Prof. Andrzej Nowak o tym dlaczego Polacy pokonali Rosjan w 1920 r.

prof. Andrzej Nowak

Kluczowe znaczenie dla zwycięstwa miał duch bojowy, wysokie morale polskich oddziałów i determinacja połączona z dobrą organizacją. Żołnierze WP mieli poczucie, że bronią własnego domu, swoich rodzin – mówi historyk prof. Andrzej Nowak z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Akademii Nauk.

Znaczenie Bitwy Warszawskiej dla Europy

.Maciej Replewicz: Dlaczego Bitwa Warszawska, której kolejną rocznicę obecnie obchodzimy, jest ważna nie tylko dla Polski, ale całej Europy i świata?

Prof. Andrzej Nowak: 15 sierpnia obchodzimy nie tylko zwycięstwo polskich żołnierzy nad bolszewikami w kampanii 1920 r. i rocznicę polskiego zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej. Jest także drugi, istotny powód. Tego dnia definitywnie załamały się plany podboju całej ówczesnej Europy snute przez Włodzimierza Lenina i jego towarzyszy z biura politycznego partii bolszewickiej. Plany zakładały rozszerzenie ataku przez nasz kraj dalej na zachód i na południe – przez „trupa białej Polski”, jak głosił rozkaz dowódcy Frontu Zachodniego gen. Michaiła Tuchaczewskiego z 4 lipca 1920 roku. W korespondencji z 23 lipca, z Józefem Stalinem, który towarzyszył wtedy Frontowi Południowo-Zachodniemu, stojącemu już pod Lwowem, Lenin pisał także o rozwinięciu ofensywy na południe w kierunku Czechosłowacji, Węgier, Austrii oraz Rumunii. Planował podbój wszystkich tych krajów. Zarówno Lenin, jak i Stalin pisali o potrzebie dojścia armii bolszewickiej aż do Włoch. Z jednej strony ofensywa Frontu Zachodniego miała się przebić przez Polskę, a po jej pokonaniu dotrzeć do Berlina i zrewolucjonizować Niemcy; z drugiej – Front Południowo-Zachodni miał opanować całe południe kontynentu europejskiego. Takie były szczerze wyrażane ambicje bolszewickich przywódców pod koniec lipca 1920 r. To właśnie polscy żołnierze pokrzyżowali te plany i zablokowali ofensywę Armii Czerwonej nad Wisłą i pod Lwowem.

Co zadecydowało o polskim zwycięstwie nad bolszewikami?

.Jaki wpływ na zwycięstwo Wojska Polskiego miały nowe wówczas rodzaje broni – czołgi, lotnictwo oraz nowe rozwiązania technologiczne i metody walki m.in. dekryptaż bolszewickich meldunków nadawanych przez wojskowe radiostacje?

Kwestie techniczne miały znaczenie drugorzędne. W istocie to armia bolszewicka miała ogólną przewagę w sprzęcie pancernym i lotnictwie, choć zdarzało się, że na niektórych odcinkach frontu była ona po stronie polskiej. Bolszewicy przejęli ogromne ilości sprzętu z brytyjskich dostaw dla „białej” armii, którą pokonali na przełomie 1919/20 r. Dysponowali zdecydowanie większą liczbą czołgów i samolotów niż Polska. Skala wykorzystania tych nowych broni była wówczas jeszcze minimalna w porównaniu ze współczesnymi konfliktami zbrojnymi. Naturalnie powinniśmy pamiętać o osiągnięciach zaangażowaniu polskich oraz amerykańskich lotników-ochotników w podniebnych walkach w 1920 r. oraz odwadze polskich załóg czołgów. Pamiętajmy jednak, że lotnicy wykonywali wówczas przede wszystkim loty rozpoznawcze nad terytorium zajętym przez przeciwnika, bez porównania rzadziej niż obecnie wykonywano ataki na cele naziemne np. zgrupowania kawalerii, pociągi pancerne czy jednostki pływające nieprzyjaciela. Doceniam pracę polskich kryptologów w rozszyfrowywaniu sowieckich rozkazów – jednak w wojnie polsko-bolszewickiej bardziej niż nowe rodzaje broni i technologie decydował przede wszystkim czynnik ludzki, morale i determinacja żołnierzy. Dotyczyło to także pracy wywiadu, który pracował na zapleczu wroga za pomocą tradycyjnych metod. Zapominamy czasem o tej heroicznej i przynoszącej bezcenne informacje służbie wywiadowczej, jaką na zapleczu wroga pełniła Polska Organizacja Wojskowa (POW), której pomnik stoi przed budynkiem warszawskiej Zachęty. Warto podkreślić odwagę agentów-peowiaków i peowiaczek. Z narażeniem życia zbierali oni i przekazywali do polskiego dowództwa informacje. Wielu z nich zostało schwytanych i zamordowanych przez czekistów, jednak ich ryzykowna praca i rozpoznanie dyslokacji bolszewickich jednostek istotnie pomogło polskim sztabowcom w planowaniu operacji frontowych.

