
Bezpieczeństwo żywnościowe jednym z fundamentów Europy
Nauka wyciągnięta z pandemii i z rosyjskiej agresji na Ukrainę sprawiła, że bezpieczeństwo żywnościowe zaczyna być postrzegane jako jeden z fundamentów porządku europejskiego i globalnego na równi z bezpieczeństwem obronnym i energetycznym – pisze Janusz WOJCIECHOWSKI
„Rolnictwo to przecież chleb. Ten chleb, z którego żyje człowiek. Nie samym chlebem on żyje, ale przecież żeby człowiek żył, musi mieć chleb”. Św. Jan Paweł II w Tarnowie, 1987
.Rosyjska agresja na Ukrainę otworzyła wiele oczu w Europie i bezpieczeństwo żywnościowe staje dziś na równi z bezpieczeństwem obronnym i energetycznym. To musi w przyszłości przełożyć się także na priorytety finansowe. Budżet rolny, stanowiący dziś 0,3 proc. unijnego PKB, przeznaczony na zapewnienie tego bezpieczeństwa, może okazać się niewystarczający.
Dzięki rolnikom przede wszystkim, ale także dzięki wspieraniu rolnictwa od 60 lat funduszami Wspólnej Polityki Rolnej, Unia Europejska zachowuje bezpieczeństwo żywnościowe, ma nadwyżki eksportowe i w bliskiej perspektywie brak żywności jej nie grozi. Rolnictwo europejskie jest dziś w stanie wyżywić nie tylko 460 milionów obywateli Unii, ale i eksportować w świat nadwyżki swojej żywności, zwłaszcza żywności przetworzonej. Unia jest dziś największym w świecie eksporterem żywności. Nie ma dziś powodów do obaw, czy Europa się wyżywi, także o to, czy wyżywi się Polska. Wyżywi się i może mieć też znaczący wpływ na podaż żywności w wymiarze globalnym – ale na tych dobrych prognozach kładą się cieniem doświadczenia najpierw z czasu pandemii, a w ostatnich tygodniach tragiczne doświadczenia z rosyjskiej agresji na Ukrainę.
W kryzysie pandemii blokada granic spowodowała problemy w transporcie żywności. Nie produkcja żywności się załamała, ale związany z nią transport. System żywnościowy Europy jest silnie uzależniony od długich i dalekich dostaw oraz równie dalekich rynków. Trzeba było pilnie udrażniać granice, organizować zielone korytarze dla transportów towarów rolnych i żywych zwierząt, tworzyć preferencje dla pracowników sezonowych spoza Unii, bez których niektóre sektory rolne nie są w stanie sobie poradzić; to m.in. znany casus niemieckich szparagów.
Rosyjska agresja na Ukrainę z kolei uświadomiła nam, że walczący dziś bohatersko kraj jest ważnym dostawcą niektórych produktów rolnych do Unii. Stąd pochodzi ponad połowa unijnego importu kukurydzy, prawie jedna czwarta importu nasion oleistych i prawie jedna piąta importu pszenicy. Są to wielkości znaczące, choć nie kluczowe dla systemu żywnościowego Europy.
Mniej uzależniona jest Unia od dostaw produktów rolnych z Rosji. Import żywności z tego kraju nie przekraczał 2 proc. całej wielkości importu rolnego UE. Większym problemem może być powodowany agresją i blokadą czarnomorskich portów brak dostaw zboża z Ukrainy na Bliski Wschód i do Afryki Północnej, gdzie dostawy te mają duże znaczenie dla bilansu żywnościowego i ich brak może spowodować sytuację kryzysową, a w ślad za tym presję migracyjną do Europy.
Istnieje obawa, że jeśli rosyjska agresja będzie się przedłużać, Ukraina nie obsieje wiosną części swoich pól, co wywoła brak ukraińskich dostaw i negatywne konsekwencje na światowych rynkach żywnościowych. Z tego też powodu (ale nie tylko z tego) w imię wsparcia bohaterskiego oporu Ukrainy Unia Europejska musi wspierać także rolników Ukrainy, którzy oprócz tego, że żywią nie tylko siebie i Europę, dziś także bronią swojego kraju i Europy. Ukraińskim rolnikom najbardziej brakuje dziś paliwa. Są gotowi orać i siać nawet pod bombami, od których niekiedy giną, ale wołają o paliwo do traktorów. Polska to paliwo im dostarczy, a Unia Europejska za te dostawy płaci i dziękuje premierowi Morawieckiemu i polskiemu rządowi za współpracę w tej sprawie.
Ukraina prosi też o wsparcie w eksporcie jej płodów rolnych, bo Rosja zablokowała porty czarnomorskie. W tej sprawie Polska również pomaga.
