
Wrocław. Skrzynia pełna skarbów
Wrocław – z ostatnią, gigantyczną inwestycją Intela w okolicy – jest dla międzynarodowego biznesu „skrzynią skarbów”. Jednocześnie sam traci „polskie klejnoty” – pisze Michał KARBOWIAK
.Można o nim przeczytać, że jest „polską Doliną Krzemową” (eksperci fundacji Startup Poland) lub „mistrzem Europy w tworzeniu miejsc pracy” (były prezydent miasta Rafał Dutkiewicz, oceniając lata 2006-2016).
I nawet jeśli w obu stwierdzeniach kryje się trochę przesady, to Wrocław pozostaje ważnym ośrodkiem gospodarczym, dostrzeganym międzynarodowo.
Tylko w tym roku w rankingu European Cities & Regions of the Future 2024, opracowywanym przez „fDi Intelligence” – opiniotwórcze pismo z grupy „Financial Times” – Wrocław zajął pierwsze miejsce w kategorii miast średniej wielkości, od 200 do 750 tys. mieszkańców. Na podium wyprzedził Zurych i Wilno, uzyskując także najwyższą lokatę w podkategoriach: przyjazność dla biznesu i kapitał ludzki.
Giganci kochają Wrocław
.Ogromny potencjał miasta potwierdzają także kolejne inwestycje. W czerwcu zeszłego roku Intel ogłosił, że w Miękini koło Wrocławia wybuduje Zakład Integracji i Testowania Półprzewodników. Amerykanie mają zainwestować w aglomeracji wrocławskiej 4,6 mld dolarów (blisko 20 mld zł) i stworzyć 2 tys. miejsc pracy. To największa bezpośrednia zagraniczna inwestycja w historii Polski.
Dlaczego Intel wybrał właśnie Wrocław? M.in. ze względu na korzystne położenie geograficzne (pozwoli na współpracę z zakładami w Niemczech i Irlandii), a także na dostęp do utalentowanych specjalistów (w samej branży IT pracuje ok. 30 tys. osób, na uczelniach kształci się ponad 100 tys. studentów). Te i inne zalety miasta (m.in. nowoczesne lotnisko, dobre warunki do życia, otwartość mieszkańców) od lat zauważają zresztą także inni inwestorzy. Miliardy na fabryki pod Wrocławiem od niemal dwóch dekad wykłada koreańskie LG, swoje „serce w Europie” ma tu amerykański koncern 3M, w mieście działają też m.in. Google, BNY Mellon oraz wiele innych polskich i zagranicznych firm.
Wchodząca gwiazda
.Wrocław dobrze wypada także w rankingach startupowych, czyli tych dotyczących młodych, rozwijających się firm. Stolica Dolnego Śląska – obok Warszawy – wygrywa krajowe rankingi fundacji Startup Poland, a międzynarodowa platforma Dealroom.co zaliczyła ją do grona „wschodzących gwiazd” światowego ekosystemu startupowego.
Ledwie 9 lipca związana z miastem Olga Malinkiewicz – założycielka Saule Technologies – zdobyła prestiżową nagrodę European Inventor Award przyznawaną przez Europejski Urząd Patentowy. Została doceniona za opracowanie przełomowej technologii drukowania perowskitowych ogniw fotowoltaicznych. Perowskity są cienkie oraz elastyczne, pozwalają na generowanie energii zarówno ze światła słonecznego, jak i sztucznego. Pierwszą fabrykę, gdzie można je wyprodukować, otwarto na terenie Wrocławskiego Parku Technologicznego.
Dla kogo przełomowa technologia?
