Dariusz P.PŁOCHOCKI: Rosja. Dyktat braku wyboru?

Rosja. Dyktat braku wyboru?

Photo of Dariusz P. PŁOCHOCKI

Dariusz P. PŁOCHOCKI

Zajmuje się tematyką historii Związku Radzieckiego i Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, procesami twórczymi "historii wynalezionej" na obszarze postradzieckimi. Absolwent nauk politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.

Rosja 18 marca 2018 r., w czwartą rocznicę aneksji Krymu i Sewastopola, po raz kolejny staje przed brakiem wyboru – pisze Dariusz P.PŁOCHOCKI

.Na odwiedzających Rosję spogląda twarz 65-letniego polityka – z plakatów pełnych dumnych haseł „Silny prezydent – silna Rosja”, obok których jednak tak często możemy zobaczyć inne, proszące o pomoc, o zbiórkę pieniędzy na leczenie w Izraelu czy Europie Zachodniej, bo tych problemów Rosja nie potrafi rozwiązać, chociaż stalowy wzrok niebieskich oczu prezydenta jest nieprzejednany.

Wszystko ma być takie proste. Persona, która zatrzymała faszystów ocierających się o granice Świętej Rusi, która przywróciła Krym do macierzy, która broni interesów Rosji w świecie, powinna osiągnąć taki wynik, jaki sobie tylko wymarzy; mówiono o 70% na 70% (frekwencja i wynik wyborczy). Jednak ludzie zapominają o tych sukcesach.

Od dumy z tego, że po raz kolejny Rosja wstaje z kolan, ważniejszy jest uciążliwy problem zakupu dobrego sera bądź wina produkowanego w Europie Zachodniej.

Krym dziś raczej kojarzony jest ze słowami premiera Miedwiediewa, skierowanymi do emerytów, że pieniędzy dla nich w budżecie nie ma, ale „niech się trzymają”, bo w końcu indeksacja nadejdzie. Sam premier nie rozumie problemów ludu, mając na swojej daczy osobny budynek dla kaczek. Nie pomogły też sukcesy w Syrii, obrona interesów innego dyktatora, która mało interesowała rosyjską opinię publiczną, kiwającą nad tym głową, podobnie jak nad kolejnymi popisami retoryki Władimira Żyrinowskiego w programach publicystycznych.

Rosjanie także w tym boju wyborczym dostali kontrkandydatów. Realną alternatywą miała okazać się Ksenia Sobczak, atakowana z każdej strony i doprowadzona do łez w jednej z ostatnich debat. Jak sama mówi, nazywa Putina prywatnie „wujkiem Wowa”. Mogła być ciekawą postacią, tak jak Ziuganow, człowiek, który otarł się już kiedyś o sukces, walcząc w II turze z Jelcynem, albo jak kandydat komunistów Paweł Grudinin, na którego jednak znalazł się niejeden kwit. Tylko Władimir Żyrinowski pozostał sam na placu boju, bez swego ulubionego, komunistycznego oponenta, ratując się odwiedzaniem stołówek studenckich i mówiąc, że jedzenie jest teraz świetne, bo rosyjskie.

Mickiewicz napisał kiedyś:

Ale gdy słońce wolności zaświeci,
Jakiż z powłoki tej owad wyleci?
Czyż motyl jasny wzniesie się nad ziemię,
Czy ćma wypadnie, brudne nocy plemię?

Z przemian lat 90., okresu rozpadu Związku Radzieckiego, lat Borysa Nikołajewicza Jelcyna, wciąż wspominanego rzewnie przez Zachód, narodziła się sytuacja, którą mamy dziś. Zabetonowany system, który czasem jednak kruszeje. Gleb Pawłowski, dawniej naczelny „polittechnolog” Kremla, zwykł mawiać, że dzisiejsza władza w Rosji ma jeden zasadniczy problem – brak treści, którą mogłaby wypełniać i żyrować swoje dokonania, brak podbudowy ideologicznej.