Morale polskich żołnierzy

.Kluczowe okazało się jednak morale polskich żołnierzy?

Największe, kluczowe dla zwycięstwa znaczenie miał duch bojowy polskich oddziałów, który nie załamał się, mimo sześcio-siedmiotygodniowego okresu wycofywania się na zachód. Trudno znaleźć inną armię, która po odwrocie na tak szerokim froncie, zachowałaby tak wysokie ogólne morale. Naturalnie zdarzały się przypadki dezercji, lecz zdecydowana większość oddziałów Wojska Polskiego zachowała wolę walki. Warto podkreślić autentyczny entuzjazm związany ze wstępowaniem do Armii Ochotniczej gen. Józefa Hallera. Świadczy o tym już sama liczba ochotników, którzy zgłosili się w ciągu kilkunastu dni – ponad 100 tysięcy. W sierpniu 1920 r. zdecydowana większość z milionowej wówczas armii polskiej chciała walczyć i bronić ojczyzny. Mieli poczucie, że bronią własnego domu, własnych rodzin, że walczą o ziemię, na której mieszkają ich siostry, matki, rodzice i dzieci. To właśnie determinacja połączona z dobrą organizacją była kluczowym czynnikiem. Pewną rolę odegrała także stała obecność grupy kilkuset francuskich oficerów łącznikowych. Nie była może znacząca liczbowo, lecz dodawała otuchy i budowała poczucie, że nie jesteśmy całkiem sami. Ogromne znaczenie miał także plan sztabowy gen. Rozwadowskiego, zaakceptowany i wykonany przez Naczelnego Wodza – Józefa Piłsudskiego. Znaczenie dla postaw polskich żołnierzy miały też wieści o zbrodniach popełnianych przez bolszewików na ludności cywilnej i jeńcach. To także motywowało polskich żołnierzy do walki, wzmagało ich determinację. Realia owych zbrodni możemy dziś poznać czytając choćby zapiski komisarza politycznego 1. Armii Konnej Budionnego, Izaaka Babla. To pouczająca i wstrząsająca lektura…

Informacje o zbrodniach bolszewickich docierały jednak do polskich żołnierzy jeszcze przed rozpoczęciem kontrofensywy. Polska propaganda wojenna umiejętnie wykorzystywała je do mobilizowania społeczeństwa do obrony, do walki o to, by uchronić swoich bliskich w domach przed takim losem, o jakim czytano w relacjach z Białegostoku, Grodna czy innych zajętych przez Armie Czerwoną miast.

