Po co dziś światu intelektualiści?
Intelektualista przemawia z „katedry”: wygłasza wykłady, pisze w gazetach i czasopismach, bierze udział w audycjach radiowych lub telewizyjnych. „Katedra” stanowi część jego roli: również dlatego intelektualista jest słuchany bardziej niż inni. A przynajmniej tak było dotychczas. Coś innego dzieje się bowiem w dobie internetu, kiedy każdy może objąć katedrę, a niektóre media, zwykle otwarte i przychylne dla intelektualistów, docierają dziś do coraz mniejszej liczby osób – pisze prof. Sabino CASSESE
.W czasach internetu wydaje się, że intelektualiści nie są już w ogóle potrzebni. Każdy dziś bowiem ma dostęp do wszelkich informacji. Doświadczamy tzw. connective turn (natychmiastowości i wszechobecności technologii cyfrowych). Dominuje „pamięć transaktywna”, ludzie polegają na informacjach, które mogą znaleźć w sieci. „Cyfrowa amnezja” zagraża pamięci i prowadzi do „lenistwa poznawczego”. Może faktycznie w sytuacji, gdy Google staje się składnikiem systemu poznawczego człowieka, intelektualiści nie są już w ogóle potrzebni. A jeśli są, to może w zupełnie inny sposób niż dotychczas?
Eric Hobsbawm, angielski historyk, zauważył, że epoka, w której „intelektualiści stanowili publiczną twarz opozycji politycznej, należy już do przeszłości. […] W społeczeństwie zdominowanym przez nieustanną masową rozrywkę aktywiści poszukujący użytecznych rzeczników dobrych spraw wolą zwracać się do znanych aktorów lub muzyków rockowych aniżeli do intelektualistów […]. Żyjemy w nowej epoce, przynajmniej dopóki powszechny szum wyrażania siebie poprzez Facebook i egalitarne ideały internetu nie wywierają pełnego wpływu na scenę publiczną”.
Czy taka diagnoza jest słuszna? Intelektualista z pewnością nie traci odbiorców, ale ci ostatni mogą również wsłuchać się w kakofonię głosów innych, które można znaleźć i wyszukać w sieci. Intelektualista traci dziś więc część swojej funkcji przewodnika i selekcjonera, w ten sam sposób, w jaki dziennikarz traci swoją funkcję selekcjonera i regulatora czy też komentatora wiadomości. Dziś bowiem posługujemy się siecią w celu uzyskania informacji i ich weryfikacji. Z drugiej strony można powiedzieć, że z tego powodu właśnie dzisiaj bardziej potrzebny jest intelektualista, który jest w stanie uporządkować wielkie morze opinii i twierdzeń, które można znaleźć w sieci, dodając przy tym pewien stopień „refleksyjności” do bezpośrednich dialogów i wymiany opinii, które mają miejsce w internecie.
Intelektualista w dobie internetu staje więc przed drugim problemem, którym jest jego sposób wyrażania się. Jeśli wcześniej potrafił artykułować swoje myśli, wyjaśniać, wchodzić w szczegóły, to teraz musi „się streszczać”, być zwięzłym. To prowadzi do paradoksu. Im bardziej asertywna jest polityka (a jest ona bardzo asertywna w czasach tak zwanego „populizmu”), tym mniej wieszczy musi być styl intelektualisty. Jest to jednak sprzeczne ze stylem narzuconym przez medium, które preferuje zwięzłość i lapidarność, tak cenione w internecie. Chodzi o znalezienie punktu pośredniego, który pozwoli na wyrażenie myśli w sposób dostatecznie uzasadniony, i na przekazanie ich w sposób dostatecznie zwięzły.
Wszystko to wyjaśnia, dlaczego intelektualiści wciąż w niewielkim lub niedostatecznym stopniu korzystają z sieci, mimo jej ekspansywnej siły, w takim sensie, że pozwala ona dotrzeć do wielu ludzi, zwłaszcza do tych, którzy nie czytają gazet ani nie słuchają radia.
