Magdalena SŁABA: " Władcy pierścieni i Ewangelia czyli co religia ma wspólnego z magią…"

" Władcy pierścieni i Ewangelia czyli co religia ma wspólnego z magią…"

Photo of Magdalena SŁABA

Magdalena SŁABA

Prawniczka, Warszawianka, fanka wycieczek, zapamiętała miłośniczka Tolkiena, muzyki dawnej i kina europejskiego.

Tekst dedykuję Marcinowi Jakubowskiemu, @jakmarcin,
który jednym tweetem zainspirował czysto humanistyczne
badania nad upiornością…

.Co ma Ingeld wspólnego z Chrystusem?

Kim właściwie był ów Ingeld?

Ingeld, syn Frody, z rodu Heathobardów, który to ród walczył z najeźdźcami Skyldingami (Danami) o duńską wyspę Zelandię, próbował pomścić śmierć swego ojca z ręki króla Hrothgara. Najazd Ingelda na Heorot (obecnie, według tradycji, miasto Leire w Danii) zakończył się jego śmiercią, ale sławny dwór Hrothgara został strawiony przez płomienie. Heorot jest miejscem akcji Beowulfa. Hrothgar, władca Skyldingów, od dwunastu lat jest nękany przez potwora Grendela. Z tym właśnie pożerającym ludzi ogrem, a także jego matką, musi poradzić sobie główny bohater tego najstarszego staroangielskiego eposu. Zapowiedź spalenia Heorotu pojawia się już na początku poematu.

Król Hrothgar zabił wielkiego władcę Frodę, który zasłynął zaprowadzeniem wieloletniego pokoju w swoich ziemiach (Froda, Fróthi, jest współczesny Chrystusowi i postrzega się go, oczywiście przy zachowaniu koniecznych proporcji, jako Jego analogona). Powiadano za Saxo Grammaticusem i Snorrem Sturlusonem, że złote pierścienie w tamtych czasach mogły latami leżeć na gościńcu nietknięte. Froda, którego imię w języku staroangielskim i staronordyckim znaczy „mądry”, nienawidził wojny, przemocy i zemsty (to nie jest przypadek, że imię i postać Froda Bagginsa mają już na pierwszy rzut oka coś wspólnego z Frodą, ojcem Ingelda).

Zemsta za śmierć bliskich była wśród plemion germańskich normą (prawem). Hrothgar zdawał się pojmować ten paradoks i rozumieć wielkość swego konkurenta, dlatego postanowił wydać jedyną córkę (wielcy władcy zawsze mają „jedyne córki”), Freawaru, za syna Frody, Ingelda, gdy zorientował się, że skutkiem pierwszej wizyty Ingelda w Heorocie jest… prawdziwa, ale też zaskakująca, a do tego otwierająca nowe możliwości, miłość [Zdało się zdatne/przyjacielowi Skyldingów, skuteczne /by królestwo zachować od kłótni i waśni /dzięki kobiecie]. Na dworze Hrothgara Beowulf był świadkiem zrękowin tej pary. Ale potem odezwały się stare demony. Już po zawarciu małżeństwa i po przybyciu młodej małżonki ze swą świtą na dwór Frody/Ingelda, ktoś z otoczenia nowego władcy sprowokował starcie. Ingeld nie mógł już uciec przed krwawą tradycją. Nieszczęsny, wyprawił się po zemstę na dwór teścia, gdzie znalazł śmierć. O losie Freawaru podania milczą… [zabójcza dzida /rzadko bezczynnie leży po upadku / księcia, jakkolwiek zacną jest oblubienica].

.Kim więc był Ingeld? Był pośrednim ogniwem, kimś spajającym dwa światy: ten Hrothgara i ten Frody. Podając rękę królowi Duńczyków i poślubiając jego córkę, próbował przekroczyć granice narzucone przez zwyczajowe prawo i tradycję, czyli iść ścieżką wytyczoną przez swego wielkiego ojca, ale został wciągnięty w ciemność… Może to Państwa zaskoczy, ale Ingeld ma coś wspólnego z Hamletem. Hamlet przecież nie jest bezwolnym filozofem, jak chciano go widzieć (choć to prawda, co widać na przykładzie rozwoju postaci Froda we Władcy Pierścieni, że Mądrość jest przeciwieństwem Woli…) – jest kimś, kto, i umysłowo, i psychologicznie, wyprzedza znacznie swoją epokę, ale jednocześnie czuje się poddany przemożnej presji otoczenia, które wymaga od niego, o zgrozo, zemsty za śmierć ojca, i to zemsty opartej jedynie na upiornej przesłance w postaci ukazującej się nocą zjawy. Na marginesie, Klaudiusz jest tak samo uwikłany, jak Hamlet. Zabija, aby zdobyć władzę (z lenistwa…?), żeni się w wdową po starym królu, a potem, choć ma świadomość tego zła (czemu daje wyraz w modlitwie), nie ma już wyjścia innego, jak tylko kroczenie dalej drogą grzechu, występku, tyranii i oszustwa.

shutterstock_192897821-kopia 2

.Profesor Wojciech Lipoński w wielkim dziele Narodziny cywilizacji Wysp Brytyjskich przypomina, że zapisane na początku pytanie pojawia się w kontekście naukowej i teologicznej powagi VIII wieku. Rodzący się i umacniający na wyspach Kościół nie zdołał zapobiec wielkiej popularności dawnej, pogańskiej epiki, germańskiej mitologii i skłonności do słuchania dawnych opowieści. Już po całkowitym nawróceniu Brytanii kościelni moraliści utyskiwali na to zamiłowanie do pogańskich pieśni nie tylko na dworach królów i wielmożów, ale nawet w klasztorach i siedzibach biskupów.

Alkuin z Yorku tak pisał do biskupa Lindisfarne: Gdy księża wspólnie jedzą i piją, niech będzie czytane Słowo Boże. Przystoi podczas takich okazji słuchać lektora, a nie harfisty, dysput Ojców Kościoła, a nie pogańskich poematów. Jaki ma związek Ingeld z Chrystusem? Ciekawe, że arcybiskup Canterbury, osobisty faworyt króla Edgara, jeden z największych świętych angielskich – Dunstan – był wielokrotnie krytykowany za „zainteresowanie pieśniami pogańskiego pochodzenia”. Skąd brała się ta fascynacja? Po pierwsze, prawdopodobnie z niezaprzeczalnego artystycznego piękna tych starych utworów. Po drugie, zapewne miało to coś wspólnego z chęcią ocalenia przeszłości od zapomnienia. Z dążeniem do zachowania tradycji sprzed przybycia na wyspy.

Anglosasi są jak Hobbici – ludnością napływową, imigrantami.

Tolkien co prawda zaprzeczał, aby ewidentny rym pomiędzy słowami hobbit a rabbit był zamierzony i jest uprawniony, ale Hobbici mają coś z królików – zwierzątka te zostały od Anglii sprowadzone jako domowe, a potem uciekły i zdziczały, przyjmując nowe środowisko za własne.

.W takich okolicznościach łatwo zapomnieć o swoich korzeniach. A rozumienie przeszłości ma wpływ na przyszłość. Tolkien, admirator Beowulfa, dostrzegł w tym poemacie przeszłość własnego narodu, nie duńskiego. Uważał, że napływowi Duńczycy (Danowie) przejęli znacznie starszą tradycję i mitologię ludów, które zastali – i podbili – na Zelandii (mity są rzeczywistością zastaną…). Atakowani i wypędzani ze swych siedzib Anglowie, Sasi oraz w mniejszym stopniu Jutowie i Fryzowie, musieli uciekać i wybierali drogę morską na zachód. Docierali do Anglii, zapoczątkowując nowy okres jej historii, zwany anglosaskim lub staroangielskim, który trwał od ok. 410 roku do najazdu normańskiego w 1066 roku. O takiej mitologii – tej, którą Anglosasi przynieśli ze sobą w swych pieśniach – Tolkien chciał opowiadać swojemu krajowi, Anglii. Niemal mityczni przywódcy pierwszych Anglosasów w Brytanii, Horsa i Hengest, mają nieprzypadkowo imiona o podobnym źródle, jak imiona dwóch Fallohidów, braci Marcho i Blanko, którzy w roku 1601 Trzeciej Ery wyruszyli z Bree, przeprawili przez Baranduinę i tak rozpoczęli erę Shire’u (wspólne źródło tych imion związane jest z końmi).

