Jan ROKITA: Obrońcy praworządności

Obrońcy praworządności

Photo of Jan ROKITA

Jan ROKITA

Filozof polityki. Absolwent prawa UJ. Działacz opozycji solidarnościowej, poseł na Sejm w latach 1989-2007, były przewodniczący Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej. Wykładowca akademicki. Autor felietonów "Luksus własnego zdania", które ukazują się w każdą sobotę we "Wszystko co Najważniejsze".

Ryc.: Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Spór o wydanie Niemcom ukraińskiego nurka, który ponoć uczestniczyć miał w wysadzeniu bałtyckiego Nord Stream, obnażył nowy wymiar sławetnej kwestii „praworządności”. Zastanawiający jest nieoczekiwany i pryncypialny praworządnościowy front, symbolizowany przez polityczne figury Pétera Szijjártó, Kaya Gottschalka i Przemysława Czarnka – pisze Jan ROKITA

.O tym, że praworządność stała się w Unii Europejskiej bronią, którą w zależności od potrzeb można wycelować w każdy kraj, z jakichś powodów akurat niewygodny, wie już w Polsce każdy, z wyjątkiem tych, którzy z premedytacją owej wiedzy nie chcą przyjmować do wiadomości.

W polskim przypadku mechanizm ten okazał się – chciałoby się rzec – wulgarnie prosty. Dopóki szefem polskiego rządu był Mateusz Morawiecki, naruszaliśmy praworządność każdego dnia – przez sam fakt istnienia prawicowego rządu. I od dnia, kiedy władzę przejął Donald Tusk, analogicznie, ipso facto, staliśmy się wzorem europejskiej praworządności, a nawet godnym podziwu politycznym herosem, który z mozołem i poświęceniem „przywraca praworządność”. I oto po dwóch latach coś tu mocno zgrzytnęło i zaczęło wyglądać tak, jakby to nawet w czasach premiera Tuska praworządności w Polsce groził gwałt, tyle że w całkiem inny niźli dotychczas sposób.

A stało się tak właśnie za sprawą niemieckiego żądania wydania mieszkającego w Polsce nurka, którego Niemcy postanowili oskarżyć o terroryzm, za co grozi mu tam piętnaście lat więzienia. I w tym celu niemieckie władze wydały za nim tzw. „europejski nakaz aresztowania”, będący jednym z ważnych narzędzi ogólnounijnej walki o praworządność. Nakaz jest bezwzględny, a zatem żaden sąd ani żadna władza w Polsce nie powinny się nad jego zasadnością zastanawiać, tylko wykonać: Ukraińca zamknąć i ciupasem odstawić na granicę niemiecką. Jak wiemy, w Polsce, która ciągle jest jednak – Bogu dzięki – choć trochę przyzwoitym krajem, tak się nie stało i zarówno premier, jak i warszawski sąd podważyli wartość tej praworządnościowej procedury. I co interesujące – pojawił się nagle ponadnarodowy front polityków potępiających ten nowy rodzaj polskiej niepraworządności. Z mojej perspektywy trzy postaci tego frontu są w jakiś sposób symboliczne, dlatego ich wspólny pogląd mnie szczególnie zainteresował.

.Najgłośniej w Europie tę nową polską skandaliczną niepraworządność potępili Węgrzy. Ich publicznym rzecznikiem stał się szef węgierskiej dyplomacji Péter Szijjártó, który uznał Polskę ni mniej, ni więcej, tylko za państwo wspierające terroryzm. Zdaniem węgierskiego ministra „Polska nie tylko wypuściła terrorystę, ale teraz go nawet celebruje; i to dopiero naprawdę pokazuje, w jakim punkcie znalazła się europejska praworządność”.

Prawicowy rząd węgierski, w którym służy Szijjártó, sam jest oskarżany o najprzeróżniejsze rodzaje niepraworządności, a nawet z tego tytułu pozbawiany przez Brukselę dostępu do unijnych funduszów. Węgierski minister próbuje teraz odwrócić te oskarżenia, tak by przypochlebić się Berlinowi, głośno wskazując niemieckie żądanie ekstradycji przez Polskę „terrorysty” jako część świętej walki o europejską praworządność. W tej przewrotnej wersji, choć unijne procedury „praworządnościowe” co rusz uderzają w państwo węgierskie, to jednak wtedy, gdy chodzi o procedury wszczęte przez władze niemieckie, wymagają one bezapelacyjnego respektu. Wiadomo… z perspektywy Budapesztu to Berlin ma być ostoją i regulatorem zasad paneuropejskiej praworządności.

