
F jak Franciszek, P jak papież
Jest kilka słów, które charakteryzują jego pontyfikat. Można je wyczytać z encyklik, można policzyć ich występowanie w przemówieniach i orędziach. Zapytałam kilka osób, które świetnie znają Franciszka, jakie jedno słowo charakteryzuje Ojca Świętego – pisze Paulina GUZIK
.Tylko słowo „miłosierdzie” powtórzyło się kilkakrotnie. Niemniej z wszystkich odpowiedzi wynika jedno: że to papież wielowymiarowy, wcale nie tak prosty, jak lubimy go przedstawiać. I choć nie jest jak jego poprzednicy wielkim uczonym, to jest to papież, którego historia postawi na równi z wielkimi myślicielami, którzy pastorał Świętego Piotra nieśli przez wieki. I przyznają to wszyscy, którzy go słuchają, niezależnie od tego, czy lubią papieża, czy jest im z nim nie po drodze.
E jak Ewangelia
Franciszek ma krąg współpracowników, którym ufa, często się z nimi spotyka, pyta ich o radę i powierza im zadania, które najbardziej leżą mu na sercu. Pytanie o słowo charakteryzujące Franciszka zadałam też – obowiązkowo – Polakowi, który w tym najbliższym kręgu Ojca Świętego się znajduje. Abp Konrad Krajewski przez lata był papieskim ceremoniarzem. Dbał o to, aby liturgia sprawowana przez papieża dopięta była na ostatni guzik. Franciszek odkrył inny jego talent i już w 2013 roku mianował go jałmużnikiem papieskim. Człowiekiem od rozdzielania środków charytatywnych Watykanu. Abp Krajewski robi wszystko – od budowy pryszniców dla uchodźców, poprzez rozlewanie zupy bezdomnym, aż po zabieranie uchodźców do cyrku.
Co mówi o Franciszku? „To jest człowiek, który żyje czystą Ewangelią. Dlatego tyle osób pociąga i jeszcze więcej denerwuje! Taka jest Ewangelia: piękna jak wiosna, ale wkurzająca jak Krzyż!”.
Franciszkowe rozumienie Ewangelii świat poznał już w jego pierwszej, programowej encyklice – Evangelii gaudium. Radość Ewangelii. Sam tytuł sugeruje, że Franciszek w Ewangelii widzi radość. Nie sztuczny uśmiech stewardesy, jak sam powie właściwym sobie przyziemnym językiem. „Radość Ewangelii, wypełniająca życie wspólnoty uczniów, jest radością misyjną” – pisze. I zaprasza wszystkich do towarzyszenia braciom w drodze, do „wyjścia z własnej wygody i zdobycia się na odwagę, by dotrzeć na wszystkie peryferie potrzebujące światła Ewangelii”.
Tylko w tym jednym zdaniu kryją się kolejne dwa słowa klucze jego pontyfikatu: towarzyszenie i peryferie. Franciszek i jego ludzie idą z ludźmi w drogę, mówią: „Chodź, pójdźmy na spacer, opowiesz mi, co cię trapi”. Jezus też całe życie gdzieś wędrował. Dom znajdował tam, gdzie go przyjęli – pisał niedawno abp Ryś w „Tygodniku”. Ciągle z kimś rozmawiał. I też się wielu nie podobał, tak samo jak papież Franciszek.
K jak kontynuacja
Podstawowym zarzutem, jaki przeciwnicy Franciszka czy też ci, którzy z nim nie sympatyzują, stawiają papieżowi, jest to, że rzekomo odrzucił tradycję kontynuacji pontyfikatów. Dyskusję tę ucina sam Benedykt XVI. W prywatnym liście napisanym do szefa watykańskiej komunikacji ks. Dario Vigano z okazji wydania jedenastu książeczek teologicznych poświęconych nauczaniu Franciszka w piątą rocznicę jego pontyfikatu papież emeryt pisze:
„Przyklaskuję tej inicjatywie, która stara się przeciwstawić głupiemu uprzedzeniu, zgodnie z którym papież Franciszek byłby tylko człowiekiem praktycznym, pozbawionym szczególnej formacji teologicznej lub filozoficznej, podczas gdy ja byłbym tylko teoretykiem teologii, która mało rozumiała konkretne życie chrześcijanina dzisiaj. (…) Te małe księgi słusznie pokazują, że papież Franciszek jest człowiekiem o głębokiej formacji filozoficznej i teologicznej, dlatego pomagają [ludziom] widzieć wewnętrzną ciągłość między dwoma pontyfikatami, nawet przy wszystkich różnicach stylu i temperamentu”.
Sam Franciszek w swojej pierwszej encyklice zaraz na początku pisze, że w pełni zgadza się z Benedyktowym pojęciem Ewangelii: „Niezmordowanie będę powtarzał słowa Benedykta XVI (z Deus caritas est – przyp. red.), że u początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie”.
