Lee EDWARDS: Świat po pandemii. A może socjalizm?

Świat po pandemii. A może socjalizm?

Photo of Lee EDWARDS

Lee EDWARDS

Jeden z najwybitniejszych amerykańskich historyków, wykładowca, pisarz, publicysta. Przewodniczący Fundacji Pamięci Ofiar Komunizmu, którą założył wraz ze Zbigniewem Brzezińskim.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Socjalizm jest obciążony zgubnym założeniem. Jego wyznawcy sądzą, że potrafią podejmować decyzje lepiej niż ludzie, których decyzje te dotyczą – pisze Lee EDWARDS

.Socjaliści lubią powtarzać, że socjalizm nigdy nie poniósł porażki, bo nigdy go nie wypróbowano. Prawda wygląda jednak inaczej. System ten, owszem, poddano próbie i nigdzie się nie sprawdził – ani w Związku Radzieckim z początku XX w., ani też w trzech współczesnych państwach, które go ostatecznie odrzuciły: Izraelu, Indiach i Wielkiej Brytanii.

Pomimo dużych różnic politycznych pomiędzy totalitarnymi rządami Sowietów a demokratyczną polityką Izraela, Indii i Wielkiej Brytanii te ostatnie trzy kraje również były wierne socjalistycznym zasadom, nacjonalizując główne gałęzie przemysłu oraz pozostawiając decyzje gospodarcze rządowi. Sowieckie gospodarstwa nie potrafiły wyżywić społeczeństwa, fabryki nie wyrabiały nałożonych na nie norm, ludzie stali w tasiemcowych kolejkach za chlebem i artykułami pierwszej potrzeby, a wojna w Afganistanie ciągnęła się w nieskończoność, przynosząc kolejne trumny z ciałami młodych sowieckich żołnierzy.

Kraje komunistyczne za żelazną kurtyną były równie słabe gospodarczo, funkcjonowały w dużej mierze jako kolonie Związku Radzieckiego. Pozbawiony zachęt do konkurencji i modernizacji sektor przemysłowy w krajach Europy Środkowo-Wschodniej przerodził się w pomnik biurokratycznej niewydolności i marnotrawstwa. Prawdziwe „muzeum wczesnej epoki przemysłowej”.

Jak pisał w tamtym czasie „New York Times”, Singapur, azjatyckie miasto-państwo zamieszkałe przez zaledwie 2 miliony ludzi, eksportował w roku 1987 o 20 proc. więcej urządzeń na Zachód niż wszystkie kraje Europy Wschodniej razem wzięte.

Niezależnie od tego socjalizm nadal urzekał największych intelektualistów i polityków Zachodu. Nie potrafili się oprzeć jego syreniej pieśni zwiastującej bezkonfliktowy świat pozbawiony prywatnej własności. Byli przekonani, że biurokraci potrafią podejmować bardziej racjonalne decyzje w sprawie dobrobytu narodu niż sam naród. Za Johnem Maynardem Keynesem uważali, że „państwo jest mądre, a rynek głupi”.

Izrael, Indie i Wielka Brytania przyjęły po II wojnie światowej socjalistyczny model gospodarki. Preambuła konstytucji Indii zaczyna się od słów: „My, naród Indii, uroczyście postanowiwszy ustanowić suwerenną, socjalistyczną, świecką, demokratyczną republikę…”. Pierwsi osadnicy w Izraelu byli wschodnioeuropejskimi lewicowymi Żydami, którzy chcieli zbudować socjalistyczne społeczeństwo. Kiedy zamilkły działa II wojny światowej, brytyjska Partia Pracy znacjonalizowała każdą większą gałąź przemysłu i przystała na wszystkie żądania związków zawodowych.

Na początku wydawało się, że w tych jakże odmiennych państwach socjalizm działa. Przez pierwsze dwadzieścia lat swojego istnienia Izrael mógł poszczycić się ponad 10-procentowym wzrostem gospodarczym w skali roku, skłaniając wielu komentatorów do ogłoszenia izraelskiego „cudu gospodarczego”. Średni wzrost PKP w Indiach od momentu założenia państwa do lat 70. XX w. wynosił 3,5 proc., sytuując Indie wśród najbardziej zamożnych krajów rozwijających się. PKB Wielkiej Brytanii wynosił średnio 3 proc. w latach 1950–1965, czemu towarzyszył 40-procentowy wzrost średniej płacy realnej. W rezultacie Wielka Brytania stała się jednym z bardziej bogatych państw świata.