Problem polega więc na znalezieniu właściwej równowagi między starymi a nowymi mediami oraz starym a nowym językiem lub stylem. Intelektualista musi zatem znaleźć równowagę między mediami tradycyjnymi (gazety, radio, telewizja) a mediami współczesnymi (media społecznościowe i inne, które umożliwiają rozmowy many to many za pośrednictwem sieci). Musi także umieć dodać do „lekcji”, które są częścią jego pracy, „lekcje publiczne”, które są mu nieustannie potrzebne w związku z rozwojem festiwali (dotyczących historii, filozofii, komunikacji, ekonomii itd. – we Włoszech jest ich wiele), szkół nauk politycznych, prezentacji książek, inicjatyw kulturalnych gmin, klubów, stowarzyszeń, szkół średnich i innych instytucji edukacyjnych. Ta ostatnia działalność popycha intelektualistę w kierunku szerszej niż zwykle publiczności, która wymaga czegoś więcej i czegoś nowego od starego zadania nauczyciela: dawania wskazówek, wskazywania – często kreślenia! – przyszłości, a nie tylko analizowania teraźniejszości.
Trudniej jest połączyć wymaganą dzisiaj bezpośredniość, uproszczenie i natychmiastowość z konieczną „refleksyjnością” intelektualisty. Dziś, jeśli nie rozumuje on i nie pomaga rozumować innym, traci swoją rolę i po prostu zawodzi w spełnianiu swojej funkcji.
W dobie internetu pojawia się jednak kolejne zjawisko, które do tej pory nie zostało dostatecznie zbadane. Mam tu na myśli spontaniczny rozwój stowarzyszeń, szkół, klubów czy instytutów, które prowadzą szkolenia i debaty. U źródeł tego zjawiska leży z pewnością niedoskonałość krajowego systemu edukacji. Ale z drugiej strony obserwujemy też otwartość wytworzoną przez sieć, wzrost ciekawości i potrzeb kultury, a także większe nastawienie na dialog. Dzięki temu otwierają się duże przestrzenie dla intelektualistów, o czym świadczy obecność niektórych z nich podczas wielu tych inicjatyw.
Intelektualiści mogą mieć także inną, mniej szeroką publiczność – publiczność przestrzeni politycznej. Dzieje się tak, gdy stają się „doradcami księcia” lub są powoływani do pełnienia bezpośrednich ról publicznych, takich jak parlamentarzyści czy członkowie organów publicznych. We Włoszech najistotniejszymi przypadkami są „lewicowi niezależni” zwerbowani przez Partię Komunistyczną i intelektualiści, którzy towarzyszyli pierwszej fazie berlusconizmu od 1994 roku.
.Jak wobec tak wielkiej rozpiętości sprawy, kłopotów i dylematów wciąż wierzyć w to, że intelektualiści są nam nadal potrzebni? Oto powody, dla których niezbędne jest istnienie intelektualistów, ich zadania na dziś oraz kwestie priorytetowe.
Po pierwsze: pisanie w gazetach, wypowiadanie się w radiu czy telewizji jest kontynuacją nauczania, sposobem przemawiania do szerszej publiczności niż tylko studenci. Po drugie: zawsze narzekaliśmy na brak wiedzy ogółu społeczeństwa na temat mechanizmów instytucjonalnych czy mechanizmów rządzenia, co częściowo wynika z braku obecności kwestii instytucjonalnych w debacie publicznej. Ostatnio ubolewa się ponadto nad „agonią wiedzy” (jak nazwał to zjawisko Amerykanin Tom Nichols). Często odnotowuje się brak kultury obywatelskiej…
Intelektualiści jako uczeni są widzami tej rzeczywistości, ale też dlatego nie wolno im milczeć. Muszą zwracać uwagę na problemy moralne oraz wydarzenia społeczne i instytucjonalne, nie być więźniami własnych dyscyplin i poglądów, umieć wyrwać się z tradycyjnych praktyk i inicjować nowe. Po trzecie: rola profesorów uniwersyteckich jako public intellectuals albo public moralists jest częścią włoskiej tradycji (wystarczy pomyśleć o Francescu Saverio Nittim, Gaetano Salveminim, Vilfredo Pareto czy Luigim Einaudim). Właśnie wtedy, gdy lud jest błędnie nastawiony przeciwko elicie, członkowie elity muszą zabrać głos, nie po to, by pozostać więźniami opozycji, lecz by pokazać, że są w stanie zinterpretować społeczeństwo, w którym żyją (a więc i lud). Po czwarte: należy reagować na wyczerpywanie się predyspozycji do dialogu z powodu kryzysu dzisiejszych partii politycznych i nieograniczonej możliwości wypowiadania się w sieci przez każdego.
