Lewicowa melancholia. Marksizm, historia i pamięć
Manifest stał się niezrozumiały, należy go na nowo odczytać i zinterpretować. Lenin spadł z cokołu, ale jego głowa pozostaje w stanie nienaruszonym, patrzy z powagą w oku; zastanowić się można tylko, czy patrzy na tych, którzy obalili jego posąg, czy na tych, którzy go stworzyli, każąc mu grać nie swoją rolę – pisze Enzo TRAVERSO
.Nie ulega żadnej wątpliwości, że pamięć nastawiona na przyszłość podtrzymywała mit o „Nowym Człowieku” – pojęcie to cechuje silna konotacja prometejska i maskulinistyczna zarazem – ale ten radziecki heros, prekursor wyemancypowanej ludzkości, różnił się bardzo od swoich faszystowskich „homologów”. Przepastny dystans oddzielający komunizm od faszyzmu dotyczy nie tylko ich wizji przyszłości, lecz również ich koncepcji przeszłości. Ta ostatnia może zamieszkiwać teraźniejszość jako mit lub jako gorąca, wybuchowa pamięć, pobudzająca i skłaniająca do działania na rzecz transformacji rzeczywistości. Faszyzm jest prawdopodobnie najbardziej uderzającym przykładem nowoczesności pomyślanym i przeżytym jako ponadczasowy mit. Tajemnica rewolucji konserwatywnej polegała właśnie na fuzji technicznej, mechanicznej nowoczesności i pradawnej przeszłości, obejmującej tradycyjne wartości, mitologicznych herosów, przeszłości wyidealizowanej w romantycznym znaczeniu tego słowa. Stanowiła ona amalgamat starego i nowego, zamieniając charyzmatycznych liderów w odwieczne postacie, należące zarówno do przeszłości jak i do przyszłości.
„Tysiącletnia Rzesza” odprawiała swoje liturgie w średniowiecznej Norymberdze, a włoski reżim faszystowski nosił się z ambicją przekształcenia Rzymu w città eterna, w którym futurystyczny kult maszyn obejmował starożytne pozostałości, tworząc harmonijną i osobliwą jedność. W 1936 r., po skolonizowaniu Etiopii, Mussolini stał się kimś w rodzaju cesarza rzymskiego. Rok później włoska stolica zorganizowała Mostra Augustea della Romanità, by uczcić dwutysięczną rocznicę urodzin Augusta. Wystawy tej nie pomyślano jako historycznej rekonstytucji Cesarstwa Rzymskiego, ale jako „renesans” przeszłości w teraźniejszości, zgodnie z wizją romanità, do której odwoływał się Mussolini – dla niego Rzym był zarówno „symbolem, jak i mitem”. W tym samym czasie nazistowski malarz Hubert Lanziger realizował słynny portret Hitlera jako zakutego w zbroję średniowiecznego rycerza. Naziści zastąpili „domenę historii domeną mitu”: obalili czas historyczny, zastępując go „wiecznością rasy, jej chwalebnych czynów i walk”.
Tak jak faszystowskie imaginarium historyczne jest konstrukcją mityczną, tak też doświadczenie rewolucyjne tych czasów posiłkuje się pamięcią, nawet jeśli chodzi o „pamięć przyszłości”, z całym jej bagażem eschatologicznych oczekiwań. Walter Benjamin dostrzegał tę cechę, kiedy pisał, że ruchy rewolucyjne „czerpały energię z obrazu ujarzmionych przodków, a nie z ideału wyzwolonych wnuków”. Wyjaśnia to zapewne stosunek do przeszłości ustanowiony w wyniku XX-wiecznych rewolucji latynoamerykańskich, które obudziły cienie Augusto Cesara Sandino, Farabundo Martiego, Emiliano Zapaty i – jeszcze wcześniej – Simóna Bolívara. W 2006 r. w Tiwanaku, niedaleko jeziora Titicaca, pośród ruin przedinkaskiego miasta, Evo Moralesa ogłoszono prezydentem Boliwii, kilka dni przed oficjalną inwestyturą w La Paz. Uroczystość ta, odbywająca się w języku ajmara, zapisała się zwycięskimi zgłoskami w cyklicznym czasie, zagmatwanym, lecz odmiennym od historycznej czasowości państwa i świeckich instytucji.
.Ludy rodzime, mówiła nam ta ceremonia, chcą tworzyć historię, ale nie chcą podporządkowywać swojej przeszłości „narodów bez historii”, zgodnie z klasyczną definicją Hegla (a następnie Engelsa), państwowym kodom historii zachodniej. Ich pojawienie się w historii zachodniej, w 1492 r., zapoczątkowało długi cykl ucisku i oporu; udało im się zdobyć własną tożsamość dopiero w wyniku walki z państwem i negującą te ludy historią. Evo Morales i Álvaro García Linera nie są postaciami folklorystycznymi; prowadzą działalność polityczną w świeckim świecie, ale wiedzą również, że ich działanie jest nierozerwalnie związane z czasowością, która nie należy do historii zachodniej189. Inaczej mówiąc, chcą oni budować przyszłość, ratując swoją przeszłość. Zgodnie z formułą meksykańskich zapatystów nauczyli się „chodzić jedną nogą w przeszłości, a drugą w przyszłości”. Oto interesująca próba zachowania, poprzez pamięć, nadziei na przyszłość, która nie daje się zwieść zgubnym iluzjom teleologii.