Planiści rządowi nie byli jednak w stanie nadążyć za potrzebami rosnącej populacji i zagraniczną konkurencją. Po dziesięcioleciach spowolnienia gospodarczego i rosnącego bezrobocia wszystkie trzy kraje porzuciły socjalizm, zwracając się ku kapitalizmowi i gospodarce wolnorynkowej. Wynikający z tej decyzji dobrobyt, który nastał w Izraelu, Indiach i Wielkiej Brytanii, potwierdził słowa zwolenników wolnego rynku, przewidujących, że socjalizm musi w końcu ponieść porażkę. Jak powiedziała brytyjska premier Margaret Thatcher, „problem z socjalizmem polega na tym, że w którymś momencie kończą się cudze pieniądze”.

Omówmy te przykłady po kolei.

Izrael. Koniec świata kibuców

.Przypadek Izraela jest wyjątkowy, bo jest to jedyne państwo, w którym socjalizm się sprawdzał… przez pewien czas. Według izraelskiego profesora Avi Kaya pierwsi osadnicy „chcieli stworzyć gospodarkę, w której siły rynkowe byłyby kontrolowane z korzyścią dla całego społeczeństwa”. Motywowani potrzebą zerwania z rolą ofiar ubóstwa i uprzedzeń pragnęli zbudować oparte na pracy egalitarne społeczeństwo socjalistyczne. Licząca niecały milion osób homogeniczna społeczność opracowała centralne plany, których celem było przekształcenie terenów pustynnych w zielone pastwiska i stworzenie wydajnych spółek państwowych.

Joseph Light z American Enterprise Institute zwraca uwagę, że większość wczesnych osadników znajdowała zatrudnienie w spółdzielczych gospodarstwach rolnych zwanych kibucami lub na gwarantowanych przez państwo posadach. Kibuce były małymi spółdzielczymi gospodarstwami rolnymi, w których za wykonywane obowiązki pracownicy otrzymywali jedzenie i pieniądze przeznaczane na potrzeby życiowe i rachunki. Własność prywatną zniesiono, ludzie wspólnie spożywali posiłki, a dzieci poniżej 18. roku życia mieszkały razem, osobno od rodziców. Wszystkie pieniądze zarobione na zewnątrz były przekazywane kibucowi.

Doniosłą rolę we wdrażaniu izraelskiego socjalizmu odegrał Histadrut (Powszechna Federacja Pracowników). Jego przedstawiciele wyznawali socjalistyczny dogmat, zgodnie z którym kapitał wyzyskuje pracę, a jedynym sposobem zapobieżenia tej „kradzieży” jest przekazanie państwu kontroli nad środkami produkcji. Zrzeszywszy prawie wszystkich pracowników, Histadrut przejął kontrolę nad niemal każdym sektorem gospodarki i polityki społecznej, włączając w to kibuce, mieszkalnictwo, transport, banki, system zabezpieczenia społecznego, ochronę zdrowia i szkolnictwo. Politycznym ramieniem federacji była Partia Pracy, faktycznie rządząca Izraelem od początków państwa w 1948 r. do roku 1973 i wojny Jom Kippur. W pierwszym okresie nikt nie zastanawiał się, czy rola państwa powinna być w jakikolwiek sposób ograniczona.

Wydawało się, że wyniki gospodarcze Izraela potwierdzają teorie Keynesa. Pomiędzy rokiem 1955 a 1975 nastąpił niewiarygodny wzrost realnego PKB o 12,6 proc., dzięki czemu Izrael dołączył do grona najszybciej rozwijających się gospodarek świata z jednym z najniższych wskaźników nierówności zarobków. Temu szybkiemu rozwojowi towarzyszył jednak wzrost poziomu konsumpcji, do czego z czasem doszły rosnące rozbieżności w dochodach. Coraz częściej zaczęły się pojawiać wezwania do reform, które miały wyzwolić gospodarkę z okowów centralnego planowania. W roku 1961 zwolennicy uwolnienia gospodarki założyli Partię Liberalną, pierwszy ruch polityczny zaangażowany na rzecz gospodarki rynkowej.

