Rok temu do Krakowa przybyły tysiące osób. Po pierwszym szoku dla wszystkich było jasne, że dorośli będą musieli podjąć pracę, aby zdobyć fundusze na życie, a dzieci kontynuować naukę. Przypuszczaliśmy, że mało kto, pakując się w pośpiechu i strachu, pomyślał, by zabrać ze sobą komputer. Nie pomyliliśmy się – o akcji #LaptopyDlaUkrainy pisze Paulina PONIEWSKA
.Radość pomieszana z niedowierzaniem pojawiała się na twarzach dzieciaków i dorosłych, którzy w Krakowie znaleźli schronienie przed wojną w Ukrainie, kiedy dostawali do ręki komplet składający się z laptopa, zasilacza oraz naklejki z cyrylicą na klawiaturę i słyszeli od wolontariuszy:
„To laptop dla Ciebie. Na zawsze. Za darmo” – mówiliśmy.
Najpierw była cisza, zdziwienie, a potem wybuch spontanicznego szczęścia, uściski, łzy, czasem i czekoladki dla nas.
„Moje dzieci uczyły się na telefonach, teraz mają laptopa! Pierwszy raz dostałam coś za darmo! Polacy, jesteście niesamowici!” – słyszeliśmy.
Jak to się zaczęło
.Ten dzień pamiętam, jakby to było dzisiaj. W czwartek, jakoś po 7.00, szykowałam się do pracy, myłam zęby, słuchając radia Nowy Świat; usłyszałam informację, że Kijów został zbombardowany. Choć od kilku tygodni uważnie śledziłam doniesienia dotyczące Ukrainy, nie wierzyłam, tak jak chyba wszyscy, że może dojść do wojny. Dla mnie czas stanął wtedy w miejscu. Poczułam strach. Sytuacja wydawała się nierealna. Ale to była prawda. I pierwsza myśl: co mam teraz robić? Tak po prostu iść do pracy?
To był chyba jeden z najgorszych dni dla moich polskich koleżanek i kolegów z pracy. Jestem zatrudniona w małej, krakowskiej firmie z branży IT. Jednym z jej założycieli jest Jarek, który pochodzi z Latyczowa na Ukrainie, w marketingu od lat pracuje Olha, Ukrainka z Korsunia Szewczenkowskiego, a graficzką jest Ksenia, Białorusinka. Widzieliśmy na ich twarzach ból i strach o rodziny w Ukrainie. Od razu wiedzieliśmy, że musimy coś wspólnie zrobić.
W Krakowie z dnia na dzień zawiązywały się oddolnie inicjatywy pomocy uchodźcom i tym, którzy zostali, aby walczyć o wolność swojej ojczyzny. Praktycznie od razu ruszyły zbiórki pieniędzy, ubrań, jedzenia i innych rzeczy pierwszej potrzeby. Powstawały grupy w mediach społecznościowych, gdzie krakowianie mogli oferować gościnę w swoich mieszkaniach oraz pomoc w transporcie po całej Polsce. Polacy w całym kraju okazali wielkie serca i solidarność z narodem ukraińskim. My także chcieliśmy okazać wsparcie Jarkowi i Olsze, pokazać, że jesteśmy z nimi w tych trudnych dniach. Wpadłam na pomysł, aby wykorzystać to, że pracujemy w branży IT, i zorganizować zbiórkę laptopów od zaprzyjaźnionych krakowskich firm. Założyłam, że w wielu z nich na pewno znajdzie się wolny i sprawny, już niepotrzebny laptop, który może być ogromnym wsparciem dla uchodźców.
Wtedy, rok temu, do Krakowa przybyły tysiące osób. Po pierwszym szoku dla wszystkich było jasne, że dorośli będą musieli podjąć pracę, aby zdobyć fundusze na życie, a dzieciaki kontynuować naukę. Przypuszczaliśmy, że mało kto, pakując się w pośpiechu i strachu, pomyślał, by zabrać ze sobą komputer. I nie pomyliliśmy się. Sprzęt komputerowy nie był w czołówce zabieranych w pośpiechu rzeczy, a tu, na miejscu, był bardzo potrzebny do komunikowania się, uczestniczenia w zajęciach szkolnych czy szukania pracy.
