Dariusz LASOCKI: "Radny, czyli kto? Radny, czyli jak? Credo"

"Radny, czyli kto? Radny, czyli jak? Credo"

Photo of Dariusz LASOCKI

Dariusz LASOCKI

Radca prawny. Radny dzielnicy Praga-Południe m.st. Warszawy.

W 2015 roku świętujemy 25 lat samorządu terytorialnego. Mówiąc o samorządzie, nie zawsze myślimy o radnych. Po reformie z 2002 roku, od której w wyborach bezpośrednich wybieramy prezydentów, burmistrzów i wójtów, punkt ciężkości przechylił się ku władzy wykonawczej. A przecież to radni z zasady i zgodnie z ustawą „utrzymują stałą więź z mieszkańcami”, którzy z kolei „z mocy prawa tworzą wspólnotę samorządową”.

Atrofia obywatelskości

.Dane przerażają. Tylko 13,7% Polaków angażuje się w jakąkolwiek działalność obywatelską (społeczną, religijną, polityczną czy chociażby w szkolnej radzie rodziców). To także bolączka radnych, którzy motywowani są wnioskami, dążeniami i, co tu dużo kryć, marzeniami obywateli-mieszkańców o tym, jak mają wyglądać ich sąsiedztwo i okolica.

Niska aktywność społeczności przekłada się na pracę radnych. Radny jest bowiem silny lokalną społecznością. Może być jej liderem, ale może być także, co chyba częstsze, nic niemówiącym nazwiskiem na liście wyborczej czy sztucznie uśmiechniętym, wciśniętym w garnitur osobnikiem spoglądającym ze zdjęcia w urzędowym biuletynie informacji publicznej. Bez strony internetowej, bez konta na portalach społecznościowych, bez znanego mieszkańcom numeru telefonu. „Lider”, który przypomina o sobie wyborcom co cztery lata — przypudrowany w Photoshopie zerka z kolorowego plakatu i zachęca, aby zaufać mu jeszcze raz, jeszcze ten jeden raz…

.W Polsce mamy ponad 45 tysięcy radnych. Samorząd jest często trampoliną do tzw. „dużej” polityki. Wielu posłów i senatorów ma za sobą solidne doświadczenie w samorządach różnych szczebli. Ten swoisty „big picture” pozwala wielu z nich zrozumieć nie tylko przesunięcia kompetencji pomiędzy poszczególnymi szczeblami samorządu, ale także — oby było to jak najczęstsze — niezbędność dofinansowania samorządów.

Brak lokalnych liderów

.Radny powinien być liderem lokalnej społeczności. Z raportu, który przygotowała Szkoła Liderów w ramach Krajowej Sieci Konsultacyjnej Liderów, wynika, że w dużej mierze radny to trochę taki „załatwiacz” lokalnych spraw. Mocno związany ze swoim okręgiem wyborczym, ergo z mieszkańcami i ich potrzebami. Czy to zła cecha, czy to niewłaściwe działanie?

Zanik więzi międzyludzkich, stosunków sąsiedzkich, atomizacja czy po prostu niski kapitał społeczny sprawiają, że o sprawy wspólne i te na poziomie bardzo podstawowym (sołectwa, dzielnicy czy osiedla) nie ma kto zadbać.

Słowo „lider” jest wstydliwe? W anglosaskiej polityce, także tej lokalnej czy pozarządowej, oczekuje się liderów i ich przywództwa. Radny powinien być przywódcą lokalnej społeczności. Być może primus inter pares, ale zawsze musi czuć się potrzebny i wspierać mieszkańców, inicjować przedsięwzięcia. Jack Welch, legendarny prezes General Electric, w inspirującej książce „Winning znaczy zwyciężać” napisał: „Kiedy stajesz się liderem, sukces związany jest (…) z rozwojem innych”. Przekładając to na samorządność i pozycję radnego, można śmiało powiedzieć, że nieodłączną cechą radnego-lidera jest aktywna, bliska i wymagająca lokalna społeczność.

Warsztat radnego

.Najważniejsze jest bycie. Bycie blisko, na wyciągnięcie ręki, na krótki telefon i na trochę dłuższy mail. Bycie blisko musi być naturalne i wypływać z potrzeby kontaktu z mieszkańcami-sąsiadami. Im mniejsza społeczność tym — jak się wydaje — relacje mogą być bliższe. Trochę jak u Zauchy, gdzieś między knajpą, kościołem, mostem — radny powinien być „swojakiem”.

Nieprawda, że już wszystko zostało zrobione i załatwione. Nieprawda, że lokalne społeczności nie mają potrzeb. Pytanie, czy ktoś te potrzeby i polityki realizuje. Tomasz Mann mawiał, że nie ma niepolityki i wszystko jest polityką. Te małe lokalne sprawy przybierają przecież kształt samorządowych polityk. Zieleń versus ciasna zabudowa. Konsultacje versus fasadowe niby-rozmowy z mieszkańcami.

Kapitał społeczny versus ułuda demokratycznych quasi-procedur, w których gubi się nawet niejeden urzędnik. Nadal jest wiele do zrobienia.