Niezadowoleni z papieża mówią też, że nie słucha kontrargumentów, że przeciwników uważa za faryzeuszy. Elisabetta Piqué, zaprzyjaźniona z papieżem Argentynka i autorka jego biografii „Franciszek. Życie i rewolucja”, opisując bardzo wnikliwie jego przeszłość, pisze coś zupełnie przeciwnego – że od czasów argentyńskich miał zdolność wysłuchiwania przeciwników i brania ich zdania pod uwagę po uprzednim przemyśleniu i przemodleniu spotkania „z drugą stroną”.
Antyfranciszkowcy mówią też, że podejmuje decyzje autorytarnie, nie zostawiając pola dyskusji, albo zupełnie przeciwnie, daje niejasne wskazówki, jak w przypadku komunii dla rozwodników w Amoris Laetitia.
To sam Franciszek jednak jako programowy priorytet swojego pontyfikatu założył sobie decentralizację, synod biskupów traktuje jako pole dyskusji i wysłuchuje każdego skrajnego zdania, milcząc przy tym i nie sugerując jednego słusznego rozwiązania. W Amoris Laetitia daje biskupom pole do działania i ostatecznego rozstrzygnięcia, jak kwestia posługi dla rodzin, także tych trudnych, będzie wyglądała w ich diecezjach. Trudno więc mówić tu o autorytarnym traktowaniu swoich decyzji.
Przez całe życie zakonne i biskupie Franciszek miał wrogów. W swojej książce przywołuje komentarz jednego z jezuitów, który gdy usłyszał od współbrata, że Bergoglio jako biskup „dał nam swój prywatny numer telefonu, często się z nim kontaktujemy, troszczy się o każdego z nas”, miał powiedzieć: „No cóż, może ze złego jezuity da się zrobić dobrego biskupa”.
Franciszek lubi mówić o sobie Biskup Rzymu. Komentatorzy, także ci broniący jego idei kontynuacji, piszą o nim często Proboszcz Świata. Zawiera się w tym idea jego papiestwa, która wielu tradycjonalistom się nie podoba.
M jak miłosierdzie
Programowym hitem Franciszka jest oczywiście miłosierdzie. W idei Franciszkowego miłosierdzia widać też kontynuację pontyfikatów. Bo czy nie jest to przedłużenie pontyfikatu miłosiernego papieża Polaka, Jana Pawła II, który to orędzie przedstawił światu? Franciszek realizuje je w praktyce na podwalinach teologicznych, które dali mu i „nasz” papież, i Benedykt XVI.
Andrea Tornielli, autor bestsellerowego wywiadu z Franciszkiem, „Miłosierdzie to imię Boga”, zapytany przeze mnie nie ma wątpliwości, co jest słowem kluczem pontyfikatu: miłosierdzie. Bez zbędnych tłumaczeń tego zdania jest także publicystka watykańskiego wpływowego medium Crux, Ines San Martin.
Sam Franciszek miłosierdzie definiuje w wywiadzie rzece udzielonym Andrei Torniellemu: „Miłosierdzie to imię Boga”. Pisze: „Znaczenie etymologiczne miłosierdzia to otwarcie serca na biednego. Przejdźmy od razu do Pana: miłosierdzie to zachowanie Boga, który przyjmuje, który pochyla się, by przebaczyć. Jezus powiedział, że nie przyszedł do sprawiedliwych, ale do grzeszników”.
Miłosierdzie według Antonia Spadaro, redaktora naczelnego Civiltà Cattolica, objawia się także w geopolityce Franciszka – między innymi w „dyplomacji solidarności”, „dyplomacji szpitala polowego”, „geopolityce, która rozwiązuje fundamentalizm i obawy o chaos”. Spadaro mówił o tym podczas konferencji na Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie – „Efekt Franciszka na pięciolecie pontyfikatu”.
Austen Ivereigh, autor książki „Prorok. Biografia Franciszka, papieża radykalnego”, powiedział w wywiadzie udzielonym mi dla „Między Ziemią a Niebem” TVP1: „Jest coś w jezuicie, który chce stworzyć przestrzeń dla ludzi, aby się zmienili. Boskie miłosierdzie nie jest nagrodą dla sprawiedliwych – to jest sposób na stworzenie przestrzeni dla kogoś do zmiany przez powiedzenie mu, że jest bezwarunkowo kochany”. W swojej książce „Prorok” Ivereigh pisze: „Permanentna reforma oznacza zapewnienie, by Chrystus, a nie Kościół pozostawał w centrum. To zaś oznacza z kolei kierowanie reflektora na miłosierdzie Boże”.
