Nigel GOULD-DAVIES: Niezdarna dyplomacja rakietowa Zachodu

Niezdarna dyplomacja rakietowa Zachodu

Photo of Nigel GOULD-DAVIES

Nigel GOULD-DAVIES

Analityk International Institute for Strategic Studies specjalizujący się w tematyce rosyjskiej. B. ambasador Wielkiej Brytanii na Białorusi. Autor „Tectonic Politics: Global Political Risk in an Age of Transformation”.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Niech przeciwnik dowie się o naszych decyzjach, obserwując ich skutki. Wypowiadajmy się powściągliwie, ale dajmy Ukrainie to, czego jej naprawdę potrzeba, a dopiero później wyjaśnijmy, dlaczego było to konieczne – pisze Nigel GOULD-DAVIES

.Niezdecydowanie Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii w sprawie zniesienia ograniczeń dotyczących używania przez Ukrainę precyzyjnych pocisków rakietowych z Zachodu uczy, jak Zachód powinien – i jak nie powinien – wykorzystywać dyplomacji do realizacji swojej strategii.

W ostatnich tygodniach Stany Zjednoczone i Wielka Brytania zasygnalizowały publicznie, że zniosą ograniczenia dotyczące korzystania przez Ukrainę z zachodnich precyzyjnych pocisków rakietowych, dzięki którym Kijów mógłby atakować cele wewnątrz Rosji. Jednak po wizycie premiera Wielkiej Brytanii Keira Starmera w Białym Domu w celu omówienia tej kwestii polityka obu krajów się nie zmieniła. Ten niezręczny epizod uczy nas dwóch rzeczy na temat tego, jak Zachód powinien – i jak nie powinien – wykorzystywać dyplomacji do realizacji swojej strategii.

Publiczne niezdecydowanie oddaje inicjatywę przeciwnikowi. Prezydent Rosji Władimir Putin mógł zarówno przygotować się na ewentualne decyzje, jak i spróbować im zapobiec. Pod względem militarnym zabezpieczył aktywa, przenosząc je poza zasięg zachodnich rakiet. Pod względem politycznym grozi poważną eskalacją, jeśli Zachód zrobi krok naprzód. Putin ma powody, by stosować takie groźby. Jeśli jednak zignorujemy jego blef, będziemy mogli dodać go do długiej listy pustych gróźb, które wygłosił od czasu inwazji na Ukrainę w lutym 2022 roku. Ale jeśli się ugniemy – a na razie wydaje się, że tak właśnie będzie – pokażemy zarówno Rosji, jak i całemu światu, że Zachodem można manipulować i narzucić mu powściągliwość, wykorzystując jego strach przed wojną.

Można zapytać, czy Putin faktycznie blefuje, czy też rzeczywiście uzna, że Rosja jest w stanie wojny z Zachodem, jeśli Ukraina otrzyma zgodę na używanie zachodniej broni według własnego uznania. Należy tę obawę brać pod uwagę. Jednocześnie nie należy jej jednak wyolbrzymiać. Istnieją bowiem ważne powody, by sądzić, że groźba Putina nie jest wiarygodna.

.Zachód bezpiecznie przekroczył wiele wyraźnych rosyjskich czerwonych linii, na przykład dostarczając Ukrainie nowoczesne czołgi, precyzyjne pociski rakietowe, myśliwce i wsparcie wywiadowcze, a także przyjmując Finlandię i Szwecję do NATO. W porównaniu z tymi działaniami najnowsza „nieprzekraczalna granica” Putina jest dziwnie i delikatnie zarysowana. Twierdzi on, że nie chodzi o to, czy Ukrainie „wolno, czy nie wolno uderzać w cele na terytorium Rosji”, ale o to, że robienie tego za pomocą zachodnich pocisków wymaga od zachodniego personelu zaangażowania w misje lotnicze.