Młodzi ochotnicy broniący Polski przed sowiecką nawałą

.W 1920 r. w mojej rodzinie od strony mamy bardzo młody człowiek w wieku 16 lat wstąpił jako ochotnik do Wojska Polskiego i poległ w walce. Wiemy, że takich młodych ochotników jak on były tysiące. Co powodowało ich determinację i wolę do wstępowania do armii? Mimo wieku wiedzieli, że na froncie mogą zginąć, i naprawdę ginęli…

Taka postawa cechowała całe pokolenie ówczesnej młodzieży. To także zasługa ich rodziców i nauczycieli, którzy wychowali tych młodych ludzi – i nie zatrzymali ich w domu, w momencie, gdy ci rwali się do walki. Ochotnicy we Lwowie w 1919 r. mieli po 12-16 lat. Najmłodszy ochotnik do formowanych w Krakowie Legionów, który w 1914 roku wymaszerował z Pierwszą Kadrową miał 14 lat. W 1920 r. zgłaszało się na ochotnika mnóstwo 16-17 latków. Przykładem ich heroizmu były choćby „polskie Termopile” pod Zadwórzem koło Lwowa. 17 sierpnia 1920 r. przez kilka godzin kilkuset głównie młodych ochotników zatrzymało tam na kilka godzin front Stalina i Budionnego. Zginęła większość z nich, poświęcili życie, by ocalić Lwów, swoje miasto i swoich bliskich. Młodzi lwowianie wykazali się bohaterstwem, co najmniej dwukrotnie: jesienią 1918 r. i właśnie latem 1920 r. pod Zadwórzem i w innych miejscach walki. Pod Warszawą takim samym symbolem stał się Ossów, kiedy 14 sierpnia batalion pułku piechoty Legii Akademickiej, z księdzem Ignacym Skorupką jako kapelanem, powstrzymywał atak czerwonoarmistów na przedpola polskiej stolicy.

Powszechnie krytykowano tzw. dekownictwo – uchylanie się zdolnych do walki osób przed wstąpieniem do wojska. Postawa „nie bronię ojczyzny, bo strach przed śmiercią jest większy” spotykała się ze społecznym potępieniem. Podam tu przykład Jarosława Iwaszkiewicza. W najbardziej dramatycznym momencie, w lipcu 1920 r., gdy bolszewicy podchodzili już do Warszawy, 26-letni wówczas pisarz bawił ze swoim uczniem na plaży nad Bałtykiem, a stamtąd próbował czmychnąć… do Zakopanego. Zgłosił się w końcu do służby, pod ostrą presją swojego patrona księcia Woronieckiego, u którego służył jako nauczyciel dzieci. Uczynił to jednak na tyle późno, by już w żadnych walkach nie wziąć udziału. Na pewno nie był to odosobniony przypadek, ale takie postawy określano jako naganne, wręcz paskudne.

Warto, dla kontrastu, pamiętać o postawie sportowców z klubów z całej Polski. W punktach werbunkowych i przed komisjami poborowymi Wojska Polskiego w 1920 r. zjawiały się całe drużyny piłkarskie czołowych klubów – Polonii, Legii, Warty, Cracovii, Wisły , a także sportowcy wielu innych dyscyplin, szermierze, wioślarze, bokserzy. Warszawski Klub Wioślarski oddał swoje łodzie na potrzeby obrony miasta przed bolszewikami. Nikt nie traktował sportu jako wymówki np. „piłka jest dla nas ważniejsza”, a przeciwnie – duch sportowego współzawodnictwa ochotników wpływał na ich życiowy wybór, więc sportowcy, obok innych zgłaszali się na ochotnika i walczyli na froncie o najważniejsze zwycięstwo: dla Polski.

Bitwa warszawska ocaliła niepodległość krajów Europy Środkowo-Wschodniej

.Na temat tego, iż bitwa warszawska ocaliła nie tylko Polskę, ale również pozostałe kraju Europy Środkowo-Wschodniej, gdyż w przypadku sowieckiego zwycięstwa i one utraciłyby niepodległość lub suwerenność, na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze prof. Andrzej NOWAK w tekście „Bez Bitwy Warszawskiej nie byłoby Czechosłowacji, Rumunii, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii, być może Austrii„. Jak twierdzi historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego., Lenin snuł plany eksportu rewolucji komunistycznej do Niemiec oraz Włoch, tym samym niepodległość wszystkich państw leżących na drodze do nich miała zostać podeptana przez bolszewickie zastępy.

