Uśmiech Zofii. Dokładnie 840.5
Przyzwyczailiśmy się do tego, że wszelkie teksty naszpikowane są liczbami.
Są liczby, które można traktować poważnie i dosłownie, oraz takie, do których należy zachować dystans. Zacznijmy od prostego przykładu. Zawsze, gdy widzę wartości o podejrzanej precyzji, podchodzę do nich z rezerwą. Kiedyś widziałem instrukcję drukarki komputerowej, która drukowała na rolce papieru. Wydruk z tyłu opadał na podłogę i naciągał papier własnym ciężarem. Podano, że drukarka ma być umieszczona 91.44 cm nad podłogą. O żesz… dokładnie tyle? Który punkt drukarki? Po chwili zrozumiałem, że w amerykańskim oryginale podano „3 stopy”, czyli 90 cm, czyli circa metr. Z jeszcze większą rezerwą podchodzę do wartości opatrzonych słowem „dokładnie”. Jak dokładnie? Jest dokładnie godzina dziewiąta. Kiedy? Na początku zdania, w środku, czy na końcu? Co do milisekundy?
Weźmy coś trudniejszego. Są mądre firmy, które za duże pieniądze produkują raporty mówiące nam o przyszłości. Przykłady dam z firmy Gartner. Nie chcę się niej specjalnie czepiać, wszystkie produkują takie dane, a ta jest duża i znana. Modnym tematem jest Internet of Things (IoT), sieć współpracujących ze sobą maszyn, sensorów i innych obiektów. Rozwija się szybko, ale jak szybko? W 2013 na 2020 zapowiadano 26 miliardów obiektów. [LINK]
W 2015 Gartner zapowiada już tylko 21 miliardów. [LINK]
Za to dane są dokładniejsze: 20.8 miliardów. To są trzy miejsca znaczące, dokładność jednego promila, nieźle. No dobrze, a 2020 – ale kiedy? W styczniu, czy w grudniu? Właściwie gdzie? W USA, na całym świecie? Czy byli w stanie dobrze ocenić rynek chiński? Jeżeli ktoś mi podaje tak dokładną wartość, to musi to dobrze wiedzieć. Ale moje ulubione prognozy dotyczą finansów. W Internecie Rzeczy ważną, a często zaniedbaną cechą jest bezpieczeństwo. Oczywiście rynek ten również będzie eksplodował. Zapytajmy szklanej kuli. Hohoho! W 2018 wydatki na zabezpieczanie takich urządzeń wyniosą 547.2 milionów dolarów, a w 2020 – 840.5 milionów. Cztery miejsca dokładności! [LINK]
I znowu pytam – czy uwzględniono inflację, cenę ropy, wojnę celną Trumpa z Chinami i ograniczenia w zatrudnianiu zagranicznych specjalistów? Drobny konflikt na morzu Południowochińskim i złamanie niektórych algorytmów kryptograficznych? Chyba nie.
Moja odpowiedź na takie liczby jest prosta. Przypominają mi się moje studia za wczesnego Gierka, gdy suwaki logarytmiczne (proszę poszukać w Wikipedii lub zapytać rodziców) zostały zastąpione kalkulatorami. W laboratorium dokonywaliśmy pomiarów z dokładnością do 10-15%. Ale potem wstawialiśmy te dane do wzoru na odchylenie standardowe, liczyliśmy na kalkulatorze i błąd miał sześć cyfr precyzji! Oczywiście nie miało to sensu i co mądrzejsi asystenci to tępili. I tu podejrzewam, że model rozwoju rynku zawiera funkcję wykładniczą (zaskoczyliby mnie, gdyby był bardziej precyzyjny), wstawiają rok, naciskają Enter i wyskakuje im wynik. Niby to nic nie szkodzi, ale jeżeli ktoś podaje dane obciążone błędem 10% (jak dobrze pójdzie) z czterocyfrową dokładnością, to nie wie, co robi. A to nie jest dobry sygnał, zwłaszcza gdy to robi za duże pieniądze.
Są liczby, które można traktować poważnie i dosłownie, oraz takie, do których należy zachować dystans. Im ładniej prezentowane są dane, tym łatwiej w nie wierzymy.
Komu takie raporty są potrzebne? Jeżeli jakiś kierownik działu wie, że Internet Rzeczy to przyszłość i chce dodatkowych funduszy na rozwój, ma o wiele większe na sukces, gdy dla poparcia swojej propozycji załączy raport Gartnera, powiadający, że za kilka lat do rozdziału będzie 840.5 milionów dolarów. W dawnych czasach mieliśmy podręcznik maszyn elektrycznych, którego autor we wstępie zacytował uchwałę Komitetu Centralnego PZPR, że takowe maszyny są ważne. Dziś we wstępie podaje się takie liczby. Są również liczby oparte na ankietach – jaki procent kierowników technicznych uważa, że technologia ta jest ważna i ile zamierzają na nią wydać w przyszłym roku. Oczywiście liczby te mają jakieś znaczenie, mianowicie mówią, ilu przeczytało artykuł, pod którym była ankieta, ilu chciało ją wypełnić i ilu uważało, że wypada wykazać zainteresowanie. Oczywiście na ankietę dotyczącą nieciekawej technologii nikt nie odpowie, więc to też jakieś fakty, ale konkretne liczby należy traktować cum grano salis.
Liczby podaje też prasa popularna. Przyznaję, że wyrywkowa próbka różnojęzycznych tabloidów nie dała oczekiwanych rezultatów. Jedynie Komsomolska Prawda podaje, że australijscy i amerykańscy naukowcy zbadali, jak długo śpią mieszkańcy różnych krajów [LINK], a rosyjscy genetycy (przynajmniej znani z nazwiska) stwierdzili, że 82% Rosjan ma genetyczną skłonność do tycia [LINK].
Popularnym tematem, rozpatrywanym od kilku dekad jest problem czy margaryna jest zdrowsza od masła. Nawet zakładając, że wielu badaczy podchodzi do sprawy poważnie, różnorodność odpowiedzi sugeruje zachowanie dystansu. Tym niemniej daje to temat na kilka minut rozmowy. Gorzej, gdy czytelnik czyta te raportu w napięciu, podwyższając niezdrowo poziom stresu.
Im ładniej prezentowane są dane, tym łatwiej w nie wierzymy. Smartfon liczy mi kroki i mówi, ile straciłem kalorii. Ale przecież nie wie, czy wspinałem się na górę i czy niosłem ciężki plecak. Sceptycy zakładają sobie kilka urządzeń i porównują wyniki. Rezultatem jest utrata zaufania. Liczenie kroków nie jest jednak sprawą krytyczną. O wiele gorzej jest z testami genetycznymi. Tu również porównanie wyników z kilku firm pokazuje rozrzut. Niebezpieczeństwo powstaje, gdy wynik podawany jest jako coś pewnego, do tego autorytatywnie: masz takie a takie prawdopodobieństwo raka, oczekiwany pozostały czas życia: 12.7 lat.
Dlatego gdy widzę wiele liczb o zaskakującej precyzji, zapala mi się czerwona lampka. A zwłaszcza, gdy liczby mają decydować o moim życiu.
Jan Śliwa