Izraelski „cud gospodarczy” wypalił się w roku 1965, pogrążając państwo w pierwszej poważnej recesji. Gospodarka przestała się rozwijać, a bezrobocie wzrosło trzykrotnie w latach 1965–1967. Zanim rząd miał szansę wdrożyć działania naprawcze, wybuchła wojna sześciodniowa, zmieniając gospodarczą i polityczną mapę Izraela.

Paradoksalnie wojna przyniosła Izraelowi krótkotrwały dobrobyt w wyniku zwiększenia wydatków na cele wojskowe i dużego napływu pracowników z nowych terytoriów. Stymulowany przez rząd wzrost gospodarczy przyspieszył jednak inflację, której roczna stopa osiągnęła 17 proc. od roku 1971 do 1973.

Po raz pierwszy zorganizowano publiczną debatę pomiędzy zwolennikami gospodarki wolnorynkowej i dotychczasowego ustroju socjalistycznego. Za wolnym rynkiem opowiadał się przede wszystkim Milton Friedman, późniejszy laureat Nagrody Nobla, który zachęcał decydentów izraelskich do „uwolnienia narodu” i liberalizacji gospodarki. Wojna z 1973 r. i jej gospodarcze konsekwencje utwierdziły wielu Izraelczyków w przekonaniu, że socjalistyczny model proponowany przez Partię Pracy nie poradzi sobie z rosnącymi wyzwaniami gospodarczymi. W roku 1977 wybory wygrała partia Likud kierująca się zdecydowanie wolnorynkową filozofią. Jednym z jej koalicyjnych partnerów została Partia Liberalna.

Jako że socjalizm był w Izraelu głęboko zakorzeniony, prawdziwe reformy postępowały wolno. O opracowanie programu, który pomógłby krajowi przejść z socjalizmu na gospodarkę wolnorynkową, poproszono Friedmana. Jego główne reformy polegały na zmniejszeniu liczby programów rządowych i wydatków publicznych, ograniczeniu rządowych interwencji w politykę fiskalną, sektor handlu i rynek pracy, cięciach podatków i prywatyzacji. Rozpoczęła się wielka debata pomiędzy nastawionymi proreformatorsko przedstawicielami rządu a grupami interesów, którym zależało na utrzymaniu status quo.

Rząd tymczasem zaciągał kolejne kredyty, wydawał pieniądze i pogłębiał inflację, która wynosiła średnio 77 proc. w latach 1978–1979, osiągając szczyt 450 proc. w latach 1984–1985. Udział sektora rządowego w gospodarce wzrósł do poziomu 76 proc., a deficyt fiskalny i dług narodowy poszybowały w górę. Rząd drukował pieniądze dzięki pożyczkom z Banku Izraela, co spowodowało jeszcze większą inflację.

Kiedy w styczniu 1983 r. bańka pękła, tysiące obywateli, prywatnych firm i przedsiębiorstw państwowych znalazło się na skraju bankructwa. Izrael był bliski załamania gospodarczego. W tym dramatycznym momencie pomocną dłoń wyciągnął Ronald Reagan i ówczesny amerykański sekretarz stanu George Shultz. Obiecali oni udzielić dotacji w wysokości 1,5 miliarda dolarów, pod warunkiem że rząd Izraela zrezygnuje z socjalistycznego kursu na rzecz kapitalizmu w stylu amerykańskim, korzystając z porad amerykańskich doradców.

Sprzeciwiła się temu federacja Histadrut, nie chcąc oddać sprawowanej od dziesięcioleci władzy i przyznać, że za problemy gospodarcze Izraela odpowiada socjalizm. Taka postawa nie spodobała się natomiast społeczeństwu, które miało już dość galopującej inflacji i stagnacji gospodarczej. Mimo wszystko rząd Izraela wahał się, czy warto angażować polityczny kapitał w reformowanie gospodarki. Poirytowany Schulz powiadomił Izrael, że jeżeli ten nie zacznie uwalniać gospodarki, Stany Zjednoczone zamrożą wszelkie transfery pieniężne. Groźba zadziałała. Rząd Izraela oficjalnie przyjął większość wolnorynkowych „zaleceń”.

