Marek KACPRZAK: Papież i media. Tajemnice skutecznego przekazu

Papież i media.
Tajemnice skutecznego przekazu

Photo of Marek KACPRZAK

Marek KACPRZAK

Naukowo zajmuje się ekonomiką kultury, w szczególności zarządzaniem w mediach i ekonomiką mediów. Pracował m.in. w Wirtualnej Polsce, Polsat News, TVN24, TVP, RMF FM, Polska The Times. Od 2021 r. rzecznik prasowy Klubu Parlamentarnego Lewica.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Polityka nie musi być jałowa. Polityka nie musi być o niczym. I co ważniejsze, polityka może być wizjonerska, a nawet wymagająca. Polityka może mieć jakiś inny cel niż tylko utrzymanie władzy. Pokazał to dobitnie papież Franciszek podczas swojej wizyty w Polsce. Podczas Światowych Dni Młodzieży, jako głowa Kościoła Katolickiego, zabierał głos wiele razy. W licznych przemówieniach, wystąpieniach i rozmowach. I za każdym razem pokazywał, co to znaczy być „głową państwa”, co to znaczy być przywódcą i liderem. Bo oczywiście papież Franciszek za główny cel stawia sobie ewangelizację. Tyle tylko, że mniej lub bardziej świadomie, na arenie międzynarodowej prowadzi politykę, i to w stylu, o jakim już dawno zapomnieliśmy.

Na nowo pokazał, i to w praktyce, czym jest służba publiczna, czym jest wierność swoim ideałom, czym w ogóle jest posiadanie ideałów. A co za tym idzie, ich wypełnianie i podporządkowywanie swojej działalności.

Pewnie dlatego, wierząc w swoje idee i w to, jakie wiążą się z nimi dla wszystkich wartości, nie chowa się za formą, pięknymi zdaniami czy wyszukanymi frazami.

Franciszek prowadzi narrację prostą w przekazie. Bardzo konkretną. Można by śmiało stwierdzić, że wręcz idealną dla kampanii wyborczych prowadzonych za pomocą nowych mediów, czyli krótką, zwięzłą, ale jednocześnie pełną treści i zapadającą w pamięć. Gotową do powielania i posyłania dalej w świat. Co w zalewie treści, które nas otaczają, wcale nie jest normą.

.Papież doskonale zdaje sobie sprawę, że dzięki temu, w jaki sposób formułuje swoje myśli, media skupiają uwagę na tym, co powie. Jaki będzie przekaz. Dziennikarze chętnie wsłuchują się w jego słowa. W jego wydaniu słowo na nowo zyskuje znaczenia, to słowo, które przecież zostało przez polityków, i to nie tylko tych krajowych, tak bardzo zdezawuowane. W czasach, gdy wartość słowa jest tak niska, ci, którzy słowem pracują, pokazali, że są tych wartościowych przekazów i słów wypełnionych treścią spragnieni. Z chęcią wyczekują przekazów nieudawanych, a nie tylko tych, które odpowiadają na zapotrzebowania określonej grupy odbiorców, zwolenników bądź przeciwników. Przekazów, które wykraczają poza zbiór słów układanych w treści obliczone na przejęcie lub utrzymanie władzy.

Nie zabiegając o utrzymanie władzy, wypełniając służbę, papież nie przejmuje się tym, jak jego słowa zostaną przyjęte. Pokazał to wielokrotnie, w Polsce również. Udowadnia, że nie kalkuluje tego, co i jak ma powiedzieć, by kogoś nie urazić, by komuś się nie narazić, by być dobrze przyjętym. Gdy trzeba, to wytyka błędy, gdy trzeba to milczy. Ma odwagę przyznać, że lepiej milczeć. Ale gdy już mówi, to zawsze nazywa rzeczy po imieniu.

Mimo to, a może zwłaszcza dzięki temu w przestrzeni medialnej jego przekaz nabierał dodatkowej siły. Dziennikarze wsłuchiwali się w to, co powie, mniej energii poświęcono na opisywanie gestów, zachowań, strojów, ołtarzy i wszystkiego tego, co stanowi o oprawie takiej wizyty, ale zatraca jej główny sens. Tym razem byliśmy świadkami relacjonowania ciszy, zadumy, modlitwy i treści. Choć prostej, to bardzo często dobitnej, niepozostawiającej pola na interpretację. Treści w gruncie rzeczy niewygodnej dla wszystkich.

