Profesorowie Zdzisław Krasnodębski, Wojciech Roszkowski, Ryszard Legutko oraz Jan Rokita o upadku inteligencji

Tezy o końcu inteligencji stawiano bardzo często i wydaje mi się, że dziś on rzeczywiście nastąpił – ocenia prof. Zdzisław Krasnodębski.

.”Inteligencja to warstwa społeczna ludzi wykształconych charakterystyczna zwłaszcza dla polskiego społeczeństwa. Jej początków można by szukać w czasach zaborów, kiedy, broniąc się przed kulturową zagładą naród polski wytworzył kategorię ludzi będących nośnikiem jego kultury, tożsamości, wyrażającą jego interesy, zachowującą sposób życia i obyczaje, a więc pełniącą funkcje polityczne” – mówi Zdzisław Krasnodębski, profesor socjologii w rozmowie o upadku inteligencji.

„Jeśli inteligencja pragnęła swego czasu zastąpić rolę szlachty w polskim społeczeństwie, to dziś wyraźnie zapomina ona o zasadzie „szlachectwo zobowiązuje”

.Powyższe zdanie napisał prof. Wojciech Roszkowski na łamach miesięcznika „Wszystko co Najważniejsze” [LINK]. W tekście „Upadek polskiej inteligencji” czytamy: „W pewnej audycji telewizyjnej popularny profesor, nie znalazłszy lepszych argumentów, rzucił adwersarzowi: „Jak na pana patrzę, to mi się niedobrze robi”. Jeśli inteligencja pragnęła swego czasu zastąpić rolę szlachty w polskim społeczeństwie, to na tym przykładzie widać wyraźnie, że dziś zapomina ona o zasadzie „szlachectwo zobowiązuje”. W jednym inteligencja dzisiejsza przypomina dawną szlachtę, a właściwie jej najgorsze obyczaje: w pieniactwie. Najgorsze epitety rzucane publicznie mogą niektórym intelektualistom ujść bezkarnie, a z drugiej strony zdarza się, że nawet polemika na argumenty kończy się pozwem sądowym, jeśli dany „inteligent” ma stosowne „dojścia”. A więc wolność tylko dla wybranych. Inną cechą zanikającej dziś inteligencji, będącej pozostałością „inteligencji pracującej” z PRL, jest myślenie stadne.

Wydaje się, że społeczna rola inteligencji, która zatraca poczucie rzeczywistości, która ma wygórowane mniemanie o swej nieomylności, ale nie dorasta do swej roli umysłowego przewodnika narodu i daje często jak najgorszy przykład, przemija tak samo jak dawniej rola szlachty. Nie tylko zawodzi intelektualnie, ale brakuje jej najczęściej zdolności organizacyjnych i żyje ze środków publicznych. A w tej postaci po prostu przestaje być Polakom potrzebna” – konkluduje prof. Wojciech Roszkowski.

Kim jest inteligent?

.”Do etosu inteligenta zawsze należało oddanie, gotowość do poświęcenia się dla zbiorowości narodowej. Tak rozumiany inteligent, różnił się od intelektualisty – postaci tak charakterystycznej dla powojennej Francji. Według definicji Jeana-Paula Sartre’a intelektualista to ktoś, kto się wtrąca w „nie swoje sprawy”. Z postacią intelektualisty zawsze wiąże się dążenie do uniwersalności, do przemawiania w imieniu ludzkości. Inteligent natomiast był zawsze zakorzeniony w zbiorowości, z której pochodził, nawet jeśli był inteligentem postępowym, lewicowym. Zawsze było to związane z jego poczuciem usytuowania, umiejscowienia w ramach wspólnoty, za którą ponosi się odpowiedzialność” – wyjaśnia prof. Zdzisław Krasnodębski.

Podkreśla też, że inteligencja – jako warstwa społeczna – jest zjawiskiem poszlacheckim, demokratyzacją szlachectwa. „Także osoby, które wywodziły się z kręgów chłopskich przejmowały ten etos szlachecki. Podkreślam, przepustką do grona inteligencji nie było pochodzenie, nazwisko i herb, ale wykształcenie – w dawnych czasach, przed inflacją tytułów naukowych, była to matura – oraz udowadnianie swoim życiem przywiązania do polskiej tożsamości. Ten etos łączył się z polskim republikanizmem, z ideą narodu szlacheckiego, który się poszerzył o inne warstwy społeczne” – zaznacza Krasnodębski.