Tak zasadnicza zmiana w polityce gospodarczej kraju przyniosła natychmiastowe i daleko idące efekty. W ciągu roku inflacja spadła z 450 proc. do zaledwie 20 proc., a deficyt budżetowy w wysokości 15 proc. PKB udało się zupełnie zlikwidować. Zniknęło również gospodarcze i biznesowe imperium Histadrut oraz jego polityczna dominacja. Gospodarka Izraela otworzyła się na import. Szczególnie istotna była izraelska rewolucja w dziedzinie zaawansowanych technologii, która spowodowała 600-procentowy wzrost inwestycji, przekształcając kraj w jednego z najważniejszych graczy na globalnym rynku high-tech.

Choć nie obyło się bez niepokojących skutków ubocznych, takich jak rozwarstwienie społeczne, ubóstwo i obawy dotyczące sprawiedliwości społecznej, retoryka i ideologia socjalistyczna „odeszła na wieczną emeryturę”, jak napisał korespondent „Washington Post” w Izraelu, Glenn Frankel. Socjalistyczna Partia Pracy poparła prywatyzację i sprzedaż wielu przedsiębiorstw państwowych, które stały się niewydolne z powodu przerostu zatrudnienia, rygorystycznych zasad pracy, kreatywnej księgowości, kumoterstwa i niekompetencji kadry zarządzającej.

Po okresie skromnego rozwoju w latach 90. XX w. Izrael znalazł się na początku wieku XXI w gronie najszybciej rozwijających się państw dzięki niskiej inflacji i ograniczeniu roli rządu w gospodarce. Bezrobocie było jednak nadal zbyt wysokie, a udział podatków w PKB wynosił 40 proc., przede wszystkim ze względu na konieczność finansowania dużej armii. Mimo to partie polityczne są zgodne co do tego, że do polityki gospodarczej wcześniejszych lat nie sposób wrócić. Obecna debata dotyczy raczej tempa dalszych reform rynkowych. Jak pisze Light, „wygląda na to, że najbardziej udany socjalistyczny eksperyment na świecie został zdecydowanie porzucony na rzecz kapitalizmu”.

Indie. Gospodarka wygrywa z ideologią

.Socjalizm cieszył się w Indiach dużym poparciem na długo przed uzyskaniem niepodległości z powodu powszechnej niechęci do brytyjskich kolonizatorów oraz klasy posiadaczy ziemskich (zamindarów). Nie bez znaczenia były także wysiłki podejmowane przez założoną w roku 1921 Komunistyczną Partię Indii. Kiedy Jawaharlal Nehru został pierwszym premierem niepodległych Indii w 1947 r., przyjął socjalizm jako panującą ideologię.

Przez blisko 30 lat rząd indyjski utrzymywał socjalistyczny kurs, ograniczając import, zakazując bezpośrednich inwestycji zagranicznych, chroniąc małe firmy przed konkurencją ze strony dużych korporacji oraz kontrolując ceny w wielu sektorach, takich jak produkcja stali, cementu, nawozów, paliw i lekarstw. Każdy producent, który przekroczył przyznane mu kwoty produkcyjne, mógł trafić do więzienia.

Jak pisał indyjski ekonomista Swaminathan S. Anklesaria Aiyar: „Indie to prawdopodobnie jedyny kraj świata, gdzie poprawa zdolności produkcyjnych była… przestępstwem”. Wspomniana polityka była przykładem zastosowania w praktyce socjalistycznej zasady, zgodnie z którą dobrobytu społeczno-gospodarczego nie można powierzyć wolnemu rynkowi. Gospodarcze dysproporcje były wyrównywane podatkami, w tym tak przytłaczającymi, jak najwyższa stawka podatku dochodowego, która wynosiła aż 97,75 proc.

W 1969 r. znacjonalizowano około 14 banków publicznych, a w roku 1980 rząd przejął kolejne sześć. Kierując się przesłanką „samowystarczalności”, zakazano importu prawie każdego towaru, który można było wyprodukować w kraju bez względu na koszty. Jednak nawet w czasach swojego apogeum indyjski socjalizm nie zdołał zaspokoić podstawowych potrzeb rosnącej populacji. W latach 1977–1978 ponad połowa hindusów żyła poniżej progu ubóstwa.

