Festiwal pomocy w Krakowie
Tysiące zaangażowanych osób, ogrom oddolnej energii i zdanie jednego z najważniejszych egzaminów naszego życia. Tak – w wielkim skrócie – można opisać to, co od 24 lutego 2022 r. i rosyjskiej inwazji na Ukrainę, dzieje się w stolicy Małopolski. Teraz czas na systemowe wsparcie – pisze Maciej FIJAK
.Rok 2022 na zawsze zapisze się na czarnych kartach historii. Jednak bezwzględne okrucieństwo i zbrodnie dokonywane przez Rosjan zmobilizowały tysiące Europejczyków do zbiorowych aktów solidarności. Mieszkańcy Krakowa od pierwszego dnia tej niesprawiedliwej wojny zwarli szyki i pokazali, że działania Putina przynoszą efekt odwrotny do zamierzeń zbrodniarza. Europa się jednoczy.
Od razu zaznaczam, że ten tekst to zbiór subiektywnych uwag. Festiwal pomocy w Krakowie rozgrywa się na tak wielu polach, że trudno napisać o wszystkich. Pamiętam pierwszy dzień napaści Rosji na Ukrainę. Po zajrzeniu do porannej prasy było jasne, że dzieje się coś, czego nie spodziewaliśmy się w najgorszych scenariuszach. Przed oczami mam gigantyczną kolumnę aut wyjeżdżających z Kijowa w stronę zachodu. I myśl – gdzie oni wszyscy pojadą? Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że najbliższe dni i miesiące przyniosą największy w XXI wieku zryw solidarnościowy.
Pomoc od pierwszych godzin
.Gdy sznur samochodów ustawiał się na przejściach granicznych w Medyce, Krościenku, Korczowej i innych, dziesiątki mieszkańców Krakowa nie siedziało bezczynnie, czytając kolejne relacje „na żywo”. Kraków, po Rzeszowie i Przemyślu, jest pierwszym z dużych ośrodków na mapie ucieczki przed wojną. To, że trzeba działać, było jasne. Jednak nikt nie wiedział, jak to zrobić. Dla mojego pokolenia wojna do niedawna była pojęciem abstrakcyjnym. Już wieczorem 24 lutego wyruszały pierwsze indywidualne misje pomocowe, które polegały głównie na odbieraniu zagubionych uchodźców po przekroczeniu granicy.
Mniej więcej w tym samym czasie, niezależnie od siebie organizowały się przynajmniej dwie duże grupy samochodowe, czyli konwoje humanitarne. Jednym z pierwszych był ten skrzyknięty przez Mateusza Jaśkę, prowadzącego bloga „Co jest nie tak z Krakowem”. To krakowski bloger, który w specyficzny sposób komentuje bieżące wydarzenia w naszym mieście. Po krótkim apelu zamieszczonym na jego profilu w mediach społecznościowych, który dotarł do stu tysięcy osób, na zbiórce przy drodze wylotowej z Krakowa pojawiło się 76 samochodów osobowych. Chwilę później Jaśko musiał nagrywać kolejne wideo z apelem, aby na granicę nie jeździć na własną rękę, bo chcących pomóc było po prostu za dużo.
Koalicja organizacji pozarządowych
.Chaos związany z ogromem chętnych do pomagania narastał z godziny na godzinę. W Krakowie kilkadziesiąt organizacji pozarządowych rozpoczynało działania na własną rękę. Kiedy administracja publiczna wszystkich szczebli jeszcze nie podjęła inicjatywy, organizacje NGO pokazywały, jak ważna jest ich rola w dzisiejszym świecie. Bez zbędnej papierologii, bez niezrozumiałych struktur decyzyjnych, bez politycznych kalkulacji. Tak działa trzeci sektor. Prosto i skutecznie.
Szybko okazało się, że potrzebna jest ogólna koordynacja działań. Tak powstała Koalicja Otwarty Kraków. Dziś tworzy ją siedemdziesiąt krakowskich organizacji pozarządowych. Jej głównym celem jest koordynacja działań między sektorem pozarządowym a samorządem. Wcześniejsze doświadczenia społeczników pozwoliły na efektywną koordynację wśród setek osób chcących pomóc. To pozwoliło też, aby strona rządowa i samorządowa zyskały cenny czas na organizację wsparcia systemowego.
Letjaha, czyli latająca wiewiórka
.Niemal równo z pierwszym konwojem pomocowym, który wyjeżdżał z Krakowa, zawiązała się grupa humanitarna Letjaha. Letjaha to w języku ukraińskim latająca wiewiórka. Do wiewiórki jeszcze wrócimy, bo nazwa ta nie jest przypadkowa.
