Antonin Scalia
.Syn włoskich imigrantów, sędzia Sądu Najwyższego USA przez ostatnie 30 lat. W lutym tego roku pożegnało go dziewięcioro dzieci, 28 wnuków i około 6 tysięcy obecnych na pogrzebie gości. Amerykańskie media relacjonowały, co mówił w mowie pożegnalnej Paul Scalia (syn): „Im bardziej tata praktykował wiarę katolicką, tym lepszym był obywatelem i tym lepiej pełnił służbę publiczną”. Opis tego typu przywodzi na myśl nieskazitelnie białe mury, grube naręcza kwiatów i łopoczącą amerykańską flagę. Wydawać by się mogło, że wobec takiego obrazu można poprzestać na zestawieniu Scalia-katolik i pójść dalej swoją drogą.
Nominowanie do składu sędziów Sądu Najwyższego USA jest kompetencją prezydenta, po czym senat zatwierdza kandydata. Antonin Scalia został zatwierdzony przez senat jednomyślnie. Sąd ten składa się obecnie z dziewięciu sędziów, w tym przewodniczącego. Kadencja sędziów jest dożywotnia. Sąd Najwyższy został wymieniony w Konstytucji USA (1787), dokumencie zaczynającym się słynnym We, the People (my, Naród), jako organ sprawujący władzę sądowniczą. Powołany został właśnie między innymi do interpretacji Konstytucji USA. Nie jest to odrębny organ sądownictwa konstytucyjnego, jak na przykład w Polsce, ale na poziomie pojęciowym to właściwie odpowiednik naszego Trybunału Konstytucyjnego.
Sędzia Scalia sprawował swój urząd przez znakomitą większość mojego życia. Nie pamiętam dziś, jakim zajęciom na Wydziale Prawa i Administracji to zawdzięczam, ale zapoznawałam się kiedyś krótko z metodami interpretacji opisanymi przez Antonina Scalię, a nawet widziałam go, kiedy odwiedził nasz wydział na Uniwersytecie Warszawskim. Był zwolennikiem konserwatywnej metody interpretacji konstytucji, tzw. oryginalizmu. Kiedy w ostatnim czasie pojawiały się w Polsce liczne głosy biorące na „warsztat” polską konstytucję, sędziów konstytucyjnych i sam proces wykładni, nieraz myślałam o uśmiechniętej twarzy sędziego Scalii. Nie jestem z pewnością żadnym znawcą jego teorii interpretacji. Dobrze byłoby jednak, gdyby zarówno znawcy tej ostatniej, jak i znawcy teorii interpretacji prawa w ogóle częściej zabierali głos w debacie publicznej. Nie są to z pewnością rzeczy, których przeciętny obywatel — szczególnie obywatel polski — nie miałby zrozumieć.
Studia nad tekstem
.Antonin Scalia jest m.in. współautorem Reading Law: The Interpretation of Legal Texts (Studium prawa. Interpretacja tekstów prawnych — tłumaczenie własne). Książka nie ma polskiego wydania, co trochę dziwi, biorąc pod uwagę, jak liczne jest środowisko prawników w Polsce. Na czterystu stronach podjęto temat sposobu interpretowania Konstytucji USA, a więc tekstu pochodzącego z osiemnastego wieku. Można sobie wyobrazić, jakie kontrowersje budzą przepisy liczące ponad 200 lat, jak się poobserwuje, co potrafią przepisy konstytucji mającej niespełna 20 lat. Chłodnym sceptykom warto wytłumaczyć, że interpretacja tekstu prawnego nie jest „sztuczką” ani „nadużyciem kompetencji”. To czynność, którą sędzia przeprowadza praktycznie w każdej minucie wykonywania swojego zawodu. Używając metafory, interpretacja prawa nie jest wtyczką w oprogramowaniu — to raczej system operacyjny.
W połowie dwudziestego wieku Sąd Najwyższy USA wydał pierwsze orzeczenie, które przyjęło idee Living Constitution — tzw. „żyjącej konstytucji”. Jest to podejście, które relatywizuje kontekst i intencje twórców konstytucji w czasie, kiedy decyzją suwerena (my, Naród) akt ten został stworzony i uznany za obowiązujące prawo. „Żyjąca konstytucja” to raczej zbiór słów, których znaczenie jest zmienne w czasie. Czas mija, społeczeństwo ewoluuje, a pojęcia zmieniają swoje znaczenie. Wraz ze znaczeniem słów zmienia się znaczenie postanowień konstytucji. Dzięki temu zwolennicy Living Constitution odcyfrowują z postanowień Konstytucji USA zupełnie inne treści, niż mogli mieć na myśli ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych. Nie trzeba zmieniać ani prawa federalnego, ani ustawy zasadniczej — wystarczy przekonać Sąd Najwyższy, że fundament systemu prawnego USA zmienił treść, bo zmieniło się znaczenie użytych w konstytucji słów i pojęć. Przesuwa się wówczas część kompetencji władzy ustawodawczej w ręce judykatury, zapoczątkowując rządy sędziów. Jednocześnie, eliminuje to przecieranie się racji pomiędzy władzą ustawodawczą (wybraną większością) a strażnikami konstytucji, bo przy „żyjącej konstytucji” obie władze mogą właściwie stać się tą samą. Dzieło życia sędziego Scalii jest krytyczną odpowiedzią na tę tendencję.