O upadku inteligencji

.Głośny esej pod tym tytułem opublikował prof. Ryszard Legutko [LINK]. Czytamy w nim m.in.: „Polska inteligencja w takim sensie, jaki kiedyś przyjęto, już nie istnieje. Nowy ustrój, kapitalizm, liberalna demokracja, globalizm, Unia Europejska, potężna kultura masowa etc. – to wszystko sprawiło, że nie przeżyła. Warunkami jej istnienia były – troska o Rzeczpospolitą i budowanie świadomości polskiej, zagrożonej przez obce siły. Można powiedzieć, że wobec braku własnych instytucji politycznych część ludzi wykształconych wzięła na siebie obowiązek pomocy narodowi w przetrwaniu. Inteligentem mógł być zarówno profesor uniwersytetu, który do takiej misji się poczuwał i nie tylko pisał dzieła naukowe, jak i inżynier, który nie tylko budował maszyny czy mosty, lecz widział szerszy cel swojej działalności dla Polski, a także aptekarz, który czytał książki, dbał o swoją bibliotekę, urządzał wieczory muzyczno-poetyckie i wspierał czytelnictwo wśród warstw mniej wykształconych. Teraz profesor jest zajęty swoją specjalnością i karierą, inżynier konstruuje to, co ma skonstruować, a aptekarz sprzedaje lekarstwa. Staliśmy się wąskimi specjalistami pracującymi w naszych zawodach. Sztafaż inteligencki – książki, poezja, muzyka, filozofia, biblioteki etc. – już nas coraz mniej interesuje.

Nabraliśmy przekonania, że w ustroju liberalno-demokratycznym rzeczy rozwijają się samoczynnie, niemal automatycznie, i że jakaś specjalna działalność pronarodowa nie jest już potrzebna. Instytucje polskie są włączone w instytucje międzynarodowe, co ma dawać poczucie bezpieczeństwa i zwalniać z obowiązków. Ponadto nabraliśmy także przekonania, że cały świat nieuchronnie zmierza w pewnym kierunku cywilizacyjnym – ku równości, globalizacji, technologizacji życia, emancypacji grup, seksualnego wyzwolenia etc. – a to dodatkowo zwalnia nas z wielu kolejnych obowiązków” – pisze prof. Legutko.

Wiek Oświecenia się skończył. A wraz z nim zamknęła się także epoka myślących i „niepokornych” inteligentów

.Tak pisze Jan Rokita na łamach miesięcznika „Wszystko co Najważniejsze” [LINK]: „Polski inteligent, taki, jakim ukształtowali go XIX-wieczni „niepokorni”, był nieodłącznym dzieckiem tamtego świata. I wraz z jego końcem nieuchronnie także odchodzi w przeszłość.

Niemal pół wieku temu, gdy w latach chłopięcych nie chciało mi się uczyć, moja matka z powagą powtarzała mi: „Będziesz nikim, jeśli nie będziesz myśleć”, a przestroga ta budziła mój strach, nawet jeśli nie wywoływała natychmiastowej poprawy. Jeśli teraz czasem, przez nieostrożność, powtarzam tamte słowa moim studentom, widzę ich lekki uśmiech rozbawienia, gdyż tak oni, jak i ja sam wiemy dobrze, że ich życiowe powodzenie nie będzie zależeć ani od wiedzy, ani od umiejętności myślenia. I to bynajmniej nie jest jakiś specyficzny trend polskiej postkomunistycznej współczesności.

Wzorcowa XX-wieczna inteligentka Hannah Arendt, przekonująca, że „jedyną szansą na zapobieganie złu i zbrodni jest czynienie użytku z rozumu, jako władzy myślenia” [„Myślenie a sądy moralne”, s. 194], jest w dzisiejszej rzeczywistości anachroniczna, nawet jeśliby uznać jej pogląd za stuprocentowo zasadny. Potężna presja współczesnej kultury, której wszyscy jesteśmy poddani, skłania nas, abyśmy pozwalali prowadzić się uczuciom i namiętnościom, abyśmy oduczyli się tłumić emocje i odrzucili ponoć naiwny platoński przesąd o wyższości rozumnej, „patriarchalnej” części naszej duszy. Tego właśnie uczą teraz szkoła, kino, teatr i reklama, to powtarzają ciągle „gwiazdy” w mediach, tego wymaga dzisiejsza forma polityki, żywiącej się jedynie rozbudzaniem namiętności. Wygląda to na zbiorowy i zorganizowany kult niedojrzałości albo (mówiąc raz jeszcze językiem Brzozowskiego) zdziecinnienie, tyle tylko że podniesione do rangi panującego systemu. Wiek Oświecenia się już skończył. A wraz z nim zamknęła się także epoka myślących i „niepokornych” inteligentów” – konkluduje Jan Rokita.