Nauka wyciągnięta z pandemii i z rosyjskiej agresji na Ukrainę sprawiła, że otwierają się nam oczy na zagrożenia – bezpieczeństwo żywnościowe zaczyna być postrzegane jako jeden z fundamentów bezpieczeństwa europejskiego i globalnego na równi z bezpieczeństwem obronnym i energetycznym. Dały temu wyraz dwie kolejne Rady Europejskie – w deklaracji wersalskiej z 11 marca i w konkluzjach rady z 25 marca br. – w obu tych dokumentach mocno podkreślając znaczenie bezpieczeństwa żywnościowego i potrzebę jego wzmocnienia, zwłaszcza w kontekście oparcia go na sile własnego rolnictwa i potencjale własnej ziemi.
Komisja Europejska, w dużej mierze w reakcji na inicjatywy premiera Mateusza Morawieckiego, podjęła kilka decyzji wzmacniających bezpieczeństwo żywnościowe Europy w krótkim czasie.
Komisja wyraziła zgodę na pomoc krajową dla rolników, w tym między innymi na postulowaną przez Polskę możliwość dopłaty do nawozów, których ceny w ostatnich miesiącach poszybowały. Komisja uruchomiła też rezerwę kryzysową w rolnictwie, obejmującą wraz z dofinansowaniem krajowym kwotę 1,5 mld euro, zgodziła się na wcześniejsze wypłaty dopłat bezpośrednich dla rolników, podjęła interwencje na rynku wieprzowiny, który pozostawał w zapaści, wreszcie rzecz najważniejsza – komisja zgodziła się na przejściowe włączenie do produkcji gruntów przymusowo odłogowanych, co pozwala na zwiększenie areału gruntów uprawnych o 4 mln ha – to mniej więcej wielkość obszarów rolnych Czech. Rolnicy w Europie bardzo pozytywnie zareagowali na ten pakiet pomocowy.
To wszystko są jednak rozwiązania doraźne. Ważne, ale doraźne. Tymczasem o bezpieczeństwie żywnościowym musimy zacząć myśleć w perspektywie średnio- i długookresowej. Przynajmniej tej, którą obejmuje przyjęta niedawno „moja” reforma wspólnej polityki rolnej do 2027 roku.
Bezpieczeństwu żywnościowemu zagraża dziś kilka niekorzystnych zjawisk, które dotknęły rolnictwo europejskie i w dużej mierze też rolnictwo polskie.
Pierwszym i głównym zagrożeniem jest postępująca koncentracja produkcji i zamiana niektórych sektorów produkcji rolniczej w przemysł. W branży drobiarskiej czy w hodowli świń obserwujemy szybkie znikanie małych i średnich gospodarstw i hodowli, wypieranych przez coraz większe fermy przemysłowe. Wbrew powszechnym opiniom wcale nie zwiększa to produkcyjności rolnictwa. W miarę jak zaczęły znikać małe gospodarstwa rolne z hodowlą świń i rosną przemysłowe kombinaty, Polska z wielkiego niegdyś eksportera wieprzowiny stała się dziś jej importerem netto, a pogłowie świń zmniejszyło się niemal dwukrotnie. Produkcję jaj w Europie i w Polsce zdominował przemysłowy chów klatkowy, w Polsce 80 proc. produkcji jaj skoncentrowane jest w mniej niż pięciuset wielkich kurnikach ze średnią liczbą 85 tysięcy kur w jednym kurniku.
Nie zbuduje się bezpieczeństwa żywnościowego w oparciu o skoncentrowane fermy, które można unicestwić cyberatakiem lub wprost zniszczyć atakiem militarnym. To się właśnie dzieje na Ukrainie, gdzie wielkie fermy przemysłowe stały się celem rosyjskich ataków. Bezpieczeństwo żywnościowe budowane na bazie takich ferm można zniszczyć w kilka godzin, tworząc przy tym gigantyczne zagrożenia dla zdrowia i środowiska naturalnego.
Bezpieczeństwa żywnościowego nie buduje też koncentracja ziemi. Wbrew powszechnym przekonaniom nie jest tak, że im większe gospodarstwa, tym bardziej produkcyjne. Kraje unijne z gospodarstwami o największej powierzchni wcale nie są liderami europejskiej produkcji rolniczej. Najbardziej wydajne w Europie rolnictwo włoskie, które ma 8 proc. unijnej ziemi rolnej i wytwarza 18 proc. produkcji rolniczej, opiera się na gospodarstwach o średniej powierzchni 11 ha, takiej samej jak w Polsce. Dostrzegając problem niekorzystnej zamiany rolnictwa i hodowli w przemysł, w ramach reformy polityki rolnej UE stawiamy na zachowanie i rozwój małych i średnich gospodarstw rodzinnych oraz na zrównoważone, nieprzemysłowe metody chowu zwierząt.