Papież o miłosierdziu mówi często i dużo. W Evangelii gaudium pisze: „Bóg nigdy nie męczy się przebaczaniem, to nas męczy proszenie Go o miłosierdzie”. Powtarza to, mówiąc o spowiedzi, powtarza czynami i zachęcaniem każdego do miłosiernych uczynków na co dzień.
N jak naśladowanie
Jest to chyba najważniejsza litera jego alfabetu. Naśladowanie jest dziedzictwem Franciszka.
„Innych papieży słuchałem, a tego chce mi się naśladować!” – napisał mi abp Krajewski. A nie tak łatwo pociągnąć za sobą tłumy, nawet jeśli jest się papieżem. Z jakiegoś jednak powodu w Krakowie od dwóch lat gotuje się zupa na Plantach. Całe rodziny obierają marchewki, które potem lądują w gorącej strawie dla bezdomnych. Dlaczego? Dlatego że Franciszek ich o to poprosił. Zachęcił tak, że poczuli, że mówi właśnie do nich. Prostym, serdecznym językiem, który jest jego znakiem rozpoznawczym. Do tego pokazał – tak się myje nogi uchodźcom i całuje je w Wielki Czwartek. Taką radość bezdomnemu sprawi pizza. Tak się udziela ślubu kościelnego w samolocie. Proste? Proste! No to teraz idźcie za przykładem.
Regina i Christopher Catrambone po wysłuchaniu pierwszego wystąpienia papieskiego poza Rzymem, na włoskiej Lampedusie – pierwszym i dla wielu uchodźców ostatnim przystanku w podróży za lepszym wymarzonym życiem w Europie – nie tylko zasmucili się nad losem migrantów tonących w wodach Morza Śródziemnego. Kupili łódź wyposażoną w sprzęt do ratowania ludzi na morzu i sami zaczęli pływać, ratując ludzi z marnych łajb dobijających jakimś cudem do europejskiego lądu. Mogli pić kawę na białym jachcie – możliwości finansowe jako zamożne małżeństwo mieszkające na Malcie mieli znaczne. Wybrali ratowanie tych, którzy marzyli o łyku wody po śmiertelnie niebezpiecznej podróży.
Regina jest Włoszką. Zapytałam ją o słowo, jakim scharakteryzowałaby Franciszka.
„Papież Franciszek ucieleśnia i miłosierdzie, i nieskończoną miłość Boga, który nigdy nas nie zostawia. Jest zawsze przy nas, i w ciemnych, i w dobrych czasach” – napisała.
Po osobistym spotkaniu z papieżem Regina podzieliła się refleksją na stronie swojej fundacji MOAS (Migrat Offshore Aid Stadion): „Podchodząc do papieża, miałam wrażenie, jakbym podchodziła do przyjaciela, do ukochanej osoby”.
Podobne wrażenia po spotkaniu z Franciszkiem ma Fatima Leung-Wai, wolontariuszka Światowych Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 roku, Nowozelandka, która miała okazję zjeść lunch z papieżem. „Papież Franciszek jest dla mnie jak dziadek, którego nigdy nie miałam. Obu moich dziadków nie było już na ziemi, kiedy dorastałam. Franciszek desperacko potrzebuje naszej modlitwy, jest jak cierpiący Chrystus” – mówi Fatima.
Papież podczas ŚDM 2016 wyraźnie zachęcił młodzież do działania – 60% młodych ankietowanych przez hiszpańską agencję GAD3 po ŚDM odpowiedziało, że dzięki ŚDM i Franciszkowi nauczyło się więcej o miłosierdziu, ale co najważniejsze: niemal połowa z nich zadeklarowała, że w efekcie zmieni swoje podejście do życia na takie, by żyć aktywnie, pomagając innym i spełniając konkretne uczynki miłosierdzia.
Naśladować Franciszka chcą lekarze, którzy budują co roku na Rynku w Krakowie namiot pomocy medycznej dla potrzebujących. Chcą ci, którzy sprzedają w sklepie bez zysku śpiwór, bo dowiedzieli się, że to dla bezdomnego. Naśladować chcą ci, dla których Kościół to szpital polowy. Dlaczego? Bo sami są poranieni. Źli na Kościół. Źli na Pana Boga za cierpienie, którego w życiu doświadczyli. Franciszek do nich trafia, bo mówi do nich: „Przytulę cię. Twoja sytuacja jest skomplikowana, ale razem ją rozwiążemy, popatrzmy na nią”. I dodaje: „Wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody kurczowego przywiązania do własnego bezpieczeństwa”.