Dla wielu mieszkańców zdobycie się na aktywność społeczną jest dużym poświęceniem. I piszę to ze zrozumieniem jako mąż, ojciec dwójki małych dzieci, radca prawny prowadzący intensywną praktykę zawodową i… radny. Pomiędzy żłobkiem czy przedszkolem, pracą, rachunkami, popołudniowymi zajęciami z dziećmi, obiecanym i odkładanym wyjściem do kina czy na basen brakuje przestrzeni na zajęcie się sprawami wspólnymi osiedla czy gminy. Rozumiem to i z tej perspektywy jako radny jestem jeszcze bardziej zmobilizowany. Bo przecież mam nadzieję, że nie piszę tego na wyrost — „komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie”. Jest przecież tak, że głosy, które oddano na radnego, to głosy i wezwanie do pracy. Mieszkańcy zdają się to mówić: „Działaj na naszą rzecz, kiedy my nie do końca możemy i nie do końca też czasami chcemy”. Bo może jest jednak tak, że dla wielu z nas zaangażowanie jest koszmarem. Że ciągłe powtarzanie i zapraszanie przez władzę do quasi-konsultacji, wypowiedzi, ankiet jest ułudą demokracji i jej fasadą. Może nie chcemy? Może chcemy świętego spokoju? I powtarzam, tym większa rola radnych, także tych od załatwiania małych, lokalnych spraw.

.Interpelacja jest narzędziem i orężem w ręku radnego. W istocie można zapytać o wszystko, co dotyczy danej jednostki samorządu terytorialnego. I chociaż wielokrotnie pytałem jako radny dzielnicy Praga-Południe o sprawy innych dzielnic, to udawało mi się uzyskać i te odpowiedzi. Od grudnia 2010 roku, a więc od rozpoczęcia mojej pierwszej kadencji złożyłem prawie 500 interpelacji, sformułowałem dziesiątki wniosków o interwencję czy o dostęp do informacji publicznej.

Skupiam się na tym, co ważne dla moich sąsiadów, ale także na tym, co ważne… dla mnie. Tu mieszkam, tu spaceruję z dziećmi, tu robię zakupy. Ten kawałek Warszawy jest dla mnie ważny. Jestem więc whistleblowerem, czyli sygnalistą. Staram się wnikliwie obserwować świat. Robią to ze mną także moje dzieci. Nieraz wpadając w dziurę albo podskakując na rowerze na krzywym chodniku, mój syn z emfazą powie: „Tata, musisz napisać maila do urzędu”.

.Odkąd zacząłem udzielać się na moim osiedlu jako prawnik pro bono, otrzymuję kilkanaście maili w miesiącu z prośbą o różnego rodzaju interwencje. Mandat radnego zobowiązuje, ale także otwiera wiele drzwi i gabinetów. Osobiste umiejętności i cechy charakteru są pomocne. Chcesz, potrafisz, działasz. Radny działa zawsze w imieniu i na rzecz mieszkańców. To motto i zawołanie. Gdy tracisz je z oczu, przestajesz być rzecznikiem lokalnych spraw, a stajesz się osobą czekającą na przelew diety…

Zmiany potrzebne od zaraz

.„Kłócą się”. „Darmozjady”. „Nie można ich nigdzie spotkać”. „Nic nie potrafią załatwić”. „Właściwie nie wiadomo, czym się zajmują”. „Mogłoby ich nie być”. „Biorą kasę za nic”. Mógłbym podać na poczekaniu tuzin niemiłych określeń, jakie można czasami usłyszeć tu i ówdzie w odniesieniu do radnych. Brakuje instrumentów oceny radnych. Brakuje odpowiedzialności radnych za sprawy lokalnej społeczności. Jednym z postulatów jest wciągnięcie radnych do quasi-zarządczych ciał (komitetów), tak aby ich odpowiedzialność, ale także sprawstwo — były większe.

Kolejną propozycją jest uzawodowienie radnych. W mojej ocenie musiałoby się to wiązać ze zmniejszeniem ich liczby. Dużym problemem jest brak szkoleń dla radnych, a także brak niezależnych prawników, którzy mogliby służyć radnym ekspertyzami i poradnictwem.

Jak często ziewa twój radny?

.Prowokacyjne i infantylne? Mając doświadczenie pracy w radzie jednej z dzielnic warszawskich, dorównującej swoją wielkością Rzeszowowi czy Gliwicom, mam prawo i obowiązek o to zapytać. Zapytać też o to, ile razy spotkali Państwo radnego, ile spraw mu Państwo powierzyli i z ilu się wywiązał? Ułomna — moim zdaniem w warstwie uprawnień radnych — ustawa o samorządzie gminnym i dodatkowe wzmocnienie władzy wykonawczej po zmianie w roku 2002 (wybory bezpośrednie prezydentów, burmistrzów i wójtów) pogłębiły marginalizację rady i samych radnych.

Tym bardziej wraca kwestia nieoczywistych oraz wymykających się kostycznym procedurom działań radnych. Radnych, którzy są sygnalistami, doradcami, reprezentantami, rzecznikami, którzy są blisko, a nade wszystko są liderami.

Dariusz Lasocki
Artykuł odzwierciedla prywatne opinie autora

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 27 lipca 2015
Fot.Shutterstock