Przyszłość miniona
.Pomnik III Międzynarodówki Tatlina czerpał inspirację z biblijnego mitu o wieży Babel, która stała się przyczyną kary, jaką Bóg nałożył na ludzi za ich przesadne ambicje. Wieży Babel nie można było ukończyć i popadła w ruinę; obraz jej przekazywany był przez wieki jako dowód tej kary, jak to przypomina słynny obraz Pietera Breugla.
.Po upadku muru berlińskiego Hans Mayer, historyk i krytyk literacki, wybrał ten biblijny mit, by opisać koniec „realnego socjalizmu”: zasługiwał na to, by zginąć, ale jego upadek nie był ani nieunikniony, ani początki równie złe jak koniec. Wieża Babel, do której czynił aluzję, to był poemat napisany w 1949 r. przez impresjonistę Johannesa R. Beckera, który – ironia losu tak chciała – przez kilka lat zajmował stanowisko ministra kultury NRD. Na początku lat 90. XX w. poemat ten nabrał posmaku proroczego, głównie jego zakończenie, kiedy wieża Babel, która „mówi wszystkimi językami” i „pnie się ku niebu”, w końcu „obraca się wniwecz”. W podobny sposób wieża Tatlina chciała zdobyć niebo, ale jej uniwersalne przesłanie było jedynie kłamstwem pod rządami stalinizmu, a z czasem stało się niesłyszalne.
Koniec komunizmu antycypowało paru awangardowych artystów, którzy chcieli go przedstawić jako zerwanie ciągłości pamięci. Na obrazie z 1983 r. radziecki malarz Aleksandr Kosołapow pokazuje nam głowę Lenina leżącą na ziemi, obok cokołu jego obalonego pomnika. Przed nią trzy putta pochylają się nad gazetą z wyraźnie widocznym tytułem – The Manifesto – usilnie próbując rozszyfrować treść. Utopia legła w gruzach, a promienna przyszłość, jaką zapowiadała, to już tylko zrujnowany krajobraz.
Manifest stał się niezrozumiały, należy go na nowo odczytać i zinterpretować. Lenin spadł z cokołu, ale jego głowa pozostaje w stanie nienaruszonym, patrzy z powagą w oku; zastanowić się można tylko, czy patrzy na tych, którzy obalili jego posąg, czy na tych, którzy go stworzyli, każąc mu grać nie swoją rolę.
.Koniec komunizmu jako śmierć utopii i akt pamięci, cicha i smutna ceremonia żałobna, znalazł swój najbardziej przejmujący wyraz w Spojrzeniu Odyseusza (1995), filmie Teo Angelopulosa poświęconym wojnie w byłej Jugosławii. Zatarcie przeszłości, ratowanie śladów i zachowanie pamięci to jego nić przewodnia. Podróż bohatera przemierzającego ogarnięty wojną kraj w poszukiwaniu kawałka uznanej za zaginioną taśmy pierwszego greckiego filmu, którego jedyny egzemplarz pozostaje w filmotece w Sarajewie, mieście oblężonym, jest metaforą świata, który się wali, stwarzając zagrożenie, że upadając pociągnie za sobą jego nadzieje i utopie. W długiej scenie nakręconej techniką travellingu widać rozczłonkowany posąg Lenina, płynący na barce Dunajem w pozycji leżącej, wzrok przywódcy i jego wskazujący palec skierowane są ku niebu. Po czym pojawiają się ludzie, coraz liczniej, stoją wzdłuż brzegów, żeby go zobaczyć. Wszyscy milczą; paru przyklęka, niektórzy kreślą znak krzyża. Smętna i słodka zarazem muzyka towarzyszy temu orszakowi żałobnemu, w asyście którego biedny, spoczywający na barce w kawałkach Lenin opuszcza scenę historii. Niczym uderzający kontrapunkt Października Sergieja Eisensteina (1927), gdzie zniszczenie posągu cara symbolizowało rewolucję, ten spław szczątków Lenina przedstawia nam pamięć o komunizmie jako uroczystość żałobną.
.Marksizm, który odpowiada naszemu systemowi historyczności – czasowość skupiona na teraźniejszości, bez żadnej struktury prognostycznej – przybiera w sposób nieunikniony barwy melancholii. Pozbawiony pierwiastka nadziei – przynajmniej w jego formie konkretnej, którą przyjął w XX w., kiedy komunizm stał się ucieleśnieniem utopii wyzwolonego społeczeństwa – interioryzuje historyczną klęskę. Jeżeli nawet posiada ona wymiar strategiczny, to nie polega na organizacji antykapitalistycznego przewrotu, ale na przezwyciężaniu traumy po doświadczeniu niepowodzenia. Cała sztuka polega na organizacji pesymizmu: wziąć odpowiedzialność za porażkę, nie kapitulując przed nieprzyjacielem; historyzować klęskę, wiedząc, że ponowny start przybierał będzie siłą rzeczy niespotykane dotychczas formy, że przyjdzie zarówno przemierzać nieznane szlaki, jak i przyswajać sobie lekcje przeszłości. Spojrzenie pokonanych zawsze jest krytyczne.
Enzo Traverso
Fragment książki “Lewicowa melancholia. Marksizm, historia i pamięć” z serii Biblioteka Le Monde Diplomatique. POLECAMY: [LINK]