
Amerykańska presja
Zełenski jest w coraz mocniejszym potrzasku pomiędzy koniecznościami wojny, presją Waszyngtonu i oporem samych Ukraińców. Trzeba przyznać, że ta presja jest świadectwem brutalności amerykańskiej logiki postępowania wobec Kijowa – pisze Jan ROKITA
Bliski współpracownik potężnego na Ukrainie szefa prezydenckiej kancelarii Andrija Jermaka nieoczekiwanie ujawnił publicznie, iż Amerykanie wywierają po cichu coraz silniejszą presję na Zełenskiego, aby przeprowadził powszechną mobilizację mężczyzn od 18. roku życia. Historyczny argument, jakim ponoć posługują się politycy i generałowie amerykańscy, ma być taki, iż podczas wojny w Wietnamie USA wcielały przymusowo do armii i wysyłały do walki z Vietcongiem 19-latków, i to pomimo ówczesnej fali pokoleniowych protestów i agresywnego ruchu pacyfistycznego. Serhij Leszczenko (bo tak nazywa się ów doradca Jermaka) twierdzi też, że Zełenskiemu nie udaje się przekonać amerykańskich partnerów, iż do zwycięstwa nad Moskalami potrzebna mu jest najbardziej nowoczesna broń, której Zachód ciągle wyraźnie mu skąpi.
Wygląda to trochę tak, jakby zwłaszcza w Pentagonie przestano już wierzyć w perspektywę ukraińskich sukcesów militarnych, chyba że jakimś cudem Zełenskiemu uda się zmusić w praktyce do pójścia na front cały zdolny nosić broń naród.
W maju tego roku nowe prawo, jakie Zełenski przeforsował w Radzie Najwyższej, obniżyło wiek mobilizacyjny z dotychczasowych 27 do 25 lat. Młodsi mogą być powoływani na szkolenie wojskowe, ale tylko w wyjątkowych przypadkach, w praktyce za ich zgodą, można ich posłać na front. Jednocześnie wprowadzono dość rygorystyczne reguły każdorazowego zawiadamiania armii przez mężczyzn o miejscu pobytu i wykonywanych zajęciach, co skutkuje spektakularnymi obławami na młodych mężczyzn, relacjonowanymi przez ukraińskie media. Tak było ostatnio we Lwowie, gdzie obławę przeprowadzono w klubach nocnych, co doprowadziło do małych rozruchów przeciwko armii i policji. Ale to wszystko są półśrodki.
.Parę miesięcy temu Zełenski mówił, iż armia domaga się od niego wysłania na front dodatkowo pół miliona nowych żołnierzy, zauważając przy tym, iż „miałoby to ogromny wpływ na ukraińskie społeczeństwo obywatelskie”. Pod tym eufemizmem kryje się oczywiście obawa o wzrost społecznego oporu przeciw mobilizacji i przeciw rządowi. W każdym razie, jak można przeczytać w późniejszych raportach U.S. Army (np. w dostępnym w sieci raporcie ppłk. Amosa Foxa, opublikowanym przez Association of the U.S. Army), Zełenski ówczesne żądania armii odrzucił.
Ten raport ppłk. Foxa, opublikowany już parę miesięcy temu, jest interesujący z jeszcze jednego powodu. Jest on bowiem obszerną i fachowo udokumentowaną polemiką z tezą, jaką swego czasu przedstawił dowódca sił NATO w Europie generał Cavoli, wedle którego „precyzja może pokonać masę, ale na to potrzeba czasu, za który płaci się utratą przestrzeni”. Pogląd generała Cavolego implicite zawierał w sobie wiarę, iż nieustanne tracenie przez Ukrainę terytorium na rzecz Moskwy jest faktem przejściowym, możliwym do cofnięcia za pomocą najnowszych technologii militarnych. Raport ppłk. Foxa dowodzi jednak, że aby mieć szanse na odbicie zajętych przez Moskali terenów, Ukraina musiałaby dysponować dwumilionową armią lądową. Rzecz jasna, nie mnie rozstrzygać, która z tych tez jest prawdziwa, ale wygląda na to, że to nie teza Cavolego, ale Foxa jest dziś poglądem panującym w Pentagonie i Białym Domu. Tylko w ten sposób można wytłumaczyć presję, jaką właśnie ujawnił Leszczenko.
Co prawda w kierownictwie Ukrainy możemy coraz częściej obserwować objawy chaosu, ale pomimo to zakładam, że taki przeciek o amerykańskiej presji, zrobiony przez współpracownika Jermaka, musi być kontrolowany i mieć swój cel. Tak jakby kancelaria Zełenskiego sondowała, jak daleko można się posunąć z przymusowym posyłaniem ukraińskiej młodzieży na front.
Z Ukrainy coraz częściej otrzymujemy dziennikarskie relacje o dezercjach z armii i wszczynanych z tego tytułu procesach karnych, nawet w stosunku do ochotników, którzy w patriotycznym odruchu zgłosili się wcześniej do walki. Ale przecież nie sposób dziwić się dezercjom, skoro wielu spośród żołnierzy nie otrzymało zwolnienia z frontu w trzecim roku uczestnictwa w walce. Fiasko rzekomego „ukraińskiego legionu”, jaki minister Sikorski chciał tworzyć w Polsce, dobrze obrazuje rosnący sceptycyzm Ukraińców, niemających ochoty dać się zabić przez posuwającą się powoli, ale ciągle naprzód rosyjską machinę militarną.
Zełenski jest więc w coraz mocniejszym potrzasku pomiędzy koniecznościami wojny, presją Waszyngtonu i oporem samych Ukraińców. Trzeba przyznać, że ta presja jest świadectwem brutalności amerykańskiej logiki postępowania wobec Kijowa. W Waszyngtonie mówią w istocie Zełenskiemu: „Chcesz się dalej bić i chcesz amerykańskiej broni, to miej odwagę wysłać na śmierć całe pokolenie ukraińskiej młodzieży”. Taki jest przecież nagi sens nacisków ujawnionych teraz w Kijowie. Ukrainie się jednak nie opłaca taka ofiarna hekatomba, która i tak nie da wielkich szans na wyparcie Moskali, a zrujnuje przyszłość Ukrainy jako narodu. Coraz częściej ostatnio odnoszę wrażenie, że tak chyba myśli również sam Zełenski, który w ciągu ostatnich tygodni już któryś raz z rzędu mówi półgębkiem o możliwym dość szybko rozejmie z Moskalami.