Bardzo wątpliwe, by Tolkien „wierzył” w reinkarnację. Ale w takim kontekście można postrzegać odczuwany przez niego silny związek z anonimowym poetą – twórcą Beowulfa. Wiele fragmentów tego eposu świadczy, że był on osobą religijną. Prawdopodobnie też przepisał bądź zapisał stricte pogański utwór, który być może znał jako podawaną ustnie albo śpiewaną legendę. Beowulf jest utworem religijnym. Podobnie rzecz się ma z Władcą Pierścieni.

.Władca Pierścieni (WP) jest utworem religijnym, nie zamierzenie, lecz w końcu świadomie, jak stwierdził Autor w liście do swego przyjaciela jezuity. Paradoksalnie nie ma tam jednak ani słowa o „religii”. Jak już kiedyś pisałam, „religia” nie jest tam obecna ani w tradycji, ani w języku. Nie ma żadnych odwołań do Boga czy bogów, nie ma miejsc kultu, świątyń, kapłanów czy duchownych mężów, modlitw, rytuałów o wymiarze duchowym, religijnym. W Shire nie ma cmentarzy czy innych miejsc pochówku. Krasnoludowie oraz Rohirrimowie (Rohańczycy) mają swoje obyczaje funeralne, wierzą w przebywanie ze zmarłymi przodkami po śmierci. Co do krasnoludów, to wiemy tylko, że wierzą w jakiś rodzaj reinkarnacji (odradzanie się Durina w kolejnych postaciach). Gondorianie mają zwyczaj patrzeć w milczeniu na zachód, w stronę zatopionego Númenoru, przed posiłkiem. Gondorczycy ponadto, jak się wydaje, wierzą w Valarów. I to wszystko.

Ale skutkiem takiego rozwiązania jest to, że religia jest obecna w każdej postaci, każdym zdaniu i każdym obrazie dzieła, przenika jego istotę i staje się jego materią. Tyle, że Władca Pierścieni jest pomostem, pośrednikiem między starym i nowym, tak, jak Beowulf i tak, jak Ingeld. WP powstał z nieograniczonej wyobraźni ortodoksyjnego, konserwatywnego katolika, którego najbardziej fascynował zatopiony w pogańskiej przeszłości mitologiczny świat smoków i potworów, elfów (które też są pośrednikami – między światem Silmarillionu a światem Władcy Pierścieni), hobbitów i czarodziejów. Widział w tamtym świecie cnotliwego poganina i zastanawiał się pewnie nad tym, jak on sobie poradzi w przyszłości. Co z niego ocaleje dla świata? Ten przywołany wyżej list do przyjaciela jezuity sprawia wrażenie obrony. Bo dlaczego właściwie katolik taki jak Tolkien miałby się interesować pogańską Północą? On był jak ci mnisi z Lindisfarne…

shutterstock_192897821-kopia 3

.Dawno temu wydano po polsku cenioną, np. przez samego Toma Shippeya, (który przyznaje, że wiele jej zawdzięcza), książeczkę Tolkien. Człowiek i mit. Jej autor, Joseph Pearce, to bardzo ciekawa osobowość z punktu widzenia tego artykułu. Pan Pearce, jako młodzieniec, miał tyle wspólnego z religią, co lew z antylopą. Nie dość, że był niewierzący – był także neofaszystą, pisywał i redagował neofaszystowskie pisma, wielokrotnie był też zatrzymywany przez policję za głoszenie swoich przekonań niezgodnie z prawem. Nawrócił się – pod wpływem lektury Tolkiena. Dziś jest szanowanym uczonym, prowadzi wykłady. Pisze wiele o religii, o Tolkienie zwłaszcza.

Inny taki przykład nawrócenia to ateista, a potem agnostyk Clive Staples Lewis, Inkling, bliski przyjaciel Tolkiena, tak bardzo przez niego ceniony za uczciwość, mądrość, odwagę i miłość do Boga. Lewis nawrócił się pod wpływem jednej nocnej rozmowy z Tolkienem i ich wspólnym znajomym Dysonem. Tolkien przedstawił Lewisowi wizję Ewangelii jako mitu – mitu Boga o rzeczywistości, w której żyją ludzie. Dla odróżnienia, mity takie jak WP czy Silmarillion to mity ludzi o bogach, zaczerpnięte z ich wyobraźni, która jest największym naturalnym darem człowieka. Oba te mity są prawdą. I to jest w nich najbardziej fascynujące. Wobec takiej prawdy Lewis uwierzył w Chrystusa. W liście z 1 listopada 1963 roku, napisanym do syna Michaela, Tolkien podkreślił jakby w komentarzu, że wiara jest w ostatecznym rozrachunku aktem woli, napędzanym miłością.

.Jak pisze Joseph Pearce, Tolkien dowodził, że pogańskie mity to sam Bóg objawiający fragmenty swojej prawdy poprzez umysły poetów. Przekonywał dalej, że chrześcijaństwo jest w istocie tym samym, z tą tylko, ogromną, różnicą, że poetą, który tworzył ten mit, był sam Bóg, który użył ludzi i ich Historii dla swej twórczości. Chrześcijaństwo niejako pogodziło wszystkie pomniejsze mity i nadało im nieprzemijalny sens. Tolkien bardzo dbał, aby jego mityczna teologia była zgodna z teologią Kościoła. Jeśli pisarz chce być wiarygodny, to musi też być integralny wewnętrznie i ze swym dziełem. W przeciwnym razie w końcu ktoś przyłapie go na fałszu i kłamstwie. Joseph Pearce jest przekonany, że jedyne właściwe odczytanie Władcy Pierścieni to odczytanie teistyczne. Żadne inne nie daje takich możliwości interpretacji i przeżywania duchowych znaczeń. Według niego, element religijny przejawia się w trzech sferach: OFIARY, która wynika z bezinteresownego, wolnego wyboru; wewnętrznego konfliktu DOBRA I ZŁA; wreszcie odwiecznego pytania o CZAS I WIECZNOŚĆ, szczególnie w relacji do ŻYCIA I ŚMIERCI.

Joseph Pearce w szczególności doszukuje się w WP rozmaitych nawiązań do tradycji chrześcijańskiej. Nie jestem do końca przekonana, by w ogóle istniało coś takiego, jak jedyne możliwe odczytanie dzieła literackiego. Cały czas pamiętam o Tolkienowej przypowieści o człowieku, który ze swojej wieży widział morze. Biorąc pod uwagę uniwersalizm Tolkienowej twórczości, powinniśmy się wystrzegać takich uogólnień albo zaszufladkowań. Ale nie da się zaprzeczyć, że niektóre rozwiązania fabularne w WP znacznie zyskują na treści i wadze znaczeń, gdy przyłożyć do nich (także, lecz nie wyłącznie!) chrześcijańską optykę.

Moim ulubionym przykładem takiej iluminacji jest po pierwsze i oczywiście eukatastrofa – akt odkupienia w chwili upadku, ocalenia w momencie, gdy wszystko wydaje się stracone: Orły! Orły nadlatują! Pisałam o tym wielokrotnie.

