
Ile jest warta szkoła w czasach pandemii?
Angielskie ministerstwo edukacji zaleca, żeby nie używać takich określeń jak „nadrabianie zaległości”, „gonienie z materiałem” czy „stracony czas”, bo to może wzmocnić w uczniach poczucie, że są rzeczywiście straconym pokoleniem – pisze Jarosław KORDZIŃSKI
Komentowanie tego, co dzieje się z polską edukacją, jakie stawia wyzwania swoim podopiecznym i co o jej poziomie mówią zachowania prowadzących ją nauczycieli nie jest łatwe. Weźmy przykład jednego z nauczycielskich forów, gdzie można było przeczytać wpis nauczyciela, która za rzecz godną radosnej uwagi uznał następujący wpis rzekomego ucznia: „Marzę, żeby być na zasiłku jak wujek Krzysiek. Od rana pije piwo i ogląda telewizor. Prawdziwy człowiek sukcesu. Nie to co ja. Tylko szkoła i zero alkoholu”.
Sam wpis to oczywiście zabawa. Mało prawdopodobne, żeby to był autentyczny przykład uczniowskiego wypracowania. Autentyczna była natomiast dyskusja. Część osób uznała, że to naprawdę zabawne. Bo to takie śmieszne, że dzieciaki nie widzą sensu w nauce, trudzie i konieczności zapracowywania na własny dobrobyt. Pojawiły się posty mówiące, że przecież praca nie musi być sensem życia. Jak napisała jedna z nauczycielek: „W zasadzie to ma racje. Po co człowiek żyje? By być szczęśliwym i się nie zmęczyć jeśli nie musi. Więc jeśli ma takie warunki, że bez pracy może to osiągnąć, to co się dziwcie?”. Pojawiły się też zdania wynikające wprost z trzewi odpowiedzialności nauczycielskiej: „To niestety sytuacja powszechna. Jestem nauczycielem historii i wiedzy o społeczeństwie. Na lekcjach tego ostatniego przedmiotu w klasie 8 jest temat o dalszej przyszłości edukacyjnej i zawodowej uczniów. To co usłyszałam w jednej z warszawskich dużych szkół na tych lekcjach od młodych ludzi, to był dla mnie szok. Tak właśnie młodzi ludzie myślą by w przyszłości. Leżeć na kanapie w dresach z pilotem w ręku i żyć a w zasadzie wegetować. Taki przykład mają z domu i otoczenia. Nic mnie już nie zdziwi”.
Posługujemy się na co dzień językiem odwołującym się do mnóstwa stereotypów, skojarzeń i przekonań. Jedną z popularnych kwestii powtarzanych dość często w szkole, szczególnie w odniesieniu do kwestii wychowawczych, jest zdanie „Co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Zdanie tak oczywiste, że nie trzeba go wcale tłumaczyć. Robi to jednak Wielki Słownik Języka Polskiego rozwijając przytoczoną myśl następującymi słowami: „trudności, przykrości i niepowodzenia zwykle wzmacniają i uodporniają nas pod względem psychicznym”. Zapewne tak. Czy jednak tak samo treść swoich słów interpretował ich autor Fryderyk Nietsche? Umieścił je w zbiorze „Zmierzch bożyszcz”. Poprzedził aforyzmem „Jest-że człowiek jeno omyłką Boga? Lub Bóg jeno omyłką człowieka?”. Nietzsche to autor wielu idei, które bezpodstawnie nadużyte przez filozofów nazistowskich służyły tłumaczeniu oraz promocji ideologii faszyzmu. Czy o to nam chodzi, kiedy używamy wspomnianego sformułowania?