Jednocześnie, jak zauważa amerykański ekonomista pochodzenia indyjskiego Arvind Panagariya, Indiami wstrząsnęła seria wydarzeń zewnętrznych, w tym wybuch wojny z Pakistanem w roku 1965 zaraz po zakończeniu wojny z Chinami w 1962 r., kolejna wojna z Pakistanem w 1971 r., okresy suszy w latach 1971–1972 i 1972–1973 oraz kryzys naftowy z października 1973 r., który przyczynił się do 40-procentowego spadku zagranicznej wymiany handlowej.

Wyniki gospodarcze w okresie 1965–1981 r. były najgorsze od początku indyjskiej państwowości. Podobnie jak w Izraelu reformy gospodarcze stały się nieuniknione. Kiedy w 1980 r. Partia Kongresowa zdobyła dwie trzecie miejsc w parlamencie, wdrażająca wcześniej skrajnie lewicową politykę premier Indira Gandhi przyjęła bardziej pragmatyczny i mniej ideologiczny model prowadzenia kraju. Jak wszystko inne w Indiach, reformy gospodarcze postępowały jednak wolno.

Począwszy od roku 1975, polityka przemysłowa wycofywała się krok po kroku z rozwiązań socjalistycznych, dzięki czemu firmy mogły zwiększyć moce produkcyjne, chętniej inwestowano w wiele gałęzi przemysłu, a w sektorze telekomunikacyjnym pojawiły się podmioty prywatne. Liberalizacja przyspieszyła podczas kadencji Rajiva Gandhiego, który objął rządy w 1984 r., po śmierci swojej matki w zamachu. W rezultacie podjętych działań wzrost PKB osiągnął optymistyczny poziom 5,5 proc.

Gospodarka wygrywała z ideologią również za czasów premiera Rajiva Gandhiego, który nie był obciążony socjalistycznym balastem poprzedniego pokolenia. Jego następca P.V. Narasimha Rao zniósł system kwot produkcyjnych w większości branż i jeszcze bardziej otworzył kraj na inwestycje zagraniczne. Minister finansów Manmohan Singh obniżył stawki celne z niebotycznego poziomu 355 proc. do 65 proc.

Według Arvinda Panagariya „rząd wdrożył wystarczająco dużo programów liberalizujących gospodarkę, aby zapewnić na długo około 6-procentowy wzrost”. Tak naprawdę w szczytowym okresie PKB Indii rósł w tempie ponad 9 proc. w latach 2005–2008, spadając do niecałych 7 proc. w latach 2017–2018.

Istotnym rezultatem indyjskich reform gospodarczych był znaczny rozwój klasy średniej. „The Economist” szacuje, że dzisiejsza klasa średnia i wyższa średnia w Indiach obejmują 78 milionów ludzi. Włączając w to niższą klasę średnią, indyjscy ekonomiści Krishnan i Hatekar sądzą, że liczebność nowej klasy średniej w Indiach wzrosła z 304,2 milionów w latach 2004–2005 do niewiarygodnego poziomu 606,3 milionów w latach 2011–2012, co stanowi prawie połowę populacji Indii. Dzienny dochód klasy niższej średniej, średniej i wyższej średniej to odpowiednio 2–4, 4–6 i 6–10 dolarów.

Z perspektywy amerykańskiej są to oczywiście kwoty niewielkie, ale w Indiach, gdzie roczny dochód na mieszkańca to około 6500 dolarów, jeden dolar to bardzo dużo. Jeżeli zaledwie połowa niższej klasy średniej zacznie zarabiać tak jak klasa średnia lub wyższa średnia, indyjska klasa średnia będzie obejmowała około 350 milionów obywateli, sytuując się pośrodku szacunków opracowanych przez „The Economist” oraz Krishnan i Hatekara. Powstanie tak wielkiej klasy średniej potwierdza opinię Heritage Foundation, która w swoim Wskaźniku wolności gospodarczej stwierdza, że Indie są na dobrej drodze, aby zostać „otwartą gospodarką rynkową”.

W roku 2017 Indie znalazły się na czwartym miejscu na świecie (przed Niemcami) pod względem wielkości rynku motoryzacyjnego. Szacuje się, że w roku 2020 wyprzedzą Japonię. W tym samym roku Indie sprzedały więcej smartfonów niż Stany Zjednoczone, stając się drugim największym światowym rynkiem w tej kategorii. Choć opisuje się je zazwyczaj jako kraj rolniczy, Indie są obecnie w 31 proc. zurbanizowane. Przy rocznym PKB na poziomie 8,7 biliona dolarów kraj ten jest piątą gospodarką świata za Stanami Zjednoczonymi, Chinami, Japonią i Wielką Brytanią. Indyjski ekonomista Gurcharan Das twierdzi, że tak szybka poprawa sytuacji gospodarczej tak wielu ludzi jest wydarzeniem bez precedensu w całej historii ludzkości.

