Juliusz WOŹNY: Wrocław jakiego nie znacie

Wrocław jakiego nie znacie

Photo of Juliusz WOŹNY

Juliusz WOŹNY

Historyk sztuki, dziennikarz, artysta malarz, autor komiksów i książek oraz przewodnik po Wrocławiu.

Oto nieoczywiste miejsca we Wrocławiu, które moim zdaniem trzeba zobaczyć choć raz w życiu – pisze Juliusz WOŹNY

Dom św. Edyty Stein we Wrocławiu

.Gdybym miał polecić miejsce we Wrocławiu komuś, kto w tym mieście był już kilka razy, ale brakuje mu takiego zwiedzania nieoczywistego, zacząłbym od domu Steinów przy ul. Nowowiejskiej 33! Miejsce poza ścisłym centrum, a pójść tam trzeba koniecznie! „Święta z Wrocławia” zamieszkała w nim w 19. roku życia. O samej Edycie Stein można by mówić godzinami, bo to postać absolutnie wyjątkowa – obdarzona niezwykłym umysłem Żydówka w pewnym momencie i wbrew swojej rodzinie zostaje katoliczką. A do tego katolicką siostrą zakonną w klasztorze klauzurowym. Dla prawdziwie wierzącej Żydówki, jej matki, Augusty, to była życiowa klęska. Edyta postawiła się w ten sposób poza swoją społecznością. W sensie religijnym przestała być Żydówką. Wśród starozakonnych stereotyp katolika był negatywny, rodzina może byłaby skłonna tolerować przejście na wyznanie luterańskie, ale katolicy? „Przecież to biedacy, Polacy, którzy księży całują po rękach!”.

Wrocław jest pełen jej śladów. Gdy dziś idziemy ul. Kuźniczą, natkniemy się na bar mleczny Różowa Krowa. Gdy Edyta była dzieckiem, latem zachodziła z siostrą do kawiarni, działającej dokładnie w tym miejscu, na lody z bitą śmietaną, a zimą na szarlotkę na ciepło. Tuż obok jej domu znajdował się kościół św. Michała Archanioła, do którego ona po kryjomu chodziła i w którym jest teraz poświęcona jej kaplica. Dom Steinów przy Nowowiejskiej jest dziś udostępnionym do zwiedzania żywym muzeum poświęconym tej wielkiej intelektualistce, męczennicy i patronce Europy. Niemal wszystko w nim pamięta Edytę, nawet salon, w którym tańczyła podczas spotkań z przyjaciółmi – a ponoć tańczyła świetnie.

Hala Stulecia

.Może dla jednych jest to miejsce zbyt oczywiste, ale uważam, że naprawdę trzeba je podczas wizyty we Wrocławiu zobaczyć na własne oczy. Hala Stulecia jest w każdym na świecie podręczniku architektury jako największe dzieło wrocławskiego przedwojennego modernizmu. To coś niebywałego, taka – można powiedzieć – symfonia żelbetowa, która powstała według projektu Maxa Berga, aby stać się miejscem czegoś w rodzaju Wystawy Światowej i pokazać światu kulturowy dorobek Dolnego Śląska. Hala, wraz ze znajdującą się obok równie zabytkową Pergolą, wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Most Grunwaldzki

.Skoro jesteśmy przy Hali Stulecia, warto wybrać się na pobliski most Grunwaldzki, który łączy tzw. Wielką Wyspę, na której położona jest Hala, z resztą Wrocławia. Most jest odrobinę starszy od Hali, bo oddany do użytku w 1910 r. i w pewnym sensie otwarty przez samego cesarza Niemiec Wilhelma II. Mówię, że w pewnym sensie, bo on sam na otwarcie nie dotarł, ale przejechał niedługo potem dwukrotnie przez most swoim automobilem. Stąd zresztą pierwotnie most nazywał się „cesarskim” – Kaiserbrücke. Podwieszany most podobnie jak Hala był popisem ówczesnej niemieckiej myśli technicznej. Nawet mimo wojennych uszkodzeń był przejezdny, choć oczywiście wielokrotnie potem go remontowano. Potem po wojnie zasłynął tym, że pewien dziarski lotnik przeleciał pod nim samolotem, aby zaimponować swojej dziewczynie.