Jednak w istocie nie byłoby to niczym nowym, a jedynie kontynuacją wielu wcześniejszych decyzji. Ukraińskie drony rutynowo atakują cele znajdujące się setki kilometrów w głębi Rosji. Zachodnie rakiety od dawna celują w okupowane terytorium, które Rosja uważa za swoje. W maju Stany Zjednoczone zezwoliły Ukrainie na użycie rakiet bojowych HIMARS przeciwko przeprowadzającym ataki celom wewnątrz Rosji. Od sierpnia siły ukraińskie używają zachodniej broni na terytorium wroga. Na tym tle użycie przez Ukrainę zachodnich rakiet o maksymalnym zasięgu 300 kilometrów – czego w przypadku największego kraju świata nie można nazwać „głębokim uderzeniem” – jest krokiem wręcz trywialnym. Nie pozwala on uczynić niczego, czego nie umożliwiły poprzednie działania.

Druga lekcja płynąca z tej sytuacji pokazuje, że lepsza strategia dyplomatyczna mogłaby jeszcze bardziej zmniejszyć ryzyko eskalującej reakcji Rosji. Dyplomacja to sztuka tworzenia znaczeń i percepcji, które kształtują sposób myślenia i działania innych. Zachód powinien zatem przyjąć kreatywną postawę i przedstawić kwestię rakiet na cztery sposoby. Po pierwsze, należy podkreślić, że złagodzenie ograniczeń wobec Ukrainy jest naturalnym, a nawet nieuniknionym następstwem wcześniejszych decyzji, a nie nowym szczeblem na drabinie eskalacji. Po drugie, argument Putina, jakoby nie liczyło się to, czyich rakiet używa Ukraina ani gdzie one lądują, ale to, jak są zaprogramowane, nie ma żadnego sensu. Ta misternie nakreślona czerwona linia nie może być uznana za casus belli. Po trzecie, Zachód nadal zachowywałby powściągliwość i przestrzegał prawa międzynarodowego. W przeciwieństwie do broni rosyjskiej, irańskiej i północnokoreańskiej, jego pociski byłyby wymierzone wyłącznie w aktywa wojskowe, a nie w skupiska ludności, infrastrukturę krytyczną czy artefakty kulturowe.

Wreszcie, pociski wysłane przez Pjongjang do Rosji są prawie na pewno obsługiwane przez personel północnokoreański, a nie rosyjski. Jest to dokładnie to, co według Rosji byłoby aktem wojny, gdyby zrobił to Zachód. Zachodnia pomoc w naprowadzaniu rakiet byłaby zatem symetryczną odpowiedzią, a nie eskalacją. Taki jasny, pewny przekaz może uspokoić zachodnią opinię publiczną, zdyskredytować Rosję w oczach międzynarodowej publiczności, a nawet wzbudzić wątpliwości wśród niespokojnych elit w samej Rosji.

Decyzje wojskowe powinny być podejmowane po cichu i szybko, a nie powoli i publicznie. Oczywiście demokratyczne rządy są odpowiedzialne przed swoimi obywatelami i muszą stwarzać przestrzeń do rozmów, wyjaśniać decyzje i bronić swoich decyzji politycznych. Nie oznacza to jednak, że przywódcy powinni publicznie się wahać. W delikatnych kwestiach związanych z bezpieczeństwem mogą wysłuchiwać opinii, konsultować się prywatnie oraz informować prawodawców na zamkniętych sesjach. W kwietniu Stany Zjednoczone zmieniły swoje stanowisko i bez rozgłosu przekazały Ukrainie system ATACMS o większym zasięgu. Rosja dowiedziała się o tym nie z komunikatu prasowego, ale z niszczycielskiego ataku na bazę lotniczą Belbek zlokalizowaną na okupowanym Krymie. Właśnie tak należy to robić.

.Waszyngton może jeszcze zmienić zdanie i pozwolić Ukrainie przenieść wojnę na terytorium wroga. Ale odwlekanie tej decyzji zdradza brak determinacji. Dobra strategia wymaga zręcznej dyplomacji. Istotne jest nie tylko podjęcie właściwej decyzji, ale też sposób, w jaki to zrobimy. Niech przeciwnik dowie się o naszych decyzjach, obserwując ich skutki. Wypowiadajmy się powściągliwie, ale dajmy Ukrainie to, czego jej naprawdę potrzeba, a dopiero później wyjaśnijmy, dlaczego było to konieczne.

Nigel Gould-Davies

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 19 października 2024