Michał KŁOSOWSKI: Śmierć rodzi piękno

Śmierć rodzi piękno

Photo of Michał KŁOSOWSKI

Michał KŁOSOWSKI

Zastępca Redaktora Naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”, szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów, publikuje w prasie polskiej i zagranicznej. Autor programów radiowych i telewizyjnych. Stypendysta Departamentu Stanu USA oraz rzymskiego Angelicum. Ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i London University of Arts.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Piramida Cheopsa w Gizie, Tadź Mahal w Indiach, jaskinia Szanidar w Iranie. Co łączy te wszystkie miejsca, niezwykłe przecież na mapie historii świata? Przeznaczenie. A dokładniej rzecz ujmując, cel: są bramą do innego świata, grobowcami, mauzoleami, pomnikami pamięci, dzięki którym ci, którzy odeszli, stale są wśród nas obecni – pisze Michał KŁOSOWSKI

Mimo strachu przed przemijaniem, gdy spoglądamy na sylwetkę piramidy na tle zachodzącego nad Kairem słońca, okazuje się przecież, że da się połączyć śmierć z pięknem. Ktoś zapyta: ale po co? Co wspólnego mają jedno i drugie? 

Wszystko, wieczność.

Kiedy spojrzymy na dzieje cywilizacji, okazuje się, że pamięć o zmarłych, ciągłość pokoleniowa, przekazywanie wiedzy i wspomnień są tym, co spajało historię świata. Najwspanialsze przecież odkrycia archeologiczne to świat mar i duchów, jak Pałac w Knossos czy świątynie strzelające w niebo od czasów prehistorycznych. Monolity Stonehenge najlepszym tego przykładem, tak samo jak i smukłe wieże gotyckich katedr. Wszystkie budowane, by trwać i nie pozwolić zapomnieć. Odmierzające czas między kolejnymi porami roku, kolejnymi wahnięciami dziejów. Zawsze przecież to śmierć wyznaczała rytm życia i wektor spoglądania na otaczający nas świat: w górę, w kierunku Nieba, w zaświaty, poza kurtynę, która nas oddziela. Aby wspomnieć tych, których chciałoby się mieć obok, aby uciec przed czasem. Tak jest od setek, tysięcy lat; gdy ludzie tworzyli malowidła naskalne i kiedy pierwsze maszyny parowe rozpoczynały rewolucję przemysłową.

Równocześnie istnieje w ludziach dążenie do nieśmiertelności. Opowiadają o tym mity i legendy: czy to nordycka Walhalla, czy grecka przeprawa przez Styks, do Hadesu, a nawet łąki Pól Elizejskich – opowieści o tych miejscach miały przypominać, że śmierć nie jest końcem, nawet w niej istnieje życie, a ci, którzy odeszli, „nie cali umarli”, tak jak i ich dzieła. Chyba to właśnie miał na myśli Horacy, pisząc „Exegi monumentum” i prosząc, by ta pamięć trwała, starając się wśród żyjących wybudować pomnik bardziej trwały od spiżu: strach przed śmiercią motywuje do działania. Nie mając pewności przejścia, jedni próbują budować ze spiżu, drudzy z myśli i pamięci. Każdy na swój sposób.

Pamięć, śmierć i wspólnotowość ufundowane na solidnych, kamiennych fundamentach. I mimo zmiany technologii, mimo nowych form architektonicznych, mimo kolejnych pomysłów na zawsze pozostają ze sobą splecione. Ukoronowaniem tego korowód świętych, którzy prowadzą do Zbawienia przez Chrystusa i życie wieczne. W zmiennym świecie są tam, gdzie ich szukamy: tuż obok, by wskazywać drogę. Obecni.

Tej wędrówki nie da się nazwać inaczej niż pielgrzymowaniem. Stałym poszukiwaniem w kierunku nieznanego, według punktów, które jak sądzimy, znamy tak dobrze, choć nie mamy swoich piramid ani grobowców na miarę Tadź Mahal. Naszą drogę wytyczają proste, często błotniste dróżki cmentarne, smutne wierzby, kiedy idziemy odwiedzić tych, z którymi na zawsze splotła nas miłość.