Śmiałek ów nazywał się Stanisław Maksymowicz i był jednym z największych polskich akrobatów lotniczych. Zmarł w 2021 r. Choć on sam do brawurowej akcji nigdy oficjalnie się nie przyznał. Wydarzenie to miało miejsce na początku lat 50. XX w.

Gdy patrzymy na zdjęcia Mostu Grunwaldzkiego widać, jak nisko jest on zawieszony nad rzeką! Na tym właśnie polegał cały wic. Jedni mówią, że chodziło o zakład, inni, że o dziewczynę. Dość że według świadków naprawdę się to wydarzyło, a lotnik leciał tuż nad lustrem wody, praktycznie na zerowej wysokości. Zapytałem go nawet o to osobiście, trochę kokietował, ale powiedział, że nie może się przyznać, bo straciłby licencję i mógłby tym czynem zachęcić innych śmiałków, a to manewr niezwykle niebezpieczny.

Hala Targowa przy ul. Piaskowej u zbiegu ul. Nankiera

.Budowla o 5 lat młodsza od Hali Stulecia. Z zewnątrz przypomina zamek, wewnątrz ma paraboliczne łuki żelbetowe, co było konstrukcją niesłychanie nowoczesną w swoich czasach. Co ciekawe, przez 116 lat swojego istnienia cały czas hala spełniała swoją pierwotną funkcję – gromadziła i do dziś gromadzi różnego rodzaju handel. Dodatkowy smaczek jest taki, że w latach 20. XX w. swoje wyroby sprzedawał tu seryjny morderca i prawdziwy kanibal Karl Denke.

Tak, tak, dobrze Państwo czytają, najprawdziwszy kanibal. Karl Denke mieszkał w Ziębicach pod Wrocławiem, zwabiał do siebie ludzi z najniższych warstw społecznych, głównie bezdomnych, mordował ich, ciała ćwiartował. Według doniesień ówczesnej prasy część zjadał sam, część peklował w słoikach i sprzedawał w Hali Targowej jako „peklowaną wieprzowinę bez skóry”. Wszystko wyszło na jaw w 1924 r. przy próbie zabójstwa kolejnej ofiary. Mężczyźnie udało się uciec, zaalarmować policję, a sam Karl, aby uniknąć konfrontacji, powiesił się na chustce do nosa, które w tamtych czasach były słusznych rozmiarów, wykonane z lnu i mogły posłużyć jako powróz. Gdy policja zaczęła przeszukiwać jego dom, znalazła liczne ślady morderstw i gotowane ludzkie szczątki. Gdy to wyszło na jaw, wybuchła straszliwa afera. Ludzie bali się kupować mięso, lokalna fabryka konserw niemal zbankrutowała, bo poszła plotka, że Karl sprzedawał jej swoje wyroby.

Ostrów Tumski – całość

we Wrocławiu Ostrów Tumski

.W języku staropolskim słowo „ostrów” oznacza wyspę i rzeczywiście Ostrów Tumski był kiedyś wyspą na Odrze u ujścia Oławy. Niestety, wyspą dziś już nie jest. Ostrów to najstarsza część Wrocławia, na której swój gród już w X w. założyli Piastowie. To tam znajdują się najstarsze kościoły, w tym najpiękniejszy moim zdaniem we Wrocławiu kościół św. Krzyża. Ufundował go tu książę Henryk Probus na znak swojego pojednania z biskupem Tomaszem II, z którym wiódł gorący spór. Sam książę został niedługo później otruty i zgodnie ze swoją ostatnią wolą – w tym kościele pochowany. Jego nagrobek to prawdziwe arcydzieło rzeźby, znajduje się obecnie w Muzeum Narodowym. Sam kościół pw. św. Krzyża i św. Bartłomieja to przepiękny przykład śląskiego gotyku, powstały na przełomie XIII i XIV w. Od początku był podzielony na świątynię górną i dolną, stąd te dwa wezwania. Jest przepiękny zarówno z zewnątrz, jak i od środka, wart studiowania każdego detalu. Polecam uwadze jednak nie tylko tę świątynię, ale w ogóle wszystko na Ostrowie Tumskim jako sercu Wrocławia.

Juliusz Woźny

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 30 grudnia 2024