Ale jest jeszcze inny charakterystyczny przykład. Oto część III WP, Powrót króla, Księga piąta, rozdział 4: Oblężenie Gondoru. Na murach Minas Tirith Gandalf staje oko w oko z Wodzem Nazgûlów i ma przed oczami śmierć. I nagle dzieje się coś, co przyprawia o dreszcze – nie tylko Czytelnika, ale może nawet samego Czarodzieja…

Gandalf nie drgnął. W tym samym momencie gdzieś daleko, na którymś podwórku miejskim zapiał kogut. Przenikliwie, donośnie, ptak nie wiedzący nic o czarach ani o wojnie pozdrawiał nowy dzień, który wysoko ponad mrokami śmierci wstawał wraz ze świtem na niebie. Jak gdyby w odpowiedzi z daleka odezwały się inne głosy: granie rogów. Echo rozniosło ich muzykę po ciemnych zboczach Mindolluiny. Sławne rogi Północy grały wezwanie do boju. Rohan wreszcie przybył z odsieczą.

Mamy tu oczywiście rodzaj eukatastrofy – nadciąga ratunek dla oblężonych, choć jeszcze nie ten zasadniczy. Ale najważniejsze jest owo zestawienie piejącego koguta i grających rogów. Pięknie o tym pisze Tom Shippey w Pisarzu stulecia i The Road to Middle-earth. Jest to moment mistyczny. Czarny Jeździec reprezentuje jednocześnie oba ujęcia Zła u Tolkiena: boecjańskie i manichejskie. W tym pierwszym zło jest nieobecnością dobra, pustką, brakiem: Nazgûle pod czarnymi szatami i zbroją ukrywają nicość, czeluść, nieprzeniknioną ciemność. W tym drugim ujęciu zło jest zewnętrzną niezależną siłą, samoistnie działającą w świecie i oddziałującą na otoczenie fizycznie i psychologicznie – w tej formie wystąpiło w Śródziemiu między innymi w postaciach Morgotha, Saurona, smoków, balrogów, pajęczyc. Nawet Gandalf nie ma mocy, aby odpowiedzieć na wyzwanie: Czy nie poznajesz śmierci, kiedy patrzysz w jej oblicze? Ale zamiast Gandalfa odpowiedź dają rogi i kogut. W Ewangelii pianie koguta funkcjonuje jako zganienie Piotra za jego naturalny lęk przed śmiercią – po niej jest przecież zmartwychwstanie. Granie rogów zaś to odwołanie do heroizmu Północy. Róg Rohanu jest symbolem przeciwstawienia się rozpaczy. Tom Shippey pisze tak w Pisarzu stulecia: Jeśli kogut oznacza nowy dzień, zmartwychwstanie i nadzieję, to róg oznacza wyzwanie, brawurę, trwanie na posterunku, nawet jeśli już nie ma nadziei: są to dwie odpowiedzi na egzystencjalny dylemat postawiony przez Nazgûla i możliwe, że pogańska czy przedchrześcijańska odpowiedź jest skuteczniejsza. Powstrzymuje i Nazgûla, i Balroga.

.Każdy, kto interesuje się mityczną Północą oraz każdy, dla kogo ważna jest wiara chrześcijańska, doceni cytowany fragment Oblężenia Gondoru i dostrzeże wszystkie symbole, znaczenia, nawiązania, skojarzenia. Ale jeśli ktoś nie posiada takiego, powiedzmy, przygotowania do tej lektury, zachwyci się niezwykłą siłą opisu, dramatyzmem sytuacji, poczuje, na czym może polegać radość wybawienia. Eukatastrofa jest zrozumiała dla każdego…

shutterstock_192897821

.Dla mnie, niemal odkrywcza była lektura listów Tolkiena, w których odnosił się do czytelniczych komentarzy dotyczących problemu „klęski Froda”. Jeden z tych czytelników domagał się wręcz ukarania Froda za to, co uczynił na samym końcu Misji. Analiza kluczowej sceny Władcy Pierścieni i jej konsekwencji rzuca światło nie tylko na istotę świata i ludzkiej natury, ale też nagle pomaga, jak się okaże, w rozumieniu słów, które dla wielu ludzi są w życiu niezmiernie ważne, lecz raczej nie są ściśle łączone z powieścią Tolkiena.

W pamiętnej scenie w Sammath Naur Frodo dokonuje apostazji – to greckie słowo oznacza odstępstwo, odstąpienie, bunt. Przyszedłem – powiedział Frodo – Ale nie spełnię tego, po co tu dążyłem. Nie uczynię tego. Pierścień należy do mnie. W wersji angielskiej pada bardzo znacząca formuła: I do not choose now to do what I came to do. Zauważmy, to bardzo ważne, że Frodo nie mówi: I choose not to do. Mówi natomiast: I don’t choose to do. Ujmując jego wypowiedź dosłownie: NIE WYBIERAM, NIE DECYDUJĘ SIĘ UCZYNIĆ TEGO. Nacisk pada na ten wybór. Frodo ulega pokusie. Jedyny Pierścień jest bowiem pokusą, uzależnieniem, ang. addiction (dlatego niektórzy bohaterowie Tolkiena są na jego moc odporni). Frodo obiecał na samym początku wyprawy, że zrobi, co będzie w jego mocy. Ale „upadłe” istoty, takie jak my, nie mają sił wystarczających, by zmierzyć się ze wszystkimi pokusami świata i wygrać. Frodo przegrał, dlatego moment triumfu był zarazem początkiem jego znikania aż do całkowitego usunięcia się ze świata. Tak samo usunął się ze świata Bilbo.

W brudnopisach listów do redaktora New Republic, Michaela Straighta, ze stycznia lub lutego 1956 roku, Tolkien zamieścił takie notatki: Jeśli jednak pragnie Pan głębszych przemyśleń, powiedziałbym, że w ramach stylu tej opowieści taka „ katastrofa” stanowi ilustrację (pewnego aspektu) tych znanych słów: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego”.

„Nie wódź nas na pokuszenie etc.” to trudniejsza i rzadziej rozpatrywana prośba. W ramach mojej opowieści istnieje pogląd, że chociaż każde wydarzenie czy sytuacja ma (przynajmniej) dwa aspekty: historię i rozwój jednostki(…) oraz historię i rozwój świata (która zależy od działań jednostki na rzecz świata) – to mimo wszystko jednostka może znaleźć się w sytuacji nietypowej. Nazwałbym je sytuacjami „ofiarnymi”: sytuacjami, w których „dobro” świata zależy od zachowania jednostki w okolicznościach wymagających od niej cierpienia i wytrzymałości znacznie przekraczających normę – a nawet może się tak zdarzyć (lub mówiąc po ludzku, wydawać), że wymagających sił fizycznych i duchowych, których jednostka nie posiada. W pewny sensie jest skazana na klęskę, na ulegnięcie pokusie lub złamanie wobec siły nacisku na jej „wolę”: to znaczy na jakikolwiek wybór, jaki mogłaby lub chciała uczynić nieskrępowana, nie pod przymusem. (…) Misja nie mogła się powieść jako część światowego planu; także jako opowieść o rozwoju skromnego Froda do „szlachetności”, o jego uświęceniu, musiała zakończyć się klęską. Tak się stało, jeśli chodzi o samego Froda. (…) Lecz w tym momencie następuje „zbawienie” świata oraz „zbawienie” samego Froda dzięki jego poprzedniemu miłosierdziu i wybaczeniu krzywd.

