
Nieunikniony podział Grupy Wyszehradzkiej stał się faktem
Nieunikniony podział Grupy Wyszehradzkiej nie dyskredytuje Europy Środkowej. Odrzucenie często nieszczerego i prorosyjskiego „konserwatyzmu” partii Orbána jest w istocie niezbędnym warunkiem umocnienia pozycji pozostałych krajów regionu jako poważnych, wartościowych graczy – pisze Dalibor ROHAC
.Napięcie w związku z Rosją i Ukrainą od zawsze było obecne w Grupie Wyszehradzkiej, lecz wojna jeszcze je uwidoczniła. Zwłaszcza dla Polski Rosja stanowi zagrożenie bytowe, które należy zneutralizować.
Węgierska polityka ustępstw i dopasowania oraz długotrwałe podkopywanie pozycji Ukrainy, napędzane głęboko zakorzenionymi motywami rewizjonistycznymi i rewanżystowskimi, całkowicie różnią się od stanowiska Warszawy, Pragi i Bratysławy.
Strona węgierska nie wykazała żadnej chęci zmian, trzymając się zasadniczo proputinowskiej interpretacji zdarzeń oraz sabotując wspólne wysiłki Unii Europejskiej na rzecz pomocy Ukrainie. Powrót do relacji w ich dotychczasowej formie wydaje się mało prawdopodobny, wziąwszy pod uwagę na przykład początkowy stosunek Węgier do embarga nałożonego przez UE na rosyjski eksport ropy czy też spór węgierskiego parlamentarzysty László Kövéra z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim.
Nie ma wielkiej nadziei na zmianę polityki Węgier także od wewnątrz. Mandat wyborczy Fideszu jest wciąż bardzo silny – częściowo ze względu na rzeczywiste powszechne poparcie dla Orbána. Ponadto w swojej kampanii z 2022 r. Orbán wyraźnie zaznaczył zamiar odsunięcia Węgier od konfliktu i ochrony ludności węgierskiej przed kosztownymi działaniami, które inne kraje europejskie mogą wdrożyć, aby pomóc Ukrainie. Te propozycje w dalszym ciągu korespondują z postawą węgierskiego społeczeństwa, wyrażającego mniejszą sympatię dla sprawy ukraińskiej niż mieszkańcy pozostałych krajów regionu i odczuwającego od nich znacznie mniejszy strach przed rosyjską agresją.
Jeśli zakończenie wojny nastąpi szybko i niespodziewanie – na przykład poprzez podpisanie przez Ukrainę umowy podobnej do porozumienia mińskiego w wyniku nacisków Zachodu – Budapeszt podejmie wysiłki na rzecz naprawy stosunków z sąsiadami o podobnych poglądach ideologicznych. Jeśli jednak Rosja nie zostanie całkowicie pokonana, istnieje prawdopodobieństwo, że jakiekolwiek porozumienie „pokojowe” będzie krótkotrwałe, a Moskwa nadal będzie zagrożeniem w Europie Środkowej i Wschodniej, co sprawi, że przepaść między Węgrami a Polską stanie się nie do przeskoczenia. W związku z tym pojawia się pytanie, czy Europa Środkowa może zaprezentować jednolity front wobec reszty Europy i działać jako skuteczna, konserwatywnie nastawiona siła w UE.
W Europie Środkowej istnieją różne odmiany myśli konserwatywnej – od bardziej tradycyjnej, fuzjonistycznej, dominującej w Czechach, po wyraźnie katolicką, przeważającą w Polsce i na Słowacji. Na tym tle warto podkreślić, że konserwatyzm Viktora Orbána nie jest autentyczny i ogranicza się do głośnych kwestii związanych z wojną kulturową, takich jak imigracja czy gender.