Do dziś inicjatywa zorganizowała kilkadziesiąt konwojów humanitarnych oraz zapewniła dach nad głową dla kilkuset osób. Specjalizuje się w łączeniu osób potrzebujących z mieszkańcami Krakowa, którzy oferują tymczasowe zamieszkanie. Oprócz tego Letjaha pomaga w bezpiecznej podróży na zachód Europy, współpracując z organizacjami z Wielkiej Brytanii, Niemiec i Holandii. Jej konwoje i pomoc materialna docierają również za wschodnią granicę, bezpośrednio do Ukrainy.
Takich grup powstało więcej. Część z nich działa do dziś, przekształcając się z nieformalnych inicjatyw nieznanych sobie osób w sprawnie działające stowarzyszenia i fundacje. Tak było na przykład z grupą sąsiedzką z krakowskich Dębnik, która zebrała prawie 4 tysiące mieszkańców i mieszkanek. Na takich fundamentach powstała Fundacja Kocham Dębniki, która oprócz tradycyjnej pomocy mocno stawia na integrację krakowian z osobami przybywającymi z Ukrainy.
Zorganizowaną pomoc od ostatnich dni lutego niesie Stowarzyszenie Laboratorium Działań dla Pokoju SalamLab. Razem z zespołami Klubu Ukraińskiego w Krakowie, Fundacją Zustricz, redakcją portalu UAinKrakow.pl oraz Centrum Wielokulturowym w Krakowie prowadzi stacjonarny punkt pomocowy przy ulicy Radziwiłłowskiej. Tam każdy potrzebujący otrzymuje niezbędną pomoc. Stowarzyszenie SalamLab cenne doświadczenie zbierało wcześniej na granicy polsko-białoruskiej, gdzie pomagało potrzebującym uchodźcom.
100 tysięcy porcji zupy
.Przypomnę, że społeczny zryw, który obserwujemy, nie jest pierwszym takim w stolicy Małopolski. Wcześniej kilkadziesiąt osób z różnych inicjatyw regularnie jeździło (część nadal to robi) w okolice Puszczy Białowieskiej, chcąc ratować ludzkie życia wykorzystywane bezwzględnie przez reżim Łukaszenki. Jego ofiarą padło już ponad 20 osób, które nie przeżyły niskich temperatur w puszczy.
Na tych fundamentach powstała krakowska inicjatywa „Zupa dla Ukrainy”, zapoczątkowana przez Katarzynę Pilitowską, krakowską społeczniczkę i restauratorkę. Pilitowska zainspirowała się wekowanymi posiłkami, które jechały właśnie na Podlasie. Dziś jej projekt, w który zaangażowało się kilkadziesiąt osób i restauracji, jest znany w całej Polsce. Przez kilka tygodni gorące posiłki były serwowane na krakowskim dworcu, zanim dotarła tam systemowa pomoc.
Krakowianie gotowali setki litrów zupy, które do dziś są wydawane w Centrum Sztuki Współczesnej Wiewiórka wszystkim potrzebującym. Dzięki temu posiłek otrzymywali nie tylko wycieńczeni uchodźcy docierający na dworzec. Jedzeniowe pakiety do swoich domów i mieszkań brali także krakowianie, którzy oczekiwali na swoich gości. Część posiłków jechała bezpośrednio na granicę i w głąb Ukrainy. W ten sposób krakowianie przygotowali niemal 35 tysięcy słoików zup. To przekłada się na, bagatela, 100 tysięcy porcji ciepłego posiłku!
CSW Wiewiórka to unikalne miejsce w Krakowie – na co dzień urzędują tam artyści, aktywiści i organizacje pozarządowe. Dziś w zabytkowym Składzie Solnym w krakowskim Podgórzu mieści się centrum humanitarno-pomocowe. To właśnie z Wiewiórki wyjechało kilkadziesiąt samochodów pierwszego konwoju Letjahy, która w związku z tym przyjęła właśnie taką nazwę.
Sklep za zero złotych
.CSW Wiewiórka to nie jedyna organizacja z Podgórza. Ze wspomnianych konwojów organizowanych przez Jaśkę wyrosła kolejna inicjatywa. Tym razem odpowiadają za nią stowarzyszenia: Stare Podgórze i Nic o Nas bez Nas. Przez kilka tygodni długie na kilkanaście metrów kolejki ustawiały się do ich „Sklepu za zero złotych” przy ulicy Kalwaryjskiej. Można tam było odebrać zupełnie za darmo m.in. środki higieniczne i produkty spożywcze. Z kolei sam Jaśko dziś organizuje biuro pośrednictwa pracy, gdzie potrzebujące osoby z Ukrainy mogą się zgłaszać, a krakowscy przedsiębiorcy oferują im swoje zlecenia. W tym samym miejscu można uzyskać pomoc w lekcjach języka polskiego i załatwianiu formalności. Oczywiście zupełnie za darmo.