Władza istniejąca dla samej władzy może zostać łatwo wywrócona przez kryzys ekonomiczny, przez niechęć społeczną, dziś przez sankcje, a nawet ich zapowiedź.

Związek Radziecki, poszerzając swoje panowanie w Europie i Azji, wiedział, co robić, mógł zajrzeć do instrukcji obsługi napisanej przez kilku dosyć ponurych klasyków i stwierdzić: „Wot, sytuacja rewolucyjna, kraj zacofany, droga nr 5”. Owszem, bywało, że nakłady finansowe ponoszone przez imperium nie dawały oczekiwanych rezultatów, czasem może z wyjątkiem budowy jakiegoś stadionu czy huty w kraju Trzeciego Świata, ale jednak dawały jakieś oparcie, wiarę, że jednak można. Dziś można było zająć Krym, wkroczyć na teren wschodniej Ukrainy, spacyfikować Czeczenów, ale każde z tych działań było rozpaczliwym krzykiem: „Zacznijcie nas doceniać, zobaczcie w nas imperium” (chociaż w działaniu XIX-wieczne), była to prowizorka, a nie długofalowa polityka.

Gdy wsłuchujemy się w słowa głoszone przez Kreml i jego zwolenników, czasem możemy mieć wrażenie, że są to ludzie, którzy zażyli „pigułkę Murti-Binga”, mongolskiego filozofa z powieści Witkiewicza „Nienasycenie”, który zdołał wyprodukować środek przenoszący światopogląd drogą organiczną, a ten, kto tego spróbował, zmieniał się zupełnie. Mieliśmy więc już władzę, która potrafiła z jednej strony mówić dobrze o potędze Związku Radzieckiego, doceniać jego osiągnięcia, wspominać wielkich czynowników, by jednocześnie brać udział w prawosławnych liturgiach, pomagać w budowie i restaurowaniu obiektów Cerkwi prawosławnej. Widzieliśmy prezydenta Rosji odwiedzającego rokrocznie patriarchę Moskwy i wręczającego mu białe róże na urodziny, a następnie wspominającego, że zabalsamowane zwłoki Lenina na placu Czerwonym przypominają mu cudownie zachowane relikwie prawosławnych świętych, tylko bez cudu. Do prawosławia wedle danych podawanych przez Cerkiew przyznaje się dziś nawet 70% Rosjan, jednak do cerkwi chodzi mniej niż 10%. Trudno w wielonarodowej, wieloetnicznej i kulturowej przestrzeni opierać się wyłącznie na Cerkwi.

Do walki o dusze i wielkość władzy zaprzęga się wielu. Dziś można kupić opasłe tomy wydawane przez Dugina od Serbii po Amerykę Łacińską, w Moskwie można sięgnąć po historyków dowodzących, że wszystko, co ważne na świecie, wynaleźli Rosjanie (taki XXI-wieczny odpór na Czaadajewa). Mamy także wielu intelektualistów, którzy już lata temu obrali reakcje przystosowawcze i obronne wobec reżimu i wobec których władza jest silna i pewna siebie – na ich poparcie bądź ciche przyzwolenie może liczyć, bez jawnego poddawania społeczeństwa ideologicznemu przymusowi.

.Wciąż nie wiemy, kim w tej kadencji okaże się Putin. Czy nadal będzie to wyrażanie chęci układania nowego porządku świata? Symbolem mogą się stać kolejne katastrofy, rosnąca przestępczość, bieda i dysproporcje. I tylko uśmiech mogą budzić zapowiedzi o lotach na Marsa, bo przecież jak śpiewał Wysocki, „Kreml w niebo śle rakiety”, tylko w Republice Ałtaju to trochę gorzej widać, tylko część emerytów wciąż tego nie rozumie, a młodzi wiedzą, że można żyć w innych realiach.

Dariusz P. Płochocki

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 marca 2018
Fot. Shuttestock