Edward LUCAS: Mglisty rachunek wojny. Zwycięstwo czy porażka?

Mglisty rachunek wojny. Zwycięstwo czy porażka?

Photo of Edward LUCAS

Edward LUCAS

Brytyjski dziennikarz, europejski korespondent tygodnika „The Economist”. Autor “The New Cold War: Putin’s Russia and the Threat to the West”

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Rozstrzygające wyniki bitew zdarzają się rzadko. O wiele ważniejsze jest to, co następuje potem – pisze Edward LUCAS

.Wojna, jak twierdził Carl von Clausewitz, „nigdy nie daje ostatecznego rezultatu”. Kartagińczycy pewnie by się z nim nie zgodzili: zwycięstwo Rzymian w 146 r. p.n.e. oznaczało dla nich niewolę i doszczętne zburzenie miasta. Ale pruski teoretyk wojskowości miał rację: ocena porażek i zwycięstw w konflikcie zbrojnym jest trudniejsza, niż się wydaje. By stwierdzić, kto wygrał, a kto przegrał, trzeba uwzględnić pierwotne cele każdej ze stron, poniesione koszty i osiągnięte korzyści.

Można by uznać, że konflikt na Ukrainie zmierza ku remisowi. Jak zauważył w tym tygodniu prezydent Wołodymyr Zełenski, Rosja nie ma dość siły, by okupować Ukrainę, a Ukraina nie ma dość siły, by odzyskać zajęte terytoria.

Jeśli jednak spojrzymy szerzej, możemy stwierdzić, że Kreml już poniósł porażkę: mimo gigantycznych kosztów nie udało mu się „ściąć głowy” Ukrainie i na stałe przywrócić jej do rosyjskiej orbity. Z drugiej strony można też uznać, że nieproporcjonalnie wielkie straty Ukrainy w ludziach i zasobach sparaliżują jej rozwój na całe dekady. Możliwa jest i trzecia diagnoza. Putin postawił się Zachodowi, używając woli politycznej i szantażu nuklearnego. Tymczasem próby odizolowania Rosji w ramach kary za agresję skończyły się tym, że administracja Donalda Trumpa dosłownie rozwinęła czerwony dywan przed rosyjskim zbrodniarzem wojennym.

Każda z tych ocen zawiera ziarno prawdy. Ale w istocie jest za wcześnie na ostateczne wnioski. Owszem, wydaje się, że konflikt zbrojny utknął w impasie, ale to nie oznacza, że się zakończył. Nowe ukraińskie rakiety dalekiego zasięgu mogą zadać rosyjskiej gospodarce decydujące ciosy. Z kolei masowe ataki dronów ze strony Kremla mogą tej zimy przytłoczyć ukraińską obronę powietrzną oraz wyrządzić katastrofalne szkody w systemie energetycznym i infrastrukturze cywilnej kraju. Te scenariusze wcale się nie wykluczają. Jeśli jednak walki osłabną albo ustaną – z pomocą dyplomacji zagranicznej lub bez niej – pojawi się kolejne pytanie: kto wygra pokój? Czy Ukraina stanie się stabilnym, dostatnim członkiem Unii Europejskiej, czy okaleczonym kadłubem państwa? Czy Rosja zatrzyma swoją machinę wojenną, czy też ruszy na kolejne podboje, stwarzając zagrożenie gdzieś indziej?

Doświadczenie Finlandii dobrze to ilustruje. Po trzymiesięcznej wojnie zimowej (1939–1940) z sowieckimi najeźdźcami Finlandia znalazła się w defensywie i musiała oddać jedną ósmą swojego terytorium. Wojnę kontynuacyjną (1941–1944) przyszło jej kończyć na jeszcze surowszych warunkach, w tym z obowiązkiem wypłaty drakońskich reparacji. Kolejne lata to balansowanie na krawędzi w konfrontacjach z Kremlem i bolesne kompromisy. W tym sensie Finlandia „przegrała” militarną batalię ze Związkiem Radzieckim. Ale patrząc na jej sytuację z innej strony, można powiedzieć, że „wygrała pokój”, zdołała bowiem wyślizgnąć się z cienia Moskwy i wyjść z zimnej wojny jako państwo dostatnie, suwerenne i demokratyczne. ZSRR „wygrał” wspomniane wojny z Finlandią, a także znacznie większą batalię z hitlerowskimi Niemcami. Ale cztery dekady później był już bankrutem stojącym na krawędzi rozpadu.

.Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że zarówno Rosja, jak i Ukraina prowadzą wyrafinowane działania sabotażowe, zamachy, operacje dezinformacyjne i inne „akcje poniżej progu wojny”. Wszystko wskazuje na to, że operacje te będą trwały nawet wtedy, gdy formalne działania militarne ustaną. Jak zauważa szwedzki badacz Jan Ångström w rozdziale swojej nowej książki Non-Military Warfare, w tego typu konflikcie szczególnie trudno jednoznacznie zdefiniować zwycięstwo i porażkę. Ważniejsze jest nie to, ile szkód zada się przeciwnikowi, lecz to, jakich posunięć trzeba dokonać we własnym państwie, by w ogóle móc taką wojnę prowadzić. Może to oznaczać nawet łamanie prawa albo zacieranie granic między sferą publiczną i prywatną czy między tym, co cywilne, a tym, co wojskowe. Brutalnie mówiąc, jeśli społeczeństwo pokona putinizm poprzez nieodwracalne upodobnienie się do niego, to w ostatecznym rozrachunku będzie to oznaczać przegraną, nie zwycięstwo.

Edward Lucas

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 11 września 2025