wacława Szetelnickiego.
Ważne miejsce w powojennej rzeczywistości zajmował proces oswajania przestrzeni miejskiej, która z początku jawiła się jako obca. Nie był to proces łatwy, związany z wieloma niechlubnymi wydarzeniami. Równano z ziemią niemieckie cmentarze. Rozbierano wiele poniemieckich budynków, w tym takich, które z powodzeniem można było remontować, a cegły z odzysku używano do odbudowy… Warszawy. „Usuwanie śladów niemczyzny” i koncentracja na piastowskiej, średniowiecznej historii były dominującym schematem w propagandzie komunistów. Teza o „odwiecznie polskim Wrocławiu” w pierwszych powojennych dekadach rezonowała wśród ludności mającej za sobą w większości traumatyczne doświadczenie niemieckiej okupacji. Od tego trudnego początku udało się jednak przejść drogę do afirmacji wielokulturowego, w tym też niemieckiego dziedzictwa miasta. Współcześni wrocławianie interesują się niemiecką przeszłością, czego przykładem są sukcesy kryminałów Marka Krajewskiego, których świat przedstawiony to właśnie Breslau.
Doświadczenia pierwszych powojennych dekad znalazły swój niezwykły wyraz w okresie Solidarności. Zajezdnia autobusowa przy ul. Grabiszyńskiej, miejsce rozpoczęcia strajku solidarnościowego z robotnikami z Wybrzeża i siedziba Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, 26 sierpnia 1980 r. stała się symbolem zwrotu w najnowszej historii miasta. Wydarzenia sierpnia 1980 r. w mieście nad Odrą miały swoisty posmak. Stanowiły nie tylko ważny moment polskiej rewolucji, ale też stały się jednym ze źródeł siły lokalnej społeczności. Na strajku nie było doradców z Warszawy – lokalne środowisko opozycyjnej postlwowskiej inteligencji było wystarczająco silne, by wesprzeć strajkujących. To w tych kręgach powstała przełomowa dla całej sytuacji w Polsce koncepcja, by nie zgłaszać własnych postulatów strajkowych, ale poprzeć listę żądań robotników z Gdańska. Jak wspominał jeden z uczestników tych wydarzeń, Krzysztof Turkowski – na strajk przychodzili ludzie, którzy przyjechali z Kresów i innych regionów, a wychodzili z niego wrocławianie. Dziś w dawnej strajkowej zajezdni swoją siedzibę ma ważna instytucja wspierająca zachowanie pamięci o powojennym Wrocławiu – Centrum Historii Zajezdnia. W okresie stanu wojennego Wrocław był już wiodącym ośrodkiem antykomunistycznego oporu. Ówczesne doświadczenia uformowały elity, które wzięły odpowiedzialność za miasto po roku 1989.
Siła Wrocławia bierze się z tego spotkania różnych doświadczeń oraz ostatecznie udanego procesu integracji społecznej, oswojenia miasta i jego odbudowy. Wypływa z historii powojennych dekad, w których punktem zwrotnym była Solidarność i działalność opozycyjna lat stanu wojennego. Kapitalne znaczenie miały tu lwowskie tradycje akademickie i przeniesienie do Wrocławia ze Lwowa wielu zasobów polskiego dziedzictwa kulturowego. To był zaczyn, czynnik konieczny, by poradzić sobie w tak trudnych okolicznościach. Bo historia ta mogła potoczyć się inaczej i niekoniecznie zakończyć się sukcesami, które osiągnęliśmy po roku 1989. Wrocław nie musiał wcale stać się jednym z najważniejszych ośrodków miejskich w Polsce z europejskimi aspiracjami. Istniała alternatywa „średniego rozwoju”, „uprowincjonalnienia”, pozostania w roli zasobu przydatnego do drenowania przez centralę (jak to miało miejsce w warunkach tuż po wojnie – wspomnijmy cegły, które jechały z Wrocławia na odbudowę stolicy). Miasto nad Odrą mogło być tylko przystankiem, a stało się domem dla wielu polskich rodzin, których kolejne pokolenie wyrasta już całkiem u siebie.
.Trzeba zrozumieć źródła siły Wrocławia, by ich nie utracić. Dlatego tak trafne było sformułowanie na przełomie XX i XXI wieku w dokumentach strategicznych misji miasta jako „miasta spotkania”. Było to nawiązanie do wygłoszonego w 1997 r. przez Jana Pawła II zdania: „Wrocław jest miastem spotkania ludzi, jest miastem, które jednoczy. Tutaj w jakiś sposób spotyka się tradycja duchowa Wschodu i Zachodu”. Tak sformułowana misja, spopularyzowana w postaci sloganu reklamowego, stała się jednak czymś wyjątkowym i mimo zmian w technokratycznych dokumentach – aktualnym do dzisiaj. Wynikała z głębokiego namysłu nad źródłem siły Wrocławia, jego potencjału i wyjątkowości. Dlatego też już kilka lat temu sceptycznie odnosiłem się do opinii, że formuła „miasta spotkań” się wyczerpała, że potrzebne są nowy kierunek i nowe hasło, a w ślad za nimi – nowa strategia rozwoju miasta [LINK]. Żałuję, że w najnowszych dokumentach strategicznych zrezygnowano z pojęcia „miasta spotkań” jako wiodącej idei, pozostawiając ją jedynie jako uzupełniające określenie misji.
Źródła siły miasta można i należy stale odnawiać. Możemy to robić przede wszystkim na poziomie edukacji kulturowej – wiele wagi musimy przykładać do edukacji historycznej, do poznawania powojennej historii miasta. Ale bardzo istotną dziedziną jest też obecność historii w przestrzeni publicznej, obecność mądra, będąca owocem dyskusji, pozbawiona pokusy instrumentalizowania przeszłości. Musimy dbać o nasze wrocławskie tradycje akademickie, a także o dziedzictwo materialne, stale troszczyć się o zabytki i pamiątki przeszłości.