Trzydzieści lat w Nazarecie
Franciszkowy kalendarz adwentowy
Bóg ubóstwem wcielenia potwierdził równą godność każdego człowieka, którego stworzył – pisze Małgorzata LIŚKIEWICZ
.Jezus nie spieszył się do publicznego głoszenia Dobrej Nowiny. Przez trzydzieści lat ukrywał się wtopiony w codzienność ubogiego człowieka. Nie poszedł na pustynię jak Jan Chrzciciel, nie został kapłanem, nie uczył się nawet w rabinackiej szkole. Życie, jakie prowadził, musiało być zupełnie zwyczajne, skoro nawet Jego krewni pytali zdziwieni: „skąd Mu się wzięła ta nauka”? Pozostawał niezauważaną częścią społeczności Nazaretu aż do chwili, kiedy porzucił pracę i poszedł nad Jordan, żeby dać się ochrzcić Janowi.
Bóg wcielił się i żył na ubogich peryferiach. Św. Franciszek chciał, żeby bracia posiadali tylko habit ze sznurem i spodniami, a tylko ci zmuszeni koniecznością także obuwie. Karol de Foucauld opuścił trapistów, bo zobaczył, że w zakonie „nie ma możności prowadzenia życia ubogiego, wyzutego z siebie”. Jednocześnie naturalnym i oczywistym pragnieniem jest eliminacja biedy jako stanu uniemożliwiającego pełny rozwój człowieka i naruszającego jego godność. Jakie jest zatem rzeczywiste znaczenie ubóstwa?
W jednym z tekstów ks. Dariusza Kowalczyka SJ przeczytałam, że Bóg stał się ubogim człowiekiem żeby wyrazić w ten sposób bezgraniczną solidarność z człowiekiem w jego różnych formach ubóstwa. Tak jak ktoś, kto chciałby okazać swoją bliskość biedronce stałby się właśnie biedronką. Bóg ubóstwem wcielenia potwierdził równą godność każdego człowieka, którego stworzył. Z tego wynikają dalsze logiczne, choć niezbyt wygodne wnioski.
„Świat istnieje dla wszystkich, ponieważ my wszyscy, istoty ludzkie, rodzimy się na tej ziemi z taką samą godnością.[1]” To konsekwentne nauczanie społeczne Kościoła: „raz jeszcze należy przypomnieć typową zasadę chrześcijańskiej nauki społecznej: dobra tego świata zostały pierwotnie przeznaczone dla wszystkich. Prawo do własności prywatnej jest słuszne i konieczne, ale tej zasady nie niweczy. Ciąży bowiem na własności „hipoteka społeczna”, czyli uznaje się jako jej wewnętrzną właściwość funkcję społeczną, mającą swoją podstawę i uzasadnienie właśnie w zasadzie powszechnego przeznaczenia dóbr[2]”. Zaniepokojenie losem „ubogich Pana” powinno zatem przekształcić się na wszystkich poziomach w konkretne czyny. Są tak nazywani, ponieważ Chrystus Pan zechciał utożsamić się z nimi i otacza ich szczególną troską[3].
Nazaret to praca. Franciszek we Fratelli tutti pisze, że najlepszą pomocą dla człowieka ubogiego i najlepszą drogą do godnego życia jest umożliwienie mu pracy. Takiej, by „kiełkowało to, co Bóg zasiał w każdym z nich, ich zdolności, inicjatywy, siły (…). Finansowa pomoc ubogim powinna być zawsze rozwiązaniem doraźnym, aby zaradzić pilnym potrzebom.[4]” W prawdziwie rozwiniętym społeczeństwie praca jest „nie tylko sposobem zarabiania na chleb, ale także drogą rozwoju osobistego, tworzenia zdrowych relacji, wyrażania siebie, dzielenia się darami, budowania poczucia współodpowiedzialności za rozwój świata, a ostatecznie – życia jako lud.[5]”
„Obym wszędzie potrafił żyć Nazaretem, ukryty z Jezusem” – Karol de Foucauld.
[1] Franciszek, enc. Fratelli tutti (118)
[2] Jan Paweł II, enc. Solicitudo rei socialis (42)
[3] Jan Paweł II, enc. Solicitudo rei socialis (43)
[4] Franciszek, enc. Fratelli tutti (162)
[5] tamże