.W Modlitwie Pańskiej, jak mówi Tolkien, nie kładziemy największego nacisku na usunięcie pokus z pola widzenia. Będziemy z tymi pokusami walczyć i wielokrotnie przegrywać, a one wciąż będą się pojawiać. Prosimy przede wszystkim o zbawienie od złego: I NIE wódź nas na pokuszenie, ALE nas zbaw ode złego.

shutterstock_192897821-kopia 4

.Litość i Miłosierdzie stanowią warunek konieczny przy każdym osądzie moralnym. Frodo poniósł klęskę, ale nie jest to klęska moralna. Poczucie tej klęski tkwiło zresztą tylko w nim samym. Wątpliwe, by tak on, jak też Sam Gamgee, ukrywali prawdziwy przebieg zdarzeń we wnętrzu Orodruiny. Aragorn i Gandalf uważali Froda za bohatera. Ale sam Frodo nie uwolnił się od ciemności i pustki. Kusiło go dumne pragnienie powrotu do domu w charakterze „bohatera”, a nie jedynie narzędzia Dobra. Co więcej, Frodo, jak podkreślił Tolkien, nie odrzucił Pierścienia w dobrowolnym akcie – kusiło go, by żałować jego zniszczenia i wciąż go pragnąć. Poczucie tej pustki narastało z czasem, podsycane dodatkowo przez nawroty choroby związanej z ukąszeniem Szeloby i raną zadaną na Wichrowym Czubie. Frodo odszedł za Morze, jak to ujął Tolkien, po pokój i nagrodę: tą nagrodą był czas możliwy do spędzenia przed śmiercią pośród Ardy nieskażonej złem, potrzebny do przemyślenia swej małości i wielkości. Bilbo także doszedł. Niewątpliwie jako dopełnienie planu, według zamysłu samego Gandalfa.

Największą siłą Władcy Pierścieni jest to, że przemawia także do tych, którzy nie podzielają poglądów Tolkiena.

Ewangelia, greckie evangelion, w języku staroangielskim oznaczana była: ‘gód spell’ (teraz gospel). Ten drugi człon odnosił się nie tylko do opowieści, ale też do jej czaru, czyli do… magii. Spell oznacza bowiem (nadal), opowieść, zwłaszcza bardziej formalną w stylu, a także formułę mocy, czyli magiczne zaklęcie! W słowie spell zawiera się wszystko to, co Tolkien rozumiał przez fantasy: nadnaturalna moc, czyli magia, opowieść, opowiadana historia (story), czyli literatura oraz najprawdziwsza prawda (gospel) czyli Dobra Nowina.

W 12 numerze Almanachu Tolkienowskiego AIGLOS, wydanym w lecie 2012 roku w języku angielskim, znaleźć można esej poświęcony magii i jej roli w legendarium Tolkiena, autorstwa Anny Adamczyk – Śliwińskiej ‘Nifrodel’.

Magia w powieściach fantasy zawsze jest tajemnicą, nie znamy jej wewnętrznych procedur. I tak naprawdę, nie warto ich poznawać – w pełni zrozumiała magia to koniec baśni.

Jak w tej fraszce Stanisława Jerzego Leca: Nic w przyrodzie nie ginie, z wyjątkiem spełnionych pragnień. Tak mamy współcześnie z nowoczesną technologią – nie rozumiemy, co prawda, jak ona działa, a więc wkrada się tu element magiczny, lecz gdy ją zastosujemy, nasze marzenia zostają spełnione, pozostawiając jedynie smutek. Technologia, maszyna – to była przecież domena Sarumana.

Magia ma dwie postacie (albo dwa cele): może służyć zdobyciu władzy nad jakimś fragmentem rzeczywistości albo może być użyta do poznania istoty, natury rzeczy.Pierwszą formę symbolizują kryształowe kule, widzące kamienie, latające dywany; drugą natomiast – mówiące drzewa, zwierzęta obdarzone ludzką mową, które mogą przekazać prawdy niedostępne naszemu umysłowi i zdolnościom poznawczym. W tym kontekście sami Elfowie są magią!

shutterstock_192897821-kopia 3

.Dla naszych przodków myślenie magiczne było tak samo naturalne, jak dla nas naturalne są naukowe eksplanacje rzeczywistości. Człowiek nie istnieje wyłącznie w świecie realnym – egzystuje też w świecie symboli, którego elementy stanowią: mit, magia, religia i sztuka. Według antropologów, magia jest pierwotnym źródłem religii. Religioznawca Andrzej Szyjewski, autor Od Valinoru do Mordoru, twierdzi, że magia w Śródziemiu odpowiada współczesnym teoriom o człowieku, jako twórcy świata symboli, konstruującego swoje teorie na bazie przekonania o świecie pełnym życia i ukrytych mocy.

Magia zatem wyraża najwyższy stan napięcia pomiędzy tym, co człowiek, postawiony w obliczu sił natury, chce i może osiągnąć.

Jest całkiem prawdopodobne, że Tolkien znał podstawowe teorie magii. W kręgu kultury angielskojęzycznej popularne i cenione były poświęcone temu tematowi dzieła E.B. Taylora (1871 rok), J.G. Frazera (1. wydanie: 1870, 2. wydanie: 1900 i 3. wydanie: 1915), E. Evansa-Pritcharda. Ten ostatni wprowadził rozróżnienie na WITCHCRAFT (czary, magia) oraz SORCERY (czarnoksięstwo, czarna magia), przy czym to pierwsze jest wewnętrzną psychiczną zdolnością mającą czy mogącą mieć rzeczywiste skutki magiczne, to drugie zaś specjalnymi i mechanicznymi przykładami przypadków złośliwej magii, które mogą pozostawać w kręgu zainteresowań antropologów. Owo rozróżnienie jest ważne dla Śródziemia.

U Tolkiena współistnieją trzy aspekty kultury wyszczególnione przez Frazera w The Golden Bough (dzieło to zostało wydane po polsku pod tytułem Złota gałąź, bardzo polecam lekturę). Są to: MAGIA, jako przyrodzona, naturalna moc oparta na sile oraz wiedzy i doświadczeniu, zakorzeniona w animistycznym, spirytualnym świecie, czyniąca tego, kto nią włada, zdolnym wpływać na kształt i bieg rzeczy (łac. anima = wiatr, oddech, dusza); NAUKA, która w kategoriach tolkienowych jest tworzeniem rzeczy nie tylko użytecznych, ale także pięknych oraz RELIGIA, na określenie pewnych instancji, do których mieszkańcy Śródziemia mogą się odwoływać w trudnych chwilach i które mają wpływ na ich Los; przy czym dla identyfikacji religii potrzebne są: modlitwa i ofiara (łac. religio = szacunek, pobożność; od [?] religare = ponownie wiązać, ponownie łączyć, wiązać mocno).

James George Frazer w Złotej gałęzi (Studia z magii i religii) podaje dwa mechanizmy myślenia leżące u podstaw magii: prawo podobieństwa – podobne powoduje podobne, skutek jest podobny do przyczyny, oraz prawo styczności, kontaktu, przenośności – rzeczy, które pozostawały ze sobą w styczności, nadal na siebie oddziałują, choć kontakt fizyczny przestał istnieć. Magia oparta na tych dwóch filarach (prawo powinowactwa) zwana jest magią sympatyczną: pierwszy filar to magia homeopatyczna, drugi – magia przenośna.