Co jest zadaniem intelektualistów i do czego mają nas pobudzać? Ważne jest, po pierwsze, aby ludzie zrozumieli, w świecie i w epoce pośpiechu i zamętu, metodę refleksji, która zmusza do rozważenia racji innych.
Po drugie, aby ujawnić i porównać problemy w skali globalnej, o ile to możliwe, a przynajmniej w skali europejskiej. „Ci, którzy jedynie widzieli Francję i studiowali kulturę i literaturę Francji, nigdy nie pojmą rewolucji francuskiej” – pisze Alexis de Tocqueville na pierwszych stronach książki Dawny ustrój i rewolucja (sam Alexis de Tocqueville, aby zrozumieć ustrój amerykański, pojechał do Stanów Zjednoczonych, studiował amerykańską demokrację i dopiero tam napisał książkę Demokracja w Ameryce). Po trzecie, aby zrozumieć, że historia jest istotna, że my też stanowimy naszą historię, że historia jest ważną częścią teraźniejszości, a pomysł wymazania jej z pamięci jest iluzją (i znów można podać przykład Tocqueville’a, który, by zrozumieć rewolucję, analizował ją i napisał książkę Dawny ustrój i rewolucja). Po czwarte, aby zawsze podsunąć coś więcej, zacytować fragment książki, polecić przeczytanie artykułu, zasugerować fragment klasycznego dzieła; przecież klasycy są rzadko czytani. Po piąte, aby wzbudzić „uzasadnione nadzieje” przeciwko panglossowskim optymistom i katastrofistom (o „uzasadnionych nadziejach” pisze Paolo Rossi, filozof i historyk nauki). Bobbio pisał o sobie, że jest „człowiekiem rozumu, a nie wiary”.
Intelektualiści muszą uczyć racjonalności i dialogu, a także dawać nadzieję na możliwą lepszą przyszłość, co nie oznacza mniejszej surowości wobec tego, co złe, i właśnie dlatego powinni widzieć przyszłość, która nie jest czarna.
Chciałbym wreszcie, aby intelektualiści wskazali, co pomaga zrozumieć obecny zwrot we Włoszech. Demokracja to nie tylko wybory, ale także podział władzy, ochrona wolności, przeciwstawne władze, dialektyka ludowo-elitarna (w terminologii dziewiętnastowiecznej; państwo realne – państwo prawa). Są to wnioski czołowych teoretyków demokracji, o których często się zapomina. Ponadto zwłaszcza na etapach przejściowych należy pamiętać o tym, że powszechne żądania sprawiedliwości i pozytywne prawa stanowią dwa bieguny. Dziś znajdujemy się w punkcie zwrotnym, w którym dwie siły polityczne, które dominowały na scenie przez ostatnie ćwierć wieku, schodzą na dalszy plan. Ten zwrot odbywa się bez aktywności sił opozycyjnych. Zwiększyła się zatem potrzeba tolerancji i umiaru. Parlament i rząd zmieniają pełnioną de facto rolę.
Wszystko to nie wiąże się z tym, co kiedyś nazywano „zaangażowaniem”. Intelektualista engagé to ten, który „rzucił się w wir polityki” lub przynajmniej jest z nią ideologicznie związany.
.Intelektualista cechuje się innym rodzajem zaangażowania, podsumowanym – jak już zauważono – przez znanego brytyjskiego intelektualistę Stephena Spendera w tytule jego książki Engaged in Writing. To dobry przykład: nie porzucać roli uczonego, lecz poszerzać ją, przyciągać szerszą publiczność, jeśli ma się coś do powiedzenia. To również wymaga zdolności do „wymyślania siebie na nowo”, by nie zawodzić w pełnieniu swojej funkcji.
Sabino Cassese
Tekst ukazał się w nr 37 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].