Maciej GOLUBIEWSKI: Wyzwania dla następnego prezydenta USA

Wyzwania dla następnego prezydenta USA

Photo of Maciej GOLUBIEWSKI

Maciej GOLUBIEWSKI

Politolog i dyplomata, od 2017 do 2020 konsul generalny w Nowym Jorku, obecnie szef gabinetu komisarza UE ds. rolnictwa. Zasiada w komitecie doradczym na The Catholic University of America. Absolwent filozofii, politologii i ekonomii (BA) na Washington and Lee University oraz politologii na Johns Hopkins University.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Przyszły prezydent USA będzie musiał się zmierzyć z konfliktem ideologicznym symbolicznie przedstawianym jako spór pomiędzy „białymi suprematystami” a „Antifą” – pisze Maciej GOLUBIEWSKI

Niezależnie od tego, kto wygra wyścig o Biały Dom w listopadzie, wyzwania, z którymi przyjdzie się mierzyć prezydentowi USA, pozostaną takie same. Powrót bezrobocia i świadomość skutków ekonomicznych nadal trwającej pandemii (dzisiaj w USA jest o 10 milionów więcej bezrobotnych niż przed jej wybuchem) sprawiły, że programy wyborcze kandydatów są tutaj zgodne – tworzenie miejsc pracy, walka z koronawirusem i reforma służby zdrowia. Obydwaj kandydaci zdają sobie sprawę z tymczasowości zasiłków i programu pomocowego oraz z faktu, że pandemia nadal może powodować częściowe zamykanie się sektorów gospodarki.

O potrzebie, skali i roli rządu federalnego w ograniczaniu działalności gospodarczej z powodu pandemii toczy się zresztą oddzielny spór pomiędzy kandydatami. Kandydaci też są świadomi, że niezależnie od ogólnej różnicy zdań co do kształtu reformy służby zdrowia przeprowadzonej przez prezydenta Obamę (tzw. Obamacare), m.in. z powodu rosnących składek i poziomu nierefundowanych części opłat za wizyty lekarskie (tzw. deductibles), kwestia reformy służby zdrowia jest kluczowa dla całego elektoratu.

Pozostałe priorytety kandydatów odzwierciedlają preferencje ich twardych elektoratów. Trump skupia się na problemie relacji gospodarczych (choć nie tylko) z Chinami i przywróceniu lokalnych miejsc pracy w przemyśle, a Biden przedstawia listę rozwiązań problemów grup społecznych tradycyjnie skupionych pod parasolem Partii Demokratycznej – Latynosów, katolików (tzw. „cultural Catholics”), LGBTQ i osób niepełnosprawnych. Bardzo ważny jest fakt, że w grupie, która często jest przedstawiana jako jedna z decydujących, czyli Latynosów tworzących 13 proc. elektoratu, aż 80 proc. uważa, że kwestie gospodarcze, walka z COVID-19 i reforma służby zdrowia są najważniejszymi tematami tych wyborów. Tutaj zarówno Trump, jak i Biden mają o kogo kruszyć kopię, bo obecny prezydent właśnie w tej grupie (wraz z Afroamerykanami) stworzył najwięcej miejsc pracy, a Biden jako demokrata może tradycyjnie liczyć właśnie na te głosy. Chociaż należy pamiętać, że George W. Bush otrzymał prawie 40 proc. latynoskich głosów, a Trump w 2016 roku prawie 30 proc. pomimo jego bardzo antyimigranckiej retoryki.

Ale czy priorytety wyborcze głównych kandydatów rzeczywiście odzwierciedlają opinię społeczną co do prawdziwych problemów i wyzwań stojących przed przyszłym prezydentem? Badania Instytutu Gallupa z września pokazują, że 50 proc. Amerykanów za sprawy „najważniejsze” uważa: stan administracji rządowej, przywództwa (25 proc.) i walkę z epidemią koronawirusa (25 proc.). Gospodarkę jako najważniejszy problem w tych wyborach widzi tylko 9 proc. Amerykanów. Kwestie rasowe i bezpieczeństwo wewnętrzne za najważniejsze uważa odpowiednio 13 proc. i 8 proc.

Z kolei Pew Research Center przeprowadził badanie na przełomie lipca i sierpnia mające na celu sprawdzenie, które z dwunastu problemów wybranych przez ten instytut są uważane przez ankietowanych za „bardzo ważne” dla podjęcia przez nich decyzji wyborczej. Badanie to jasno pokazało, że chociaż sprawy gospodarcze nie są uważane za najważniejszy problem (badanie Gallupa), to jednak największa grupa (aż 79 proc. ankietowanych) wskazała gospodarkę jako bardzo ważną kwestię przy podejmowaniu decyzji w listopadowych wyborach. Ponad 60 proc. podobnie postrzegało problemy związane ze służbą zdrowia, nominacjami do Sądu Najwyższego, związane z COVID-19, a ponad 50 proc. problemy związane z brutalną przestępczością, polityką zagraniczną, dostępnością broni palnej, kwestiami rasowymi i emigracyjnymi. Listę bardzo ważnych spraw (40 proc. wskazań) zamykają problemy dotyczące nierówności ekonomicznych, zmian klimatycznych i aborcji. Tak wygląda krajobraz najważniejszych wyzwań USA w oczach elektoratu w przededniu wyborów prezydenckich.

