Paulina MATYSIAK: "Pocztówki z historią (27) Warszawa"

"Pocztówki z historią (27) Warszawa"

Photo of Paulina MATYSIAK

Paulina MATYSIAK

Filolożka i filozofka. Posłanka na Sejm IX i X kadencji. Przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Walki z Wykluczeniem Transportowym. Autorka felietonów "Pisane lewą ręką", które ukazują się w każdą sobotę we "Wszystko co Najważniejsze".

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autorki

Czasem to, co nam najbliższe, najmniej jest odkryte i najwięcej sprawia niespodzianek. Tak chyba jest właśnie z Warszawą – którą od czasu do czasu odwiedzam, przy okazji najróżniejszych spotkań i imprez, w której bywam przejazdem, podczas swoich podróżniczych wypadów.

Rzadko kiedy Warszawa mnie zachwyca. I wcale nie dlatego, że nie ma czym, raczej dlatego, że zazwyczaj przemykam zamyślona jej ulicami, nie zwracając na to, co dookoła mnie, uwagi.

Jeśli myślę o Warszawie, to na pierwszy plan wysuwają się wspomnienia – pierwszej dalekiej wycieczki we wczesnoszkolnych czasach – czy Wy także, jak ja, zachwycaliście się w pierwszej kolejności ruchomymi schodami na Okęciu, a dopiero potem dostrzegaliście uroki Starówki i błyszczącej w słońcu Syrenki?

27_Warszawa

Tym, co mnie fascynuje w Warszawie, od czasów licealnych, a potem tych spędzonych na studiach, jest przede wszystkim okres międzywojenny. Ten szalony czas wolności, rozkwitu, twórczych wybuchów, jest pociągający sam w sobie. O tej Warszawie pięknie pisał krytyk i historyk literatury Stanisław Lam: Zjechało się do tej nowej stolicy wszystko, co było rzutkie i nie zasypiające gruszek w popiele, ze Lwowa, Wilna, Poznania, Krakowa, z prowincji dawnego Królestwa, Galicji, Poznańskiego. Słyszało się wszystkie gwary i narzecza. Tu przeciągle i śpiewnie pytał o coś kresowianin, tam słyszało się lwowskie „ta joj”, ówdzie twardy akcent poznański. Spieszył kto mógł do Warszawy jako miasta przyszłości, gdzie wszystko było w stadium tworzenia, gdzie każdy spodziewał się znaleźć zajęcie, zarobek, łatwą możność zainstalowania się, zapewnienia sobie istnienia.

Te słowa, oczywiście gdyby je choć trochę zmodyfikować, pasowałaby i do dnia dzisiejszego. To, co ważne, dzieje się w stolicy. Tam wybierają się ci, którzy chcą czy próbują osiągnąć sukces. Warszawa może być do niego trampoliną, świetnym pasem startowym. Choć czasem może to zależeć od jej widzimisię.

A jak już o widzimisię mowa, to na koniec, zabawna, warszawska i kabaretowa anegdota. Fryderyk Járosy, często na scenie, lubił mawiać:

– Proszę Państwa, dlaczego po polsku mówi się „widzimisię”, a nie mówi się „widzimusię”, „widziimsię”, „widzinamsię” i „widziwamsię”. Dziwny język. Ale mnie się bardzo podoba…

Paulina Matysiak
Pocztówkę, wysłaną z Łodzi, otrzymałam od Eweliny. Dziękuję!

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 marca 2015