.Podkreślano niejednokrotnie, że Tolkien odszedł od prawa podobieństwa, zachowując być może jedynie dalekie echo magii homeopatycznej. Pozostawił jednak zasadę, że jeśli jakieś obiekty, albo osoby i obiekty, choć przez chwilę, będą ze sobą w kontakcie, po ustaniu kontaktu nadal będzie istnieć między nimi magiczny związek. Przypomina mi to o zjawisku „upiornego oddziaływania na odległość” (spooky action at a distance), jak kpiąco nazwał je (w latach trzydziestych XX wieku) Albert Einstein, zwracając uwagę na jego sprzeczność z teorią względności (spooky action wystąpiło w znaczącej roli w pięknym filmie Jima Jarmuscha Tylko kochankowie przeżyją). Splątanie kwantowe (stan splątania) zachodzi pomimo oddalenia w przestrzeni lub czasie. Dla wyjaśnienia tego paradoksu sam Einstein postulował istnienie tzw. teorii względnych ukrytych, która wskazuje, że splątane fotony z chwilą ich rozdzielenia mogłyby nieść pewną zakodowaną informację, która wpływałaby na ich przyszłe zachowanie. Teoria „upiornego oddziaływania na odległość” została udowodniona eksperymentalnie (eksperyment Einsteina, Borysa Podolskiego i Nathana Rosena), choć brzmi niemożliwie – i to na dodatek w doświadczeniu, które de facto miało zachwiać tezami teorii kwantowych Panów Schrödingera, Bohra i Heisenberga. Paradoks Panów EPR wyjaśnił John Bell w 1964 roku (odwołując się do koncepcji Davida Bohma) – pokazał, że kpina Einsteina nie jest żartem, a faktem, a mechanika kwantowa opisała po prostu kolejne tajemnicze zjawisko. Rozważając zależność magii i religii, choćby u Tolkiena, znajdujemy się w pozycji Pana Bella. Chciałoby się rzec, że mieszkańcy Śródziemia nie potrzebowali dowodów na skuteczność magii – może dla Elfów wiedza „magiczna” była tym samym, co dla fizyków znajomość teorii mechaniki kwantowej?

A niektórzy z nas nie wierzą w ocieplenie klimatu…

.Wiele kategorii magii, w tym te wyróżnione przez Frazera, spotykamy u Tolkiena, przy czym nie będę koncentrować się wyłącznie na Władcy Pierścieni, ale raczej czerpać przykłady z całego legendarium. Jest oto, po pierwsze, owa magia kontaktu, pokazująca ścisłą zależność między twórcą a stworzeniem, której esencją jest fizyczny kontakt źródła magii albo tego, kto nią włada, z obiektem, na który chcą wywrzeć wpływ. Przykładami takiej magii jest miecz Anglachel wykuty przez Eöla, ostrze Morgulu, które raniło Froda na Wichrowym Czubie, zaczarowany krasnoludzki naszyjnik Nauglafring (Nauglamir) oraz… sam Jedyny Pierścień! W Lórien Haldir tłumaczy Samowi: wkładamy nasze myśli o tym, co kochamy, w to, co robimy. Ten aspekt magii kontaktu najpełniej ukazują największe dzieła Fëanora, czyli Silmarile, które zawierają w sobie życie najpiękniejszej perły Telerich, fosforyzującą pianę z czarnych morskich fal, blask opali, światło Telperiona i kroplę światła Laurelinu.

Następnie mamy magię naśladowczą, imitującą, która swą regułą przypomina homeopatię. Przykładem z legendarium niech będzie tu pieśń Lúthien, w której wymienia ona wszystkie najdłuższe rzeczy Ardy, aby wywołać wzrost swoich włosów. Jak już powiedziano, Tolkien w miarę rozwoju legendarium eliminuje tę homeopatyczną zasadę. Żywe opisy magicznych praktyk zastępowane są jedynie krótkimi zaklęciami, podawanym z reguły w języku Elfów. Tolkien dąży do oddzielenia magii czarnej i białej, czyli tej pochodzącej od sił Zła i od sił Dobra.

Magia apotropaiczna to sztuka odwracania zła – w przeważającej mierze ma charakter defensywny, a jej celem jest uniknięcie albo usunięcie krzywdy poprzez trzymanie złych mocy na odpowiednią odległość. Środkami takiej magii są wszelkiego rodzaju artefakty i amulety albo inne obiekty, na przykład: kolumny Argonath, Kamień Elfów zwany Elessarem, róg Gondoru należący do Boromira, Obręcz Meliany chroniąca Doriath, flakonik Galadrieli podarowany Frodowi i użyty w jaskini Szeloby, ale przede wszystkim Trzy Pierścienie Elfów: Vilya, Narya i Nenya.

Jeszcze inny rodzaj magii to magia werbalna, do której najbardziej pasuje angielskie słowo spell – zaklęcie, tajemne hasło. Słynne Powiedz Przyjacielu i wejdź to jeden przykład. Inny to: Aiya Eärendil Elenion Ancalima! (właśnie bez tłumaczenia z języka Quenya…).

I na koniec: magia ewokacyjna, czyli wywołująca (duchy). U Tolkiena ten rodzaj magii jest przypisany wyłącznie siłom ciemności: Czarnoksiężnikowi w Hobbicie, potem Sauronowi, Morgothowi, Sarumanowi.

shutterstock_192897821-kopia

.Tolkien oddzielił magię od goetei – termin goeteia pochodzi z języka greckiego i u Tolkiena oznacza mniej więcej tyle, co technologia. Jednocześnie magia nie jest ani dobra, ani zła – wszystko zależy do celu, a jakim szczególny dar magii jest użyty. Wyjaśnia to Galadriela, stojąc nad Zwierciadłem w Lórien: Wiedz, że tu wchodzi w grę to, co twoje plemię nazywa magią, chociaż ja niezupełnie pojmuję, co rozumiecie przez to określenie: zdaje się, że tym samym słowem określacie podstępy Nieprzyjaciela. Lecz jeśli chcesz nazwać to magią, pamiętaj, że to magia Galadrieli.

Co ciekawe, narzędziem magii u sił Dobra jest słowo, zaklęcie albo pieśń, które pojawiają się same, przychodzą na wezwanie, są odkrywaniem własnej pamięci.

Goeteia natomiast wymaga pewnych utensyliów, podobna jest rzemiosłu, technice, ale może być też sztuką. Goeteia wymaga wiedzy, a więc nie jest naturalna, przyrodzona, dlatego może jej być blisko do czarnej magii. Kluczowy dla zrozumienia tego rozróżnienia jest proces powstania Ei, czyli świata i samej Ardy, czyli ziemi. Arda stała się dzięki inicjatywie i woli Eru, ale kształt nadali jej swą wolą i mocą Valarowie. Istoty używające magii nie są przekaźnikami mocy i energii żywiołów, jak to ma miejsce choćby w prozie Andrzeja Sapkowskiego. Odwrotnie, istoty zamieszkujące Ardę czerpią jedynie z mocy Jedynego, który włada Niezniszczalnym Płomieniem. Dlatego możliwa jest utrata tych sił magicznych na skutek ich zmarnowania poprzez złe uczynki, jak to się stało w przypadku Morgotha. Podobnie rzecz się ma z Sarumanem, który zdewaluował swoją moc, ponieważ dążył do zdobycia wiedzy – i władzy – poprzez zniszczenie tego, co chciał zbadać.

Inaczej mówiąc, magia w Śródziemiu jest darem, którym trzeba się umiejętnie posługiwać, a w przypadku Elfów może też być czystą Sztuką, uwolnioną od wszelkich ludzkich ograniczeń, przeprowadzaną bez wysiłku, szybszą i pełniejszą, której celem nie jest dominacja czy władza, ale sztuka właśnie oraz sub-kreacja, czyli tworzenie na podobieństwo Stworzenia.

Co wydaje się najważniejsze, Magia jest niedostępna ludziom, ponieważ nie mają wystarczającej siły, aby nią władać. Uzdrowicielska moc królewskich dłoni Aragorna to jedynie ludowa, a właściwie hobbicka, interpretacja jego zdolności leczenia – Aragorn nie jest przecież wyłącznie człowiekiem, ale dalekim potomkiem Lúthien… Powiedziałabym, że magia jest elementem kultury Elfów, a także Valarów, natomiast w świecie ludzi, którzy objęli Śródziemie we władanie z końcem Trzeciej Ery, miejsce magii zajmie religia.

shutterstock_192897821-kopia 3

W tych rozważaniach o magii najciekawsza jest być może jej relacja z filologią. To, co najbardziej fascynowało Tolkiena, jako filologa, to moc tworzenia poprzez nazywanie.

