Jarosław KORDZIŃSKI: Jakość i etos pracy nauczyciela

Jakość i etos pracy nauczyciela

Photo of Jarosław KORDZIŃSKI

Jarosław KORDZIŃSKI

Trener, coach, mediator, szkoleniowiec. Autor tekstów z zakresu zarządzania oświatą, organizacji procesu edukacyjnego i psychologii pozytywnej.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Zawód nauczyciela był kiedyś nazywany „najszlachetniejszym z zawodów”. Nauczyciele na całym świecie coraz częściej pracują na umowach niezapewniających im bezpieczeństwa socjalnego, mają coraz więcej zadań, a przestrzeń do ich samodzielnych, zawodowych decyzji jest ograniczana, ich dostęp do rozwoju zawodowego jest niedostateczny – pisze Jarosław KORDZIŃSKI

Ministerstwo formalnie odpowiedzialne za oświatę w Polsce zdecydowało się podjąć walkę o jakość i etos pracy nauczyciela. Niestety poza wieloma ogólnikami i zapowiedzią „określenia w rozporządzeniu szczegółowych kryteriów oceny pracy nauczyciela” trudno w narracji MEiNu znaleźć coś konkretnego. Pewnym odniesieniem do wspomniany zapowiedzi mogą być czyny ludzi związanych z ministerstwem („po czynach poznacie ich”) do których można zaliczyć wręczenie medalu KEN dyrektorowi liceum, który zakazał uczennicom używania symbolu Strajku Kobiet w aplikacji do zdalnego nauczania czy wypowiedzi doradców ministra prof. Skrzydlewskiego o zwyrodniałych nauczycielach, którzy nie są Polakami, bo odrzucają to, co jest fundamentem polskości – czyli hasło „Bóg, honor, ojczyzna” czy Artura Góreckiego o tym, że nauczyciele są gorszym zagrożeniem niż brak monitoringu w szkole.

Kwestia pozycji nauczycieli i to nie tylko w szkole, ale też w społeczeństwie, jest zagadnieniem kluczowym. Szczególnie, kiedy samo środowisko nie potrafi w skuteczny sposób zadbać o akceptację swoich działań, wchodzą w niepotrzebne polemiki sami ze sobą, z rodzicami swoich uczniów oraz z administracją. Polemiki, które nawiasem mówiąc bazują na mechanizmie, który szczególnie jest przez samych nauczycieli krytykowany, a mianowicie na ocenianiu innych. Inni są zawsze gorsi!

Paradoksalnie nie ma się czemu dziwić. Badania prowadzone przez światowego znawcę od edukacji, analityka i współredaktora zmian w systemach oświaty wielu krajów, prof. Andreasa Schleichera mówią: „Opierając się na wynikach z krajów dysponujących porównywalnymi danymi, stwierdzono, że nigdzie nauczyciele nie wywodzą się spośród najlepszych 30% osób dorosłych mających wyższe wykształcenie, ale jednocześnie nigdzie nie wywodzą się spośród najgorszych 30% absolwentów szkół wyższych. Najczęściej nauczyciele mają umiejętności zbliżone do przeciętnego poziomu osób z wykształceniem wyższym”[1].

Tak więc nauczyciele niczym specjalnym nie różnią się od większości rodziców swoich uczniów czy pracowników administracji samorządowej, których tak często pomawiają o absolutny brak znajomości rzeczy i odmawiając im prawa do komentowania tego, co dzieje się w szkole. Idąc dalej można powiedzieć, że jest jeszcze gorzej. Otóż badając kompetencje matematyczne i umiejętności czytania ze zrozumieniem- dwa szczególnie ważne obszary działania każdej szkoły, okazuje się że w porównaniu z tymi samymi umiejętnościami reprezentowanymi przez innych przeciętnych absolwentów uczeni, ci którzy zajmują się edukacją w naszym kraju na tle innych krajów OECD znajdują się w samej końcówce tabeli. Smutne, przykre, ale… prawdziwe.

Tym bardziej warto trzymać się słów ministra od nauczycieli, by faktycznie w sposób konstruktywny zajął się tym, trudno nie nazwać tego inaczej, problemem. Na potrzebę tych działań zwraca również uwagę wspominany prof. Andreas Schleicher, którego zdaniem „jakość system edukacji nie może być lepsza od jakości nauczycieli. Przyciąganie, rozwijanie i zatrzymywanie najlepszych dydaktyków jest największym wyzwaniem, z którym muszą się zmierzyć systemy edukacji”[2] a co za tym idzie: „trzeba się dobrze zastanowić, co należy zrobić, by zawód nauczyciela był społecznie szanowany i postrzegany jako atrakcyjna ścieżka kariery– zarówno pod względem intelektualnym, jak i finansowym. Decydenci powinni więcej inwestować w rozwój nauczycieli i tworzyć konkurencyjne warunki zatrudnienia. W przeciwnym razie systemy wpadną w spiralę spadku jakości: spełnienie niższych standardów na wejściu do zawodu wiąże się z mniejszym poczuciem pewności siebie wśród nauczycieli, a to skutkuje bardziej nakazowym stylem i mniejszą indywidualizację nauczania, co z kolei może odciągnąć jednostki najbardziej utalentowane od zawodu nauczyciela i obniżać ogólny poziom kwalifikacji kadry dydaktycznej”[3]. Cytowane zdania dotyczą nie tylko stanu polskiej oświaty. Odnoszą się do sytuacji szkół w trzydziestu siedmiu najbardziej rozwiniętych krajach świata. Swego rodzaju problem polega jednak na tym, że ostatnie lata zarządzania polską oświatą pokazują, że kwestia ta dotyka na w sposób szczególny.