Wszystko to udało się osiągnąć, ponieważ przywódcy polityczni Indii po mniej więcej czterech dekadach nierównego postępu i niesprawiedliwego dobrobytu w socjalizmie postanowili przejść na lepszy system gospodarczy, czyli wolną przedsiębiorczość.

Wielka Brytania. Żelazna Dama kontra związki zawodowe

.Po trzydziestu latach socjalizmu Wielka Brytania nazywana była powszechnie „chorym człowiekiem Europy”. W latach 70. i 80. XX w. kraj przeszedł jednak gospodarczą rewolucję dzięki niesamowitej osobie, którą była premier Margaret Thatcher. Niektórzy sceptycy wątpili, czy rewolucja się powiedzie – w tamtych czasach Wielka Brytania była ledwie cieniem niegdysiejszej wolnorynkowej potęgi.

Rząd był właścicielem największych firm produkcyjnych w takich branżach jak motoryzacja i hutnictwo. Najwyższe progi podatku dochodowego zakładały stawkę 83 proc. od „zarobków” i druzgocąco wysoką stawkę 98 proc. od dochodu z kapitału. W rękach rządu była również duża część sektora mieszkaniowego. Od dziesięcioleci Wielka Brytania rozwijała się wolniej niż inne gospodarki Europy. Nie była już „wielka” i wydawało się, że czeka ją już tylko rola gospodarczego pariasa.

Reformy gospodarcze były blokowane przede wszystkim przez potężne związki zawodowe, którym od 1913 r. wolno było wydawać fundusze związkowe na cele polityczne, takie jak kontrolowanie Partii Pracy. Związki hamowały wzrost wydajności i zniechęcały do inwestycji. W latach 1950–1975 Wielka Brytania miała najgorsze wskaźniki wydajności i inwestycji pośród największych krajów uprzemysłowionych. Pod wpływem żądań związków zawodowych wydatki na sektor publiczny wzrosły do 59 proc. PKB. Dalsze żądania dotyczące płac i świadczeń powodowały nieustanne strajki, które sparaliżowały transport i produkcję.

W 1978 r. labourzystowski premier James Callaghan postanowił nie organizować przyspieszonych wyborów i „jakoś przetrwać” do wiosny. Był to fatalny błąd. Jego rząd musiał zmierzyć się ze słynną „zimą niezadowolenia” w pierwszych miesiącach 1979 r. Pracownicy sektora publicznego strajkowali całymi tygodniami. Na chodnikach zalegały góry nieodebranych śmieci, nie grzebano zmarłych, a po ulicach miast biegały szczury.

Nowo wybrana konserwatywna premier Margaret Thatcher, pierwsza kobieta na tym stanowisku w Wielkiej Brytanii, rzuciła związkom zawodowym wyzwanie, uważając je za swojego głównego przeciwnika. Zakazano działalności lotnych pikiet składających się z robotników przewożonych z zakładu do zakładu jako wsparcie dla strajkujących. Nie można już było w ten sposób blokować fabryk czy portów. Wprowadzono obowiązek głosowania przed przeprowadzeniem strajku. Zdelegalizowano praktykę zatrudniania wyłącznie tych pracowników, którzy byli zrzeszeni w związku.

Liczba członków związków zawodowych drastycznie spadła z rekordowego poziomu 12 milionów pod koniec lat 70. do 6 milionów dziesięć lat później. „To decydujące chwile dla przyszłości naszej polityki gospodarczej. Nie poddawajmy się”, postanowiła Thatcher. Najwyższa stawka podatku dochodowego została zmniejszona o połowę, do 45 proc., a kontrole dewizowe zniesiono.