.Pierwszą czynnością Elfów po ich przebudzeniu daleko na wschodzie było nadawanie nazw rzeczom i zjawiskom, które po raz pierwszy ujrzeli. Ujmując to w kryteriach tolkienowych, sub-kreacja jest magią. W końcu świat powstał z pieśni, także wszystko, co zaprojektowali Valarowie, miało swój początek w pieśni. Zaklęcia (spells) i formuły magiczne mają swój aspekt i efekt fonetyczny (chodzi np. o naśladowanie dźwięków) oraz aspekt mityczny (w mitycznych aluzjach wspomina się pozytywne osiągnięcia w przyszłości, moc słów, obiektów i czynności). Formuła słowna ma jednak znacznie drugorzędne – najważniejsza jest siła woli władającego tą formułą. Szczególnie interesujące są imiona bohaterów – znajomość imienia pozwala mieć wpływ na osobę; samo imię ma ukrytą moc. Można odmienić los poprzez zmianę imienia. Elfowie na przykład zwyczajowo mają trzy imiona: to, które nadaje matka (a kobieta elfów w połogu ma dar wieszczenia i jasnowidzenia), to, które nadaje ojciec, i wreszcie to, które można sobie wybrać samodzielnie – a także czwarte, zwane epessë. Każde z tych imion ma moc wyznaczania indywidualnego przeznaczenia. W tym kontekście nawet tworzenie Władcy Pierścieni było „magiczne” – zaczęło się od spisania długiej listy około sześciuset imion i nazw własnych, które nie mogły być pozostawione bez historii.

Im dłużej jednak czytam o magii, np. u Frazera, tym bardziej mam ochotę Państwa przekonywać, że u Tolkiena jej… nie ma!

Po pierwsze, zawsze warto mieć na uwadze, że Władca Pierścieni to dzieje wojny o Pierścień podawane przez Hobbitów (ta opowieść jest „hobbitocentryczna”). Historię kluczowych wydarzeń Trzeciej Ery pisze Bilbo i Frodo – jest to więc doświadczenie „z drugiej ręki”. Dla Hobbitów pewne aspekty rzeczywistości, stanowiące dla Elfów oczywistą oczywistość, wydają się być raczej czarami. Dlatego Galadriela nie rozumie, co ma na myśli Sam Gamgee, gdy nazywa jej sztukę magią. Akcja WP poprowadzona jest tak, że zawsze oglądamy Śródziemie oczami Hobbitów. Ulegamy więc pewnej sugestii – ktoś opisuje zjawiska jako magię, więc nabieramy przeświadczenia, że to musi być magia. Tymczasem nie ma na to dowodów…

Po drugie, Śródziemie jest prawdziwe, a zamieszkują je postaci, które znają istotę rzeczy zawartą w otaczającej je realności. Ich dzieła, ich sztuka – są Prawdą. Tymczasem magia jest fałszywa – opiera się na fałszywych przesłankach i wyciąga fałszywe wnioski. Magia jest, jak twierdzi J. G. Frazer, fałszywym systemem praw przyrody i zespołem fałszywych wskazówek postępowania. Błędem magii homeopatycznej jest założenie, że przedmioty do siebie podobne są identyczne, zaś błędem magii przenośnej założenie, że przedmioty, które raz były ze sobą w styczności, pozostaną w związku na zawsze. Magia ma dwa aspekty: teoretyczny, podobny nauce oraz praktyczny, podobny sztuce w rozumieniu rzemiosła, technologii, praktyk zawodowych. Przeciętny człowiek widzi tylko stronę praktyczną. Elf bada przede wszystkim teorię, a praktyka może być dla niego czymś w rodzaju uroczej rozrywki (którą na dodatek można podbudować swoje ego w oczach maluczkich). Potężny Gandalf (Maiar, istota tylko trochę ustępująca rangą Valarom), w Shire jest przecież specjalistą od ogni sztucznych, które trudno zaliczyć do czarów (na dodatek, z przeproszeniem, chałturzy na imprezach…). Magia jest z konieczności fałszywa i jałowa, a gdyby miała się okazać prawdziwa i płodna, to przestałaby być magią, a stałaby się… nauką. W WP nie ma magii, po prostu pewne zjawiska nie znajdują innych określeń w języku hobbitów czy ludzi.

.Elfowie wiedzą, jak działa świat. Arda powstała z muzyki, która jest sztuką, a więc w kategoriach piękna dociera do transcendencji, ponadczasowości, wieczności. Nieśmiertelni są uwięzieni w kręgach świata aż do jego końca, nie są wieczni, bo istnieją tylko tak długo, jak istnieje świat i nie dostąpili łaski Daru Eru dla Ludzi – śmierć jest dla nich największą tajemnicą Boga i, mam wrażenie, usiłują zgłębić tajniki wieczności poprzez Sztukę. Muzyka jest także nauką, matematyką, precyzyjnym planem, w którym zapisano wszystko od początku do końca świata. Elfowie znają Eru, Ilúvatara, Jedynego oraz boskie potęgi, czyli Valarów. Sami Elfowie są niczym aniołowie. Główną cechą aniołów jest nieograniczone miłosierdzie. Elfowie wiedzą też, że to, co inni nazywają magią, jest kłamstwem. Znają prawdziwe potęgi świata i wzywają je w razie potrzeby, odwołują się do wyższych instancji i potrafią składać im odpowiednie ofiary. A to już jest religia, nie magia! Bardzo to ciekawe, że Númenorejczycy, jak Aragorn czy Faramir, pamiętają o ziemskim Raju ludzi, o wyspie Númenor, na której najwyższym szczycie czczono przecież Jedynego Boga, ale nie kontynuują tej tradycji w Śródziemiu. Czy to dlatego, że są tu na wygnaniu? Przecież to raczej schronienie. Czy to może dlatego, że Númenor przepadł? Ale nie zginęła pamięć o nim. A co, jeśli pamięć sama jest rodzajem modlitwy…? Gdyby iść tropami Frazera ze Złotej gałęzi, można by chyba stwierdzić, że utracony Númenor, ich ziemski Raj, jest dla ludzi rodzajem tabu – wspomnieniem tak ważnym i kojarzonym z jednej strony z tak wielką Chwałą, a z drugiej z tak potężnym Upadkiem, że aż świętym.

Na tym chyba polega wszechobecność religii (w najszerszym możliwym znaczeniu) w Śródziemiu. Na Sztuce i pamięci oraz na poczuciu identyfikacji (duchowej) ze światem. Koniec końców, magia u Tolkiena nie jest silniejsza niż skutki wolnej woli, przeznaczenia, łaski i opatrzności. Magia (religia) ma moc uzdrawiania – symbolizuje ludzkie dążenie i tęsknotę do takiej struktury rzeczywistości, która jest integralna, proporcjonalna i piękna, ale także zrozumiała na poziomie duchowym. Taką samą moc uzdrawiania ma mit. Mit służy godzeniu ze sobą rzeczy, opowieści i światów pozornie nie do pogodzenia. Jesteśmy w końcu w Śródziemiu – krainie gdzieś pomiędzy Niebem a Otchłanią Podziemi. To przecież możliwe, przynajmniej w przenośni, że magia tak się ma do rzeczywistości Śródziemia, jak teoria kwantowa do teorii względności. Niby nic się nie zgadza, a jednak…

.W 1971 roku pewien czytelnik, określający się jako niedowiarek, napisał do Tolkiena, że tworzy świat, gdzie wiara wydaje się być wszędzie bez widzialnego źródła, niczym światło niewidzialnej lampy. Autor WP odpowiedział: Żaden człowiek nie może wydać pewnego sądu o własnym rozsądku. Jeśli w jego dziele zamieszkuje świętość lub też rozświetla je ona jako przenikające je światło, to nie przychodzi ona od tego człowieka, lecz poprzez niego. I żadne z Was nie postrzegałoby jej w tych kategoriach, gdyby nie towarzyszyła również Wam.