.Problem w tym, że już za chwilę przełomowa rodzima technologia, rozwijana w mieście z dużym biznesowym potencjałem… może się znaleźć w zagranicznych rękach. Olga Malinkiewicz w rozmowie z „Business Insiderem” przyznała bowiem, że dziś Saule Technologies nie jest w stanie utrzymać się z generowanych przychodów, nie mówiąc już o ekspansji rynkowej. Wrocławianie chcą zbudować nowy, dużo większy zakład, który pozwoli im zrealizować zamówienia od wielkich klientów. Do tego potrzebują jednak nawet ok. 150 mln euro, a żaden polski inwestor takich pieniędzy wyłożyć nie chce. W grę wchodzi więc albo pozyskanie inwestora zagranicznego, albo nawet sprzedaż spółki partnerowi z innego kraju. Sprawa prawdopodobnie rozstrzygnie się do końca roku.
W kwietniu na podobny ruch zdecydowali się zresztą właściciele innej rozpoznawalnej, wrocławskiej firmy technologicznej – Brand24. Spółka prowadzona przez Michała Sadowskiego, zajmująca się monitoringiem mediów, trafiła w ręce amerykańskiego Semrusha. Kwota transakcji? 55 mln zł. Powody? Chęć dalszego rozwoju. Dziś z narzędzi Brand24 korzysta 4 tys. marek – w tym takie firmy czy instytucje jak Uber, IKEA czy Uniwersytet Stanforda. Celem – jak mówi Sadowski – jest jednak pozyskanie nie tysięcy, ale dziesiątek tysięcy klientów.
Chiński Techland
.Tak naprawdę w pewnym sensie Wrocław i Polska już wcześniej straciły jeden ze swoich największych klejnotów. We wrześniu 2023 roku w chińskie ręce przeszedł bowiem Techland, rozpoznawalny na świecie producent gier komputerowych. Firmę Pawła Marchewki wykupił chiński Tencent, a „Puls Biznesu” wartość transakcji szacował na, bagatela, 6 mld zł. Marchewka podkreślał w oficjalnym komunikacie, że „współpraca z Tencent pozwoli ruszyć pełną parą z realizacją wizji gier”, a polskie studio zachowa „pełną własność intelektualną”, „wolność twórczą” i „nadal będzie działać w sposób, który uważa za właściwy”.
W tym roku o Techlandzie media rozpisywały się jednak głównie ze względu na rekordową stratę (ponad 90 mln zł), a także niemal pięciokrotny spadek przychodów. W świecie IT echem odbiła się także ostatnia zmiana modelu pracy w firmie – ze zdalnej na hybrydową lub całkowicie stacjonarną. Wyniki polsko-chińskiego sojuszu rynek oceni jednak dopiero wtedy, gdy Techland wyda zapowiadaną nową grę RPG z otwartym światem, która utrzymana została w klimatach fantasy – pierwszą pod skrzydłami nowego właściciela.
Niech pieniądze pójdą w obieg
.Czy sprzedaż rodzimych klejnotów w obce ręce ma negatywny wpływ na gospodarkę Wrocławia? To zależy. Na razie miasto nie traci na tym miejsc pracy, choć kluczowe decyzje co do przyszłości wyprzedanych spółek już na miejscu zapadać nie będą. Na przykładzie wrocławskich firm widać jak w soczewce procesy dotyczące całej naszej gospodarki w realiach globalnej rywalizacji ekonomicznej. Trudno się więc na nie obrażać lub uznawać je za specyficznie lokalne. W rywalizacji z USA czy Chinami po prostu nie mamy większych szans.
Jak w tym wyścigu może się odnaleźć Wrocław i zlokalizowane tu firmy? Można liczyć, że potencjał miasta będzie przyciągał kolejnych innowatorów, ci stworzą kolejne przedsiębiorstwa à la Techland, a wypracowane know-how i pieniądze przełożą się na wspieranie nowych, ciekawych polskich przedsięwzięć. To możliwe. Warto wspomnieć, że ElevenLabs, czyli pierwszy polski „jednorożec” (startup o wycenie przekraczającej miliard dolarów), ma trzech inwestorów pochodzących z Wrocławia. Takich przykładów jest więcej – Wrocław wciąż jest skrzynią pełną skarbów.