Podstawą podjętych przez Thatcher reform była prywatyzacja. Miał to być nie tylko klucz do poprawy sytuacji gospodarczej, ale również „jedno z najważniejszych narzędzi odwrócenia szkodliwych i demoralizujących skutków socjalizmu”, wspominała brytyjska premier. Prywatyzacja, dzięki której jak najwięcej aktywów przechodzi w ręce obywateli, „zmniejsza siłę państwa, zwiększając siłę ludzi”. Jest ona „osią wszelkich programów służących odzyskaniu utraconych swobód”. Thatcher dotrzymała słowa, sprzedając państwowe linie lotnicze, lotniska, zakłady usług komunalnych oraz firmy telekomunikacyjne, hutnicze i naftowe.

W latach 80. gospodarka brytyjska rozwijała się szybciej niż jakakolwiek inna gospodarka europejska z wyjątkiem Hiszpanii. Inwestycje biznesowe rosły szybciej tylko w Japonii. Wydajność poprawiała się najszybciej na tle innych państw uprzemysłowionych.

Od marca 1983 do marca 1990 r. powstało około 3,3 miliona nowych miejsc pracy. Inflacja spadła z 27 proc. w roku 1975 do 2,5 proc. w roku 1986. W latach 1981–1989 pod rządami konserwatystów realny PKB rósł średnio o 3,2 proc.

Kiedy Thatcher zdawała urząd, własność państwowa w sektorze przemysłowym została zredukowana do około 60 proc. Jak pisała w swoich wspomnieniach, mniej więcej jedna czwarta Brytyjczyków miała swój udział w rynku. Ponad 600 tysięcy miejsc pracy przeszło z sektora publicznego do prywatnego. Wielka Brytania „zapoczątkowała światowy trend prywatyzacyjny obejmujący kraje tak różne od siebie, jak Czechosłowacja i Nowa Zelandia”. Porzuciwszy na dobre keynesistowski model zarządzania, niegdyś „chory człowiek Europy” zaczął cieszyć się gospodarczym zdrowiem. Żaden kolejny brytyjski rząd – ani labourzystowski, ani konserwatywny – nie próbował na powrót znacjonalizować tego, co Thatcher sprywatyzowała.

Chiny. Sukces wbrew ideologii

.Jak zatem wyjaśnić budzący podziw sukces gospodarczy czwartej dużej gospodarki, czyli Chin, które odnotowują 8–10-procentowy wzrost PKB od lat 80. XX w. praktycznie do dziś? W latach 1949–1976 Chiny były w gospodarczej rozsypce z powodu niekompetencji ówczesnego przywódcy kraju, Mao Tse-tunga. W pogoni za sowieckim socjalizmem Mao wdrożył kampanię wielkiego skoku naprzód (1958–1960), która doprowadziła do śmierci co najmniej 30, a nawet 50 milionów Chińczyków, oraz rewolucję kulturalną (1966–1976), odpowiedzialną za śmierć kolejnych 3–5 milionów ludzi. Pozostawił Chiny zacofane i głęboko podzielone.

Jego następca Deng Xiaoping skierował kraj w inną stronę, starając się wprowadzić ustrój będący połączeniem kapitalizmu i socjalizmu, gdzie partia komunistyczna dbałaby o zachowanie odpowiedniej proporcji tych dwu elementów. Przez ostatnie czterdzieści lat Chiny są światowym fenomenem gospodarczym z następujących powodów.

Swój rozwój gospodarczy zaczęły właściwie od zera z powodu ideologicznego zacietrzewienia Mao Tse-Tunga. Od dziesięcioleci z premedytacją dopuszczają się kradzieży własności intelektualnej, szczególnie ze Stanów Zjednoczonych. Korzystają w pełni z zalet globalizacji i członkostwa w Światowej Organizacji Handlu, nie zwracając uwagi na zasady dotyczące na przykład zakazu kradzieży własności intelektualnej.

Chiny stosują cła i inne instrumenty polityki protekcjonistycznej, aby zyskać przewagę handlową nad Stanami Zjednoczonymi i innymi konkurentami. Stworzyły klasę średnią obejmującą około 300 milionów obywateli, którzy żyją na przyzwoitym poziomie, stanowiąc jednocześnie spory wewnętrzny rynek zbytu dla towarów i usług. Korzystają z pracy przymusowej więźniów, co umożliwia produkcję tanich towarów sprzedawanych później w Walmarcie i innych zachodnich sklepach. Zezwalają na istnienie ogromnego czarnego rynku, ponieważ członkowie partii korzystają z oferowanych na nim towarów. Pozwalają zagranicznym inwestorom kupować udziały w chińskich fabrykach, przy czym rząd, tj. partia komunistyczna, zawsze zachowuje pakiet większościowy. Utrzymują około 150 tysięcy państwowych spółek, które zapewniają zatrudnienie dziesiątkom milionów Chińczyków. I w końcu czerpią z energii i doświadczenia najbardziej przedsiębiorczego narodu na świecie, który pod tym względem wyprzedzają tylko Amerykanie.