Drugim zagrożeniem jest rosnące uzależnienie rolnictwa europejskiego od zewnętrznych źródeł zaopatrzenia i zewnętrznych rynków zbytu. Rosnące w drastycznym tempie koszty energii, nawozów i pasz zagrażają dziś egzystencji wielu gospodarstw. Co gorsza, wiele sektorów produkcji rolnej zależy od dostaw spoza Unii Europejskiej. Zwłaszcza gospodarstwa hodowlane są mocno uzależnione od zewnętrznych dostaw energii, paszy, zewnętrznej siły roboczej. Nie zbudujemy bezpieczeństwa żywnościowego na bazie wielkich ferm hodowlanych, do których prosięta przywozi się zza Bałtyku, paszę zza Atlantyku, a rynków dla nich szuka się nad Pacyfikiem.
Sytuację rolnictwa pogarsza wielkie uzależnienie od chemii, od nawozów czy pestycydów. Z nawozami jest szczególny problem – do ich produkcji jest bowiem potrzebny gaz; ten sam, którego Rosja używa do politycznego i gospodarczego szantażu.
Dostrzegając opisany wyżej problem nadmiernego uzależnienia rolnictwa od zewnętrznych dostaw i rynków, w ramach reformy unijnej WPR dążymy do zwiększenia samowystarczalności rolnictwa i zmniejszenia jego zależności od zewnętrznych dostaw. Wspieramy rolnictwo ekologiczne prowadzone w oparciu o naturalne nawozy i biologiczną, a nie chemiczną ochronę roślin, wspieramy hodowlę zwierząt w warunkach dobrostanu i w oparciu o własne pasze z gospodarstwa, premiujemy sprzedaż bezpośrednią i krótkie łańcuchy dostaw.
Trzecie zagrożenie to brak wymiany pokoleniowej w rolnictwie i starzenie się społeczności rolników. W Polsce na tle Europy sytuacja jest stosunkowo dobra. Zapewne dzięki pokoleniowej tradycji rolnictwa rodzinnego i szacunkowi do ojcowizny, ale w wielu krajach jest z tym naprawdę źle. Ponad 30 proc. unijnych rolników ma przeszło 65 lat, a są kraje, zwłaszcza na południu Europy, gdzie odsetek ten dochodzi do 50 proc. Młodych ludzi odstręcza od pracy na roli nie tyle ciężka praca – ta bowiem dzięki mechanizacji staje się lżejsza – ile przede wszystkim wielkie ryzyko. Można zrobić wszystko według największej wiedzy i woli – i wszystko stracić z powodu coraz częstszych katastrof naturalnych, zawirowań rynkowych czy też politycznych, jak wojna czy związane z nią embarga handlowe.
Aby zachęcić młodych ludzi do pracy na roli i zwiększyć ich bezpieczeństwo ekonomiczne, w ramach reformy WPR przewidujemy dla młodych rolników zwiększone dopłaty bezpośrednie i fundusze wspierające inwestycje w ich gospodarstwach. Przewidziane też zostały systemy ubezpieczeń rolniczych i wspierania rolników w sytuacjach kryzysowych. Niektóre z tych instrumentów zostały właśnie zastosowane ze względu na kryzys wywołany rosyjską agresją na Ukrainę.
Potrzebne są też zwiększone inwestycje w warunki życia na wsi, zwłaszcza dostępność transportu, edukacji, ochrony zdrowia i innych usług publicznych, co z kolei przewiduje przyjęta przez Komisję Europejską Wizja Rozwoju Obszarów Wiejskich do 2040 roku.
W rozpowszechnionej opinii Unia Europejska przeznacza na rolnictwo – i w ślad za tym na swoje bezpieczeństwo żywnościowe – wór pieniędzy. Owszem przeznacza. Budżet rolny UE to prawie 400 miliardów euro na 7 lat, budżet rolny Polski to 150 miliardów złotych na 7 lat, ponad 10 tysięcy złotych na statystyczny hektar ziemi i około 120 tysięcy złotych średnio na każde gospodarstwo. Ale ten „wór” w zestawieniu z całym unijnym produktem krajowym to zaledwie 0,3 proc. Na wspieranie rolnictwa i zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego statystyczny Europejczyk wydaje dziennie równowartość mniej więcej jednego złotego i dwudziestu groszy.
.Dzięki za to europejskim podatnikom, ale w dzisiejszym świecie, gdy bezpieczeństwo żywnościowe staje na równi z obronnym i energetycznym, gdy rolnictwem coraz częściej wstrząsają katastrofy klimatyczne, choroby i pomory roślin i zwierząt, kryzysy ekonomiczne, polityczne i inne plagi – wsparcie na tak niewielkim poziomie może okazać się dla bezpieczeństwa żywnościowego niewystarczające. Bo dziś rolnicy nie tylko nas żywią, ale i bronią.
Janusz Wojciechowski