„Oto, co pisał Lenin do Stalina 23 lipca: „także ja uważam, że należy w tej chwili pobudzić rewolucję we Włoszech. Uważam osobiście, że należy w tym celu zsowietyzować Węgry, a być może także Czechy i Rumunię”. Dlaczego była ta sugestia skierowana do Stalina? Otóż był on w tym momencie komisarzem, czyli politycznym nadzorcą Frontu Południowo-Zachodniego, który szedł nie na Warszawę, czyli na Berlin, ale na południe, na Lwów. Dlatego Lenin mówił Stalinowi o Włoszech, Rumunii i Węgrzech. Tam miał ruszyć Stalin po wzięciu Lwowa i Krakowa. Niemcami mieli zająć się Tuchaczewski i Unszlicht”.

„Stalin, który obiecywał w ciągu tygodnia zająć Lwów, następnego dnia odpowiadał Leninowi: „Teraz, kiedy mamy Komintern i pokonaną Polskę, i mniej czy bardziej przyzwoitą Armię Czerwoną, byłoby grzechem nie pobudzić rewolucji we Włoszech. Należy postawić kwestię organizacji powstania we Włoszech i w takich jeszcze nieokrzepłych państwach, jak Węgry, Czechy. Rumunię przyjdzie rozbić. Najkrócej mówiąc: trzeba podnieść kotwicę i puścić się w drogę, póki imperializm nie zdążył jako tako podreperować swojej rozwalającej się fury”. Towarzysz Stalin też miał barwny język, choć nie aż tak bardzo jak Lenin”.

„Celem była więc sowietyzacja całej w istocie Europy kontynentalnej. Do Londynu droga była jeszcze trochę za daleka, ale cała reszta Europy jawiła się w zasięgu ręki – jeśli tylko uda się zsowietyzować Warszawę. I to się nie udało! Na tym polega właśnie znaczenie Bitwy Warszawskiej, o którym tak często zapominamy. Ta bitwa uratowała wtedy naprawdę nie tylko niepodległość państwa na lat 20, nie tylko pozwoliła dojrzeć wspaniałej kulturze Polski niepodległej, a przede wszystkim temu wspaniałemu pokoleniu, najwspanialszemu w XX-wiecznej naszej historii – pokoleniu Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Tadeusza Gajcego, Karola Wojtyły… To zwycięstwo pozwoliło także przetrwać choć części Europy Środkowo-Wschodniej przez 20 lat bez niszczącego wpływu totalitarnego imperializmu z Moskwy. Bez niego nie byłoby Czechosłowacji, Rumunii, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii, być może również Austrii, może kolejnych, dalej położonych krajów. Wielka Brytania zgadzała się wówczas na sowietyzację Polski. Francji to nie odpowiadało, ale sama nie mogłaby skutecznie pomóc Polsce” – pisze prof. Andrzej NOWAK.

Przez „trupa białej Polski” do Berlina

.Na temat leninowskiego planu marszu na Zachód, który docelowo miał rozszerzyć ekspansję komunizmu w Europie aż po zachodnią granicę Niemiec, na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze prof. Andrzej NOWAK w tekście „1920 – polski »annus mirabilis«”. Autor zwraca również uwagę na to, iż Polska nierówny bój z sowieckim najeźdźcą musiała toczyć osamotniona.

„Na progu 1920 roku, kiedy bolszewicy wygrali już praktycznie wojnę domową, Piłsudski wiedział, że Lenin wróci do pomysłu marszu na zachód. I rzeczywiście, sztab Armii Czerwonej opracował w styczniu 1920 roku plan takiej wielkiej ofensywy, która miała rozbić Polskę. Od marca zaczęło się zbieranie sił do tego uderzenia, zaplanowanego na maj. Miał je wykonać Front Zachodni pod wodzą Michaiła Tuchaczewskiego”.

