
Krytyka pracy zdalnej. Maszyny są zaprogramowane, by przekraczać horyzonty wyznaczane przez ludzi, nie po to, by je poszerzać
W przypadku zadań wymagających nastawienia na wzrost oraz zdolności inspirowania organizacji do rozwoju, o jakim nikomu się nie śniło, tryb pracy zdalnej zdecydowanie nie wystarczy – pisze John MAEDA
.Gdy zaczynam zauważać, że mój ogląd świata się kurczy, umysł przestaje być otwarty, a wzrok nie sięga w dal – przypomina mi się fragment słynnego wstępu z opowiadania Davida Fostera Wallace’a „To jest woda”:
„A tak zwany prawdziwy świat nie odwiedzie cię od życia zgodnie z twoimi ustawieniami domyślnymi, ponieważ tak zwany prawdziwy świat ludzi, pieniędzy i władzy nieustannie radośnie szumi jako mieszanina strachu, gniewu, frustracji, pragnień i czci oddawanej samemu sobie.
Nasza obecna kultura zaprzęgła te siły, aby przyniosły niezwykłe bogactwo, komfort i wolność osobistą. Wolność, dzięki której wszyscy możemy stawać się panami naszych malutkich królestw wielkości czaszki, z których każde jest samotne w centrum stworzenia.
Ten rodzaj wolności skutecznie nas do tego prowadzi. Oczywiście są też inne rodzaje wolności, ale o tej, która jest najcenniejsza, nie usłyszysz za wiele w wielkim zewnętrznym świecie pragnień i osiągnięć… Prawdziwie ważny rodzaj wolności polega na uważności, świadomości i dyscyplinie oraz zdolności do prawdziwej troski o innych ludzi i nieustannego poświęcenia w niezliczonych, drobnych, nieseksownych sprawach każdego dnia”.
Wallace opisuje, jak stajemy się „panami naszych malutkich królestw wielkości czaszki”. To wytrąca mnie z równowagi. Budzi mnie. Bo łatwo jest zasnąć i działać według ustawień domyślnych.
Jedną z korzyści płynących z wiedzy na temat mowy maszyn jest świadomość, że im bardziej nasze myślenie jest uproszczone i przewidywalne, tym łatwiej wpisujemy się w model domyślny.
Dzieje się tak dlatego, że – ogólnie rzecz ujmując – podstawowym celem „produktów” obliczeń jest nakłanianie nas do działania w ramach zawężonych, przewidywalnych schematów zachowań, aby można było nas łatwiej kontrolować.
Podobnie jak w bajce o Czerwonym Kapturku, kiedy Kapturek zastanawia się, dlaczego wilk, przebrany za babcię, ma takie wielkie oczy. „Po to, żeby cię lepiej widzieć, kochanie”, odpowiada wilk.
Kiedy maszyny z łatwością będą nas rozumieć, cyfrowe środowisko będzie karmić nas treściami w sposób umożliwiający bardzo skuteczne kształtowanie naszej rzeczywistości.
Jak to się będzie odbywało? Będzie się nam przedstawiać albo to, co kochamy całym sercem, albo to, czego nie lubimy lub, co gorsza, nienawidzimy.
Ludzie, którzy w czasie pandemii mają szczęście pracować w domu, mogą w pełni skoncentrować się na swoim bezpośrednim środowisku. Ich królestwa wielkości czaszki trochę się powiększyły – do rozmiarów ich domów. Ja sam jestem dobrym przykładem. Zamiast uczestniczyć w przypadkowych spotkaniach w świecie fizycznym, które odgrywają główną rolę w kształtowaniu, poprawianiu i dostrajaniu mojej rzeczywistości, stałem się jak moi starzejący się rodzice. Cała ich rzeczywistość mieści się w przestrzeni wielkości sypialni, a od ponad dwudziestu lat treść i sens tej rzeczywistości określa telewizor.
Ci, którzy są zdrowi i mieli dość pieniędzy, aby przed pandemią podróżować, mogli mieć szersze spojrzenie na świat i doświadczyć trochę więcej sposobów jego postrzegania. Teraz na pewno tak nie jest, przynajmniej dla mnie.
Gdy bywałem w Dolinie Krzemowej, niejednokrotnie słyszałem o „pracy zdalnej”. Postanowiłem przekonać się, czym ona jest. W 2016 roku skorzystałem z okazji i zatrudniłem się w firmie Automattic. Ówcześnie była to największa na świecie firma z branży technologicznej, funkcjonująca całkowicie w trybie zdalnym. Pracowałem tam trzy lata, dzięki czemu mogłem w pełni zrozumieć mądrość Matta Mullenwega, założyciela Automattic i największego propagatora idei „pracy rozproszonej”. Obserwowałem, jak jego dwa kluczowe założenia sprawdzały się na szeroką skalę, co wcześniej wydawało mi się niemożliwe.
Pierwsze założenie polegało na tym, że wszyscy muszą pracować w trybie pracy rozproszonej, aby organizacja jako całość działała sprawnie; w przeciwnym razie wykształci się coś w rodzaju „kast” – tych, którzy są na miejscu, w opozycji do tych, którzy są gdzieś indziej.
Zgodnie z drugim założeniem musiała następować przemienność zadań – tych, które należało realizować synchronicznie, i tych, które należało realizować asynchronicznie; w przeciwnym razie pracownicy nie poradziliby sobie z pracą w wielu strefach czasowych i z brakiem równowagi pomiędzy pracą i życiem prywatnym, co w modelu pracy rozproszonej jest bardzo ważne.
Dzisiaj można się natknąć na wiele firm, które wdrożyły pracę zdalną, i przekonać się, jak papugują to, o czym Matt mówi już od dekady.
Czy to znaczy, że jestem zwolennikiem pracy zdalnej lub rozproszonej? Niekoniecznie. Jak wszystkie przełomowe paradygmaty, również ten sprawdza się w niektórych przypadkach, ale nie stanowi uniwersalnej recepty na cyfrową transformację firm z dnia na dzień.
Niektóre działy w firmie, takie jak dział wsparcia klienta czy dział rozwoju oprogramowania, mogą poradzić sobie lepiej w trybie pracy rozproszonej niż w trybie pracy stacjonarnej. Jednak w przypadku zadań wymagających nastawienia na wzrost, o którym pisze Carol Dweck, oraz zdolności inspirowania organizacji lub jej części do rozwoju, o jakim nikomu się nie śniło, tryb pracy zdalnej zdecydowanie nie wystarczy.
Czy mam rację? Szczerze – nie wiem. Nie przeanalizowałem jeszcze żadnego artykułu ani innego materiału na ten temat. Myślę, że jeśli będę o tym wystarczająco dużo pisał, to moje królestwo wielkości czaszki wkrótce zyska. I poczuję się świetnie, wiedząc, że mam rację. Albo poczuję ulgę, kiedy dowiem się, że nie mam racji. Jednak w obu przypadkach wrócę tutaj, żeby zobaczyć, jakie karty rozda mi komputer (czy internet).
.Chociaż uwielbiam wygodę tego wszystkiego, to nie mogę doczekać się przyszłości po pandemii, kiedy będę mógł zabrać karty do gry w miejsca, gdzie można silniej odczuwać dyskomfort poznawczy, wykraczający daleko poza „stacjonarny” mózg, który ktoś nieustannie ma na celowniku.
Kocham moich rodziców, ale nie jestem gotowy na to, aby być jak oni. Jeszcze nie teraz.
John Maeda
Przekład: Anna Popławska