Podstawy programowe kształcenia ogólnego, dokument przywoływany jak główne źródło wiedzy na temat tego, czego mają się uczyć polscy uczniowie, mówi między innymi o tym, że do najważniejszych umiejętności kształtowanych w trakcie szkolnej edukacji należy między innymi czytanie – rozumiane zarówno jako prosta czynność, jak i jako umiejętność rozumienia, wykorzystywania i przetwarzania tekstów w zakresie umożliwiającym zdobywanie wiedzy, rozwój emocjonalny, intelektualny i moralny oraz uczestnictwo w życiu społeczeństwa. Czy tego uczą nauczyciele promujący postawy małego chłopca, krewnego wujka Krzysia? Czy to w taki sposób zgłębiamy myśli Fryderyka Nietsche?
Przeprowadzony w marcu 2021 roku przez grupę Szkoła 2.0. raport wskazuje, że 38 proc. uczniów zapytanych o ich samopoczucie związane ze zdalnym nauczaniem odpowiedziało, że zmieniło się na gorsze a aż 31 proc. nie było wstanie wskazać zmian. Im starszy, tym gorzej znosi izolację.
Na skali od 1 do 10 (gdzie 10 to pozytywny nastrój) swoje samopoczucie oceniają na poziomie około pięciu. To osoby mający od trzynastu do dziewiętnastu lat, żyjące w teoretycznie w najbardziej beztroskim okresie swojego życia. Poproszeni o określenie, co im najbardziej doskwiera, oprócz przeciążenia lekcjami i braku kontaktu z rówieśnikami i szkolnej atmosfery, zwracali uwagę na swoje zdrowie fizyczne, stres powodowany wywoływaniem odpowiedzi ustnych, kartkówkami czy sprawdzianami. Swoistym problemem jest częste dehumanizowanie uczennic i uczniów przez nauczycieli. W związku z tym, że sporo uczniów wykorzystuje zdalne nauczanie do ściągania czy unikania zajęć, nauczyciele zbyt często traktują wszystkich uczniów przez pryzmat tej grupy, pomijając fakt, że komuś może po prostu nie zadziałać mikrofon czy kamerka, albo ma za słabe połączenie internetowe i nie może wykonać wszystkich zalecanych aktywności w stosownym czasie.
Wyniki badań przygotowane przez Instytut Profilaktyki Zintegrowanej pokazują sukcesywne pogarszanie się kondycja psychiczna uczniów w kolejnych fazach epidemii.
Raport „Jak wspierać uczniów po roku epidemii? Wyzwania i rekomendacje dla wychowania, profilaktyki i zdrowia psychicznego” pokazuje, że trwający od roku czas epidemii COVID-19 i związany z nim reżim sanitarny (zwłaszcza aspekt izolacji społecznej) prowadzi do coraz większego pogarszania się kondycji psychicznej uczniów. W końcu 2020 r. 23 proc. badanych chłopców i 36 proc. dziewcząt miało niski wskaźnik „indeksu kondycji psychicznej”, oznaczający poziom ogólnego samopoczucia i psychicznego radzenie sobie z sytuacją. Kolejne 23 proc. chłopców i 24 proc. dziewcząt wykazywało średni wskaźnik tego indeksu.
Z badań przeprowadzonych przez psychologów i studentów Dolnośląskiej Szkoły Wyższej wynika, że 44 proc. nastolatków ma objawy depresji – powodem może być izolacja od rówieśników, trudności w szkole, kompleksy czy odrzucenie przez grupę. Może być też sytuacja rodzinna a w szczególności przemoc domowa. Z danych fundacji Dajemy Dzieciom Siłę w czasie lockdownu doświadczało jej aż 27 proc. młodych ludzi, z których aż 9 proc. nie miało do kogo zwrócić się pomoc.