„Piłsudski uprzedził ten atak, kierując polską ofensywę na Kijów. W sojuszu z Petlurą miał pomóc odbudować niepodległą Ukrainę. Polskie wojska wkroczyły w maju do stolicy Ukrainy i przekazały ją rządowi ukraińskiemu. Plany Piłsudskiego zostały pokrzyżowane przez potężne uderzenie sowieckiego Frontu Zachodniego, które ruszyło przez Białoruś na Polskę, a także błyskawiczny atak Armii Konnej Siemiona Budionnego na południu. W czerwcu zaczął się szybki odwrót Wojska Polskiego pod ciosami wielokrotnie potężniejszej Armii Czerwonej. Prośba o pomoc, skierowana przez rząd polski do mocarstw zachodnich, spotkała się z absolutną wrogością ze strony brytyjskiego premiera Davida Lloyda George’a, który chciał w tym momencie porozumieć się jak najszybciej z Rosją Sowiecką i był gotów poświęcić dla tego celu Polskę (taki był sens podyktowanej przez niego 11 lipca tzw. noty Curzona). Premier Francji, Alexandre Millerand, ekssocjalista i przyjaciel z dawnych lat Piłsudskiego, chciał pomóc Polsce, ale bez Wielkiej Brytanii nie mógł zrobić nic więcej, jak tylko wysłać grupkę nowych specjalistów wojskowych do Warszawy, z gen. Maximem Weygandem na czele”.

„Polska musiała stawić czoła wielkiej ofensywie bolszewickiej praktycznie sama. Lenin nie chciał porozumienia z Wielką Brytanią. Chciał zanieść rewolucję do Berlina – przez „trupa białej Polski”, jak głosił rozkaz dla Frontu Zachodniego. Był przygotowany już drugi rząd sowiecki dla Polski, pod faktycznym kierownictwem Feliksa Dzierżyńskiego. Od strony Ukrainy szedł Front Południowo-Zachodni, który nadzorował politycznie sam Józef Stalin. Ten, w wymianie depesz z Leninem w końcu lipca, określił dalsze cele ofensywy Armii Czerwonej po rozbiciu Polski: sowietyzacja Czechosłowacji, Węgier, Austrii, Rumunii – aż do wzniecenia rewolucji we Włoszech” – pisze prof. Andrzej NOWAK

Cud nad Wisłą?

.Na temat błędnych i nieprecyzyjnych pojęć funkcjonujących w publicystyce historycznej, a często także literaturze naukowej, na temat wojny polsko-bolszewickiej – takich jak „wojna 1920 r.”, czy „cud nad Wisłą” – na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze prof. Mariusz WOŁOS w tekście „Skąd się wziął zwrot Cud nad Wisłą?„.

„Zacznijmy od tego, że wbrew stereotypom nie była to wcale „wojna 1920 roku”, ponieważ starcia między prącymi na zachód oddziałami Armii Czerwonej a Samoobroną Litwy i Białorusi rozpoczęły się jeszcze w końcu grudnia 1918 r. Niemal dokładnie w tym czasie Samoobrona stała się częścią integralną formowanego Wojska Polskiego”.

„Po drugie, nie była to również „wojna polsko-bolszewicka”, bo przeciwnikiem Polaków była Armia Czerwona – siła zbrojna sowieckiej Rosji i Ukrainy. Strona polska nie walczyła z partią bolszewicką, ale z państwami sowieckimi. Nie wszyscy krasnoarmiejcy byli bolszewikami. Nie brakowało wśród nich znanych dowódców rosyjskich z okresu pierwszej wojny światowej, jak choćby gen. Aleksiej Brusiłow. Po trzecie, nie była to też „wojna polsko-rosyjska”, bo brała w niej udział także sowiecka Ukraina, stanowiąca formalnie odrębne państwo i oddzielny podmiot na arenie międzynarodowej. Przedstawiciele sowieckiej Ukrainy byli obok reprezentantów sowieckiej Rosji sygnatariuszami traktatu pokojowego w Rydze”.