Władca Pierścieni jest jak Zwierciadło Galadrieli – pokazuje to, co życzymy sobie zobaczyć, ale czasami może z własnej woli ukazać obrazy, o które nikt nie prosił, a bywają one często niezwykłe i bardziej pouczające niż tamte, upragnione.

W 1 sezonie serialu Wikingowie najbardziej wstrząsającym momentem był obraz składania ofiary z ludzi. Przyjaciel Ragnara Lodbroka sam zgłosił się do wypełnienia tej roli, dając swoje życie w zamian za życie Athelstana, mnicha przywiezionego przez Ragnara z Lindisfarne. Ta ofiara nieodparcie przywodziła na myśl ofiarę Chrystusa – ktoś naprawdę dobry, czysty, a jednocześnie wielki, silny, prawy, waleczny wojownik, dobrowolnie, cicho i skromnie oddał życie za przyjaciół, aby ich i siebie pojednać z bogami. Jak pokazuje Frazer, motywy śmierci i nadziei zmartwychwstania są obecne w każdej kulturze i religii na przestrzeni wieków – chrześcijaństwo ofiarowało ludzkości Zbawienie poprzez ofiarę Chrystusa. Jak niedawno pisałam, śmierć u Tolkiena była DAREM dla ludzi od Jedynego, Ilúvatara. Darem, który trafia w samo serce ludzkiej istoty i każe z tęsknotą spoglądać w przestrzenie poza granicami tego świata. Ludzie mają pochodzącą do Jedynego moc kształtowania swojego życia w sposób nie wyznaczony przez Muzykę Ainurów. To działanie ludzi ukształtuje ostatecznie świat. Motyw Śmierci jako daru łączy trzy główne tematy Władcy Pierścieni: naturę ludzkiej śmiertelności, wagę wolnej woli oraz walkę Dobra ze Złem. Śmierć przynosi Dobro nieosiągalne w żaden inny sposób, choć sama w sobie jest złem – prawdziwe szczęście jest do odnalezienia nie w czasie, a w wieczności. Prawdopodobnie jest to najdonioślejszy temat, jakim może zajmować się Człowiek. Człowiek mieszka w czasie, dlatego jak powietrza potrzebuje sensu. Ta potrzeba być może tworzy kulturę.

shutterstock_192897821-kopia 5

.Wydaje się, że jako ludzie zawsze mieliśmy przeczucie najlepszego, najwyższego Dobra. Przeczucie, które w WP mają Frodo, Aragorn, Gandalf, Faramir. Skąd ono się bierze? Jest dużo dowodów na to, że z natury – z naszej ludzkiej natury (biolog wskazałby na neurony lustrzane). Przeczucie to, czy też taka potrzeba, wyewoluowały wraz z nami. Stworzyliśmy je – dla swojego dobra. Z empatii i współczucia. Troska, współczucie, sprawiedliwość, lojalność i świętość stanowią pierwotne podstawy wszystkich systemów moralnych. Człowiek potrzebuje wspólnoty, nie istnieje sam. Gdybyśmy egzystowali w pojedynkę, nie potrzebowalibyśmy moralności. W liście Tolkiena do Camilli Unwin z 20 maja 1969 roku znajdujemy taki fragment: […] moralność ma dwie strony, wywodzące się z faktu, że […] jesteśmy jednostkami, lecz nie żyjemy i nie możemy żyć w odosobnieniu, i mamy więź ze wszystkim, co nas otacza coraz bliższą absolutnej więzi z naszym własnym rodzajem ludzkim.[…] moralność powinna kierować naszymi ludzkimi celami […] sposobami, na jakie można rozwijać nasze indywidualne talenty, nie marnując ich ani nie wypaczając oraz nie krzywdząc naszych pobratymców ani nie przeszkadzając im w rozwoju. Ten wspaniały, długi list Tolkiena był odpowiedzią na zadane przez Pannę Unwin, córkę jego wydawcy, pytanie: Jaki jest sens życia?

Jak teraz wspaniale pisze Olga Tokarczuk w Księgach Jakubowych, które, tak na marginesie, mają dla mnie zaskakująco wiele wspólnego z Władcą Pierścieni, tam, gdzie jest największe światło, jest też najgłębszy cień i mrok. Ciemność istnieje, a poszukiwanie światła, jako opowiedzenie się po stronie życia, jest wyrazem niepokoju, obawy. Jest też szukaniem ratunku, jest poszukiwaniem Mesjaszy, nawet tych nieudanych. A wszystko to bierze się z miłości do życia. W rozdziale 6 WP, Stary Las, Frodo śpiewa cicho, a właściwie szepcze, żeby dodać towarzyszom serca:

O, wędrujący przez mroczną krainę,
Nie rozpaczajcie! Choć ciemne są lasy
Muszą się kiedyś skończyć i przeminąć,
ujrzeć nad sobą niebo słońca pełne:
zachodzącego i powstającego,
w porze świtania i o dnia wieczorze.
Bo lasom wszystkim w końcu kres być musi…

.Moralność wyewoluowała z… wojny (to nie może być zupełny przypadek, że w centrum fabuły Władcy Pierścieni jest wojna z Sauronem). Istnienie jakiejś opozycji, mroku, nieodgadnionej nocy implikowało powstanie reguł przetrwania w solidarności z tą grupą, która nas stworzyła, wydała na świat, przygarnęła. Nasz czas, naznaczony przez ten wszechobecny indywidualizm, zdeprecjonował i wykpił poczucie przynależności. W ten sposób pogrzebał zdolność przeżywania świata w sposób duchowy, odległy tak bardzo od narracji skoncentrowanej tylko na relacjonowaniu zdarzeń. Lukę po nagle zgasłej duchowej sferze naszego życia coś zapewne wypełni, bo natura nie znosi próżni.

shutterstock_192897821

.Tolkien znał doskonale czasy, w których ludzie nie mieli pojęcia o Chrystusie, lecz żywotnie i autentycznie potrzebowali wartości, które Chrystus dla chrześcijan reprezentuje. Widział też czasy nowe, w których emancypacja człowieka dotyczy spraw religijnych (doświadczył tego nawet we własnej rodzinie). Ale nawet ci, którzy nie wierzą, uznają konieczność istnienia moralności, dobra i systemu etycznego. Kiedy już poznają, że się zgubili, będą potrzebowali się odnaleźć. Czy wypełnimy tę lukę religią? Czy znajdziemy coś innego?

Czytałam niedawno o wystawie obrazów Marka Rothko – jego niezwykłe dzieła oglądałam kiedyś w Muzeum Narodowym w Warszawie. Autor napisał intrygująco, że wiele osób przed obrazami Rothki płacze. Sztuka wyzwala emocje na granicy transcendencji. Obecnie nowoczesne muzea mogą się jawić niczym dawne katedry. Ciekawe, że w katedrach niewiele osób wzrusza się do łez (chodzi mi raczej o zwiedzających, niż o wiernych…), a w galeriach całkiem sporo, chociaż przecież katedry to wspaniałe pomniki architektury, sztuki, ludzkiej myśli i… ludzkiej miłości. Nieodparcie przypomina mi się tu wspaniały film Wielkie piękno – i ten japoński turysta, który umiera, oszołomiony cudowną panoramą Wiecznego Miasta. Bohater tego filmu pewnie też chciałby tak umrzeć, ale strach trzyma go przy życiu i przy poszukiwaniu piękna na własną miarę. A może to jest właśnie odwaga…?

