Wołodymyr JERMOŁENKO
Polskie państwo podziemne. Potrafisz to sobie wyobrazić?
Polski ruch oporu w czasie wojny był większy niż ruchy oporu we wszystkich innych narodach okupowanej Europy razem wziętych – pisze Kenneth KOSKODAN
.W czasie Powstania Warszawskiego jesienią 1944 roku Halina Konwiak należała do polskiego podziemia i była członkiem Armii Krajowej (AK). Opowiadała mi, jak w czasie walk asystowała chirurgowi, który opatrywał ramię rannego żołnierza Armii Krajowej. W mieście nie było prądu, a w piwnicach urządzono prowizoryczne punkty pomocy i szpitale polowe. Na zewnątrz słychać było walki. Halina trzymała latarkę, aby chirurg mógł kontynuować operację. Opowiadając tę historię, przerwała i spojrzała na mnie: „Wyobrażasz to sobie?” – zapytała. „Byłam siedemnastoletnią dziewczyną. Potrafisz to sobie wyobrazić?”.
Być może jeszcze trudniej jest teraz wyobrazić sobie i zrozumieć, jak wiele poświęciły ojczyźnie Armia Krajowa i polskie podziemie.
W dużej mierze niezrozumiana przez historię Polska jako naród nigdy nie poddała się podczas II wojny światowej. Chociaż była okupowana przez dwóch wrogów, którzy chcieli całkowicie ją zniszczyć, z rządem przebywającym na uchodźstwie we Francji, a następnie w Anglii, Polska zorganizowała podziemny ruch oporu, który stał się bardziej złożony i większy niż ruchy oporu we wszystkich innych narodach okupowanej Europy razem wziętych.
Podczas gdy zarówno nazistowskie Niemcy, jak i Związek Radziecki próbowały wymazać ten naród z kart historii, polskie podziemie działało jako w pełni funkcjonująca władza ustawodawcza, system sądowniczy i edukacyjny oraz wojsko. W miarę trwania wojny i eskalacji brutalności obu okupacji, które starały się zdławić opór Polski, szeregi polskiego podziemia rosły. Szacuje się, że do wybuchu Powstania Warszawskiego w sierpniu 1944 r. liczba czynnych żołnierzy Armii Krajowej wynosiła ponad 400 tys.
Nie da się oszacować liczby obywateli polskich, którzy oficjalnie nie byli członkami AK, ale wspomagali ruch oporu. Nie można też oszacować wpływu jakie wywarło polskie państwo podziemne na cały wysiłek wojenny. Przez cały okres wojny polskie siły podziemne angażowały się w małe potyczki, a czasami w duże bitwy, zajmując dywizje wrogich wojsk i uniemożliwiając im walkę na innych frontach. Zakłócali linie zaopatrzenia i komunikację, niszcząc tory kolejowe, mosty i pociągi. W fabrykach w całym kraju robotnicy pracujący w niewolniczych warunkach zamiast pogodzić się ze swoim losem, walczyli, sabotując produkcję broni i amunicji. Aby wspomóc wysiłek ruchu oporu, broń i amunicję produkowały podziemne fabryki. Prasy drukarskie ukryte w piwnicach i lasach wydawały antysowieckie i antynazistowskie gazety i ulotki. Nauczyciele potajemnie uczyli swoich uczniów. Sędziowie i ławnicy sądzili nazistowskich zbrodniarzy wojennych i za zgodą rządu w Londynie orzekali wyroki, które wykonano na około 8 tys. nazistów, w tym na generale SS i komendancie wojewódzkim policji w Warszawie Franzu Kutscherze, który został skazany za masowe morderstwa i stracony przez polskie podziemie w lutym 1944 roku. W skromnych słowach opisał to żołnierz AK Jerzy „Paweł” Zagrodzki: „To nie było nic szczególnego, wie pan. Każdy coś robił. W czasie okupacji to był normalny sposób życia”.
Wszelka działalność konspiracyjna, nawet tak prosta, jak uczęszczanie do szkoły, była karana więzieniem lub śmiercią. Jednak odwet za czyn tak zuchwały, jak zabicie nazisty, był szczególnie szybki i brutalny. Dziesiątki lub setki polskich obywateli, niezależnie od tego, czy byli członkami podziemia, czy nie, było łapanych i publicznie rozstrzeliwanych za każdego zabitego nazistę. Ci, którzy zostali straceni, byli pod pewnymi względami szczęściarzami. Jeśli ktoś z konspiratorów został schwytany i aresztowany, mężczyzna czy kobieta, był poddawany nieludzkim torturom w celu zdobycia informacji na temat siatki i nazwisk innych działaczy. Polskie państwo podziemne w swojej złożoności zapewniało pewną ochronę. Działacze posługiwali się tylko pseudonimami i na ogół znali dwóch lub trzech innych członków organizacji, co zapewniało im pewien poziom bezpieczeństwa. Mimo to mogli zginąć straszliwą, bolesną i powolną śmiercią, a jedyną informacją, jaką mogli ujawnić, mogło być jedno lub dwa fałszywe nazwiska.