W kilka dni stworzyliśmy plan, a nasza firma PushPushGo dała nam zielone światło do działania, udostępniając w biurze miejsce na zbierany sprzęt. Założyliśmy grupę na Facebooku #LaptopyDlaUkrainy, stworzyliśmy formularz zgłoszeniowy, a Ksenia zaprojektowała logo akcji. Nawiązaliśmy współpracę ze Stowarzyszeniem Interkulturalni, które pomogło nam sformalizować współpracę z firmami oraz kilkoma krakowskimi inicjatywami: Akcją Ratunkową dla Krakowa, Fundacją Instytut Polska-Ukraina, Koalicją Otwarty Kraków, które wsparły nas w naszych działaniach. Całkowicie za darmo swoje przestrzenie udostępniły takie wyjątkowe miejsca w Krakowie, jak Centrum Sztuki Współczesnej Wiewiórka, Ośrodek Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora Cricoteka oraz Fundacja Kocham Dębniki i klubokawiarnia PAON.
Pomogliśmy kilku tysiącom osób
.Po trzech tygodniach od startu akcji zgłosiła się do nas firma Shell z propozycją przekazania ponad półtora tysiąca laptopów. Dzięki współpracy z Otwartym Krakowem i Wydziałem Spraw Społecznych Urzędu Miasta Krakowa udało się sfinalizować darowiznę. To był przełom. Kiedy informacja o tym trafiła do mediów, tylko w ciągu kilku dni formularz zgłoszeniowy wypełniło 40 tys. uchodźczyń i uchodźców, przede wszystkim kobiet z dziećmi. Do zbiórki dołączyły także inne firmy działające w Polsce, ale i w Holandii.
Nasza akcja nabrała większego zasięgu, niż pierwotnie zakładaliśmy. Cieszyło nas to niezmiernie, ale zarazem stało się nie lada wyzwaniem logistyczno-koordynacyjnym. Kiedy zaczynaliśmy, naszym marzeniem było kilkanaście laptopów i pomoc kilkudziesięciu osobom, tymczasem w ciągu czterech miesięcy zbiórki zebraliśmy sprzęt o wartości ponad 1,8 miliona złotych i mogliśmy pomóc kilku tysiącom osób! Z małej, lokalnej zbiórki powstała poważna akcja charytatywna, której stałam się koordynatorką. W akcji pomagało 30 wolontariuszy. Przez cztery miesiące moje koleżanki, koledzy i ich znajomi w swoim czasie wolnym i za darmo zajmowali się wydawaniem sprzętu.
Niesamowitym doświadczeniem było patrzenie, jak osoby prywatne, firmy i instytucje działały razem, solidarnie. Czasem wystarczył jeden telefon czy mail do osoby, której się nawet nie znało, aby na hasło „pomoc dla Ukrainy” dostać ogromne wsparcie, bezinteresownie i za darmo. Wszyscy pomagali, bo chcieli. Kiedy zabrakło umów do podpisywania, pan w sklepie spożywczym obok wydrukował na swojej starej drukarce kilkadziesiąt egzemplarzy i w kwadrans problem był rozwiązany.
Takie wydarzenia jak #LaptopyDlaUkrainy zmieniają ludzi
.Teraz, po kilku miesiącach od zakończenia zbiórki, nie wiem, kto bardziej skorzystał na akcji #LaptopyDlaUkrainy – oczywiście beneficjenci zbiórki, bo była to realna pomoc, ale także my wszyscy, zaangażowani w sprawę wolontariusze, którym akcja dała nieziemską dawkę endorfin. Wiem też, że takie wydarzenia zmieniają ludzi i relacje. Myślę, że to najważniejsza nauka, jaką wyciągnęliśmy z tragicznego wydarzenia, jakim jest wojna tuż za naszą granicą.
Paulina Poniewska