W powieści Eleanor Catton Wszystko, co lśni (The Luminaries) jest taka scena: pewien Maorys rozmawia w księdzem o zmarłym w tajemniczych okolicznościach przyjacielu. Duchowny docenia, że Te Rau Tauwhare przyszedł, aby się pomodlić za przyjaciela. W odpowiedzi Maorys mówi: Ja się za niego nie modlę. Ja go pamiętam. Modlitwa zaczyna się od reminiscencji. Wspomnienie tych, których kochaliśmy, jest swoistą kontemplacją przeszłości i… daje nadzieję. Człowiek, który pamięta, zawsze jest dobry. Gdyby w tej perspektywie spojrzeć na elfowe pieśni o Dawnych Dniach, np. na pieśń o Elbereth, którą przecież niektórzy otwarcie porównują do Matki Zbawiciela…

O Elbereth! Gilthoniel!
Wciąż pamiętamy – w cieniu drzew,
W kraju dalekim pędząc swe dnie –
Światło twych gwiazd wśród Zachodnich Mórz.

Walka, nawet wobec long defeat, czyli „długiej klęski”, wpisanej w nasz los po Upadku człowieka, nie wydaje się wtedy taka straszna.

Prawda nie istnieje inaczej niż relatywnie, jak czytam właśnie w powieści Pani Catton (jest to powieść z antypodów i o antypodach – tam wszystko jest odwrotnie niż u nas, jakby wywrócone podszewką na wierzch: na Boże Narodzenie jest bardzo ciepło). Relatywnie do nas samych. Pamięć nie daje nam ochrony, bo jest tylko sumą własnych przeświadczeń. Jest zbiorem przekonań o tym, jak świat wyglądał, i jak powinien wyglądać. Pamięć jest wyobraźnią. Wyobraźnia – magią. Patrząc na świat, zawsze widzimy siebie. Koło się zamyka…

Co ma Ingeld wspólnego z Chrystusem? Co ma religia wspólnego z magią? Co Władca Pierścieni ma wspólnego z religią?

Magiczne działanie Władcy Pierścieni można sprowadzić do tego jednego obrazu: w Drużynie Pierścienia, w rozdziale 3 Księgi pierwszej: Trzech to już kompania, Frodo, Sam i Pippin spotykają Elfów Wysokiego Rodu, z Gildorem na czele. Elfowie śpiewają pieśń do Elbereth, Gilthoniel.

O Śnieżnobiała, Czysta Pani,
Królowo zza Zachodnich Mórz,
Światłości dla nas, zabłąkanych,
W świecie splątanych drzew i dróg.

Tak tę pieśń słyszy Frodo.

.A Tolkien pisze: Śpiew się przybliżył. Jeden głos wybił się wyraźnie z chóru. Śpiewał w pięknym języku elfów, w języku, który Frodo znał bardzo słabo, a którego dwaj pozostali hobbici nie znali wcale. A jednak dźwięki mowy stopione z melodią układały się w ich myślach w słowa, na pół tylko zrozumiałe.

shutterstock_192897821-kopia 2

.Joseph Pearce w Tolkien. Człowiek i mit. przywołuje fragment listu Tolkiena do jego syna, Christophera, z 30 stycznia 1945 roku. W liście tym Tolkien pisze: Lewis napisał niedawno niezwykle interesujący esej […] wykazujący wielką wartość samej opowieści jako pożywki umysłowej. Szydzimy właśnie z obrony takiej postawy: człowieka bojaźliwego, który traci wiarę, ale trzyma się przynajmniej piękna „opowieści”, jako że ma ona jakąś nieprzemijającą wartość. Lewis chciał dowieść, że tacy ludzie mimo wszystko otrzymują w ten sposób strawę i nie są całkowicie odcięci od soków życia; piękno opowieści niekoniecznie bowiem gwarantuje jej prawdę, lecz zawsze jej towarzyszy, a „fidelis” ma czerpać strawę tak z piękna, jak i z prawdy.

W liście tym jest mowa o Raju. Tolkien uważał, że większość chrześcijan opowieść o Raju upchnęła do lamusa, wstydząc się nawet przyznawać do tego, że mogliby wierzyć w jego istnienie, zwłaszcza wobec przedstawicieli nowoczesnych, postępowych gustów. Pisał: Księgę Rodzaju dzieli od Upadku nie wiedzieć ile smutnych, wygnanych pokoleń, lecz na tej bardzo nieszczęśliwej ziemi z pewnością istniał Raj. Wszyscy go pragniemy i wszyscy stale dostrzegamy jego przebłyski: nasza cała natura w swych najlepszych i najmniej zniekształconych, najłagodniejszych i najbardziej miłosiernych przejawach, wciąż jest przesiąknięta poczuciem „wygnania”.

Zapewne dlatego w obliczu wielkiego piękna mamy łzy w oczach…

.Ostatnie słowo w tym miejscu powinno należeć do Autora. Proponuję poświęcić mu czujną uwagę. Ostatnie zdanie odbieram jako napomnienie, aby nie przesadzić z interpretacją. W końcu Tolkien napisał Władcę Pierścieni przede wszystkim po to, aby nadawał się do wielokrotnego czytania: Oczywiście, że WP nie jest moją własnością. Został wydany i musi ruszyć w swoją wyznaczoną drogę przez świat, choć naturalnie bardzo się interesuję jego losami, tak jak rodzic losami dziecka. Jest mi pociechą, że ma dobrych przyjaciół, którzy bronią go przed złością jego wrogów. (Lecz nie wszyscy głupcy są w przeciwnym obozie).

shutterstock_192897821-kopia

.Dziś jest 25 grudnia (miesiąca Foreyule w kalendarzu Hobbitów).

Boże Narodzenie.

Tego dnia w roku 3018 Trzeciej Ery Drużyna Dziewięciu śmiałków, złożona z Gandalfa, Froda, Sama, Pippina, Merry’ego, Legolasa, Gimlego, Boromira i Aragorna, wyruszyła o zmroku z Rivendell w stronę Mordoru, z misją zniszczenia Pierścienia w ognistych czeluściach Orodruiny.

Sauron został ostatecznie pokonany 25 marca roku 3019. Dzień 25 marca, nie tylko w tradycji staroangielskiej, uznawany był za datę Ukrzyżowania. Według innej dawnej tradycji, 25 marca to także dzień Zwiastowania i poczęcia Chrystusa oraz upadku Adama i Ewy. W Anglii w 1752 roku zmieniono kalendarz juliański na gregoriański i 25 marca stał się 6 kwietnia – obecnie jest to początek roku… podatkowego.

.Jest taki tajemniczy fragment Władcy Pierścieni, w rozdziale 9 księgi V: Ostatnia narada, w którym pojawia się wizja naszych czasów, ery dominacji ludzi. Ma kształt przypowieści. Zaczyna się od tego, jak krasnolud i elf doceniają szlachetność księcia Imrahila, jak postrzegają chwałę Gondoru, jak oceniają ludzką sztukę kamieniarską, a potem przechodzi do uwag bardziej ogólnych.

– W kamieniu wtedy dobrze pracowali – zauważył Gimli. – Najlepsza robota w najwcześniejszych budowlach. Tak to jest z ludźmi; zaczynają gorliwie, ale wiosną zdarzają się przymrozki, a latem burze, i późniejsze dzieło nie dotrzymuje pierwszych obietnic.
– Rzadko jednak ziarno umiera całkowicie – powiedział Legolas. – Czeka nieraz w pyle i zgniliźnie, by wykiełkować mimo wszystko w czasie i w miejscu nieprzewidzianym. Dzieła ludzkie przeżyją nas, mój Gimli.
– A przecież w końcu okażą się tylko cieniem tego, co być mogło – rzekł krasnolud.
– Na to elfowie nie znają odpowiedzi – odparł Legolas.
Czy to możliwe, by elf przewidział Wcielenie, Boże Narodziny?

 Magdalena Słaba

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 grudnia 2014
Fot.: Shutterstock