Na spotkaniu ze studentami uczelni Stanford w 2012 roku sędzia Scalia bał się stwierdzić, że patrzy z optymizmem w przyszłość w kontekście wyznawanej przez niego teorii interpretacji. „Żyjąca konstytucja” daje przecież możliwość uzyskania w każdej sytuacji takich owoców interpretacji, jakie zgadzają się z moim światopoglądem, z moimi emocjami, z tym, w co ja gorąco wierzę. To bardzo atrakcyjna teoria. Z drugiej strony, oryginalizm nie zawsze musi prowadzić do rezultatów, które się podobają sędziemu orzekającemu.
Co autor miał na myśli?
.Oryginalizm nie ma raczej nic wspólnego z katolickim światopoglądem. Teoria ta postuluje powrót do zdroworozsądkowego rozumienia prawa. Przy założeniu posiadania pełnego kontekstu słowa znaczą dokładnie to, co znaczyły dla rozsądnych ludzi w czasie, kiedy zostały zapisane. Nie szukamy znaczenia tekstu przez pryzmat celu — szukamy celu przepisu, odnajdując znaczenie tekstu. Tego typu subtelności mają wyznaczyć ramy pracy sędziego. Czy ma sięgać do uzasadnień projektów aktów prawnych, do stenogramów prac przygotowawczych? Zdaniem sędziego Scalii — nie. Skąd wiemy, czy każdy przedstawiciel władzy ustawodawczej właśnie o tym myślał, głosując za takim, a nie innym brzmieniem aktu prawnego? Może ktoś nie zgadzał się z treścią uzasadnienia, ale z innych powodów uznał, że rezultat w postaci samego tekstu przepisu jest dobry? Liczy się to, co władza ustawodawcza ustanowiła obowiązującym prawem w treści przez siebie nadanej, a nie to, w jaki sposób przekonywano do przyjęcia takiego czy innego prawa. Czy trzeba rozumieć czasy, w których akt prawny został uchwalony? Tak. Trzeba zanurzyć się w atmosferze tamtych czasów, uwzględnić ówczesny poziom wiedzy, wrażliwości, postaw moralnych itd.
Tekst ma być interpretowany zgodnie ze zwykłym, zdroworozsądkowym znaczeniem i zakresem znaczenia słów użytych — i to użytych w określonym czasie. Zakres ten obejmuje to, co pierwotny autor tekstu mógłby i chciałby objąć zakresem, gdyby to istniało, a wyklucza to, czego tym zakresem autor z pewnością nie chciałby objąć. Tak więc wolność słowa powinna objąć nie tylko słowa listu, protest wyrażony w alfabecie Morsa czy nieme spalenie flagi, ale także słowo wypowiedziane w Internecie — pomimo braku Internetu w czasach ojców założycieli. Jednak zdaniem sędziego Scalii niektóre liberalne swobody, których dopatruje się część społeczeństwa amerykańskiego w przepisach Konstytucji USA, byłaby dla Jeffersona i Franklina nie do pomyślenia. Scalia uznawany jest za konserwatystę raczej jako obrońca sposobu interpretacji Konstytucji USA sięgającej do dumnych czasów Deklaracji Niepodległości, a nie jako obrońca wyznawanego (skądinąd głośno i wyraźnie) światopoglądu. To fantazja, ale gdyby Polska nie trafiła pod zabory, może my również interpretowalibyśmy dzisiaj Ustawę Rządową (Konstytucję 3 maja), dzieląc się na frakcje zwolenników „żyjącej konstytucji” i oryginalistów? Czy nie byłoby niezwykłe odnosić się w interpretacji do czasów dojrzałej Pierwszej Rzeczypospolitej — demokratycznej, tolerancyjnej światopoglądowo (choć katolickiej), domu dla wielu narodów? Ciekawe, co na to powiedziałby sędzia Scalia, w końcu laureat Nagrody im. Pawła Włodkowica z 2008 r.
Przeciąganie liny
.Na zakończenie trudno się nie odnieść do trwającego w USA cichego konfliktu wywołanego odejściem nieodżałowanej ikony konserwatywnego sądownictwa konstytucyjnego. Po śmierci sędziego Scalii prezydent USA Barack Obama nominował kandydata na nowego sędziego, Merricka Garlanda. Kandydat opublikował już materiał, w którym opowiada obywatelom Stanów Zjednoczonych o swojej rodzinie i mówi lekko łamiącym się głosem, jak bardzo jest zaszczycony nominacją. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie praktyka, zgodnie z którą nie obsadza się stanowisk dożywotnich sędziów Sądu Najwyższego USA w roku wyborczym. Amerykanie niedługo wybiorą swojego nowego prezydenta. Zdaniem senatu z obsadą stanowiska należy poczekać, aby obywatele mogli mieć wpływ także na wybór sędziego. Senat nie zgadza się na zatwierdzenie kandydata i planuje obstrukcję, a prezydent Obama obstaje przy swoim stanowisku. W problemach wokół sądownictwa konstytucyjnego nie jesteśmy więc osamotnieni.