

Angażując się na wschodniej flance NATO, Amerykanie odtwarzają strategię berlińską z czasów zimnej wojny
Odpowiedzią na próby ponownego umocnienia swojej potęgi przez Rosję jest stworzenie sojuszu rozciągającego się od krajów bałtyckich po Rumunię. Koncepcja ta, naszkicowana już przez marszałka Piłsudskiego jako Międzymorze, miała stworzyć linię oporu zarówno wobec Rosji, jak i Niemiec – pisze George FRIEDMAN
Upadek ZSRR nie był wynikiem decyzji jakiegokolwiek przywódcy, który uznał, że należy zakończyć istnienie tego państwa, ani wynikiem jakiegokolwiek masowego ruchu. Był on raczej konsekwencją działania potężnych sił, począwszy od ceny ropy naftowej, poprzez ogromne wydatki na obronę, aż po sklerotyczny system podejmowania decyzji.
O tym, co się stało, zadecydowały naciski ze strony głównego przeciwnika – Stanów Zjednoczonych – niepokój w regionach, które Rosja okupowała w Europie po II wojny światowej, oraz słabość rosyjskich instytucji. Zarówno Gorbaczow, jak i Jelcyn byli obserwatorami, co najwyżej reagującymi na wydarzenia, a w najgorszym razie niemającymi na nie wpływu.
Świat nie był tym zaskoczony. Przynajmniej jedna osoba przewidziała taki bieg wydarzeń. Andriej Amalrik w książce Czy Związek Radziecki może przetrwać do 1984 roku?, napisanej w latach 70., jasno przedstawił siły, które osłabiłyby strukturę Związku Radzieckiego i doprowadziły do jego upadku. Amalrik zginął w wypadku drogowym na autostradzie w Hiszpanii. Nie doczekał upadku ZSRR, ale pokazał możliwości, jakie wynikają ze zrozumienia struktury wydarzeń, a następnie wyciągnięcia wniosków.
Upadek Związku Radzieckiego spowodował kilka znaczących zmian na arenie międzynarodowej. Po raz pierwszy od XV wieku żaden kraj europejski nie był globalną potęgą. Na świecie został tylko jeden hegemon, Stany Zjednoczone, których potęga gospodarcza i militarna pozostawiała daleko w tyle wszystkie inne narody. Doprowadziło to do powstania pewnego paradoksu. Im bardziej Stany Zjednoczone stawały się potężne w stosunku do innych narodów, tym mniej interesowało je ich zachowanie.
W latach po upadku ZSRR Rosja wycofała się ze swojej strefy buforowej, pozostawiając poza swoją bezpośrednią kontrolą Ukrainę, Białoruś i kraje bałtyckie – swoje główne strefy interesów. Stworzyło to pole manewru dla byłych satelitów Związku Radzieckiego, w tym Rumunii. Brak zainteresowania USA regionem oraz potrzeba znalezienia przez Rumunię i inne kraje regionu solidnej kotwicy sprawiły, że zaczęły one spoglądać w stronę zachodnich Europejczyków i ich głównych instytucji, takich jak Unia Europejska i NATO.
NATO wykorzystało okres rosyjskiej słabości, aby naruszyć rosyjski bufor w krajach bałtyckich. Biorąc pod uwagę te i inne wydarzenia, Rosja – jak to omówiłem w mojej książce Następne 100 lat – usilnie starała się odzyskać to, co pozostało z jej bufora na Ukrainie. Pracowała nad stworzeniem tam prorosyjskiego rządu. Ukraińskie powstanie obaliło ten rząd i zastąpiło go rządem prozachodnim. Rosjanie twierdzili, że był to zamach stanu zaplanowany przez Stany Zjednoczone. Choć Rosja nie była w stanie bezpośrednio odpowiedzieć na te działania, Rosjanie musieli koniecznie wydawać się potężniejsi, niż byli w istocie. Takie właśnie myślenie i sposób prowadzenia polityki doprowadziły do upadku Związku Radzieckiego: kiedy koszty takiej postawy przerosły możliwości systemu. Rosjanie wybrali więc tańsze demonstracje siły, takie jak w Syrii czy hakowanie komputerów.