Dzieje cywilizacji są więc mieszaniną życia i śmierci; wiary, miłości, pamięci i rozumu, bez których żadna z wielkich budowli, żaden z cudów tego świata nigdy by nie powstał. To nadbudowa, jedna po drugiej nachodzące na siebie warstwy, czasem rozstępujące się między kolejnymi poziomami, czasem erodujące entą z rzędu rewolucją, podobną do wszystkich poprzednich: wybuch, ofiary, zniszczenie, odbudowa, stagnacja, upadek. I z powrotem. Odwieczny rytm, który powtarza się w każdej epoce.

A przecież nic z tego nie wydarzyłoby się bez śmierci, bez jej oddechu na karku. Ten dreszcz motywuje rozum, by przezwyciężyć barierę materii. I tak rozum zawsze zwycięża, z materii powstają kształty i budowle, które – mimo że ich twórcy dawno już odeszli – pozostały, przypominając o ludzkim geniuszu i sile rozumu. Piramidy, Tadź Mahal, Szanidar… Nie globalnie, lecz ponieważ jeden pamiętał.

Kiedy cesarz Justynian zamykał Akademię Platońską, Benedykt z Nursji budował klasztor na Monte Cassino.

Jest więc śmierć zjawiskiem cywilizacyjno-twórczym. Strach przed przemijaniem i popadnięciem w zapomnienie z jednej strony. Próba wyrwania się z okowów śmierci z drugiej. To daje świadomość i tworzy wolę; chęć coraz to innego poukładania spraw, które stały się najważniejsze dla danej epoki. Pandemia przypomniała nam o istnieniu śmierci. Czy warto jeszcze śpiewać pieśni, kiedy umierają ludzie, czy trzeba wziąć się do pracy i z mozołem – choć nie bez strachu – budować to, co po nas pozostanie? Czy jesteśmy w stanie jeszcze raz wspiąć się i wymyślić, co ma po nas pozostać? Z jednej strony przecież jako jedni z ostatnich pamiętamy, z drugiej chcemy zapomnieć. Pośrodku jest poczucie pustki na myśl o braku, o możliwej stracie, ale też dążenie. Trzeba nadać mu kierunek.

Technologia, choć próbuje, nie zastąpi dreszczu, który sprawia, że rodzą się i giną kolejne cywilizacje. Bo śmierć jest czymś więcej niż tylko przejściem, kolejnym etapem. Odchodzenie ma wymiar wspólnotowy, kiedy patrzymy na stojące równo rzędami, płonące znicze na cmentarzach, z jakąś niemodną już powagą celebrując wspomnienia i budując w myślach obraz dobrych dni, tych które odeszły, i tych, które nadejdą. I tak śmierć rodzi piękno zaklęte w kolejnych budowlach, kolejnych wspomnieniach, kolejnych próbach i marzeniach. Tak zbudowany został nasz świat.

Wielkie dzieła sztuki, które podziwiamy w galeriach od Bogoty po Paryż i Rzym, poświęcone są temu właśnie aspektowi życia. Czy chodzi tylko o oswojenie nieznanego? Nie wiem, bo tym też jest to pielgrzymowanie: wielką niewiadomą, której kresu nie widać, a droga jest niepewna. Kluczowe pytanie zdaje się być inne, mianowicie czy znajdzie się wola, by raz jeszcze rzucić wyzwanie i spróbować coś po sobie pozostawić? A może dotarliśmy już do kresu i nadszedł czas kolejnej rewolucji, epokowej zmiany, przeprowadzki rozumu na inne piętro? Jesteśmy jak Wergiliusz udający się z płonącej Troi na Zachód, unosząc wspomnienia i to, co pozostało. W nieznane, bez wytycznych geograficznych portu, zdani na łaskę losu i własny rozum. Bo, jak pisał Zbigiew Herbert:

„Jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania
on będzie Miasto”

.Weszliśmy w świat, w którym – globalnie – mało co jest już pewne. Pandemia sprawiła, że zdawać by się mogło, że wszystkie podstawy i fundamenty znikają, pozostawiając dotkliwy brak. Przedefiniować i napisać można wiele, jeśli nawet nie wszystko. Jedynie śmierć wciąż zdaje się pewna. Pytanie, co z nią zrobimy, jak wykorzystamy przemijanie. Czy uda się wybudować kolejną piramidę, kolejne Tadź Mahal, czy poddamy się i zapomnimy, pozwalając, by to, co było dla nas ważne, pochłonęło morze zapomnienia?

Zdaje się, że nasza cywilizacja pragnie jeszcze czegoś więcej niż tylko pięknej śmierci.

Michał Kłosowski
Tekst ukazał się w nr 24 miesięcznika opinii „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 31 października 2020