Oprócz mniej lub bardziej zorganizowanych inicjatyw krakowianki i krakowianie działają na własną rękę. Jedna z grup znajomych wysłała ostatnio dla ukraińskiej armii drony o wartości 40 tysięcy euro. Z kolei inna paczka znajomych sprowadziła pomoc medyczną sporych rozmiarów z USA. To m.in. wojskowe apteczki pierwszej pomocy. Jednak ta przesyłka utknęła u celników w Warszawie. Inna organizacja szybko wzięła formalności na siebie, dzięki czemu celnicy puścili paczki dalej – apteczki pomagają dziś w ratowaniu ukraińskich żołnierzy i cywili.
Kolejna pomoc to rowery dla potrzebujących, które zbierał Tomasz Pytko, autor bloga ToMasz w Krakowie i krakowski przedsiębiorca. Jednoślady szybko znalazły nowych właścicieli. Z kolei na krakowskim Kazimierzu, przy ulicy Berka Joselewicza 21, spokojne i ciepłe miejsce znajdują najmłodsi razem ze swoimi mamami. To kolejne miejsce organizowane oddolnie przez mieszkanki i mieszkańców Krakowa. W pomoc zaangażowali się też krakowscy seniorzy, którzy wozili potrzebujących między na przykład magazynami z odzieżą a kwaterami. Znali się z wcześniejszych senioralnych spotkań.
Laptopy dla Ukrainy
.Jak już pisałem, jest to przegląd bardzo subiektywny. Wiem, że pomijam dziesiątki osób i organizacji, które prężnie działają. Robią kawał świetnej roboty!
Zbiórki pomocowe odbywały się w Nowohuckim Centrum Kultury, ciągle prężnie działa Centrum Wielokulturowe przy ul. Daszyńskiego. Krakowskie Towarzystwo Ochrony nad Zwierzętami wspiera czworonogich uchodźców, a w Tauron Arenie codziennie gromadzą się dziesiątki osób z Ukrainy, które chcą otrzymać numer PESEL.
Tam wolontariusze pod przewodnictwem Dominiki Jon działają 6 dni w tygodniu od 6 rano. Razem z zaprzyjaźnionymi organizacjami i przedsiębiorcami zapewniają 2 tysiące ciepłych posiłków dziennie. To szczególnie ważne, gdy temperatura utrzymuje się w okolicy zera stopni i pada deszcz. Wolontariusze zapewniają też ciepłą kawę, herbatę, słodycze i przekąski. Na Facebooku informują, czego aktualnie potrzeba, a mieszkańcy dowożą niezbędne produkty.
Świetną pracę wykonują osoby zrzeszone wokół projektu „Laptopy dla Ukrainy”. Jego koordynatorka, krakowska działaczka społeczna Paulina Poniewska razem z firmą, w której pracuje, mobilizuje krakowskie korporacje, aby przekazywały sprawny sprzęt potrzebującym. Do tej pory zebrano niemal tysiąc sztuk sprawnego sprzętu. Dzięki temu uciekające przed wojną osoby łatwiej znajdą pracę, a uczniowie szybciej wrócą do edukacji.
Na koniec, pisząc o festiwalu pomocy, wspomnę o krakowskim stowarzyszeniu Funkcja Miasto. Gdy powstawał ten tekst, ich pomoc dotarła do 170 osób, głównie z okolic Mariupola. Po przystanku w Krakowie osoby te trafiły do Portugalii, Hiszpanii, Francji, Niemiec i Belgii.
Co z systemową pomocą?
.Choć mieszkańcy Krakowa zdali egzamin, wciąż w powijakach jest pomoc systemowa ze strony administracji publicznej każdego szczebla. Z niezrozumiałych dla mnie powodów miejski formularz mieszkaniowy został zamknięty w szczycie mieszkaniowego zapotrzebowania. Zamknięto także miejską zbiórkę produktów dla osób indywidualnych. To szczególnie dziwi wobec ciągle rosnących potrzeb, które zgłaszają wolontariusze na różnych grupach w mediach społecznościowych. W efekcie zamiast systemowej pomocy cały mechanizm nadal opiera się indywidualnych zrywach ludzi o wielkim sercu.
Sporo kontrowersji wywołał sposób, w jaki osoby zamieszkujące w zorganizowanych punktach noclegowych były przenoszone do innych lokalizacji. Po urągających warunkach tego procesu, na przykład przy relokacji uchodźców z hali Cracovii lub z hali Hutnika, miasto zapewniło wdrożenie odpowiednich procedur na przyszłość.
Nadal w wielu miejscach pierwsze skrzypce grają świetnie zorganizowane grupy harcerskie, którym należą się ukłony za wykonywaną pracę. Aktualnie najbardziej deficytowym towarem są mieszkania, których niedobór mieliśmy jeszcze przed falą osób uciekających przed zbrodniami Putina. Moim zdaniem organizacje pozarządowe i osoby indywidualne odpowiadają dziś za 70 procent pomocy. Pozostałe 30 procent to administracja publiczna. Tymczasem te proporcje powinny być odwrotne.
Maciej Fijak