Paszporty szczepionkowe nie tworzą nierówności. One jedynie odsłaniają je i podkreślają. Jeśli chcemy, aby eksperyment paszportowy się udał, będziemy musieli być w stanie spełnić szereg warunków – pisze Marcin GIEŁZAK
Polityka to medycyna na szerszą skalę.
Rudolf Virchow
.Przybywszy wiosną 1594 roku do Włoch, angielski podróżnik i pisarz Fynes Moryson poczynił następującą obserwację w swoim dzienniku: „Ktokolwiek i skądkolwiek udaje się do Italii, w każdym mieście, którego bramę przekracza, musi okazać poświadczenie zdrowia. (…) Dokument ten pospolicie nazywają bollettino della sanità, a kto by go nie miał, będzie zamknięty na 40 dni w lazaretto. Dopóki w ten sposób nie dowiedzie, że jest zdrów, nikt rozmowy z nim nie podejmie, ale będzie mu zapewnione jedzenie i miejsce do spania”.
Umiem sobie wyobrazić epigonów Michela Foucaulta, którzy już robią notatki na marginesie. Mamy tu przecież małe studium biowładzy w działaniu. Patrycjat chroni, ale i dyscyplinuje. Chce wiedzieć, kto, kiedy i jaką drogą nawiedza podległe mu miasto. Godząc potrzeby gospodarcze z publiczno-zdrowotnymi, usiłuje też ten ruch kontrolować, tj. wedle potrzeb: stymulować albo ograniczać. Zaraza wytwarza sytuację krańcową, w ramach której rośnie przyzwolenie na zwiększanie uprawnień władzy. Najpierw spontanicznie, później w sposób coraz bardziej uporządkowany władza podejmuje wyzwanie uszczelniania systemu kontroli totalnej. Na końcu tego procesu to, co biologiczne, i to, co polityczne, zlewa się w jedno. Zaraza mija, ale ludzkie ciało pozostaje wtłoczone w procesy wytwórcze, zjawiska populacyjne są regulowane pod dyktando produkcji. „Władcy marzą o zarazie” – pisał francuski filozof w Woli wiedzy (1976).
Z łatwością jednak moglibyśmy stworzyć przeciw-narrację. Człowiek przybył pod bramy miasta nie bez powodu. Chce sprzedawać swoje plony, kupić narzędzia, może szuka pracy albo zwyczajnie wraca do rodziny, której jest żywicielem.
Władza nie ma interesu w tym, aby trzymać go 40 dni w lazarecie; wolałaby zaprząc go do produktywnej pracy. Drukowanie i sprawdzanie paszportów też jest dla niej uciążliwością i wydatkiem. Świat jest jednak tak urządzony, że to patrycjusze muszą próbować pogodzić troskę o gospodarkę z konsyderacjami publiczno-zdrowotnymi. Robią to metodą prób i błędów, w gruncie rzeczy bez planu i bez celów wykraczających poza doraźność. Zaraza to nuda i czekanie przerywane paniką. A jeśli lud się zbuntuje, gospodarka się załamie, choroba wyrwie się spod kontroli? Jeśli „władcy śnią o zarazie”, to ten sen jest koszmarem. Goethe wyjątkowo się mylił: to teorie są zielone, a życie jest szare.
.Jeśli z tej perspektywy spojrzymy na to, jak współcześni nam włodarze próbują sobie radzić z kryzysem pandemicznym, być może łaskawiej spojrzymy na pomysł paszportu szczepionkowego. Wspomniani naśladowcy Foucaulta będą, rzecz jasna, oponować. Powiedzą: „Ani władza nie może być praktykowana bez wiedzy, ani wiedza nie może nie płodzić władzy”. Tymczasem w toku operacji wydawania biopaszportów rządzący będą czuć pokusę, aby informacje o nas i naszym zdrowiu wykorzystać także i do niecnych celów. Stale kurczący się obszar prywatności może znowu zostać ograniczony. Podział na biednych i bogatych, uprzywilejowanych i defaworyzowanych zostanie utrwalony. W ramach jednego kraju ludzie, którzy za sprawą pieniędzy, koneksji, pełnionej funkcji zyskają lepszy dostęp do iniekcji, będą się śmiać w twarz pozostałym. Na arenie międzynarodowej zaś silniejsze i sprawniejsze państwa rozdzielą między siebie szczepionki, a zatem i wolność pracy, podróży, wypoczynku. Pandemia potwierdzi, pogłębi i jak gdyby zalegalizuje podziały, kierując nas w stronę porządku, który bez znamion przenośni czy przesady można określić mianem nowego feudalizmu.