Chińska Republika Ludowa nie radziła sobie gospodarczo przez pierwsze trzydzieści lat, kiedy to wdrażała sowiecki socjalizm pod kierownictwem Mao. Swoją drogę do statusu drugiej co do wielkości gospodarki świata rozpoczęła od porzucenia socjalizmu pod koniec lat 70. XX w. na rzecz eksperymentu z kapitalizmem w chińskim wydaniu, eksperymentu, który do tej pory okazuje się sukcesem.

Wiele wskazuje na to, że sukces ten nie przychodzi już sam z siebie. Chińska gospodarka spowalnia, kraj jest rządzony przez dyktatorską, ale podzieloną partię komunistyczną, która nie chce oddać władzy, pojawiają się powszechne postulaty zapewnienia podstawowych praw człowieka, a środowisko naturalne jest poważnie zniszczone. Historia uczy nas, że problemy takie najlepiej rozwiązuje rząd demokratyczny wybrany przez naród, a nie jednopartyjne, autorytarne państwo, które na kryzys odpowiada przemocą, tak jak na placu Tiananmen czy w Hongkongu.

Socjalizm. Proroctwo, które się nie sprawdza

.Jak dowodzą opisane przypadki Izraela, Indii i Wielkiej Brytanii, systemem gospodarczym, który służy najlepiej największej liczbie ludzi, nie jest socjalizm oferujący centralne planowanie, utopijne obietnice i rozdawnictwo cudzych pieniędzy, ale gospodarka wolnorynkowa wysuwająca na pierwszy plan konkurencję i przedsiębiorczość. Wszystkie trzy państwa wymienione wyżej próbowały socjalizmu przez dziesięciolecia, aby w końcu odrzucić ten system z jednego prostego powodu – socjalizm nie działa.

Socjalizm jest obciążony zgubnym założeniem. Jego wyznawcy sądzą, że potrafią podejmować decyzje lepiej niż ludzie, których decyzje te dotyczą. Jest on końcowym produktem myśli dziewiętnastowiecznego proroka, którego proroctwa (na przykład nieuchronne zniknięcie klasy średniej) nigdy się nie sprawdziły.

Według Banku Światowego ponad miliard ludzi wyszło w ciągu ostatnich 25 lat z ubóstwa, co jest „jednym z największych osiągnięć ludzkości w naszych czasach”. Na ten miliard składa się około 731 milionów Chińczyków i 168 milionów Hindusów. Kluczowym czynnikiem odpowiedzialnym za poprawę ich sytuacji była globalizacja międzynarodowego systemu handlowego. Chiny zawdzięczają swój sukces w dużym stopniu swobodzie handlowej, za którą stoją Stany Zjednoczone i reszta świata. Ostatni Wskaźnik wolności gospodarczej opublikowany przez Heritage Foundation potwierdza globalny trend w kierunku wolności gospodarczej: w gospodarkach ocenianych jako „wolne” lub „przeważnie wolne” zarobki są ponad pięć razy wyższe niż w „gospodarkach zdławionych”, takich jak Korea Północna, Wenezuela i Kuba.

.Socjalistyczny cud Izraela okazał się mirażem, Indie odrzuciły socjalistyczną ideologię, wybierając gospodarkę opartą w większym stopniu na wolnym rynku, a Wielka Brytania dała całemu światu przykład, stawiając na prywatyzację i deregulację. Bez względu na to, czy mówimy o kraju rolniczym z populacją 1,3 miliarda ludzi, państwie, które zapoczątkowało rewolucję przemysłową, czy małym bliskowschodnim kraju zamieszkanym przez wybitnie inteligentny naród, od socjalizmu zawsze lepszy jest kapitalizm.

Lee Edwards
Tłumaczenie: Magdalena Skoć. Artykuł ukazał się pierwotnie w dwutygodniku „National Review”

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 lutego 2021
Fot. Navesh CHITRAKAR / Reuters / Forum