W samych Niemczech, jak należało się spodziewać, skandaliczna ochrona udzielona „ukraińskiemu terroryście” przyjęta została źle, ale generalnie bez nadmiernej histerii. Były jednak wyjątki. Rozgłosu nabyło zwłaszcza wystąpienie jednego z liderów prawicowej AfD, posła z Nadrenii Północnej-Westfalii – Kaya Gottschalka, znanego dotąd w Niemczech zwłaszcza z akcji wymierzonych w liczną w tym kraju społeczność turecką.

Na platformie X Gottschalk sformułował ocenę podobną do Szijjártó, ale poszedł o wiele dalej, gdy idzie o wnioski i konsekwencje.

Tak więc dla prawicowego posła do Bundestagu „państwo polskie staje się wspólnikiem terrorystów”, niczym za przeproszeniem jakiś Jemen albo Somalia. I w związku z tym rząd niemiecki powinien spowodować czym prędzej uruchomienie przez Brukselę blokady unijnych pieniędzy dla rządu Tuska, „zabezpieczyć granicę z Polską” (cokolwiek miałoby to znaczyć), jak również zająć się deportacjami polskich pracowników naruszających niemieckie prawo pracy. Kanclerz Merz co prawda żadnej z takich rzeczy nie planuje, ale z perspektywy Gottschalka te posunięcia nie wydawałyby się nadmierne. Chodzi w końcu o rzecz poważną, bo o ochronę humanistycznej Europy przed nowym sponsorem terroryzmu, jakim stała się właśnie Polska. Co charakterystyczne, polityk AfD odwołuje się do sprawdzonej przez Brukselę metody blokowania unijnych pieniędzy jako środka pedagogiki politycznej wobec opornych. To o tyle zaskakujące, iż wydawało się dotąd, że cała europejska nowa prawica, w tym także niemiecka AfD, odrzuca i potępia stosowanie przez Brukselę tego rodzaju praktyk.

.Trzecią symboliczną postacią dla tego ponadnarodowego frontu na rzecz praworządności jest Przemysław Czarnek, ostatnio wskazywany jako potencjalny kandydat PiS na przyszłego szefa rządu po Donaldzie Tusku. Z tego choćby powodu jego twarda opcja na rzecz paneuropejskiej praworządności ma wyjątkowe znaczenie.

W wywiadzie dla Radia Zet Czarnek mówi, że przypadek ukraińskiego nurka to sprawa tego właśnie rodzaju przestępstwa, gdzie „muszą być stosowane procedury”. Polityk powołuje się przy tym na fakt, iż Berlin właśnie uruchomił owe praworządnościowe procedury, więc Polsce nie pozostaje nic innego, jak zastosować się do niemieckiego żądania ze względu na jego sformalizowany charakter. Czarnek nie mówi wprawdzie o niebezpieczeństwie wspólnictwa Polski w terroryzmie, ale tak samo jak Szijjártó i Gottschalk domaga się posłuszeństwa państwa polskiego wobec niemiecko-europejskiej procedury.

Zastanawiający jest ten nieoczekiwany i pryncypialny praworządnościowy front, symbolizowany przez polityczne figury Szijjártó, Gottschalka i Czarnka. Przede wszystkim dlatego, że cała trójka to istotne postaci nowej europejskiej prawicy, co pokazuje wyraźnie, iż pomysł z wykorzystaniem praworządności jako broni nie jest już tylko własnością lewicy i liberałów, ale zaczął się upowszechniać na prawicy.

To w sumie nie jest aż tak dziwne, bo to przecież pomysł wyjątkowo skuteczny, jeśli wykorzystać go w walce politycznej. Trochę dziwaczny jest fakt, iż wszystkie trzy partie reprezentowane przez tych polityków – węgierski Fidesz, niemiecka AfD i polski PiS – padały dotąd ofiarą praworządnościowej broni, używanej właśnie przeciwko nim. Ale widać, że i w tych partiach politycy uczą się skutecznych narzędzi od swoich wrogów.

.To, co może być tu wspólną, choć skrywaną polityczną intencją – to chęć zaszkodzenia Ukrainie, której cała owa trójka obrońców praworządności, jak się zdaje, szczerze nie cierpi. Oznaczałoby to, że prawdziwym źródłem niezadowolenia całej trójki jest fakt stanięcia przez Polskę po stronie Ukraińców, którzy chyba skutecznie rozprawili się z niesławną rurą bałtycką. Jest jednak pewna różnica, która dzieli węgierskiego ministra od dwóch posłów – niemieckiego i polskiego. To, co mówi Szijjártó, przedstawia coraz bardziej godną pożałowania politykę państwa węgierskiego i rządzącego tam Fideszu. Tymczasem Gottschalk i Czarnek nie tylko nie reprezentują państwowej polityki swoich krajów, ale zdaje się, że – Bogu dzięki – ich pogląd na wykorzystywanie praworządności jako brudnego narzędzia polityki jest odosobniony także w partiach, których są członkami.

Jan Rokita

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 24 października 2025