Nieuchronną odpowiedzią na rosyjskie próby ponownego umocnienia swojej potęgi było stworzenie Układu Warszawskiego w formie sojuszu rozciągającego się od krajów bałtyckich po Rumunię. Koncepcja ta, naszkicowana już przez marszałka Piłsudskiego jako Międzymorze, miała w razie potrzeby stworzyć linię oporu zarówno wobec Rosji, jak i Niemiec, silniejszą niż jakiekolwiek pojedyncze państwo. Zaangażowały się kraje bałtyckie, Polska i Rumunia. Brak udziału Węgier wynika z dwóch cech geopolitycznych – podczas gdy inne narody bezpośrednio stykają się z rosyjskimi interesami lądowymi lub wodnymi, Węgry są podwójnie chronione przez Ukrainę i Karpaty. Ma to istotny wpływ na węgierską politykę utrzymywania złożonych i zmiennych sojuszy w celu zachowania różnych możliwości działania w tej sytuacji geograficznej.
Najważniejszy w tym Międzymorzu był udział USA. Rosja zagrażała niewielu amerykańskim interesom, ale utrzymanie Rosji za strefą buforową zapewniało, przy niskim ryzyku i kosztach, że Rosja nie będzie w stanie stać się większym zagrożeniem. Geografia wymagała zatem dwóch rzeczy. Po pierwsze, aby Rosja została zablokowana na Nizinie Północnoeuropejskiej. Po drugie, aby Rosjanie nie mogli wykluczyć amerykańskiej marynarki wojennej z Bałtyku. W rezultacie w Polsce stacjonowały minimalne siły lądowe, a w Rumunii równoważne im siły morskie i powietrzne.
Celem tej obecności było powtórzenie amerykańskiej strategii berlińskiej z czasów zimnej wojny.
USA umieściły brygadę w Berlinie nie dlatego, że mogła ona zablokować rosyjski atak, ale jako sygnalizator. Gdyby Rosjanie zaatakowali Berlin, wiedzieliby, że będą zabijać Amerykanów. Jeśli byliby gotowi to zrobić, USA wiedziałyby, że są w stanie wojny, i mogłyby odpowiednio zareagować.
Atak na Polskę lub Rumunię również byłby dla USA sygnałem wojny z tych samych powodów. Dlatego też Rosjanie nie mogliby zaangażować Rumunii i Polski, nie zakładając, że tym samym angażują USA. Ta perspektywa, biorąc pod uwagę względną potęgę, miała odstraszać Rosję.
Obecne stanowisko Rumunii było przewidywalne od samego początku, a mianowicie, że Rumunia będzie utrzymywała stosunki z Europą, ale Europa nie będzie mogła zagwarantować jej bezpieczeństwa. Dlatego Rumunia musiała zawrzeć dwa sojusze – jeden z innymi krajami Międzymorza, a drugi ze Stanami Zjednoczonymi. Wielką pokusą dla Rosji, niepewnej siebie z powodu utraty swojego bufora, stają się w ten sposób Ukraina i Białoruś, ale jak dotąd Rosja podjęła minimalne działania w obu przypadkach. Rosyjska akcja przeciwko Rumunii jest oczywiście niemożliwa bez kwestii bufora.
Skupienie się Rumunii na Rosjanach jest nieuniknione, podobnie jak zwrócenie uwagi na Turcję. Turcja jest zarówno mocarstwem czarnomorskim, jak i bałkańskim.
Tak jak się spodziewano, Turcja stała się znaczącą potęgą regionalną, wysuwając roszczenia wobec wschodniej części Morza Śródziemnego, konfrontując się z Rosją w Libii, a jednocześnie prowadząc agresywną politykę w Syrii. Długoterminowym interesem Turcji musi być kontrolowanie rosyjskich działań w regionie – gdyż historia jasno wskazuje, że musi dojść do starcia tych potęg – ale także poszukiwanie bezpieczeństwa i możliwości realizacji swoich wpływów na Bałkanach przy jednoczesnej próbie neutralizacji Morza Czarnego.
Biorąc to pod uwagę, Rumunia ma zarówno interes we współpracy z Turcją, aby powstrzymać Rosjan, jak i uzasadnione obawy wobec tureckiej potęgi w miarę jej ewolucji. Dlatego Rumunia pozostaje zakorzeniona w Międzymorzu, ale jej sytuacja staje się bardziej złożona. Jedyną stałą zmienną w jej polityce międzynarodowej jest potrzeba sojuszu z wielkim mocarstwem, który z kolei potrzebuje geograficznej pozycji Rumunii. Tym mocarstwem są oczywiście Stany Zjednoczone.
.Wiele z tego to opowieść o przeszłości. Reszta dotyczy przyszłości. Chodzi mi jednak o to, że geopolityka przewidziała znaczną część najnowszej historii, a teraz sygnalizuje jej kolejny etap. Zdolność geopolityki do odczytywania przeszłości bez emocji – pozwala jej widzieć przyszłość w ten sam sposób.
George Friedman