Inteligencja przetrwała zabory i wojny, dziś studenci nie rozumieją podstawowych kodów kulturowych

.”Inteligencja zachowała się w okresie przedwojennym i paradoksalnie też w czasie komunizmu, gdzie była nośnikiem idei niepodległości i oporu przeciwko totalitarnej dyktaturze. Sam pamiętam, że funkcjonowało to np. na zasadzie stowarzyszeń – formalnych bądź nieformalnych – których członkowie spotykali się, żeby czytać i rozmawiać o pewnych książkach. W ten sposób zachowywało się i przekazywało kanon tego co należy wiedzieć i przeczytać, ale również – niejako przy okazji – szacunek dla poprawnego mówienia, czy dobre maniery” – wspomina profesor Zdzisław Krasnodębski, ubolewając jednocześnie, że „dziś nawet dobrze wykształceni i inteligentni ludzie nie do końca rozumieją odnośniki literackie i do historii Polski; spotyka się to z murem niewiedzy, a nawet braku zainteresowania”.

Pytany, czy w Polsce wciąż istnieje inteligencja Zdzisław Krasnodębski odpowiada: „Dyskusje na temat inteligencji w naszym kraju regularnie powracają. Tezy o końcu inteligencji stawiano bardzo często i wydaje mi się, że dziś on rzeczywiście nastąpił. Inteligencji nie ma. Są jeszcze tylko grupki, którzy do tego etosu się odwołują; którzy może nawet ten etos reprezentują swoja postawą. Natomiast nie jest to szerzej dostrzegane i doceniane w społeczeństwie”.

O upadku inteligencji, albo: po co dziś światu intelektualiści?

.”Intelektualista przemawia z „katedry”: wygłasza wykłady, pisze w gazetach i czasopismach, bierze udział w audycjach radiowych lub telewizyjnych. „Katedra” stanowi część jego roli: również dlatego intelektualista jest słuchany bardziej niż inni. A przynajmniej tak było dotychczas. Coś innego dzieje się bowiem w dobie internetu, kiedy każdy może objąć katedrę, a niektóre media, zwykle otwarte i przychylne dla intelektualistów, docierają dziś do coraz mniejszej liczby osób” – pisze prof. Sabino Cassese [LINK].

„Intelektualista cechuje się innym rodzajem zaangażowania, podsumowanym – jak już zauważono – przez znanego brytyjskiego intelektualistę Stephena Spendera w tytule jego książki Engaged in Writing. To dobry przykład: nie porzucać roli uczonego, lecz poszerzać ją, przyciągać szerszą publiczność, jeśli ma się coś do powiedzenia. To również wymaga zdolności do „wymyślania siebie na nowo”, by nie zawodzić w pełnieniu swojej funkcji” – dodaje.

W miejsce intelektualistów – youtuberzy i influencerzy

.”Dzisiaj – w czasach końca cywilizacji książek – postawy społeczne i wzory zachowań kształtowane przez youtuberów, influencerów, celebrytów, piosenkarzy, czy prezenterów telewizyjnych. Warstwy, które ze względu na wykształcenie, mogłyby pełnić rolę i funkcję inteligencji są najbardziej zaangażowane w dekonstruowanie naszej zbiorowości. Są nastawione indywidualistycznie i kosmopolitycznie. Ujawniło się to właśnie teraz. Młodzi, formalnie wykształceni ludzie pytają : po co ja mam iść do wojska, skoro państwo to jest jakiś wymysł XIX-wieczny; naród również. Mam się poświęcać dla jakichś sztucznych konstruktów?” – relacjonuje eurodeputowany

Zastrzega jednocześnie, że wciąż istnieją środowiska, które się definiują jako inteligenckie. „Obecnie znaleźlibyśmy więcej tego typu ludzi na prowincji, a w miastach w tych kręgach, które określają się mianem konserwatywnych, czy prawicowych. Coraz częściej jest to jednak odbierane jako coś staromodnego, np. jeśli ktoś mówi o sobie, że jest „inteligentem z Żoliborza”. Dla wielu jest to nawet niezrozumiałe. Dziś przecież w Warszawie dominuje „Miasteczko Wilanów”, gdzie mieszkają ludzie nazywani czasami ironicznie „korpoludkami”, a nie dawny Żoliborz. A na Żoliborzu na co drugim domu wiszą tęczowe flagi. Choć pojawiają się także, jako znak kontestacji, flagi polskie” – ironizuje profesor Zdzisław Krasnodębski.

PAP/Artur Ciechanowicz/Wszystko Co Najważniejsze/AJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 grudnia 2022