R jak rozeznanie
Austen Ivereigh zapytany o jedno słowo charakteryzujące Franciszka we wspomnianym wywiadzie dla „Między Ziemią a Niebem” mówi: „Myślę, że byłoby to »rozeznanie«. Ta idea, że musimy być nieustannie otwarci na wolę Bożą. (…) Jest coś, na co wielu ludzi nie zwróciło jeszcze uwagi, ale jest nowy dokument, który daje nowe wytyczne seminarzystom, i słowo »rozeznanie« pojawia się tam 37 razy. A rozeznanie idzie w parze z towarzyszeniem – pomagasz ludziom rozumieć, gdzie Bóg znajduje się w ich życiu, idąc z nimi i towarzysząc im. A więc towarzyszenie, rozeznanie i trzecie słowo, które pojawia się w Amoris Laetitia – integracja. To jest dynamika, którą ten pontyfikat przedstawił orędziu uniwersalnego Kościoła, jest ona wyróżniająca się, głęboka i będzie miała wielkie znaczenie w przyszłości”.
W ankiecie przeprowadzonej na Twitterze zapytałam, jakie słowo według twitterowiczów charakteryzuje Franciszka – „rozeznanie” znalazło się na ostatnim miejscu z 16% głosów. „Miłosierdzie” zdobyło ich 30%, a „dialog” i „czułość” odpowiednio 27%. Rewolucja czułości jest znakiem rozpoznawczym Franciszka, co widać w wynikach skromnej twitterowej ankiety. Ale w słowie „rozeznanie”, kryje się de facto dar słuchania i dialogu, o którym Franciszek mówił, modląc się przed otwarciem synodu w 2014 roku. Mówił wówczas do biskupów, aby „nakłonili ucha na debaty tego czasu i poczuli zapach ludzi naszego czasu, dali się nasączyć ich radościami i nadziejami, ich smutkiem i niepokojem”.
Nie bez powodu o rozeznaniu pisze, jak powiedział Ivereigh, właśnie do seminarzystów – wie, że wielu księży nie chce iść za jego ideą misyjnego Kościoła, nie dlatego, że nie słuchają swojego zwierzchnika, ale dlatego, że to bardzo trudne. Księża mają na głowie parafie, obowiązki, biurokrację. Wyjście do ludzi, zejście do kanałów, do faweli, do obozów dla uchodźców, do noclegowni – kiedy mieliby na to jeszcze znaleźć czas? Papież mówi im jednak wyraźnie – tam jest wasz poraniony Kościół, którym trzeba się zająć. Trzeba się zająć rodzinami w kryzysie – jaką macie dla nich propozycję oprócz nauk przedmałżeńskich, które odbębniają z obowiązku? To są trudne sprawy i Franciszek wie, że wielu swoich księży nie przekona. Ale wie też, że nadzieja w nowym pokoleniu – a za 20 lat to obecnych młodych seminarzystów inny papież będzie wynosił do godności biskupa. Biskupa misyjnego, chodzącego po noclegowniach i spowiadającego w miłosiernym konfesjonale, nie „sali tortur”.
W jak wolność
Wspomniana już Elisabetta Piqué, rzymska korespondentka dziennika „La Nation”, dla przyjaciół – w tym papieża – Betta, zapytana, jakie słowo dla niej charakteryzuje Franciszka, powiedziała mi: „Wolność”.
„Od początku swego pontyfikatu ukazał wewnętrzną wolność od zwyczajów i pułapek papiestwa, a także wolność odkrywania nowych sposobów bycia papieżem i bycia Kościołem”.
Franciszek z pewnością należy do papieży, który jest wolny od patrzenia w statystyki. Nie jest naukowcem, wielkim profesorem, choć perfekcyjnie ma opanowane jezuickie ćwiczenia duchowe. Jeśli już interesowałaby go jakaś statystyka, to nie ta, ilu ludzi uwierzyło w Chrystusa za jego pontyfikatu. Papież pochyliłby się nad liczbą owiec, które pogubiły się i wróciły do stada. Pochyliłby się nad liczbą tych, którymi Kościół już dawno się nie interesował. Pochyliłby się też nad liczbą tych, którzy dzięki jego nauczaniu otrzymali pomoc – nad bezdomnymi, którzy dzięki drugiemu człowiekowi wyszli z bezdomności albo po prostu dostali co dzień ciepły posiłek, nad uchodźcami, którzy dzięki pomocy katolickiej organizacji znaleźli dom i pracę. To są jego peryferie. Peryferie, czyli serce Kościoła. W tych peryferiach widać Franciszkową wolność, którą podkreślił pięć lat temu, szokując cały świat i jako pierwszy papież w historii obierając imię Franciszek.
I znów Evangelii gaudium: „Często zachowujemy się jak kontrolerzy łaski, a nie jak ci, którzy ją przekazują. Kościół jednak nie jest urzędem celnym, jest ojcowskim domem, gdzie jest miejsce dla każdego z jego trudnym życiem”.
Patrzenie na pontyfikat Franciszka dla wielu jest wyzwaniem. Ale może patrząc na jego alfabet, łatwiej będzie go chociaż zrozumieć.
Paulina Guzik