Dziś często zapomina się, że Związek Radziecki nie był sprzymierzeńcem Niemiec na początku wojny. Polaków na wschodzie spotkał taki sam los, jak tych na okupowanym przez nazistów zachodzie. Setkom tysięcy obywateli groziły aresztowania, tortury, morderstwa i deportacje do Związku Radzieckiego do niewolniczej pracy.
Polskie państwo podziemne przez cały okres wojny utrzymywało stałą łączność z rządem w Londynie i aliantami zachodnimi. W czasie wojny komunikacja radiowa była utrudniona. Najczęściej korzystano z usług kurierów, którzy dostarczali do Londynu informacje o działalności podziemia oraz informacje wywiadowcze, zarówno strategiczne, jak i polityczne oraz dotyczące trudnej sytuacji ludności. Holokaust Żydów, choć jest najbardziej niesławnym przykładem deprawacji nazistów, był niestety tylko jednym z wielu. Niezliczeni polscy nauczyciele, profesorowie, politycy, policjanci i duchowni, a także setki tysięcy innych obywateli było aresztowanych, mordowanych, zmuszanych do niewolniczej pracy i zamykanych w obozach koncentracyjnych, gdzie pracowali i umierali z głodu. Polscy kurierzy o tym wszystkim informowali Zachód, głównie Brytyjczyków. Niestety, zbyt często informacje te były postrzegane jako niewiarygodne i przesadzone. Dopiero gdy alianci zaczęli przebijać się przez Europę, w pełni doceniono wiarygodność i dokładność tych raportów.
W miarę trwania wojny rósł polski opór. Kiedy Niemcy rozpoczęli operację Barbarossa, przyczyniła się ona do zintegrowania polskich działań podziemnych na zachodzie kraju z tymi na wschodzie. Kiedy Sowieci wyparli Niemców i ponownie wkroczyli do Polski, polskie podziemie miało za zadanie odłożyć na bok aresztowania, morderstwa i deportacje, których Polacy doświadczyli ze strony Sowietów, i wspomóc ich wysiłki zmierzające do pokonania nazistowskich Niemiec. Wielu żołnierzy Armii Krajowej, zwłaszcza oficerów, zostało aresztowanych lub rozstrzelanych przez Sowietów po walce u ich boku.
Gdy zachodni alianci posuwali się na wschód, polskie państwo podziemne nasiliło sabotaż i rozpoczęło przygotowania do tego, co miało być zakończeniem pięciu lat udręki – wyzwolenia Warszawy. Gdy Armia Czerwona zbliżyła się do wschodniego brzegu Wisły, Armia Krajowa przypuściła niespodziewany atak na niemieckiego okupanta. Choć była słabo wyposażona, atak nastąpił z takim zaskoczeniem i zaciekłością, że pierwsze dni powstania przynosiły Polakom sukcesy.
Jednakże Sowieci w niewytłumaczalny sposób wstrzymali natarcie na Warszawę i pozostawili bez pomocy słabo uzbrojonych powstańców walczących z przeważającymi siłami Wermachtu i SS. Niemiecka artyleria, broń pancerna i oddziały SS zabijały bez wyjątku. Żołnierze, mężczyźni, kobiety i dzieci byli bombardowani, rozstrzeliwani, w niektórych przypadkach zamykani w budynkach i paleni żywcem. W walkach o Warszawę zginęło ponad 19 tys. żołnierzy AK i 180 tys. cywilów. Mimo że byli oni częścią zachodniego sojuszu, który wygrał wojnę, pod jej koniec Polska została przez aliantów porzucona.
.W okupowanej przez komunistów Polsce nie było miejsca dla byłych działaczy podziemia i żołnierzy Armii Krajowej. Ci, którzy mogli, uciekli na Zachód, a ci, którzy nie mogli lub nie chcieli, stanęli w obliczu kolejnej wrogiej, brutalnej okupacji, która trwała aż do lat 80. Wielu z nich zostało aresztowanych, uwięzionych, zabitych lub wysłanych do obozów pracy przymusowej.
Wyobrażasz to sobie?
Kenneth Koskodan