.Papież przypomniał coś, czego przypominać nie powinno być potrzeby. Przypomniał coś, co dla chrześcijan, ale i dla ludzkości wywodzącej się z całego chrześcijańskiego nurtu kulturowego powinno być rzeczą oczywistą. Że dekalog tylko wtedy ma sens, gdy jest przestrzegany w całości. Że przykazania mają moc, gdy nie wybiera się z nich tylko tych, które pasują, a odrzuca te, które z jakichś powodów są niewygodne w realizacji. Papież mówi wprost, że nie będziesz dobrym chrześcijaninem, nie będziesz człowiekiem prawdziwej wiary, jeśli świadomie odrzucisz chociaż jedno z nich. Stawia między nimi znak równości. Nie ma wartościowania. Nie ma stopniowania. Opieka nad uchodźcą jest tak samo ważna jak opieka nad nienarodzonym jeszcze dzieckiem. Życie jest tak samo ważne. Każde życie. Bez względu na to, czy mowa o człowieku, którego się boimy, bo przybywa z odległej kulturowo cywilizacji, czy o człowieku, który dopiero ma się narodzić i może całkowicie pokrzyżować nasze plany i dobre samopoczucie.

Papież mówi niewygodne prawdy i jest słuchany. A że swoim życiem zaświadcza, że wie, o czym mówi, to tym bardziej trudno z nim polemizować. Jego słowa są przyjmowane z powagą i zadumą. O takiej uwadze mediów może każdy z polityków co najwyżej pomarzyć. Nic dziwnego. Skoro polityka przestała być poważna, to trudno ją pokazywać i relacjonować na poważnie. Jeśli politycy przestali nas wszystkich traktować z powagą, to trudno od kogokolwiek wymagać, by i ich poważnie traktowano.

Podczas przyglądania się przekazom medialnym z papieskiej wizyty uderzało jedno. Powaga, z jaką przyjmowano i analizowano jego słowa. Bez względu na to, czy pracownicy jakiejś redakcji z tym przekazem się zgadzali, czy nie. Ale gdy po drugiej stronie jest poważny człowiek, z poważnym przekazem, to i liczyć może na poważny dialog i poważny sposób relacjonowania. A nawet przyciągania do siebie audytorium.

.Działo się tak, mimo że nie było takich akcentów jak kremówki czy narty. Papież nie umacniał nas we własnej wielkości i naszym mesjanizmie. Za każdym razem była to lekcja trudna do odrobienia, niełatwa do zrealizowania. Ale podawana w taki sposób, że nikt nie musiał czuć się wykluczony. Nikt nie był obrażony. Każdy był zaproszony do tego, by ją przyjąć. W razie odmowy nikt nie miał poczucia braku szacunku, wykluczenia czy odrzucenia.

Papież w swoim przekazie trafił do mediów swoją autentycznością i pokorą. Swoją postawą komunikował jedno — „Nie jestem wcale najmądrzejszy. Nie będę was pouczał. Powiem wam, co najwyżej, jak żyję i dlaczego daje mi to radość. Jeśli chcecie jej doświadczyć, to zapraszam. Choć nie mówię, że to będzie łatwe. I co ważniejsze, niczego od was nie chcę dla siebie. Nie mam w tym żadnego interesu. Jedyna radość to ta, jeśli sobą przekonam, że warto”. Taka postawa sprawia, że tym bardziej chce się uważnie przyglądać temu, co z tego dla niego i innych wynika. Dla niego wartością samą w sobie jest wiarygodność i bliskość. Tego uczy wiernych, tego uczy kapłanów.

.Jak widać, ta prosta prawda działa w praktyce. Wiarygodność przyciąga. Słowa mają wtedy wartość. Nawet jeśli są trudne do przyjęcia albo nawet bolą, to i tak warto ich wtedy słuchać. Bo dopiero z słuchania może zrodzić się dialog, czyli coś, czego nam teraz tak bardzo brakuje. Zasłuchanie i rozmowa. Papież pokazał nam wszystkim, jak to robić i jakie mogą być tego efekty.

Marek Kacprzak

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 10 sierpnia 2016
Fot.Mazur/Episkopat.pl