Przed nami powolny powrót do szkół. Pojawiają się pierwsze daty. Kolejne rozwiązania. W konsekwencji wiele krajów podejmuje dyskurs na temat tego, jak to zrobić w miarę przyjazny i bezpieczny sposób. Wzorcowym przykładem jest angielskie ministerstwo edukacji, ktore zaleca, żeby nie używać takich określeń jak „nadrabianie zaległości”, „gonienie z materiałem” czy „stracony czas”, bo to może wzmocnić w uczniach poczucie, że są rzeczywiście straconym pokoleniem. W Polsce wielu nauczycieli powtarza jak mantrę motywujące ich zdaniem uczniów zdania typu: „czeka was egzamin”, „bardzo kiepsko ci idzie”, „jak wrócimy do szkoły, to się dopiero okaże, czego się naprawdę nauczyliście”.
Dziś budujemy zręby polskiej edukacji w kontekście wyraźnego konfliktu z racjonalnym użyciem trudnego języka jakim powinna się posługiwać oświata. Minister Czarnek zaprosił kilku kolegów z Lublina, żeby przeanalizowali pod względem treści szkolne podręczniki. Specjaliści ministra zauważyli „ilościową przewagę koncepcji lewicowo-liberalnych nad prawicowo-konserwatywnymi”, „zbyt duży ukłon w stronę poprawności politycznej”, „jednostronne podejście do lustracji i dekomunizacji”, lekceważąc jednocześnie potrzebę podkreślenia „wkładu Kościoła rzymskokatolickiego w budowanie polskiej tożsamości narodowej” oraz uwzględnienie „kontrowersyjnych zagadnień jak aborcja i eutanazja”.
Sam minister najpierw powiedział dzieciom, że są za grube i muszą coś z tym zrobić, a następnie w ramach rozwiązywania problemów pocovidowych zaproponował by uczniowie z klas IV-VIII szkół podstawowych i szkół ponadpodstawowych mogli uczestniczyć w dobrowolnych zajęciach wspomagających z wybranych przedmiotów obowiązkowych w szkole po powrocie z edukacji zdalnej. Chodzi o to, żeby ich jakoś przygotować do egzaminów zewnętrznych. Bo zdaniem ministra tego najbardziej potrzebują. Ale nie, nie można powiedzieć, że minister nie dostrzega problemu. Wyasygnowało kwotę 15 milionów złotych na pomoc psychologiczną, mniej więcej trzy złote na ucznia. Połowę mniej niż na fundusz patriotyczny, gdzie kwota dofinansowania wynosi 30 milionów złotych – tu jednak pieniądze trafią do właściwych organizacji i na słuszne formy działania. Duże kompetencje ma ten minister. I sporo potrafi zrobić. Bo przecież „Co nas nie zabije…”
Doktor Joann Ławicka w wywiadzie dla TOK FM mówi, że niemal codziennie zgłaszają się rodzice, szukający teraz w pandemii pomocy dla swoich pociech. Mówi o Oli, która ma 14 lat i do wybuchu pandemii była najlepszą uczennicą w klasie. Miała świetne wyniki w nauce, wygrywała konkursy. Przygotowywała się do olimpiady z języka angielskiego. Pandemia zmieniła w jej życiu wszystko. Ma dość zdalnej nauki. Przestała wstawać na lekcje. W ostatnim czasie w ogóle przestała wstawać z łóżka. Zmaga się z depresją, tak jak tysiące dzieci czasu pandemii. Inna, Ola nigdy nie było problemów w szkole. Miała wielu przyjaciół i bardzo dobre relacje z nauczycielami. Była otwartym, pogodnym, bezproblemowym dzieckiem. Teraz są dni, że nie wstaje, w ogóle się nie ubiera, nie myje, nie ma ochoty na jedzenie. Nie chce rozmawiać, unika kontaktu. Jest pod opieką psychologa i zmaga się z depresją.
.Borykamy się dziś w rozmowach o edukacji z językiem, który stwarza nam coraz większe kłopoty. Mówimy, że tak jest i jakość trzeba sobie z tym dać radę. Pokrzykujemy z dumą „Co nas nie zabije, to nas wzmocni”. A jeśli zabije?
Jarosław Kordziński