Uważam, że warto się wsłuchać w głosy sceptyków, nie lekceważę też tego, że przeciw koronapaszportom wypowiedziały się m.in. Światowa Organizacja Zdrowia, liczne NGO zajmujące się prawami człowieka oraz 300 tys. brytyjskich obywateli, którzy złożyli stosowną petycję w parlamencie. Jednocześnie jednak stoję na stanowisku, że wszystkie wyżej opisane argumenty wskazują nam na nierówności i niedomagania systemowe, które już i tak istniały. Paszporty szczepionkowe ich nie tworzą, one jedynie odsłaniają je i podkreślają. Mądre społeczeństwo umie jednak absorbować swoją własną krytykę i pozwala się jej kształtować.
.Jeśli chcemy, aby eksperyment paszportowy się udał, będziemy musieli być w stanie spełnić szereg warunków.
Po pierwsze, musimy mieć pewność, że zaszczepieni nie będą zarażać innych. Niezbędne jest prowadzenie badań na szeroką skalę.
Po drugie, w związku z powyższym powinniśmy utrzymać dyscyplinę sanitarną, czyli obowiązek noszenia maseczek i zachowywania dystansu nawet w przypadku zaszczepionych. Towarzyszyć musi temu szeroka kampania informacyjna. Nie wolno nam dopuścić do tego, aby ludzi zgubiła fałszywa, świeżo odzyskana pewność siebie.
Po trzecie, mamy moralny, społeczny i polityczny obowiązek zapewnić równy dostęp do szczepień, gdzie długość okresu oczekiwania będzie rządzić się zasadą solidaryzmu (najpierw starzy, chorzy, potrzebujący). Jeśli bogaci i wpływowi będą wpychać się przed kolejkę, wstydem będzie mieć paszport szczepionkowy.
Po czwarte, bogata Północ nie może zmarnować tej okazji, aby wyciągnąć rękę do uboższego Południa. Niech krajami, które uprawiają „dyplomację szczepionkową”, nie będą tylko dyktatury. Inaczej paszport szczepionkowy będzie się kojarzyć z anglosaskimi turystami, którzy na długo wyczekiwanych wakacjach będą świetnie się bawić, podczas gdy miejscowi będą zamknięci w domach albo narażeni na utratę zdrowia podczas obsługiwania przyjezdnych.
Po piąte, uczyńmy paszport darmowym i państwowym, tak aby każdy miał do niego równy dostęp.
Po szóste, nie zapominajmy o wykluczonych cyfrowo, spróbujmy znaleźć rozwiązanie inne niż kod QR czy aplikacja. Być może wystarczy laminowany dokument z chipem.
Po siódme, zapewnijmy transparentność i demokratyczną kontrolę nad całym procesem, angażując w prace stosowną komisję parlamentarną, organizacje pozarządowe oraz media, tak aby być pewnym, że nasze dane osobowe są bezpieczne, a prywatność jest chroniona.
.Czy ta lista powinna być dłuższa? Zapewne tak, ale niech jej szczegółową i praktyczną redakcją zajmą się eksperci. Ja lepiej znam historię niż epidemiologię, więc powiem tylko na koniec, że miasta włoskie, a później szwajcarskie, niemieckie i holenderskie, które wprowadziły bollettino della sanità, szybciej niż inne poradziły sobie z zarazą, nie tracąc przy tym swoich starych swobód i wolności.
Marcin Giełzak
Zapraszamy do dyskusji: redakcja@wszystkoconajwazniejsze.pl