Najnowsza propozycja ministerstwa, nie tyle wbrew tytułowi obejmuje „propozycje zmian statusu zawodowego nauczycieli” ile stanowi wprost próbę eliminacji większości korzystnych warunków pracy, jakie zapewnia nauczycielom ich Karta.

Zakłada bowiem:

  • podwyższenie pensum o dwie godziny,
  • określenie wymiaru zajęć dodatkowych poza pensum do obowiązkowej realizacji przez nauczycieli przedmiotów, które – zdaniem MEiN – „wymagają mniej czasu na przygotowanie się do zajęć lub sprawdzanie prac pisemnych” (WF, plastyka i muzyka kolejne 2 godziny zajęć),
  • likwidację tzw. średnich wynagrodzeń nauczycieli chroniącym nauczycieli przed stosowaną przez niektóre samorządy praktyką obcinania pensji i różnego rodzaju dodatków,
  • odebranie nauczycielom części środków z odpisu na ZFŚS,
  • ograniczenie dodatkowych składników wynagrodzenia,
  • likwidację wprowadzonego przez Annę Zalewską tzw. dodatku “na start”,
  • zmiana sposobu obliczania dodatku wiejskiego z procentowego na zapewne mniej korzystny dla wielu kwotowy.

 Dla osób pracujących poza oświatą większość wymienionych czynników wydaje się dodatkowym ekstra bonusem, którego likwidacja w całej rozciągłości powinna ukrócić „niezwykłe przywileje” uczących, w rzeczywistości realnie stanowią stosunkowo niewielkie kwoty dla poszczególnych nauczycieli i absolutnie nie przystają do uznawany za zupełnie naturalne nagrody i premie wypłacone ustawowo w wielu organizacjach, w tym administracji państwowej oraz politykom, którym jednakowoż te wielotysięczne a niekiedy kilkudziesięciotysięczne apanaże po prostu się słusznie należą. Nauczycielom nie!

I znowu warto podkreślić, że opisywane zjawisko nie jest typowe tylko dla naszego kraju Susan Hopgood i Fred van Leeuwen topowi przedstawiciele światowej organizacji nauczycieli (Education International) zwrócili na problem statusu nauczycieli następującymi słowami: „Zawód nauczyciela był kiedyś nazywany ‘najszlachetniejszym z zawodów’. Na całym świecie, z pewnymi wyjątkami, nauczyciele coraz częściej pracują na umowach niezapewniających im bezpieczeństwa socjalnego, mają coraz więcej zadań, a przestrzeń do ich samodzielnych, zawodowych decyzji jest ograniczana, ich autonomia jest kwestionowana, ich dostęp do rozwoju zawodowego jest niedostateczny. Zarabiają często poniżej średniej płacy, a w niektórych krajach brakuje im niezbędnych kwalifikacji i umiejętności oraz wsparcia, aby uczyć i robić to dobrze. Zjawisko to nazywa się ‘deprofesjonalizacją’. Rządy, które pozwalają na pauperyzację nauczycielek i nauczycieli oraz obniżanie ich społecznego i zawodowego prestiżu, w bezpośredni sposób narażają na niebezpieczeństwo przyszłość swoich narodów. Pomimo tych zjawisk nauczyciele, dumni ze swego zawodu i swoich organizacji, pozostają awangardą w obronie demokracji, w walce o nią oraz w walce o przywrócenie zawodowej godności”[4].

Żyjemy w czasach, w których w sposób szczególny potrzebujemy osób do pracy w usługach. Szczególnie w usługach budowanych na relacjach i zaspokajających potrzeby większości. Do tej grupy zaliczyć można pielęgniarki, lekarzy i nauczycieli. to co wydaje się ważne to fakt, że by pracować w obu wymienionych zawodach medycznych, trzeba przedtem spotkać się z odpowiednimi nauczycielami. Tymczasem dane statystyczne wskazują, że i tych nauczycieli coraz mniej, i pielęgniarek, i lekarzy. Dzieje się tak dlatego, że w chwili obecnej dużo łatwiej jest znaleźć pracę w kraju, który dba o przedstawicieli tych zawodów i nie tylko płaci im więcej, ale też obdarza szczególnym splendorem i umożliwia atrakcyjne warunki pracy.

Media, internet i gabinety rządowe pełne są wielkich słów o konieczności radykalnej zmiany w oświacie. Proponuje się drastyczne rozwiązania formalne, które mają zaspokoić potrzeby uczących się a przy okazji ich rodziców i urzędników odpowiadających za ten aspekt funkcjonowania państwa. Przy okazji pomawia się znaczną część nauczycieli, że to oni są wszystkiemu winni. Po części są. Może dlatego, że nie pamiętają iż: „Bycie nauczycielem oznacza przynależność do najbardziej honorowego i prestiżowego z zawodów. Nauczanie to umiejętność, nauka i sztuka. Jak ujęła to dr Mary Futrell, jedna z prezesów założycieli Międzynarodówki Edukacyjnej: Kiedy niewykorzystany potencjał dziecka spotyka się z twórczą wyobraźnią nauczyciela, następuje cud. Tak – cud i każdy nauczyciel na tej planecie doświadczył tego cudu. Ten cud jest źródłem pasji u większości nauczycieli. Wielu polityków i ekonomistów musi być przerażonych, ponieważ cudów nie da się zmierzyć i przyczepić im etykietki z ceną[5]”.

.Może dlatego, że słowa te pomijają wszyscy, którzy bez refleksji a często też i bez podstaw odmawiają im przytoczonych w powyższym cytacie prawd.

Jarosław Kordziński

[1] Edukacja światowej klasy. Warszawa 2019, s.68 [2] ib. 92 [3] ib. s. 69 [4] 25 lekcji o edukacji i demokracji, Warszawa 2019, s.159. [5] ib. s. 161

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 13 maja 2021