Wszak Viktor Orbán rozpoczął swoją polityczną karierę jako młody liberał. W latach 1998–2002 stał na czele wyraźnie proeuropejskiego rządu. Dopiero w czasie działania w opozycji (2002–2010) określił się na nowo: stał się podejrzliwy wobec wolnego rynku, integracji gospodarczej z Zachodem, imigracji oraz „Brukseli”. Jego polityczne działania po 2010 r. koncentrowały się na konsolidacji władzy, zarówno poprzez reformy konstytucyjne, które osłabiły mechanizm kontroli i równowagi, jak i poprzez zmiany gospodarcze, które rozwinęły ogólnogospodarczą sieć patronacką z Orbánem na czele – co trudno uznać za przykład konserwatywnej polityki gospodarczej.
Co jednak ważniejsze, jego kadencję cechowało konsekwentne zbliżanie się do Rosji i Chin pod egidą „multiwektorowej” polityki zagranicznej, ostatecznie doprowadzając do zakwestionowania miejsca Węgier w zachodnich sojuszach.
Nieunikniony podział Grupy Wyszehradzkiej nie dyskredytuje Europy Środkowej. Odrzucenie często nieszczerego i prorosyjskiego „konserwatyzmu” partii Orbána jest w istocie niezbędnym warunkiem umocnienia pozycji pozostałych krajów regionu jako poważnych, wartościowych graczy. Polska, Czechy, Słowacja i kraje bałtyckie już zajęły pozycję niekwestionowanych liderów w sprawie wojny na Ukrainie i cieszą się wsparciem zarówno krajów nordyckich, jak i Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Trudno sobie wyobrazić, że bez tych krajów [wspomnianych liderów – przyp. tłum.] reakcja UE byłaby taka sama – jakkolwiek nieadekwatna może się wydawać – lub że członkostwo Ukrainy w UE otrzymywałoby równie niezachwiane poparcie instytucji unijnych pomimo sceptycznego nastawienia Berlina i Paryża.
Europa Środkowa odgrywa znaczącą rolę jako stronnik Ukrainy. Region wcześniej „rozgrywany” sam stał się graczem. Na osobnym biegunie pozostają stolice Europy Zachodniej, w tym Paryż i Berlin. Ich postrzeganie Rosji wynika przede wszystkim z dominującego na Zachodzie samozadowolenia i mylnie optymistycznej perspektywy historycznej.
Wielu mieszkańców Zachodniej Europy uważa rosyjską agresję za niepojęte odstępstwo od pokojowego status quo, które – dzięki logice i rozsądkowi – zacznie prędzej czy później na nowo obowiązywać. Pomijając Węgry, obywatele Europy Wschodniej dobrze rozumieją zaś, że rosyjskie przywiązanie do imperializmu i gotowość do sięgania po atawistyczne instrumenty polityki zagranicznej to cechy definiujące kolejne reżimy na Kremlu.
Samozadowolenie Europy Zachodniej wynika z faktu, że ani Niemcy, ani Francja nie uważają się za narażone na rosyjską agresję – w przeciwieństwie do swoich wschodnich sąsiadów. W końcu na najwyższych szczeblach francuskiej i niemieckiej polityki znajdują się specjalne, dobrze zorganizowane interesy, które pielęgnowano przez lata i które podtrzymują gorące pragnienie powrotu do dotychczasowego stanu rzeczy.
Musimy znaleźć sposób na konstruktywne zarządzanie różnicami w UE, które pozwoli Europie wywiązać się z części jej produktywnych ról, jednocześnie zapewniając bezpieczeństwo Europy Środkowej i Wschodniej.
Jest oczywiste, że mieszkańcy tych regionów będą nadal polegać przede wszystkim na gwarancjach bezpieczeństwa zapewnianych przez sojusz transatlantycki, zwłaszcza przez Stany Zjednoczone, a nie na mrzonce obrony europejskiej propagowanej przez Francję.
.Integracja europejska wiąże się jednak z istotnymi korzyściami, których znaczenia nie umniejszają rozbieżności między „starą” a „nową” Europą. Dlatego tak ważne jest poszukiwanie prawdziwego europejskiego modus vivendi w ramach UE.
Dalibor Rohac