Przyszły prezydent najprawdopodobniej będzie musiał się zmierzyć z sytuacją zaostrzonego konfliktu ideologicznego. Symbolicznie zostało to przedstawione w debacie prezydenckiej jako konflikt pomiędzy „białymi suprematystami” a „Antifą”. Gwałtowne zamieszki ostatnio powiązane ze śmiercią czarnoskórego George’a Floyda ukazały raz jeszcze radykalnie zideologizowaną oś konfliktu na tle tożsamościowym. Czy Ameryka ma problem z „systematycznym rasizmem”, jak to prezentuje demokratyczna kandydatka na wiceprezydenta Kamala Harris, czy raczej tylko z jego pozostałościami – będzie to kreować ważną część debaty publicznej w USA. Sam autor tego tekstu nie jest pewien, czy jego amerykańska Alma Mater Washington and Lee University nie zmieni nazwy z racji presji na wyeliminowanie z niej nazwiska głównego generała Konfederacji w wojnie secesyjnej, Roberta E. Lee, który jak na ironię, m.in. w imię budowania zgody pomiędzy Północą i Południem, zdecydował się zostać rektorem tej uczelni zaraz po tej wojnie.

Jak ukazują badania Pew Center, ideologiczny koloryt Sądu Najwyższego będzie ważnym czynnikiem sporów publicznych szczególnie po wybraniu na sędziego Sądu Najwyższego konserwatywnej katoliczki Amy Barrett. Jest możliwe, że po raz pierwszy od lat 30. XX wieku Sąd Najwyższy powróci do swojej konserwatywnej przeszłości. Nie jest wykluczone, że precedens aborcyjny w sławnej sprawie Roe v. Wade z 1973 roku zostanie złamany. Z drugiej strony spekulacje o rychłym odwróceniu tego precedensu trwają już od prawie 15 lat. Spowodowane były nominacjami konserwatywnych sędziów Johna Robertsa i Samuela Alito przez prezydenta Busha w 2006 roku. Nic takiego jednak się nie zdarzyło, a przeważający głos szefa Sądu Najwyższego Robertsa, będący w kontrze wobec oczekiwań kulturowej prawicy w sprawie Obergefell, legalizującej małżeństwa homoseksualne, i akceptujący główne elementy reformy Obamacare w sprawie Sebelius, wskazuje, że nie ma pewności, czy kandydaci konserwatywnych prezydentów będą działać ściśle według ideologicznych dogmatów.

Warto tutaj przypomnieć też wcześniejszy przypadek śp. sędziego Anthony’ego Kennedy’ego, nominata prezydenta Reagana, który w kręgach konserwatywnych uchodził wręcz za ideologicznego zdrajcę. Dla demokratycznego kandydata sytuacja w Sądzie Najwyższym tworzy wielkie ryzyko polityczne, co zapewne powoduje, że nie odcina się on w pełni od lansowanych w jego partii pomysłów powiększenia liczby sędziów Sądu Najwyższego. Biden lawiruje, bo wie, że poprzednia próba tzw. „court packing”, podjęta w 1937 roku przez prezydenta Franklina Delano Roosevelta (FDR), okazała się bardzo niepopularna. Mniej więcej też na czas prezydentury FDR i tzw. „switch in time that saved nine”, w której z reguły konserwatywnie głosujący sędzia, zresztą też o nazwisku Roberts, zmienił swoje nastawienie i dał prezydentowi pierwsze zwycięstwo w Sądzie Najwyższym, orzekające zgodność ustawy o płacy minimalnej z konstytucją, datuje się koniec konserwatywnej ery laissez-faire w orzecznictwie Sądu Najwyższego.

Warto też zastanowić się nad wyzwaniami polityki zagranicznej, uważanej przez 57 proc. wyborców za bardzo ważny czynnik ich decyzji wyborczej. Mając na uwadze, że aż 25 proc. Amerykanów uważa kwestie przywództwa politycznego za najważniejszą sprawę, mamy tutaj do czynienia z kluczowym wyzwaniem dla przyszłego prezydenta. Prezydent Trump diametralnie zmienił podejście USA do multilateralnego porządku światowego, co spowodowało krytykę wielu ważnych ośrodków politycznych, m.in. Unii Europejskiej i większości jej państw członkowskich. W tej przestrzeni pewne decyzje nowego prezydenta będą musiały być zero-jedynkowe, szczególnie w kwestiach globalnej koordynacji polityki klimatycznej. O ile w przypadku wygranej prezydenta Trumpa można spodziewać się kontynuacji dotychczasowej polityki, o tyle wygrana Bidena postawi go przed licznymi dylematami. Wielu komentatorów uważa, że zwykły powrót do status quo ante, szczególnie w kwestii wyzwań związanych z rosnącą pozycją Chin, nie będzie możliwy.

Uwagę prezydenta na ważną rolę NATO powinny też kierować działania Rosji. W dziedzinie handlu prezydentura Trumpa pokazała, że jest możliwe efektywne działanie w formule bilateralnej. Z drugiej strony wielu obserwatorów wskazuje, że osłabienie relacji ze Światową Organizacją Handlu (m.in. przez wycofanie się USA z jej ciał arbitrażowych) czy Unią Europejską spowoduje większe lub mniejsze korekty politycznego kursu, szczególnie jeżeli prezydentem zostanie demokrata. Dużo też zależy od wyborów do Kongresu. Szef mniejszości demokratów w Senacie, Chuck Schumer, otwarcie mówi, że należy rozważyć przyjęcie do unii terytoriów USA Puerto Rico czy Guamu – decyzja należy do Kongresu.

Gdyby tak się stało, następny prezydent teoretycznie musiałby się liczyć z nową rzeczywistością geopolityczną na Pacyfiku i zwiększeniem elektoratu latynoskiego, który tradycyjnie głosuje na demokratów. Jedno jest pewne – ktokolwiek zasiądzie za prezydenckim biurkiem po styczniowej inauguracji w 2021 roku, będzie miał przed sobą jedną z najszerszych gam wyzwań, które przez lata definiowały polityczny dyskurs w Stanach Zjednoczonych.

Maciej Golubiewski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 października 2020