„Sformułowanie „Cud nad Wisłą” to już niemal czysta propaganda. Twórcą tego określenia jest Stanisław Stroński, zagorzały i zdeklarowany przeciwnik Józefa Piłsudskiego, publicysta prawicowy, do tego wybitny romanista z akademickim statusem. Modlił się on o „cud Wisły” jeszcze w przededniu najważniejszych starć. Nie był przy tym oryginalny. Jako osoba świetnie oczytana w prasie i literaturze francuskiej nawiązywał po prostu do „cudu Marny” we wrześniu 1914 r., który uratował Paryż, gdy Francuzom udało się odeprzeć oddziały niemieckie niemal na przedpolach swojej stolicy. Analogia była tu wyraźna” – pisze prof. Mariusz WOŁOS.

18. decydująca bitwa w historii

.Na temat 18. najbardziej przełomowej bitwy w historii świata, którą była bitwa warszawska, na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze Mariusz BŁASZCZAK w tekście „Osiemnasta decydująca bitwa w dziejach świata„.

„Gdyby bitwa pod Warszawą zakończyła się zwycięstwem bolszewików, nastąpiłby punkt zwrotny w dziejach Europy, nie ulega bowiem najmniejszej wątpliwości, iż z upadkiem Warszawy środkowa Europa stanęłaby otworem dla propagandy komunistycznej i dla sowieckiej inwazji”. Tak w 1920 roku Edgar Vincent D’Abernon, brytyjski dyplomata, członek Misji Międzysojuszniczej do Polski i świadek wojny polsko-bolszewickiej, pisał o decydującej bitwie w wojnie z bolszewikami – Bitwie Warszawskiej stoczonej w sierpniu 1920 roku, znanej jako Cud nad Wisłą. Bitwa, która była kulminacją zaciętych działań wojennych między odrodzoną po latach niewoli Rzecząpospolitą Polską a bolszewicką Rosją, ukształtowała losy Europy. Słowa przyszłego marszałka Związku Radzieckiego Michaiła Tuchaczewskiego – „Przez trupa białej Polski prowadzi droga ku ogólnoświatowej pożodze. Na naszych bagnetach przyniesiemy szczęście i pokój masom pracującym. Na zachód!” – na szczęście nigdy się nie ziściły. To dzięki bohaterskiej postawie żołnierza polskiego, olbrzymiej daninie krwi i wyrzeczeniom całego społeczeństwa, które dopiero co przeszło przez gehennę I wojny światowej, udało się zapewnić Europie spokój i bezpieczeństwo – przynajmniej do czasu, aż kolejny totalitarny reżim nie podniósł swojej głowy w Niemczech”.

.”Patrząc na dzisiejszą wojnę na Ukrainie, nie można nie zauważyć jej podobieństwa do konfliktu polsko-bolszewickiego. Mimo upływu ponad 100 lat jedno nie uległo zmianie – mianowicie: agresor. Wcześniej Polska skutecznie przeciwstawiła się Rosji bolszewickiej, a dziś Ukraina przeciwstawia się Rosji putinowskiej. W obydwu przypadkach zagrożenie ma to samo źródło. Imperium rosyjskie, bolszewicka Rosja, Związek Radziecki i dzisiejsza Federacja Rosyjska – każdy z tych reżimów dążył do imperialnej ekspansji kosztem zniewolenia innych narodów. Za każdym razem swoje barbarzyństwa Moskwa uzasadniała jako przeciwdziałanie (wyimaginowanemu) zagrożeniu. Swoje działania uzasadniała „bratnią pomocą”, „ochroną rdzennej ludności”, „jednoczeniem ziem etnicznych”. Kremlowscy propagandziści zapominają, że ZSRR – państwo komunistyczne – nie ustępował w swojej zbrodniczej działalności nazistom” – pisze Mariusz BŁASZCZAK.

PAP/Maciej Replewicz/WszystkoCoNajważniejsze/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 sierpnia 2023
Ryc. Fabien Clairefond